Jeśli Wiesz Co Czuję

Minęło wystarczająco czasu
w samotności
Moje myśli uciekły z lasów
do radości
Te przeżycia, serca bicia
Wyszły na ukochaną prostą
I jeśli wiesz co czuję
Odpowiesz mi: "wolność"

Widziałem najmniejszy gest
twoich kłamstw
Zasiałem w nich kilka łez
larwę prawd
Te wichry, czy ucichły?
Znikają jak chłód wiosną
I jeśli wiesz co czuję
Weź głęboki wdech

 

Dla mej ulgi wykrzyczę każdy tren !
Dla tej ulgi zabiorę każdy tlen !
Twoje ręce, moje serce
Zacisnełaś je w kamienną pięść !
Dla mej ulgi - weź głęboki wdech

 

...
...

 

Czułem dramat,
który przebił nawet nas
Wylana farba,
zakryła zapłakaną twarz
Lecz nie ukryje mego charakteru !

 

Nie zabierze mej ręki od życia steru !
Nie powstrzyma mnie już żaden ból !
Nie straszny mi dziś żaden trud !
Nie pokonają już żadne okropności !
Nie poczuję już nigdy samotności !

 

Dla mej ulgi wykrzyczę każdy TREN !
Dla tej ulgi zabiorę każdy TLEN !
Twoje RĘCE, moje SERCE
Zacisnełaś je w kamienną PIĘŚĆ !
Dla mej ulgi - weź głęboki wdech...
Wolność ! - weź głęboki wdech...

 

Wolność ! - weź głęboki wdech...

Wyprawa do Harthecolum

„Wyprawa do Harthecolum”

Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”

 

Wpływam do Krainy Świątyni Wężowego Grodu

Dowodze jednym z pięciu statków

Jestem z braćmi naszego rodu

 

W uszach głosy, niepokój napełnia

Gdzieś wiatr wieje

Woda w burte uderza

 

Zrzucamy łodzie , płyniemy

Prastara rodzina Massali w wiekach trwająca

Marsylia w kwiatach Francji rosnąca

 

Przeszliśmy do obserwacji

Francja , Anglia,Hiszpania,Mediolan,Wenecja

Pięć ekspedycji papieskich nacji

 

Las…Ogrom wśród drzew

Majestat… zapomniana puszcza

Sędziwy Gryf….

 

A za nim … Ruina

Wojów Węży capitulum

To ta Kraina

Starożytne Harthecolum.

 

oprawa muzyczna i graficzna na moim kanale youtbe

https://youtu.be/eHPkDFccqS4

 

 

 

Krollord Gdynia lipiec 2018

Legenda

                                                               

„Legenda”

z cyklu "Świątynia Węzowego Grodu"

 

Płacz matek w Mrocznym Lesie

Śmierć i strach wiatr z echem niesie

 

Wężowa Królowa… ofiarę złożyła

Ratując Królestwo… Aldora wskrzesiła

 

Ten Siewca Zniszczenia Ją oszukał, chaos stąpił na ziemie

Harthecolum – miasto …. Zniszczył jego dzieje

 

Nic Duszy pozostała

Królowa Quinaqua przegrała

 

Kartagina w blasku oręża

Wtargnęła w sam środek Krainy Węża

Nikogo nie oszczędzili

Ludności rzez urządzili

 

Skarby zrabowali

Jednak przed wypłynięciem

Aldora z hordą zastali

 

Po Wężowych Wojach zostały kości

Teraz na grabieżców przyszła kolej

Kartagińczykom wyrywał wnętrzności

Bez litości.

 

Quinaqua do Świątyni Wężowego Grodu uciekła

Tam jeszcze raz z boginią Kanaką pakt zawarła

Aldora czeluść pochłonęła

 Królowa umarła….

Królową Potępionych się stała

Wiedźma wśród ruin ofiary żądała

 

Ci którzy pamiętali , złoto przynosili

Lecz ona krwi łaknęła

by na chwile wrócić … do czasów… do wspomnienia

 

Tak kraina kwitnąca

Legendą została

Śmiercią i krwią pachnąca

Na ponad 1000 lat w zwojach spisana.

 

Krollord

Gdynia , kwiecień 2018

interpretacja muzyczna i graficzna na moim kanale

youtube https://youtu.be/U3V058ltLyM

Niczym głosy proroków

Polityczni neandertalczycy

usprawiedliwiają przed sobą

niezdarnie sklecone słowa co

niczym brzęk mordowanych umysłów

 

drażni oczy nie jeden

ponury profil

i powolna erozja zmysłów

kalkulować strat nie ma komu

 

zaś tamtemu nie podoba to

co sam mówi a nutka histerii

współgra z parodią uśmiechu

na zniecierpliwionej twarzy

 

uwiera własna głupota...

