Za to że stworzyłeś
żyrafę wyższą niż szafę
zebrę dla filozofów
ślimaka bezdomnego
słonia muzykalnego-jazzowego
bociana w krótkich spodenkach
kawkę czarną
i
kruka białego
psa z kotem i myszą nie do pary
dziękuję Ci Boże
bo to wszystko
wierzyć w Ciebie mi pomoże.
I co z tego że tak patrzysz
dotknij mnie
nie spojrzeniem
ale dłonią chcę poczuć Cię
można marzyć
z wyobraźni pierś wypręża się
pocałuję ciebie mocno
tak jak lubisz
wiesz
i wybuchniesz
eksplodujesz
i rozkoszy wydasz dźwięk
i co z tego że tak patrzysz
chodź
połączmy się.
Czym jest cierpienie?
płaczem
lub bólem
kłującym sercem
brakiem nadziei
a nic z miłośći
i nienawiści
a nic z rozpaczy
oczu bez łez
gdzie są źrenice?
gdzie jest krew?
A jednak wiara jest
i nadzieja
z małej litery pisane
lecz
wprost od Boga więc
niezłamane
i wieczne są
na tak
na nie
nie zgubią się.
Kiedyś czas mnie gonił
teraz mi ucieka
na chwilę tylko
wyrywam się z klatki
czasoprzestrzeni
by spotkać ciebie
wenus z milo
w męskim wydaniu
podaj mi dłoń.
Pomalowałeś mój świat
jak jesień każdy dzień
nowy liść nowy kolor ma
oddech twój
twoich ust pocałunków gra
dotyk twój
deszczu łza do obmycia ran
każdy szept
tak plastycznie zmienia kształt
i spojrzenie
niech trwa.
Utracona kropla deszczu
susza
pory deszczowej nie nadszedł czas
katamaran odpłynął
i pozostał sam wiatr
każdy dzień kolejna łza
by zmyć kurz
oczyścić twarz.
Słońce i księżyc
jak paciorki różańca
w nich jest wielka tajemnica
cud
i rozmowa tam
w alei gwiazd
czas spotkania
od godziny do godziny
czas poznania
od radości aż po ból
nów i pełnia
świadek łez.
Tak pójść przed siebie
hen
daleko gdzieś
w manowce
i spojrzeć gdzieś
na dno
mulistej rzeki
krew
i w nozdrza wciągnąć woń
zapachu rosy
sennej
i kochać się
ze słońcem
do nocy ciemnej.