Idę po lodzie kruchym
pod stopami popękana pajęczyna
idę przed siebie ślepo
nic mnie nie zatrzyma
Anioł druh mój najbliższy
na brzegu tafli stoi
nie dla niego umysłu zima
kruchego lodu się boi
Sam w lodowej dali
palcem szukałem ma mapie
szczęścia bliskości uczuć
nikt za kołnierz nie złapie
Kiedy krucha tafla pęknie
zabierze w głębin mrok
zdarza się na wiosnę zima
stawiam następny krok
Przejść suchą stopą ten czas niezgody
wyprostować zgiętą szyję
niech głowę wniesie ku niebu pogody
i krzyknąć
jestem , ponieważ żyję