Naiwność zadaje ból

Wiatr porwał krzyk

rozszalałe emocje

niczym pijany gniew

paraliżują

 

proste skromne serce

porzucone dla

świecidełka

 

puste spojrzenie

wymierza sobie karę

 

drażni szept w głowie

- jesteś winna

 

rusztowanie gotowe

kat czeka

pora na szafot

serce gotowe?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Moja Przyjaźń

Muskają mnie płatki Skrzydeł Anioła

Delikatnym Tonem Pocieszenia

Ocierają wrażliwe Łzy z mej Twarzy

Podnoszą mnie Twoje słowa na Duchu

Choć wystarczy że Jesteś

Tak Po Prostu

 

W bezinteresownym momencie

Byłaś, Jesteś, Będziesz

Zapalam Tobie w Podzięce

Kolorowe Szaty mych Ubrań Duszy mojej pozłacanych

niespotykanej Wdzięczności

 

Zmywasz mi z mej Twarzy Cierpienia, Problemy

Oczyszczasz swymi kroplami rosy

z swego aksamitnego Serca przynosząc mi Ulgę

Z Tobą jak ptak jestem ten lekki, i jak ten Orzeł Mocny

Rozwijasz mi ponownie Radość jak dywan Zieleni Nadziei,

I odganiasz złe wiatry, i siły złych mocy, słabości, goryczy

 

Muskasz mnie Pocieszeniem, Dotykiem Aniele Wspaniały

Jesteś jak Cichy, Piękny Anioł, który zawsze jak zapominam jak latać

podtrzymuje mnie, i dodaje mi skrzydeł

Muskasz mnie swą Dobrocią ?, nie pozwalasz bym zatonął

w bagnie okropnego smutku.

Wynosisz mnie na powierzchnię Radości ?

I choć trawa, i Przyroda bledła by wokoło

Ja z Tobą Moja Prawdziwa Przyjaciółko zawsze mam wesoło ! ?

 

 Dziękuję…

Za wszystko !

 

Gdzie w człowieku brakuje człowieka

Wczoraj,
o niemal identycznej porze,
w niemal identycznym miejscu,
pamiętam - powietrze pachniało bzem,
a ludzie szeptali romantycznie.
Dziś już,
choć data miejsca zachowana,
widzę - niebo płacze deszczem,
a zgrzyty zębów i łamanych serc słychać na drugim końcu miasta.

Dobry Boże!
Spójrz tylko!
Cóż za wachlarz człowieczeństwa.

Gdzie w człowieku brakuje człowieka.

Grzech nie ma imienia zaś różne wcielenia

Nie wybaczą gdy zobaczą

uśmiech na twarzy

serce szczęśliwe drażni

karać gotowi

 

szabelką ciach

i głowa spada

równość panowie i panie

równość kroczy.

Instynkt zawiódł

Posępny dźwięk zegara

drażni

wybuch wściekłości

całkiem przyjemny

 

żyła wyobraźnią życia

choć argumenty błędu

mocno stukały

w naiwność

 

mizerna ambicja

przeniknęła serce

radość życia

przestała istnieć.

Pora

Już czas się skończył

Dla niektórych panów,

którzy jeszcze uważają się, 

za twórców i ułanów.

Lecz już nie dadzą rady- drepcą w miejscu

szukają zwady i poklasku wśród

     ludzkiego sumienia

     lubią być widziani, 

    ,jak to niegdyś było

GDY SIĘ  SWOJE GNIAZDO WIŁO.

    No, cóż i pora ma swoje wymogi,

ODEJDŹ  - jak nie jesteś  już tak drogi

      i przeszłość rzuć pod nogi,

Wszak wiesz, że  WIOSNA daje nadzieje,

Bo otwierają  się inne, nowe dzieje.

 A  ZIMA zastoje przynosi i sen błogi wnosi.

     TAK WIĘC ZANIM SIĄDZIESZ  NA RUMAKA

      ZASTANÓW  SIĘ, BO PORA DLA CIĘ 

         NIE JEST JUŻ    T A A K A .....

Złośliwość losu

Pijany szczęściem

poczuciem własnej potęgi

był bogiem

o naiwności tyleż

co rozumu

 

okrucieństwo trzeźwości

wbiło szpadę

z uśmiechem Mefisto

szczera zbrodnia

 

mały nie zawsze

dużym zostaje.

