Cierpienia młodego Pustelnika

Mickiewiczu! Gdy to dzieło przeczytałem po raz pierwy,

Istoty tego dramatu nie zrozumiałem,

Lecz i ja w miłosnym cierpieniu się zabłąkałem,

 Uczucie do niej duszę mą pali i szarpie za nerwy,

 

Dziewiąta godzina- miłość i uczucia,

Mówił o teorii "bliźniaczych dusz",

Po śmierci razem, lecz za życia nędzny kurz,

Jej drugim rodzajem zgniję, młody, bez obycia,

 

Dziesiąta godzina- świeca zgasła,

Rozpacz odrzuca marzenia w cień szkaradny,

Już się mną bawić nie będziesz, "puchu marny",

Na emocje się targam, wtem Bóg anioła nasłał,

 

Jedenasta godzina- czas przestrogi,

Niech znikną frasunki, proszę o pokutę,

Lecz jej nie będzie, serce na ziemi zakute,

Znikłeś, zniknę i ja..Gustawie mój drogi.

Skrzydlate lica

Rozwijam skrzydła każdego poranka.

W zdumiewającej toni rozbłyskujące lica.

Patrzą na mnie.

Cienko szepcząc, to nie ja.

 

Wołają i w zdumieniu mym patrzą na nieboskłon od strony Ziemskiej.

Widzą skrzydlate niebo Aniołów.

Co po nieboskłonie pędzą i krzyczą: Chodź.

Teraźniejszością się zachwycając.

 

Po niebie fruną jak nieziemskie stworzenia.

Jak nieba ptaszyny.

Co zdumiewające lice widzą.

Krzyczą: Chodź. Bo już nie wiedzą.

 

Rozbłyskujące grzmoty po nieboskłonie.

Tamci już uciekli.

Błysku grzmoty co dotykają Ziemi.

Doskonale się czując.

 

Trendy co Ziemskie w niezliczonej toni.

Odbłyskujące dalej lica.

W tradycji swojej widziane i widniejące na ziemskiej tafli wody.

Widzą Anioły latające.

 

Jeden z nich owinięty w kłębek skrzydeł.

Uchronił się jednak przed grzmotem rozbłyskującym.

Ziemskie Anielice co po ziemi stąpające w zdumieniu swoim.

Bo ten wielki co licami swoimi widniał na tafli wody.

 

Widział, słyszał i w zdumieniu swoim.

Uchronił się przed grzmotem.

Tym samym chroniąc Anioła owiniętego w kłębek swoich skrzydeł.

Lice jego ukazały władzę jego.

 

Że aż mógł wznieść się ponad obłoki.

Chroniąc tym samym żyje jego.

Anioł rozgoryczony, rozwinął swoje złote skrzydła.

Posypując miliardy złotych monet.

 

Facet widniejący na tafli wody.

Był jednym z nielicznych.

Widział ten cały spektakl w swym życiu.

I od tamtej pory był najszczęśliwszym i najbogatszym.

 

Facetem, który mógł widzieć.

Tylko to co nieliczni.

W końcu był w owym momencie nad wodą.

Co w swym sercu skrywał tego nikt nie zdołał się dowiedzieć.

Jestem milionerem

Jestem milionerem, zarabiam krocie.

W kieszeniach mam stówki, taki jest mój nawyk.

Co dziennie z kieszeni wypada stówka.

Pracuje po osiem godzin, w kieszeniach nie mam złota.

 

Ciągle słyszę przeciwko mnie będziesz biedny i niedorzeczny.

A ja widzę, że jestem miliarderem.

Nie ma w mych kieszeniach złota.

Wypadają ciągle przez różowe kieszenie.

 

Pracuję po osiem godzin i tak co dziennie.

Inwestuje, zbieram i się w mych marzeniach zamykam.

Do przodu tak brnę.

Ciągle mi brakuje ale się nie zmieniam.

 

Trzy, po pięć, dwa po dziesięć.

Jednak życie nie doskwiera mi.

Co słyszę tego nikt oprócz mnie nie wie.

Co widzę, tego nikt nie widzi.

 

Puszczam strzały z telefonu, nic nie zmieni mnie.

Jestem miliarderem co po większej ilości godzin pracy.

Szczęśliwie wraca do domu.

Nie widzę tego co inni, widzę swoje przeznaczenie.

 

Jestem w tym zanurzony.

I jakby tak wydać miliona mógł.

Trzeba by bo to życie nie dostatnie wiódł.

Zero kompromisów, zero natuzinowanego złota.

 

Bo to papierek miliarderek.

Fascynacje, kompromisy, złości i frustrację.

Miliarderek i zero sprzeczek.

Utajone mentalności w mej okrągłej głowie.

 

Reaktywacje co w życiu zmieniły mnie.

Uznania, miłości, przyjaźnie.

Zdumiewam się milionem.

Nie wydaję już tak jak kiedyś, by wieść życie niedostanie sponiewieram dużo, krocie.

 

Zbieram, zdumiewam, fascynuje się, widzę, słyszę i to nie boli mnie.

