bo Ponbucek go wezwał, bo mu go potrzeba.
Tu na ziemi pilnował górolskich dziecisków,
a teroz będzie robił na Boskim klepisku.
Hej! Zawołoł se smętnie, machnął skrzydełkami.
Toć czy mi tu źle było z tymi górolami.
Cym jo co złego zrobił i jakom mom wine,
co aże mnie wzywają w niebieskom dziedzine.
Hejze, Panie Ponbucku miejcie uważanie
i dejcie mi tu jakie łatwiuśkie zadanie.
A Ponbucek się ino uśmiechnął do niego
i pado. Ano widzis janielski kolego.
Dom ci nitke niebiańskom i igłę ze złota,
byś mi niebo pozszywał i troche połotoł,
bo przecie starusieńkie i mo swoje lata.
A wisi nad ludziami od początku świata.
I kożden swojom dziurke kce w nim wyrychtować,
aby se bez kontroli do nieba wlazować.
Święty Pieter powiado, że to nienormalnie,
by w niebie tylo ludzi było nielegalnie.
Ty se tu janiołecku popatrz i polatej.
Jak znajdzies jakom dziure to mi jom załatej.
A w szczególności popatrz hań koło poręby,
gdzie mi wchodzom do nieba jakieś srtaśne gęby.
Wzion janiołek narzędzia co mu Pan przeznacył
i polecioł zaruśko zabrać się do pracy.
Bez cały miesiąc latoł, cerowoł, obszywał.
Wesoło przy robocie zbójnickiego śpiwoł.
Wreście stanął, na niebo spojrzał naprawione
i po góralsku pedzioł „Niek to ślak – skońcone”.
Pod Giewontem ostawił maluśkom dziurecke.
A niech majom gorole ślebody troszecke.
To nikomu nie wadzi, nikogo nie boli.
Niech se tendyk gorole wchodzom bez kontroli.
I przyleciał Ponbucek. Spojrzoł na dziedzine,
i doł mu za robote nowom koszuline
Chociaż za tom dziurecke nerwowoł się trocha,
ale zaszyć nie kozoł, bo goroli kocha. HEJ!
Rozstanie wcale nie musi być na zawsze
rozstają się ptaki kiedy czują zimy znaki
Liść swoją gałąź opuszcza użyźnić ziemię
w korzenie sok jego wypłynie na wiosnę
pąk się urodzi witając słońca promienie
Sam wietrzny dmuchawiec wędrowny
gdy przestrzeń z losem unosi
do krain dotąd nie znanych jest siewcą
lecz ziemie o przychylność prosi
Gdy łąka paruje o świcie do nieba
w stanie skupień wolnych
zanosi nowe życie deszczem gdzieś ,gdzie ?
czeka po suszy garść kwiatów polnych
Odchodzisz do zmarszczek jesieni
zbierasz swoje wspomnienia
układając w serca szafie
ale dla duszy nic się nie zmienia
Pojemność mierzona stanem
Twojego
Boskiego skupienia
Stoi nade mną od początku każdego dnia
Patrzy wzrokiem kusiciela
Podstawia kieliszek, mówiąc "do dna!"
Całego mnie od środka rozdziera
Głosem bez przerwy jest w moich myślach wiodącym
Usuwa wszystkie bariery
Każe mi iść torem życia zatracającym
Nie wróży mi żadnej kariery
Sprawił że życie jest dla mnie jak więzienie
Picie bez przerwy to jest prison break
Odsuwam na bok ból i cierpienie
Lecz mimo wszystko wciąż jest mi źle
On dba o to bym o porażkach nie zapominał
Pogrąża mnie, zrzuca w dół
Mówi, że lekarstwem jest butelka wina
Sprawia że znowu zaufam mu
Zakrywa mi oczy, chustą złudzenia
Zatyka uszy, odcina od przyjaciół słów pomocy
Mówi, że nie mają nic do powiedzenia
Że pomoc jest tylko w jego mocy
Znowu mu wierzę, znowu robię co chce
Podstawia butelkę, mówi że mnie uwolni
Wypijam, wciąż czuję się źle
On mówi, że tak to już jest u niego w niewoli
Prison break wciąż bez powodzenia
Dalej siedzę w celi z napisem "życie" nad kratami
Ile mnie czeka tego jeszcze siedzenia?
Nikt nie może powiedzieć, to samo całymi latami
Ponownie do mnie przychodzi ze złymi intencjami
Pytam co teraz powinienem zrobić
On daje kolejne rzeczy, mami mnie mocnymi trunkami
Znów się mam nimi napoić!
Czy tak ma być? Bez szans na poprawę?
Stać już zawsze na krawędzi
Czy odzyskam jeszcze wiarę?
Czy skończę w odmętach nędzy?
On wciąż jest niewzruszony
Stoi ze swym strasznym wzrokiem
Krzyczę że chcę być uwolniony
On się tylko zbliża pewnym krokiem
Stanął obok, mocno chwycił, ból rozbudził
Czekał aż nie będę mógł wytrzymać
Gdy wyczekał to głosem złym przemówił
Który zaczął w myśli się wżynać
"To co dotąd ze mną miałeś, było dopiero prologiem...
Wiesz kim jestem? Twoim nałogiem "
...
Tracę nadzieje lecz rodzi się we mnie na nowo
wciąż mam nadzieje ,że zamienisz ze mną choć słowo
I chociaż wiem ,że powinienem już z tym skończyć
to coś mnie trzyma i nie mogę się z Tobą rozłączyć
To Ty ...
To Ty ... sprawiasz ,że wciąż trzymam się ,choć nie ma ze mną Cię
ja wiem , dopóki wierze... przegrany nie jestem
ja wiem , dopóki wierze...przegrany nie jestem
Lecz ja nie wierze w to ,że coś się zmieni
nie wierze ,że będziemy coś jeszcze z tego mieli
nie wierze ,że znajdziesz koło mnie się nagle
i wyjawisz mi prawde...
i powiesz ,że chcesz być ze mną i tak po prostu zostaniesz...
myślę o Tobię dzień w dzień kochanie...
Już, już przechodzą mnie dreszcze - chodzi mi o świat cały.
Człowiek dodatkiem - lecz nie trwałym.
Nic trwać wiecznie nie może,
Jedno jest pewne - z Bogiem może,
Z nim będziemy drożsi ponad wszystko,
Żadne złoto, srebro nie poleci w niebiosa,
I nie kupimy chleba - tam będzie dosyt.
Rozmyślam to tak nad spaniem,
Że ja naprawdę z Panem, na wieki wieków amen?
Cóż, na mój organizm nie pojęte,
Obudzę się i znów będę miał dreszcze.
Przyszło mi sądzić, co będzie potem,
Jak przykryją mnie piaskiem pod świerszczy klepotem,
Pod słowiczym piskiem i pod nóżami waszymi,
Że ja już nigdy i nic? Nie doznam zachwytu?
Uścisku, całusów, uściśnięcia dłoni na przywitanie?
Zimny, gdzieś na dole zostanie?
Ważne by trwać i carpe diem na motto wprowadzić,
Bo nie wiesz Panie, proszę Pani co jutro się stanie lub wydarzy.
Kochaj, a jak kłócisz się to przebaczaj, TYLKO winnych winą obarczaj!
Oni też łapać chcą dzień. Życzę każdemu CARPE DIEM!
Choć to trudne, czasami nie do spełnienia, ale żałować można, więc nic do stracenia.
jest coś cennego do zabrania.
Jam jest biedny - on bogaty.
Mój jest kredyt - sąsiad spłaci.