Znalezione gdzieś

I tak oto nowe rodzi się życie.

 

Szara myszka

Jędzą nie była

szanowała życie

kochała pracowała

sumienie u konfesjonału

oczyszczała

z pokuty duszy i ciała

nauki pobierała

a i tak niewiele od losu

dostała

mijały dni miesiące

płynęły lata

wszystko na próżno

niczym jej życie

nie wyróżnia.

 

 

 

 

 

 

 

 

W OGNIU RADOŚCI

 

Na horyzoncie

choć jeszcze niewyraźny

W pięknej palecie barw

miłosnej, słodkoźródlany

Falujący do góry Marzeń

Przyspiesza, i przyspiesza

Wieje niewidzialny

Położyłem się na jego płaszczu Szczęścia

Okryty, całuję jego usta -

Jakbym chodził leciutko

po jego aksamitnej twarzy

Rozpalony -, odpoczywam

W nocnym zmroku z pochodniami

Wije się do mnie jak dobry pożyteczny ślimak

 

Klepsydra czasu staje się różowa

A moja mina z nią ogniami radości

Wysoko w wyżyny uradowana powstaje.

Tyle czasu , barw wydarzeń

znów czekałem

Rozpalony w ogniu Radości, -

przeniosłem się w Kosmos Szczęścia

I wyjeżdżam jak w pięknym śnie

w ogniu Radości,

Trzymając w dłoni swego Losu AMULET

tego co dla mnie teraz najpiękniejsze ! 

Nieszczęsna apostrofa do Naiwności

O naiwności!- Me utrapienie.

Czemuż taka niewinna i straszna zarazem,

Dobrze wiesz, że nie będę z nią razem.

A Ty- romantyków zguba, złudne dajesz marzenie.

 

Serce me!- niczym kwiat róży, gorejące,

Bez Ciebie życie 'niestety' niemożliwe,

Jednak przez Ciebie gorzkie i dotkliwe,

Sił mi oszczędź! Wszak ciało i dusza gorące, jako barwne pustynne słońce.

 

Niewiasto!- Serca mego klucz,

Twe barwne lica, lśniące, cudowne włosy,

Ust twych dźwięk, chóru anielskiego głosy,

Rembrandt'cie!- Przykład Ci daję! Ty mnie cudne kobiety malować ucz.

 

Ach! Jak Batszeba w kąpieli- piękna, urokliwa,

Wyjaśnij mi malarzu, twórco wspaniały,

Ile te męki i cierpienia będą trwały,

Kiedy za tę miłość nieszczęsną dojdzie kresu ta kara straszliwa.

 

Cierpienia młodego Pustelnika

Mickiewiczu! Gdy to dzieło przeczytałem po raz pierwy,

Istoty tego dramatu nie zrozumiałem,

Lecz i ja w miłosnym cierpieniu się zabłąkałem,

 Uczucie do niej duszę mą pali i szarpie za nerwy,

 

Dziewiąta godzina- miłość i uczucia,

Mówił o teorii "bliźniaczych dusz",

Po śmierci razem, lecz za życia nędzny kurz,

Jej drugim rodzajem zgniję, młody, bez obycia,

 

Dziesiąta godzina- świeca zgasła,

Rozpacz odrzuca marzenia w cień szkaradny,

Już się mną bawić nie będziesz, "puchu marny",

Na emocje się targam, wtem Bóg anioła nasłał,

 

Jedenasta godzina- czas przestrogi,

Niech znikną frasunki, proszę o pokutę,

Lecz jej nie będzie, serce na ziemi zakute,

Znikłeś, zniknę i ja..Gustawie mój drogi.

Skrzydlate lica

Rozwijam skrzydła każdego poranka.

W zdumiewającej toni rozbłyskujące lica.

Patrzą na mnie.

Cienko szepcząc, to nie ja.

 

Wołają i w zdumieniu mym patrzą na nieboskłon od strony Ziemskiej.

Widzą skrzydlate niebo Aniołów.

Co po nieboskłonie pędzą i krzyczą: Chodź.

Teraźniejszością się zachwycając.

 

Po niebie fruną jak nieziemskie stworzenia.

Jak nieba ptaszyny.

Co zdumiewające lice widzą.

Krzyczą: Chodź. Bo już nie wiedzą.

 

Rozbłyskujące grzmoty po nieboskłonie.

Tamci już uciekli.

Błysku grzmoty co dotykają Ziemi.

