doskonały garncarz

 

naczynia w dłoniach powstawały
obróbce z niepewnością się poddawały
garncarz zajęcie miał już w neolicie
pracę swą wykonywał znakomicie

 

dzbanek nie zawsze miał minę wesołą,
bo doświadczenia nie były jego wolą
czasami życie wielokrotnie tracił
w ten sposób za doskonałość płacił

 

świat dzisiaj nie ma czasu na lepienie z gliny
w posiadaniu majątku znajduje podwaliny
doskonałość kupić można za pieniądze
do tego doprowadziły ludzkie żądze

 

naczynia współczesne pięknie wyglądają
smutne, że nic z dłoni garncarza w sobie nie mają

 

gdy odejdziesz z tego świata

Kiedyś odejdziesz z tego świata


Najwyższego nie będzie interesowało,


że byłaś bogata


On nie spojrzy na Twoją figurę,


nie zapyta o domu kubaturę,


marka samochodu nie będzie miała znaczenia


nie zrobisz sobie makijażu na do widzenia.


Niestety na ziemię nie wrócisz z powrotem,


nie ma stamtąd przylotu żadnym samolotem.


Przyjdzie spojrzeć Stworzycielowi w oczy,


Jego miłość na pewno Cię zaskoczy.


Bóg zada jedno pytanie:


co zrobiłaś z moim Synem, kochanie?

niedziela

niedziela


wolne od wszystkiego


wszystkiego pracowitego


dzień poświęcony Najwyższemu


Najwyższemu Jedynemu Sprawiedliwemu


odwiedzić wypada kościół


kościół budynek ponad inne


w murach nie ma


Wiecznego Niezmiennego Dobrego


odwiedzić trzeba kościół


kościół Ciało


Cierpliwego


zbudowane na skale


jednomyślnie działające


działające z Miłością

 

nie z innej planety

Niepełnosprawni, chorzy i ubodzy

dla Stworzyciela są tak samo drodzy,


nie są z innej planety,

nie trzeba w tej sprawie wypełniać ankiety.


Przyszło im żyć obok pychy i nic nie widzenia,

ciągle szukają tajnego miejsca schronienia.


Miliony ludzi po świecie chodzą - smutne,

że się nawzajem nie obchodzą.


Człowiek dla człowieka wilkiem się staje

nienawiścią często ziaje.


Nie tak świat został stworzony

Wszechojciec przechadza się zasmucony.

tylko tak

Wiele zamysłów w sercu ludzkim znalazło schronienie
jednak Doskonały Architekt zmienia je niepostrzeżenie.


Uśmiecha się przy tym radośnie:
tylko tak Twoja wiara wzrośnie.


Nie mam upodobania w śmierci grzesznika
i na krzyżu pokonałem napastnika.


Nie zależy mi na biedzie, wojnie czy upadku,
brak mi radości w nieszczęśliwym przypadku.


Dobre myśli o Was w sercu mam
i od poczęcia każdego człowieka znam.


Stworzyłem świat idealnie,
ale nie chcieliście żyć nienagannie.


Kocham Was moi mili,
nie czekajcie ani chwili,
zapraszam z radościami i smutkami
podpisał - Bóg z aniołami.

Ten moment

Nastąpił ten moment
Jesteś szczęśliwy
Znów czujesz że żyjesz
Znów uśmiech prawdziwy

I wszystkie twe troski
Hen uleciały
Na nowo żywot
Prowadzisz wspaniały

I czujesz ten zapach
Wiśnie kwitnące
Pachną jak kwiatki
Wieczorem na łące

Gdy z kolegami
Latem biegałeś
Bo wtedy beztrosko
Problemów nie miałeś

I tak odpoczywasz
-Szczęśliwy
Wygrałeś w boju
I słyszysz głos księdza
- nad sobą
"Spoczywaj w spokoju"


Amen.


Mam dość.


Mam dość.

A dość ma mnie.

Czuję je w całym ciele ,
Wgryzło mi się w każdą kość.

Nie znam się na medycynie,
Nie chce sam znów sobie przeczyć,
Że jest dobrze.
Nie wiem,
Powiedz,
Czym i jak to mam wyleczyć?

Po co liczyć znów na ciebie?
Sam receptę znajdę sobie!
Może będę z tobą w niebie,
Kiedy już to w końcu zrobię.


Już znalazłem!
Weź do dłoni!
i mi przyłóż,

Wprost.

Do skroni.







Miejsce w hierarchii

Myliła życie z wyobraźnią

co kiepski teatr przypominało

wyzierały smętnie spod powiek

ból i rozczarowanie

 

jej życie to przypadek

beznadziejny

produkt skrzywionego mózgu

pytała pustego pokoju

 

pełne zdumionego wyrzutu

spojrzenie z lustra

przesłaniał obłoczek

niedowierzania sobie

 

a wszech obecna martwa natura

potęgowała uczucie niesmaku

rodził się bunt i rzucał słowa gorzkie

co obrażały uszy niebo milczało.

 

 

 

 

 

 

​_

Z wizytą...

Odwiedził mnie Księżyc

miał podarunek

tęsknotę

 

obiecał spełnienie

kłamczuch

dziś spotkany milczy

 

a Venus puszcza oczko

marzycielka

z drugiej strony lustra

 

miłość własna nie oszuka.

Żyła naprawdę...?

