Monolog
Cukrową watę rzuciłem w kąt
Uciec chciałem daleko stąd
Lecz mój kompan to mój błąd
Porwał mnie On w depresji prąd
Zastanawiam się gdzie jestem,
możliwości jak życia między śmiercią, a chrzestem
Spadam w dół, jakbym był deszczem
Bo wciąż nie wiem, lub wiedzieć nie chcę
Więc proszę daj mi tę odpowiedź
Tak szczerą jakby to była spowiedź
Bo ja do mety chcę móc pobiec
I memu nieszczęściu zapobiec
Jak mam definiować szczęście?
Wczoraj widziałem je wszędzie
Nie musiałem zadawać pytań
A dziś bez oczu o definicji czytam...
Zabijam uczucia w sobie
Ale po co ja to robię
Skoro myśli mam przy Tobie
I słychać je w każdym moim słowie?
Powiedz, czy gdy podbiję każdy ląd
A na podwórku od zera wyrośnie dąb
Czy wtedy pozbędę się tych klątw
Które o moim sercu napalone śnią?
Dlaczego mam wchodzić w celibat,
i cierpieć przez kolejne kilka lat?
Skoro tak naprawdę już nic nie ma
To tylko ja, moja głowa i marzenia
Mogłem nigdy nie odrzucać tej waty
I nie wychodzić poza statyw
Nie otwierać się na Twoje światy
A dziś nie patrzeć na to co piękne sprzed laty
...
Czuję straszne zagubienie
To przecież nie jest już więzienie
To jakby przez małe przeziębienie
Wpuścić w siebie zakażenie
Kradnące życia uwielbienie
Proszę więc o odnalezienie
Albo z tej choroby wyleczenie
Niech zostanie po mnie więcej niż westchnienie...
Jak mam definiować szczęście,
skoro brakuje mi sensu mojego życiorysu?
Czy ten stan to może przejście
do krainy pojednania i kompromisu?
Komentarze