Będę mówił zdaniami, nie powieścią bo w rwącej rzece słów naszych burz nie widzisz przeszkód. Ty zabijesz milczeniem, a ja pochowam gadaniem magie nie zrobionych gestów - na wyciągnięcie palców.
Widziałem podium tam gdzie już nie zobaczę mety ? I choć o sobie wole mówić tchórz a nie kretyn, choćbym wbił w siebie nóż i patrzył jak się męczysz to wiem, że jak nie ja to już nic się tu nie zmieni.
Chcemy słuchać braw, gdy jesteśmy siebie pewni i zatykać uszy kiedy wszystko nam się pieprzy. Samotnie znosić ból, by nie przestawać wierzyć, by co stworzyliśmy razem było nieskazitelnym.
Gdy będę odchodzić nie czekaj, aż przyjdę ale Ty przyjdź do mnie już wcześniej bądź chwyć mnie za rękę (bym się nie bała) i przeprowadź na drugi brzeg gdzie słońce pachnie wiosną, a ziemia – niebem, tam skąd pochodzi Miłość. Zapukam do jej serca, napiję się fiołkowej herbaty, takiej jak zawsze
– z Miłości –
fiołki na grobie nawet się uśmiechają do tych co przychodzą, co jeszcze zostali, co nie odeszli, ale czekają aż przyjdziesz
Do zebry rzekła zebra przegryzając trawę. Poczekaj kochaniutka, mam do ciebie sprawę. Pominę świeżą wodę i smaczne jedzenie. Zastanawia mnie, jakie mamy umaszczenie.
Ja widzisz kochaniutka, kiedy wstaję rano, i mam znowu dylemat, trawa albo siano, w międzyczasie w domysłach swych gubię się cała. Bo nie wiem czy ja czarna jestem, czy też biała.
Gdy czarne paski widzę budząc się o świcie, to myślę czarna jestem i czarne me życie. Lecz kiedy licząc paski zacznę od białego, uważam żem jest biała, i dość mam już tego
ciągłego dylematu, ciągłej niepewności. Chciałabym żyć w spokoju do późnej starości. Wychować swoje dzieci na porządne zebry i dać im wykształcenie, nie posłać na żebry.
Wiele zwierząt pytałam o jakąś opinię. Pytałam nosorożce i słonie i świnie, guźce, głuszce, barany, sarny i jelenie. Ale każdy mi rzucał zajęty jedzeniem,
że to nie jego „broszka” i że „robię wiochę”, a jestem trochę czarna i też biała trochę. I tylko jeden stary gołąb daltonista, powiedział „Jesteś żółta, sprawa oczywista”.
Bardzo śmieszną opinię miałam od bociana, że moje umaszczenie to „popaskowana”. Ale tak może o mnie i o moich dzieciach mówić ktoś niepoważny, kto z Polski przyleciał.
Tu druga zebra rzekła grzejąc plecy w słońcu. Może lwa zapytajmy. Jest tu królem w końcu. I rzekł lew, co w pobliżu dziwnie się wałęsał. „Dla mnie kolor nieważny, ważna świeżość mięsa.”
Poranny powiew dzikiej ekstazy , mieszanka zmysłów cicho wieja w dal, widzisz kołyskę dzieciństwo to przeszłość , wspólny plac zabaw , szaleństwo i całusy w policzek , takie było życie , strach cichutko szepcze do serca , ono natychmiast dostaje tętna , wciąż ciężar te same myśli , czy zdołasz jeszcze obudzić wszystkich , odejdzie to tak postanowione , jak w jednym filmie kości zostały rzucone ,.
...z przymrużonymi oczyma duszy oglądam świat tysiąca iskier rozżarzonych czyjąś pamięcią Zimny marmur jesiennej zadumy przypomina o bliskich nieobecnych odeszli ? Dokąd ? Do zakamarków pamięci i wspomnień ? raczej do innej przestrzeni której subtelną wibrację wyczuwam w orzeźwiającym podmuchu wiatru szeleszczących ostatnich pożółkłych liściach w gwiazdach mruczeniu kota w rozwiązanej sznurówce Czuję ich w każdym wdechu i wydechu który był ich oddechem Kiedy na ziemi płaczą bo kogoś żegnają w niebiosach się radują bo go witają Nikt nie odchodzi ani za szybko ani za późno jest tu tyle ile trzeba nie za długo nie za krótko to nasze chcenie wywołuje żal i tęsknotę Nikt się tu przypadkiem nie znalazł trzeba go tylko wysłuchać bo ma nam coś do przekazania do doświadczenia i pozwolić w milczeniu odejść Zebrać dla siebie wszystko co wzbogaca i choć czasem zły to nauczyciel wysłuchać jutro można go już nie spotkać Czasami musi ktoś odejść żeby został zrozumiany Oddzieleni mgłą innej rzeczywistości która jest o krok Ale nikt nigdy nie znika na zawsze, odchodzi z naszego Tu w wieczne tam i czeka bo chce powiedzieć kiedy się znowu spotkamy A nie mówiłem ...
