Potrzebowałbym tysiąc oczu
żeby obejrzeć cały świat
potrzebowałbym tysiąc uszu
żeby wysłuchać cały świat
lecz chciałbym mieć takie serce
które umiałoby widzieć to
co widzą tysiąc oczu
które umiałoby słyszeć to
co słyszą tysiąc uszy...
Mrok obszył twoje serce
Zło padło już u twych stóp
Dobro boi się już podejść
Mrok obszył twoje serce
ludzie płaczą błagają
własna matka chce cię zabić
nawet szatan nie pomoże
Tutaj Wielki Jahwe nic nie wskóra
Mrok obszył twoje serce
Jesteś jednym z czterech
Czterech ostatecznych
nikt nie wie jak wyglądasz
zakryty za zasłoną mroku
podążasz na swoje żniwa ostateczne
Żniwa których tak się oni obawiają
Jeszcze nie czas na te żniwa
lecz ty czekasz
Obszyty mrokiem
Spadają z kasztanów liście
I kładą się mi pod nogi.
Czerwone,żółte, złociste...
To jesień wyrusza w drogę.
Ruszają z nią razem ptaki.
Już słychać ich pieśń rozstania.
Ten śpiew jest jakiś smutny taki
Bo smutnym jest pożegnanie...
Nocka dzisiaj całą noc nie spala.
Nocka dzisiaj całą noc płakała.
I na ranek łąki, drzewa, bez
Stały mokre od jej ciepłych łez.
A być może były to nie łzy?
Może w nocy padał deszcz wesoły?
Wcale nie, bo z nocnej ciepłej mgły
Gwiazdy uśmiechały się do dołu.
Więc dlaczego noc okryta łzami?
Wystraszyła się być może ciemnej drogi?
Może wędrowała gdzieś polami,
Zamoczyła w ciepłej rosie nogi?
Po co całą nockę noc płakała?
Nigdy nie poznamy po jej mowie.
Lecz słoneczko to będzie wiedziało,
Księżyc mu o wszystkim powie.
Jak szybko spłynęły te dni i godziny.
Żegnamy się teraz z gościnnym Lublinem.
To miasto zostanie mą gwiazdą poranną.
Bo tu zapoznałem się z Panią Dianą.
Lublin w swych myślach zachowam pociechą,
Jak pamięć o pięknym twoim uśmiechu.
Wiem, że nie został tu czas zmarnowany.
Będę wspominał o tobie Diano.
Tak chciałbym zatrzymać ten czas, te godziny...
Ty jutro odlecisz do swej Argentyny.
A dzisiaj żegnamy już kraj ukochany.
Wspominaj ten wieczór, miła Diano.
Lublin, lipiec 1990 r.
Są słowa niczym białe róże.
Są słodkie niczym miód.
A inne niczym błękit nieba
W słoneczny ciepły dzień.
Lecz są też słowa zimne jak ten lód,
Jak żądło żmii.
Ostre z mocnym jadem.
Te słowa - strzały w duszę
Jak niewidzialny
Czarnobyla strzał...
Stała tam przy latarni
ubrana w czarne rajstopy
w czerwoną jak krew sukienkę
w bluzkę czarną jak ziemia
na nogach szpilki czerwone
Stoi i patrzy na przechodzących ludzi
matka z dzieckiem która krzyczy
przeszedł kloszard głodny pewnie
jakaś para zakochana
W kocu przeszedł facet młody
i on poczuł ją jako jedyny
Spojrzał na jej gładkie nogi
potem uniósł oczy wyżej
i popatrzył się jej w oczy
Dostrzegł jednak tylko pustkę
Beznamiętność , niewzruszenie
Chce już podejść lecz się waha
w końcu idzie w swoją drogę
Ona się uśmiecha, poprawia sukienkę
Wtem pojawia się zło którego tak nie chcę
Staje przed nią Pan lucyfer
mówi szybko lecz spokojnie
umrzeć pora moja droga
Miłość to nie twoja działka
Ranić tylko ty potrafisz
będziesz moją wiec od dzisiaj
I to ja będę twoim Panem
Jedynym Panem
Blask jej oczu pięknych bije w tej ciemności
Ruchy gładkie przebijają mrok świata piekieł
Włosy powiewają i uwodzą każdego który je zobaczy
Piękno w najczystszej postaci w niej
Piekło już się uchyla przed nią
Niebo jej już nienawidzi
Wysuwa lekko nogę
Pokazujesz udo
Odchyla delikatnie włosy
Świat jest pogrążony w pięknie
Lecz nic nie dorówna jej
Jej boskiej nogi która niejednego już zgubiła
Lecz są którzy się nie boja i podchodzą
To niej i widzą nie demona czy anioła
Widzą coś nadzwyczajnego coś czego opis tu nie odda
Popatrz na jej piękno oczy
Potem spójrz na piękne glany
I wiedz jedno było warto ją zobaczyć
Mimo ze twa dusza może zostać na zawsze przeklęta
Lecz zawsze przed oczyma będziesz mieć ją
Tą mroczną piękność.
Tak trudno umierać
gdy życie docenionym zostało
trochę zbyt późno
myślami lotnymi ogarnięte
palą się oczy od łez
bo śmierć puka do drzwi
serca młodego w koszmarnej samotności
próba ucieczki podjęta
płuca w pośpiechu wyplute
syczą martwe elementy
zostaje tylko drobny pył
dusza ulatuje w niebiosa
głośne jęki chwilami urywane
tak trudno umierać
gdy oczy od złości wypalone
nie zobaczyły nigdy miłości.
- M.J.
Chciałabym być aniołem, Panie,
lecz szatan zbyt często mnie kusi,
wysyła złośliwe stworzenie jak Ewie,
bym upadła jak wrak człowieka.
Próbuję unikać tych przeszkód,
które są największymi słabościami,
gdyż nie chcę więcej zaniedbań,
nie chcę płakać w boleściach.
Dziękuję dziś Tobie, Panie,
bo dzięki Twojej czujnej dłoni,
niejednokrotnie wstałam z upadku,
nie zraniłam się cierniami okrutnego życia.
Pozwól mi żyć tyle,
ile będę potrzebna światu,
ile on będzie mi tlenem,
ile ognisko miłości nie zgaśnie.
- M.J.