Dotarła tu a dokąd

z tego miejsca

jest jak samotny obłok

płynący po niebie

 

życie toczyło między

wierszami i na marginesach

tkliwe współczucie

żywi dla siebie

 

nareszcie dom

spokojna przystań

poluzował mentalny

pas bezpieczeństwa

 

ale dusza wydana na

łup gorzkich refleksji

czyż pojawił się na koniec

wyższy wymiar postrzegania?

 

Bezradność

Lalki stare niemodne

snują po korytarzach

świat o nich

zapomniał

 

jedna bez ręki

druga nogi

trzeciej

zapadło się oko

 

straszą

niegdyś błyszczały świeżością

cieszyły

dziś nieme pogodzone z losem.

Tęsknoty

Gdzie te grusze

co na miedzach rosły

gdzie żniwiarze z kosami

i śpiewy radosne

co niosły polami

wieczorami

gdzie lata młodzieńcze

i wite wieńce z polnej koniczyny

co zdobiły włosy dziewczyny

gdzie lata odpłynęły

za którą górą skryły

rzeki je poniosły

morza zabrały

w głębinach uwięziły

gdzie ta miłość

co stroiła uśmiechy

gdzie tamto życie

gdzie…?

Z gwiazdami w drogę

Nie sprostała wymogom czasu

mały kobiecina

z podrzędnej mieściny

 

gwiazdy na drogę dostała

dokąd zawiodą

 

jeszcze jeden krok

mały kroczek

i spotkają się

za zakrętem

 

potem

 

krótka wzmianka

w prasie

nasza ukochana…

odeszła na wieczność.

Pierwszy

Spójrz
im w oczy
Stań przed lustrem
Poczuj umysł swój w niewoli


Wejdź
w głąb myśli
Stocz tam walkę
I ją przegraj znów powoli

Chwyć
za duszę
Już nie swoją
I bez swojej też już woli

Usłysz
strzały
Zobacz wnętrze
Niech już więcej cię nie boli

Przepaść

Stoisz nad przepaścią
Liczysz wdechy
Liczysz czas
Liczysz na siebie

Stoisz nad przepaścią
Na głowie masz koronę
Ciężka, żeliwną
Która ciąży

Stoisz nad przepaścią
Czekasz na powiew
Aby się unieść
Lub spaść

Stoisz nad przepaścią
W głowie same najlepsze decyzje
Ale nie są Twoje
Nie możesz się zdecydować

Stoisz nad przepaścią
Liczysz że ktoś Ci poda linę
Do dłoni,
Na szyję.

Gra o życie

Siedzę na tronie
Insygnia władzy
A w ręku broń
Muszę się jakoś obronić 
jak mam strzelić w głowę
Sobie.

Czy mogę się zrzec tronu?
I korony?

Oddam im wszystko,
moje stroje
I nakrycie
Nastroje instrument
Gotowy do gry

Gry o życie.

Jałowe życie

Śpiewem ubłaga

modlitwą skusi

duszę czystą

 

zimny umysł

znużony własną cnotą

rozkosznie drwi z rozsądku

 

przemóc beznadziejność

co niczym gangrena

toczy ciało

 

a sentymentalne frazesy

o przymiotach duszy

grają komedie.

SPŁONĄŁBYM

 

Spłonąłbym gdybym Cię nie miał O Ukochana !
Spłonąłbym z niemocy, rozpaczy,
Serce moje rozpadłoby się jak meteor na kawałeczki,
Wszechogarniające przyszłyby Smuteczki,
Tak koloruje Twe Serce Wspaniałe,
i Wspomnienie ... i Wspomnienie - Ciebie;
To już nic nie da !
To co opisuje spłonęło, odeszło
Jak w przegranej bitwie
Amor rozłączył mnie od twego łuku i Serca
Boleśnie - poczułem smak Piekła ,
stłuczonej Goryczy,
Ja płonę jak zwiędnięty kwiat na zakurzonym parapecie,
i wołający o kilka kropel wody rześkiej.
Rozkruszyłaś mnie, choć po czasie dłuższym
sklejony jestem, i już z swą tarczą idę do przodu.
Miłości już nie skleję - zamarzło śmiertelnie uczucie
wymordowane , zwierzęco przez Hieny Losu rozszarpane !
Tylko Wena się w tym wierszu zrodziła,
I śmierci Miłości z żałobą ponownie gest smutny
ponownie uczyniła.
Usycham z Tęsknoty jak to Serce kalane,biczowane, i Kwiat
pełen zwiędłego Szczęścia na Pustyni Rzeczywistości bogaty.
Nie było nam dane być razem Miła, swe Szczęście spisuję na straty ! ;(
Choć Rzeczywistość okrutną się stała, moja Duszyczka o Tobie
nigdy nie zapomniała !

Miłość nie

Słona woda przed oczami
prosta miłość jak cep
wali w łeb
i zalewasz się łzami

To prawda ?

Jesteś marzeń złudzeniem

późno przybywasz

niosąc ze sobą pogodę

odzianą promieniami

miłości i tęsknoty

 

ach ty niespokojna

dręczysz zasadami

wypada czy nie

 

tobie już nic nie przeszkadza

w biegu do mety

 

a za nią znikają światy

gasną uczucia

gwiazd nie ma tylko

wieczne mroki spowite pustką

nicość prawdą jest…?