Doskonale się czując.

 

Trendy co Ziemskie w niezliczonej toni.

Odbłyskujące dalej lica.

W tradycji swojej widziane i widniejące na ziemskiej tafli wody.

Widzą Anioły latające.

 

Jeden z nich owinięty w kłębek skrzydeł.

Uchronił się jednak przed grzmotem rozbłyskującym.

Ziemskie Anielice co po ziemi stąpające w zdumieniu swoim.

Bo ten wielki co licami swoimi widniał na tafli wody.

 

Widział, słyszał i w zdumieniu swoim.

Uchronił się przed grzmotem.

Tym samym chroniąc Anioła owiniętego w kłębek swoich skrzydeł.

Lice jego ukazały władzę jego.

 

Że aż mógł wznieść się ponad obłoki.

Chroniąc tym samym żyje jego.

Anioł rozgoryczony, rozwinął swoje złote skrzydła.

Posypując miliardy złotych monet.

 

Facet widniejący na tafli wody.

Był jednym z nielicznych.

Widział ten cały spektakl w swym życiu.

I od tamtej pory był najszczęśliwszym i najbogatszym.

 

Facetem, który mógł widzieć.

Tylko to co nieliczni.

W końcu był w owym momencie nad wodą.

Co w swym sercu skrywał tego nikt nie zdołał się dowiedzieć.

Jestem milionerem

Jestem milionerem, zarabiam krocie.

W kieszeniach mam stówki, taki jest mój nawyk.

Co dziennie z kieszeni wypada stówka.

Pracuje po osiem godzin, w kieszeniach nie mam złota.

 

Ciągle słyszę przeciwko mnie będziesz biedny i niedorzeczny.

A ja widzę, że jestem miliarderem.

Nie ma w mych kieszeniach złota.

Wypadają ciągle przez różowe kieszenie.

 

Pracuję po osiem godzin i tak co dziennie.

Inwestuje, zbieram i się w mych marzeniach zamykam.

Do przodu tak brnę.

Ciągle mi brakuje ale się nie zmieniam.

 

Trzy, po pięć, dwa po dziesięć.

Jednak życie nie doskwiera mi.

Co słyszę tego nikt oprócz mnie nie wie.

Co widzę, tego nikt nie widzi.

 

Puszczam strzały z telefonu, nic nie zmieni mnie.

Jestem miliarderem co po większej ilości godzin pracy.

Szczęśliwie wraca do domu.

Nie widzę tego co inni, widzę swoje przeznaczenie.

 

Jestem w tym zanurzony.

I jakby tak wydać miliona mógł.

Trzeba by bo to życie nie dostatnie wiódł.

Zero kompromisów, zero natuzinowanego złota.

 

Bo to papierek miliarderek.

Fascynacje, kompromisy, złości i frustrację.

Miliarderek i zero sprzeczek.

Utajone mentalności w mej okrągłej głowie.

 

Reaktywacje co w życiu zmieniły mnie.

Uznania, miłości, przyjaźnie.

Zdumiewam się milionem.

Nie wydaję już tak jak kiedyś, by wieść życie niedostanie sponiewieram dużo, krocie.

 

Zbieram, zdumiewam, fascynuje się, widzę, słyszę i to nie boli mnie.

Trzynastego dnia w południe.

Gdy słońce świeci nad horyzontem zdarzeń.

Promienie odbłyskują, zmieniają tor.

 

Ja idę dalej tą samą drogą, jestem milionerem lub miliarderem.

Jedna wielka niewłaściwa.

Co swe kręgi zamyka.

Trzeba tak w kółko by nie popaść w desperackie brzemienia.

Intryguję mnie, znieważa mnie.

Pięć złotych monet.

Które rzucam podzielne do rzeki i studni, wypełnionych szczęściem.

Te szczęście wznosi mnie, przenika mnie.

 

Skrzydlate plecy co w niewiedzy.

Unoszą 8 godzin.

To skrzydła Anioła.

Mentalności już brakuje mi.

Pustynia

Złudzeni hipokryzją

i morałami

pojedynek ze sobą

padając na łup

gorzkich refleksji

 

pustynia egoizmu

unicestwia dobroć

pozory człowieka

na miarę bohatera

windują opryszki.

 

Wątpliwości

Skrywamy serca

bojąc ran

 

a prawda kłamstwu

z odsieczą przychodzi

czy uwypukla dramat

 

co wybrać

gdy prawda boli

a kłamstwo łagodzi

 

tylko łzy prawdziwe.