Zadumana stoję nad grobem rodziców, Pełno kwiatów leży na płycie, i palą się znicze. Jak to dawno było, ile dni, nocy lat przeminęło, jak się wspólnie przeżyło. Ile razy zegar wybijał swe tony, aż stanął zniecierpliwiony. Trudno jest zliczyć, bo to niemożliwe. Czy umysł mi stanął ? Czy mam pustkę w głowie. Patrzę i stoję.... Pochylone postacie zapalają znicze cicho szepczą................... Ten dzień - ŚWIĘTEM DLA ZMARŁYCH JEST. Błądzą moje myśli, to tam jestem, to tu. Chodzę między rzędami i zapalam znicze. Me serce pamięta tych co śpią i zadrży. Lecz Ci, co tu leżą, spokojni już są, Bo ich domu nie zakłóci nikt, nawet wróg.
Kto wpatruje się w twój obraz, czy to oczy bestii, czy bazyliszka ? Nie to zwykła modliszka, co wygląda jak zepsuta kiszka.
Byłeś w okowach lęku, czy namawiano cię do klęku, czy do jęku. Czy siadał ci na kolana, śmiał się i mówił : " witam szanownego pana" Czym cię chciał zauroczyć, czy miał świdrowate oczy ? Czy może, nie zauważył, że ty już nie jesteś, jak te CZERWONE MAKI , które niegdyś wyglądały jak pokraki. A teraz stoją DUMNIE I PEWNIE, bo mają swe ramiona mocne jak te ptaki podniebne i nie dadzą się wsadzić do tej paki, w której nie ma wyjścia, a nadają się na raki. Teraz ja ty groźny typie, utopię cię i wrzucę do zsypu, tam będzie ci wygodnie, gdy rój much latać będzie wokoło i będziesz wyglądał pięknie w tej topieli, a ci co darzyli cię szacunkiem wyrzucą razem z podarunkiem, jaki miałeś przygotowany, gdy wstępowałeś w cudze bramy A deficyt jaki był wyleciał jak z komina dym, rozniósł się w różne strony tam, gdzie siedziały znane wrony, które budowały z elementów, takie struktury, aby zapchać swoje dziury.
I nie będziesz groził mi szubiennicą , jak byś miał źródło z mennicą.
A ci, co w tym pomagali i teatr budowali chwały się nie doczekali, bo z tej chciwości rozum postradali. A krzywdzić się Ja NIE POZWOLĘ, i nie oddam w niczyją niewolę. Złe wspomnienia będą zawsze szły za tobą, a ostatnie tchnienie, będzie dla cię wygodą.
"Idź do diabła" powiedział Anioł do Anioła Ten nie myśląc długo poszedł Stanął pod drzwiami puka woła Kto pałęta się o tej porze spać nie daje otwiera diabeł drzwi zdziwiony Anioł ? O mój Boże Co sprowadza w progi tak zacnego brata nie ma już u was z kim pogadać proszę czym chata bogata Wszedł Gabryjel na imię tak mu dano po rozbłysku wielkim z wielu świętych imion właśnie to wybrano Przejdź proszę usiądź wygodnie na sofie lecz najpierw otrzep pył złoty bo sprzątać go niewygodnie Kawa, herbata ? Ptasiego mleka nie ma tu w piekle głos rozciągając przewlekle Wody napił bym się w gardle zaschło klima tu słabo działa i światło jakoś przygasło Z Ojca jednego jesteśmy chodź matki różne chowały moją matką jest miłość twoją kłótnia i zwady Do rzeczy diabeł rzecze stawiając na stole szklankę kryształowej cieczy mów zatem i wzrokiem bada białą Anielską firankę No właśnie po co tu przychodzę ? Nie wiem ? Bliski ktoś kazał odwiedzić ciebie Diabeł podrapał się w czoło zaskoczony tymi słowy chyba tam na górze słonko za mocno grzeje albo palą ciągle rajskie mocne zioło Co powiedział ów przyjaciel zacny gdybyś powtórzył te słowa co do litery jednej jak przebiegała rozmowa? Gabryjel zmieszał się okropnie . A poszło o kulę ognia com rzucił ją pochopnie Bo kolej moja nie była wygrać koniecznie chciałem z Michałem Burzowe kręgle rozstawił lecz nigdy w nie nie grałem No i...co dalej...słucham było ? zawraca mi gitarę jakąś śmieszną pierdziłą Więc...machnął Michał ręką i zrobił dziwny gest a "idź do diabła Gabrielu " rzekł , hop hop i Gabriel u ciebie jest
Uśmiechnął się Lucek pod wąsem szczęśliwy że w górze tam mowa jego zasiana sięgnęła rajskich bram
Zatem przekaż Michałowi Gabrielu choć schowani jesteśmy każdy za własnym światem Ten co z aureolą chadza bywa czasem mym bliskim Bratem