Podkręcają ogrzewanie
żar narasta
wszystkich poparzy
i tych z twarzą
i tych w maskach
co wstydzą własnej
pieją koguty na grzędzie
kury gdaczą
a tamci sobaczą
pokrętła zabrali
co w oddali…
diabli nadali.
Podkręcają ogrzewanie
żar narasta
wszystkich poparzy
i tych z twarzą
i tych w maskach
co wstydzą własnej
pieją koguty na grzędzie
kury gdaczą
a tamci sobaczą
pokrętła zabrali
co w oddali…
diabli nadali.
Matko piekarska
śląskim dymem spowita
Patronko pracy
ciężkiej jak węgiel
módl się za nami
Zdrowaś Maryjo
prostą dobrocią zwyczajna
tak codzienna
że aż niewidoczna
módl się za nami
Zbudowały ptaki gniazdo
na drzewie wysoko
tam gdzie nie sięga oko
by w spokoju wychowywać pisklęta
ptak tata ptak mama
od samego rana
ciężko pracują
by maluchy nakarmić
dorosną wyfruną
za rok swoje gniazdo zbudują
po to dzieci rodzą przecież
by kolejne były dzieci
świat tak zbudowany
że bez taty i mamy
tylko morza i lasy szumiały
a życia nie dały.
Gdy chcesz...
Gdy mozesz...
Gdy potrafisz - odpowiesz..
Lecz nigdy nie wygrasz ze złem,
Z tym co intrygę pokazuje, co knuje i przekoloryzuje...
Kazdy z Nas swoje mniejsze - wieksze winy ma... lecz zycie takie figle pokazuje... ze czasem warto odpuscic...
Bo sie "zepsujesz"....
Ciśnienie wzrasta !
gdy sięgam myślą do przeszłości.
Chcę ją odrzucić !
Aby nie kaleczyła moich wnętrzności.
Stoisz na nogach ?
Stań na głowie !
Może ci rozum podpowie, a serce tyle odwagi doda,
ze odejdzie ta ozdoba- ciśnieniowa trwoga
i działać całkowicie przestanie,
bo inne będzie jej wirowanie , a przeszłość :
do przyszłości się nie przedostanie i zniknie
brzegów szarpanie.
NADZIEJA kołem zakręciła !!!!
I przeszłości zasięg odstawiła.
Niechaj po rozdrożach sobie uciech szuka,
dobra dla niej będzie to nauka.
Niezgrabnie dłonie
chwytają cień
zanurzają głębiej
by poczuć smak
dotyku pustki
a potem ten strach
co spada jak szkwał
niszcząca moc
ciągnie w dół
sypiąc na rany sól
nienazwane zło
dopada i drwi
poległaś już
choć nie wiesz
dlaczego ten cios.
Tam przy zbiegu ulic
mały sklepik
z poradami
za darmo
dla dam
bądź słodka rano
a dzień długi
radę dasz zadbać
o każdy kąt
wieczorem
uśmiech na twarz
o noc nie pytaj
bo i po co
przecież jak w dzień
tak i nocą.
Nie pytaj co ze mną
gdy w ręku nóż
kroisz chleb
patrząc w lustro
marna wymówka
że wiosna przyszła
gdy w sercu jeszcze
zima mocno trzyma
spod powieki łza
ukradkiem spływa
w talerz jeszcze pełny
apetyt uciekł
krzyczysz w twarz
lecą gromy z ust
coś ci to da
wierzysz w cud.
Pozbawieni wyższych wartości - ironizujemy świat.
Pozornie nadzy, przyodziani w kłamstwa.
Brudni od grzechów.
W jasnościach - nie widzimy swojego mroku,
Budujemy zaufanie na niestabilnych elementach.
Całe życie opieramy na przypadkach.
Jak mamy spostrzec złamane serce,
gdy nie widzimy nawet połamanych kości?
Dobrze gdy życie cieszy
i zbytnio nie spieszy
do jutra
co samo przyjdzie
lepsze może
a jeśli zostały dni szare
bo malarzowi z siną brodą
kolorów brakło
młodość wszystkie zabrała
bawiąc tęczą...
Nie chcę twoich słów
bo ranią.
Nie chcę twoich ust
bo kłamią.
Nie chcę twojego dotyku
bo parzy.
Nie chcę twoich oczu
bo kpią.
Nie chcę twoich rąk
zostawiają ślad.
Nie chcę twojej miłości
bo nie daje szczęścia.
Nie chcę ciebie całego
i zła twojego.
Zdrowaś Maryjo
ze wszystkich niewiast
najradośniejsza
Pan z Tobą
jest
i będzie po wiek wieków
nieskończonego Miłowania
Przybądź Duchu Stworzycielu
przyjdź z majowym wiatrem
Pięćdziesiątnicy
niechaj Twym Boskim Ogniem
rozpali się w nas nadzieja
Czasem warto czekać
i nie narzekać na los
że z impetem
poleciała na dno
tam też nauki pobrać można
i z ostrożna do góry piąć
choć sił brak
i masz dość
a tu jak na złość
pomocy znikąd
biedna ty
podnosisz się
i znów spadasz w dół
karuzela życia
kręci się.