Trzynastego dnia w południe.

Gdy słońce świeci nad horyzontem zdarzeń.

Promienie odbłyskują, zmieniają tor.

 

Ja idę dalej tą samą drogą, jestem milionerem lub miliarderem.

Jedna wielka niewłaściwa.

Co swe kręgi zamyka.

Trzeba tak w kółko by nie popaść w desperackie brzemienia.

Intryguję mnie, znieważa mnie.

Pięć złotych monet.

Które rzucam podzielne do rzeki i studni, wypełnionych szczęściem.

Te szczęście wznosi mnie, przenika mnie.

 

Skrzydlate plecy co w niewiedzy.

Unoszą 8 godzin.

To skrzydła Anioła.

Mentalności już brakuje mi.

Pustynia

Złudzeni hipokryzją

i morałami

pojedynek ze sobą

padając na łup

gorzkich refleksji

 

pustynia egoizmu

unicestwia dobroć

pozory człowieka

na miarę bohatera

windują opryszki.

 

Wątpliwości

Skrywamy serca

bojąc ran

 

a prawda kłamstwu

z odsieczą przychodzi

czy uwypukla dramat

 

co wybrać

gdy prawda boli

a kłamstwo łagodzi

 

tylko łzy prawdziwe.

Okowy miłości

Gdy spojrzenie niedyskrecją

a zewnętrzne powaby

płoszą przebłysk cnoty

w niełasce rozsądek

 

upokarzająca wrażliwość

obawa występku

oddaje cierpieniu

bezgraniczna duma

 

przewrót w duszy

rysuje oczom życie

pełne konwenansów

szablonową miłość.

 

Wstręt do własnych zalet

Namiętna miłość

czy dopełnienie obowiązku

nieskazitelność myśli

kłóci z pragnieniami

 

wstał księżyc a z nim

majaki wspomnień

nękały wrażliwość

na własne błędy.

Jest tylko ten.

Tyle jest narodów na świecie.

 Tyle języków obcych jest.

A ja znam tylko jeden, trochę zabrudzony

Ale czysty, bo ojczysty.

    CZY ZNASZ LI TEN KRAJ.

Jestem jak ten wędrowiec na tym globie

 W marzeniach wędruję sobie.

 Niekiedy spoglądam w tył, lecz coraz rzadziej

chwytam ten rytm.

Chcę się zapoznać z innym obrazem na tej ziemi,

 nie być pod presją ani rozkazem.

Chociaż błądzę czasem, lecz miłością do niego

oczarowana i czuję się spełniona i zadowolona,

bo coraz to inne znajduję podniety, 

które otwierają mi szerokie i fascynujące zalety.

    JEST TYLKO TEN  I ŻADEN INNY !!!!

      "   ZNASZ LI TEN KRAJ "

To poznaj go.

 

Nie można

Nie można każdego dnia

wracać do przeszłości, bo

można się zagubić w tej dawnej

 rzeczywistości, wspaniałości ?

    Pamiątki pozostaną, położę je na komodzie

     spojrzę na nie od czasu do czasu,

    to może sen mnie prędzej zmorzy.

    Przecież nimi nie będę ścieżek brukować,

    bo same potrafią sobie nową drogę

    życia budować.

    Przez pustynne tereny razem z wielbłądami

    nie będę chodziła z Nomadami.

Mój umysł nie jest pustynią,

 lecz pełną uroku wyżyną

 i dlatego pamiątki i wspomnienia

 umieszczę we właściwym okresie

 na najwyższej półce na tarasie.

    Tak się żyć nie da

    aby wspomnienia sięgały nieba.

   A  JEDNAK ??

 

Kabaret

Na słodko dziś przyprawiony

kabaret codziennych zmagań

ulga dla ucha

ale co z sercem

 

nie współgra rodzina

nic po niej

solo na scenie

widownia pusta.

Mundial 24.06.2018

Dzisiaj graj nasze orły !!!

Umysł otwarty mądrej kobry podpowiada.

    Mecz Polska -- Kolumbia 

to nie przelewki, nie zabawa.

Ta drużyna to zadatek,  walczyć trzeba !!

A ostatek da Wam szansę zobaczycie !

ORŁA LOTKI POSZYBUJĄ W SRODEK  BRAMKI

                PRZECIWNIKA.

     GOL  JEST, GOL JEST, GOL JEST

krzyczy z trybun tłum kibiców i nie tylko :

Wszyscy Polacy Patrioci biją brawo !!!!

   - KLAWO, KLAWO, KLAWO, KLAWO-

 Toczy się znowu piłka po murawie- siedzi w trawie.

     Za chwilę SĘDZIA koniec meczu ogłosi

    i drużyna polska o nic nie musi prosić.

CEL  OSIĄGNIĘTY - PRZECIWNIK DOSTAŁ W PIĘTĘ.

Skazana na przegraną

Rozliczy z życiem

co dało co zabrało

a piękno obiecało

słowa nie dotrzymało

 

kruszynka walczyła

miotając spojrzenia

zza łzawej kurtyny

 

wynik oczywisty

w starciu z kolosem.

