zmieniła źrenice w nieczuły bazalt
zimne nocne spojrzenie
błyszczące w świetle księżyca
Dusza zastygła w biegu
kiedy dotknęła uziemienia
na ziemi jeszcze nie w niebie
więc gdzie me ukojenie
Nadaremnie go szukam
w lesie zwęglonych nadziei
z popiołu wstaje Ja feniks
zgliszcza przytulam do siebie
by rany zapiekły otwarte
a żar iskry ostatniej
unoszę w dłoni do gwiazd
niech przyjmą do siebie mój dar
niech przypną na nieboskłonie
te ostatnie światełko żarzące
co drogę pokaże nową
by ruszyło moje serce
karząc zamilknąć słowom