za rzekami za górami
te pukanie echo niesie
które płynie dolinami
Pewnie dzięcioł wystukuje
i zaprasza na swój bal
tu nic mi się nie rymuje
sam jesteś dzięcioł
powiedział drwal
Dotknąłem palcem nosa z zamkniętymi oczami
myślałem że nie sprawi to żadnego problemu
ustać na jednej nodze zamknąć powieki i dotknąć czubka nosa
trzymając w drugiej dłoni kufel naważonego piwa
wstrzymując oddech by nie zachłysnąć się odmętami życia
Boczny wiatr zmienia równowagę w rozdygotaną galaretę
pokropioną szczypiącym octem doświadczania burzy
z kufla wylewa się piana złocistego nektaru ogłupienia
płuca rozrywa bezdech wyimaginowanej czystości
palec do nosa ? w oko palec łzawi los
Przyciąganie ma moc odwieczną to leżę
na bruku w kałuży wypocin burzy
Patrzę na nieba błękitne pola
chmury jak statki w tafli jeziora
i jestem sam z błękitem tym
błękit jest mną ja jestem nim
jestem jestem jestem jestem
pod powieką miłości nieskończoną rzeką
kto kazał stać na jednej nodze
wyznaczył cel nieznaczący więcej wiele
niż pusty kufel na mojej drodze
bezdech krzyczący w moim ciele
Z rynsztoka widać prawdę niezmienną
upadam po zrozumienie że niebo jest nade mną
Rozstanie wcale nie musi być na zawsze
rozstają się ptaki kiedy czują zimy znaki
Liść swoją gałąź opuszcza użyźnić ziemię
w korzenie sok jego wypłynie na wiosnę
pąk się urodzi witając słońca promienie
Sam wietrzny dmuchawiec wędrowny
gdy przestrzeń z losem unosi
do krain dotąd nie znanych jest siewcą
lecz ziemie o przychylność prosi
Gdy łąka paruje o świcie do nieba
w stanie skupień wolnych
zanosi nowe życie deszczem gdzieś ,gdzie ?
czeka po suszy garść kwiatów polnych
Odchodzisz do zmarszczek jesieni
zbierasz swoje wspomnienia
układając w serca szafie
ale dla duszy nic się nie zmienia
Pojemność mierzona stanem
Twojego
Boskiego skupienia