 

Zasiedziałam się

Zasiedziałam się tak bardzo w jednym miejscu, że trudno by mi było pofrunąć  jak ten ptak, zatrzepotać skrzydłami i razem z innymi ptaszkami, polecieć w dal.

Na przygodę już za późno, odszedł już ten czas i szał, który prowadził mnie w dni marzeń, został tylko ślad  i żal.   Ale i żal się rozłoży, niczym płatki róż i zostaną  z dawnych 

marzeń, tylko senne mgiełki oczu łez i kurz.A kiedy z mgiełek, szal srebrzysty się ułoży, wspomnisz jeszcze, że ten okres dał ci wiele szczęśliwych szczęścia lat i zegar już nie 

 będzie  ci mierzył czas. Oddalona od wspomnień pór, z odwagą spojrzysz w promień słońca, a on ci przyniesie wieść  z krainy innego miesiąca.

Wszystko przeminęło, zostało tylko ECHO, które od czasu do czasu się odzywa, błądzi i niesie wieści z daleka, tam gdzie została powłoka falista jak rzeka. To się zwija, 

to prostuje, bo w takiej postaci się dobrze i wygodnie czuje.                Jeszcze powracam w myśli gęstwinę i przywołuję do pracy nie jedną dziecinę.

One spokojnie mi odpowiadają : nie rób sobie nic z tego jak cię nazywają, bo to są tylko słowa z palca wyssane, niepotrzebne i niekochane. Już nie kręcą mnie światła rampy

i sceny deski, już nie jestem oseskiem  i nie czekam na resztki, które podawano mi z pustego stołu, jakby to był makaron do rosołu.

 Już nic nie pomoże, ażeby mnie wcisnąć  między tych gości, co niegdyś grali w kabarecie w kości, a teraz zbliżają się do kraju nicości.  Trudno jest stąpać całą stopą

i nieść ze sobą laur, po kamienistej drodze, skoro niegdyś szło się po czerwonym dywanie i niosło na ołtarzu te twarze, które popularnością zachwycały

i wartością czarowały, lecz musiały odejść, bo się opatrzyły i zestarzały.   

                               Tak się niestety kończą sukcesy i sławy gorycze, bo po tych drogach kroczą ciemności  chichoty granice.

Cud miłości z cierpienia rodzi

Oszalała ze szczęścia

rozkoszy posiadania

triumf

pełen boskiego uroku

 

nieskazitelność uczuć

wzruszenia

sięgające szczytów

zawładnęły sercem

 

 

w niełasce rozum

a potem

gorzki powrót

przytomności.

Bohater na czele szwadronu

Bliżej zwycięstwa

królowie w natarciu

sukces ich bowiem

mali krew przelali

 

dyrygent fałszywym tonem

z uśmiechniętą maską

na czele orkiestry przegranych

mówił głosem apostoła

 

słuchali a nie usłyszeli

patrzyli a nie dostrzegli bo

błoto kałuży wcielenia uczciwej

obłudy bryznęło w oczy

 

po czym wyrzuty naiwności

srodze nękały smagając

biczem głupoty goniąc do roboty

świętować innym dane.

 

 

 

 

Mizerność

Nadmiar uwielbienia własnego

niepokoi owocami cuchnącymi

gorzką ironią

 

a trampolina do jutra ugina

pod ciężarem ubóstwa

myśli

 

oschły smutek na pustyni mierności

rani dostojność wewnętrznej

pustki.

TĘSKNOTA

Byłem u Ciebie, przyjacielu

sadziłem kwiaty w twym ogrodzie

podlewałem zeschnięte krzewy

 

Podnosiłem z kolan

pochylone bukszpany

 

Żółte forsycje skrapiałem

świeżą wodą

 

Widziałem spragnione trzmieliny

i tulipany ospałe

skłonione

zmęczone

stęsknione

 

A róże które sadziłeś

zdziczałe, nieszczęśliwe

jak mogłem, ratowałem

 

Gdzie byłeś wtedy, zapytam

twój ogród wołał ciebie

krzyczał z tęsknoty

gorąco:

wróć, do twego ogrodu

do swego domu

do swych dzieci

i wracaj też do mnie

czekam

Gdy przeszłość drwi

Zemsta dokonała

ofiara katem

sprawiedliwość jęczy

sumienie brzęczy

w sidła własne wpadły

 

liczne różańce

na szańcach głupoty

okopali słudzy

za grosze

 

a dobosze ulicami

prawdę głoszą

własną

dla innej szubienice.

Dramat serca

Miłość zadrwiła

rozkosznie smagając

ze zdwojonym chłodem

kpiąc z wrażliwości

 

tak jak jaśniała wprzódy

to popełniając tę zbrodnię

ohydą stała łamiąc

serce tkliwe.

Błysk

Żegnaj pączku miłości

kwiatu nie będzie

powiew obłudy

złamał młody pęd

 

niezręczne słówko

gasi błysk upojenia

przyspieszony oddech

traci impet…