Dotknąłem palcem nosa z zamkniętymi oczami
myślałem że nie sprawi to żadnego problemu
ustać na jednej nodze zamknąć powieki i dotknąć czubka nosa
trzymając w drugiej dłoni kufel naważonego piwa
wstrzymując oddech by nie zachłysnąć się odmętami życia
Boczny wiatr zmienia równowagę w rozdygotaną galaretę
pokropioną szczypiącym octem doświadczania burzy
z kufla wylewa się piana złocistego nektaru ogłupienia
płuca rozrywa bezdech wyimaginowanej czystości
palec do nosa ? w oko palec łzawi los
Przyciąganie ma moc odwieczną to leżę
na bruku w kałuży wypocin burzy
Patrzę na nieba błękitne pola
chmury jak statki w tafli jeziora
i jestem sam z błękitem tym
błękit jest mną ja jestem nim
jestem jestem jestem jestem
pod powieką miłości nieskończoną rzeką
kto kazał stać na jednej nodze
wyznaczył cel nieznaczący więcej wiele
niż pusty kufel na mojej drodze
bezdech krzyczący w moim ciele
Z rynsztoka widać prawdę niezmienną
upadam po zrozumienie że niebo jest nade mną
Wykreowanie konwersacji wewnętrznych
To ważny element kreacji
Światopoglądu jak i
Własnego zdania
Rozmawiam ze sobą często
I skrycie
Nikt tego nie wie
Czasem nawet ja sam
Mówię rzeczy różne
Potwierdzam
Krzyczę i pytam
Zazwyczaj retorycznie
Bo któż odpowie?
Ja, czy ja?
Na to nie mogę odpowiedzieć
Odpowiedź zna tylko ja
I znam ją aż ja
I chyba nikt inny.
To ważny element kreacji
Światopoglądu jak i
Własnego zdania
Rozmawiam ze sobą często
I skrycie
Nikt tego nie wie
Czasem nawet ja sam
Mówię rzeczy różne
Potwierdzam
Krzyczę i pytam
Zazwyczaj retorycznie
Bo któż odpowie?
Ja, czy ja?
Na to nie mogę odpowiedzieć
Odpowiedź zna tylko ja
I znam ją aż ja
I chyba nikt inny.
Bez Ciebie jestem słaby
Bez Ciebie jestem głupi
Dla Ciebie kradnę gwiazdy
Dla Ciebie pragnę skrychy
I cóż mi z tej miłości
Co warta ma tęsknota
Gdy szepczesz mi do ucha
"Ja Ciebie nie pokocham"
Bez Ciebie jestem głupi
Dla Ciebie kradnę gwiazdy
Dla Ciebie pragnę skrychy
I cóż mi z tej miłości
Co warta ma tęsknota
Gdy szepczesz mi do ucha
"Ja Ciebie nie pokocham"
Żyć można w luksusach.
żyć da się o wodzie i chlebie.
Bez obaw,
twe życie skończy się w glebie.
Straszny las naprzeciw mnie.
Za plecami brama cmentarza.
Lecz twarz mi nie blednie.
Naprzód wyruszam z nadzieją,
że włócząc się po tym piekle,
odnajdę miejsce jak w niebie.
Witaj
Nazywam się ja
Bo jestem sobą
Mam swoje przekonania
Lecz można mnie przekonać
Myślę to i to
Nie wiem wielu rzeczy
Ale chociaż wiem kilka
Może trudno uwierzyć
Wiem jak ptak odlatuje
Wiem jak drzewo płonie
Wiem jak świat się obraca
Choć nie widzę wszystkiego
Łatwo powiedzieć – mówisz
Słowo lata wokoło
Odbijając się od ścian umysłu
Jak światło od czystego lustra
Nazywasz się ty
Bo jesteś tobą
Nie masz swoich przekonań
Lecz nie można cię przekonać
Żegnaj
Nazywam się ja
Bo jestem sobą
Mam swoje przekonania
Lecz można mnie przekonać
Myślę to i to
Nie wiem wielu rzeczy
Ale chociaż wiem kilka
Może trudno uwierzyć
Wiem jak ptak odlatuje
Wiem jak drzewo płonie
Wiem jak świat się obraca
Choć nie widzę wszystkiego
Łatwo powiedzieć – mówisz
Słowo lata wokoło
Odbijając się od ścian umysłu
Jak światło od czystego lustra
Nazywasz się ty
Bo jesteś tobą
Nie masz swoich przekonań
Lecz nie można cię przekonać
Żegnaj
Gdzie podziało się wczoraj?
Umknęło ci między palcami,
Rozsypało się na ziemię
Niczym niewidzialne ziarna piasku.
I jak to pozbierać?
Jak się pozbierać?
Kiedy tak ważne wczoraj nie zamienia się w dzisiaj,
Kiedy dzisiaj nie zamienia się w jutro
Za dużo czasu spędzasz wpatrując się w podłogę
W poszukiwaniu czegoś, czego już nie ma
Zamiast podnieść głowę
I stawić czoło wysokiej przyszłości
To niechęć, to strach
Wszystko to samo
Nie bój się zastanawiać;
„Myślisz, więc jesteś...”
Myślisz, że jesteś?
