Ugięty pod brzemieniem życia
dwoma laskami podparty
suchy kaszel z niego wydobywa
ogromne starością udręczenie
Dźwiga na obolałych plecach
bagaż prawie setki lat
odbija się od ścian szuka
drzwi do jutra bez cierpień
Spogląda na przebytą drogę
i opuchnięte od bólu nogi
nie chce niczego oceniać
przeminęło życie jak tęcza na niebie
Nie skarży się światu
choć krew krąży słabo
a twarz jego jest polem
przeoranym żywota zakrętami
Siada pod cieniem kasztana
w zieleń powietrza wtopiony
lecz nie widzi już gór
pora odejść w wieczność
Kazimierz Surzyn