Nadeszły Zielone świątki
powiało wiosennym wiatrem
i zstąpił Duch
Radosnym uwielbieniem
rozkwita młodzieńcza wiara
w miłosnym dotknięciu nieba
Och,
Mam tyle do powiedzenia, a wokół pusto
Nie mam przyjaciół, naprzeciwko lustro
Mam Tobie do powiedzenia ogrom spraw
Lecz Ty zawsze słuchasz tylko w snach
Mam Ci do powiedzenia każdą drobnostkę
Chcę Ci pokazać każdą moją cząstkę
Mam w głowie obraz Ciebie zasłuchanej
Lecz nie słuchasz, nie dla mnie rano wstajesz
Bo kiedyś słuchałem Ciebie, a Ty mnie
Dziś ja Ciebie słucham, a Ty nie
Bo kiedyś ja kochałem Ciebie, a Ty mnie
Dziś ja Ciebie kocham, a Ty nie
Och,
Nadal pamiętam jak "My" to była jedność
A teraz Tobie to już wszystko jedno
Nadal pamiętam o obietnicach Twoich ust
Dziś czuję z nich smutny milczenia chłód
Nadal jesteś motywacją do witania każde ranki
Mimo, że przez nas już były zbijane szklanki
Nadal jesteś moją drugą połówką, mimo że złamaną
Dlaczego ja dla Ciebie stałem się tylko raną?
Bo kiedyś słuchałem Ciebie, a Ty mnie
Dziś ja Ciebie słucham, a Ty nie
Bo kiedyś ja kochałem Ciebie, a Ty mnie
Dziś ja Ciebie kocham, a Ty nie
Nie wolno mi tego mówić,
więc piszę wiersze
Może nie chcesz mnie lubić,
więc odejdź wreszcie
Gdy obudzisz się bezemnie
Zaczniesz słuchać i wiem o tym
Ale ja już będę milczeć
Pochłonie mnie miłości narkotyk
No i powiedz serduszko, co tam u Ciebie?
Czy na Twoje złamanie spadło olśnienie?
A może jakaś cudowna odnowa - zbawienie?
A może nadal czujesz raniące złamanie?
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Zatrzymać jesienne deszcze
Wrogości w sobie nie mieszcze
Na słowo "zaufać" - dreszcze
No i powiedz serduszko, jak się czujesz?
Czy przez to złamanie się psujesz?
A może poprostu bez sensu cudujesz?
A może blizna nadal rośnie?
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Bez blizny chodzić po mieście
I to życie poczuć wreszcie
Oczyścić się i serce - nareszcie
Słońce nad mój dom przynosi świt
Przeżyć upadek to żaden wstyd
Muszę w sobie przełączyć tryb
I poprawić swój własny byt
Często traktuję to jak mit
Często czuję się jak nikt
Czas wstać i wreszcie żyć
Ale złamanie mam przez całe ciało...
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Zatrzymać jesienne deszcze
Wrogości w sobie nie mieszcze
Na słowo "zaufać" - dreszcze
No i powiedz serduszko, co tam u Ciebie?
Każde drzewo ma liście, gałęzie
Każdy rodzi się tym listkiem
I żyje w prawdzie, lub w błędzie
Prowadzi życie szukając iskier
Każde drzewo ma początek, koniec
Każdy zapuszcza swoje drzewa
A w pamiętniku na pewnej stronie
Wreszcie w jego korzeń się zmienia
Dziś umarł mój dziadek
On był korzeniem mojego drzewa
A Bóg to mój świadek
Że ja też się kiedyś nim stanę
Zawsze łzy liści i gałęzi
Rozpacz najbliższych twarzy
A On uciekł tylko z uwięzi
I teraz jak ja piszę, patrzy
Zawsze podsumowanie żywota
Rozpacz jak po bohaterze
Na tacy nieszczera kwota
W którą ani On, ani ja nie uwierzę
Dziś umarł mój korzeń
Spruchniały i zatruty
Powód rodzinnych schorzeń
Zimny i zepsuty
Ja też z listka przerodzę się
W Korzeń na którym zbuduję rodzinę
Moje gałęzie i listek - Antosię
I wiem, że ja też wreszcie zginę
Ja też będę jak on podsumowany
Korzeń pożegnany przez swe dzieła
Z waszą opinią będę zrównany
Dla mnie będzie już tylko ziemia
Drzewo musi przejść swoje faze
Liść, gałąź, korzeń
Dziecko,Rodzić,Dziadek
W tym widzę piękno - a nie zapłakane twarze
Więc żegnaj.
Jutro ja będę pożegnany.
Nie czuje ciała w łóżku leżąc
W nocy modły śpiewam o dobro prosząc
Chce zamknąć oczy
Wielka walka się tu toczy
Odrzucam znajomych, brak chęci
Nic mnie na razie nie zachęci
Czuję kule u nogi
Nadeszły mroki