Umknęło ci między palcami,
Rozsypało się na ziemię
Niczym niewidzialne ziarna piasku.
I jak to pozbierać?
Jak się pozbierać?
Kiedy tak ważne wczoraj nie zamienia się w dzisiaj,
Kiedy dzisiaj nie zamienia się w jutro
Za dużo czasu spędzasz wpatrując się w podłogę
W poszukiwaniu czegoś, czego już nie ma
Zamiast podnieść głowę
I stawić czoło wysokiej przyszłości
To niechęć, to strach
Wszystko to samo
Nie bój się zastanawiać;
„Myślisz, więc jesteś...”
Myślisz, że jesteś?
Zbudowałem most
Między przyjemnością
A uczuciem beznadziei
Postawiłem pierwszy krok
I tak nie mogę przestać chodzić
Tym mostem pięknym
Widoki są wspaniałe
Z mostu przeklętego
Utknąłem gdzieś w środku
Zamiast być pewnym
I stąpać twardo
Jestem pomiędzy
Stoję nad rzeką
Nie mogąc się zdecydować
Na chociażby jedno
Słowo
Które opisze
Co naprawdę czuje
Bo być może
Już nie wiem
Kim jestem
Czy jestem inżynierem
Czy budowniczym
Czy tylko po prostu
Przechodniem.
Między przyjemnością
A uczuciem beznadziei
Postawiłem pierwszy krok
I tak nie mogę przestać chodzić
Tym mostem pięknym
Widoki są wspaniałe
Z mostu przeklętego
Utknąłem gdzieś w środku
Zamiast być pewnym
I stąpać twardo
Jestem pomiędzy
Stoję nad rzeką
Nie mogąc się zdecydować
Na chociażby jedno
Słowo
Które opisze
Co naprawdę czuje
Bo być może
Już nie wiem
Kim jestem
Czy jestem inżynierem
Czy budowniczym
Czy tylko po prostu
Przechodniem.
W mojej głowie
Ego ściga się z wadami
W tłoku niepojętym
Zalety próbują wyprzedzić niedoskonałości
Wspinając się na szczyty wyobraźni
Moje ciało
Rozczłonkowuje się będąc jednocześnie
Bardziej stałe niż zawsze
Staje się plastyczne przyjmując
Nieugiętą formę lub jej brak
Moje słowa
Brzmią niczym pustka
Która pochłania nawet
Najgłośniejszy z krzyków
Wypowiedziany skromnym szeptem
Nie słyszysz, że wołam?
Pustymi wyrazami
Nie czujesz, jak biję?
Dłońmi pozbawionymi palców
Nie rozumiesz, że myślę?
Nadając myślom moim bezkształtny wymiar
Zatem słuchaj mocniej,
Czuj intensywniej
I proszę,
Zrozum!
Ego ściga się z wadami
W tłoku niepojętym
Zalety próbują wyprzedzić niedoskonałości
Wspinając się na szczyty wyobraźni
Moje ciało
Rozczłonkowuje się będąc jednocześnie
Bardziej stałe niż zawsze
Staje się plastyczne przyjmując
Nieugiętą formę lub jej brak
Moje słowa
Brzmią niczym pustka
Która pochłania nawet
Najgłośniejszy z krzyków
Wypowiedziany skromnym szeptem
Nie słyszysz, że wołam?
Pustymi wyrazami
Nie czujesz, jak biję?
Dłońmi pozbawionymi palców
Nie rozumiesz, że myślę?
Nadając myślom moim bezkształtny wymiar
Zatem słuchaj mocniej,
Czuj intensywniej
I proszę,
Zrozum!
Ściślejsze ścisłości
Tworzą nieścisłości
A ściślej mówiąc
Ściskając serce ścisłowcom
Pogarszają ścisłe więzi
Nieścisłości z tego powstające
Aż stają ością w gardle
I przestają stawać się nieważnymi
Wystają za margines
Wzrastając do miana wagi państwowej
Wstają niby niespodziewanie jak poranne słońce
Żeby potem zajść i zastać zastój społeczeństwa
Nocą najściślej i stale
Wszystko wygląda spokojnie.
Tworzą nieścisłości
A ściślej mówiąc
Ściskając serce ścisłowcom
Pogarszają ścisłe więzi
Nieścisłości z tego powstające
Aż stają ością w gardle
I przestają stawać się nieważnymi
Wystają za margines
Wzrastając do miana wagi państwowej
Wstają niby niespodziewanie jak poranne słońce
Żeby potem zajść i zastać zastój społeczeństwa
Nocą najściślej i stale
Wszystko wygląda spokojnie.
Podnieś czasem głowę
Popatrz na to widowisko
Grane za darmo
Tysiące lat nad Tobą
Nie bój się marzyć
To takie niedostępne
A mimo wszystko
Także dla Ciebie
Zacznij się zastanawiać
Spróbuj dostrzec
To piękno wspaniałe
Wiszące tysiącem świateł.
Popatrz na to widowisko
Grane za darmo
Tysiące lat nad Tobą
Nie bój się marzyć
To takie niedostępne
A mimo wszystko
Także dla Ciebie
Zacznij się zastanawiać
Spróbuj dostrzec
To piękno wspaniałe
Wiszące tysiącem świateł.