Wódeczka

Kwiatki w oddali grają melodie
słoneczność wciska się między trawy
te wołają potok do wspólnej zabawy
potok cienia zielonego
od błękitu zmurszałego

wszystkie pyłki zgodnie grają
piski ptasie się wkręcają
dżdżownicowym ruchem w przód
aż przy płocie łapiesz oddech
boś się najadł bożych trwóg

do zbłąkanej owcy pańskiej
podszedł motyl niczym król
dwa skowronki w błogiej trawie
już spędziły życia pół

pukasz do drzwi by się starzec
sfatygował złożyć podpis niczym rój
rozkoszy zawikłanej w podziemnej i nadziemnej radości
przenikający wszystko drżący znój

czy coś pominąłem
pewnie echa twór
i koników polnych wór
i dzwoniący w uszach pszczeli chór

zapatrzony w liście pożądany
ciągły w błogość lecący
duch życia.
Czytaj wiersz
  1405 odsłon

Wyższa świadomość

Może w każdym mieszka, zamieszkuje, pobytuje
wyższa świadomość
i zsyła ból o jakiejś funkcji
lub każe się zabić słabym a żyć silnym i walczyć
Jest bezlitosna wobec stworzenia
lub pełna miłosierdzia, łaski
w zależności od dobrej lub złej woli jednostki
Ona głęboko zagląda w serca
Potrafi czekać
Potrafi stracić cierpliwość

Wiele jest kierunków od głowy, nieskończoność linii
prądów powietrza wód tajemnic Gangesu instynktu
kąpiących się rzesz modlących uczestniczących
w wyższej świadomości
zasypiających z uśmiechem przebudzenia
najwyższą formą siły jest poczuć wszystkie strony świata
dać mi, im, jej przejście

Wpływamy w błękit, na wiatr w oko żaglom
błękitnemu czerwonemu czarnemu białemu
do punktu w czasie odległym
w otchłani
przez stopnie wejścia do serca wybuchu
ryby żeglujące po niebie
ptaki latające w głębinach
nasycanie przez bycie wchłanianym.
Czytaj wiersz
  1469 odsłon

Język migowy

A gdyby się tak nauczyć języka gestów
języka prawdy, języka migowego
nie ruszać twarzy napinać ruszać dziąseł
tylko oczami i lekko ustami przekazywać tonację

to nie musiałbym przeżywać wielkiej przemiany
bo piękne mądre kobiety wymieniały ze mną myśli uczucia pomysły

Czy po wielkiej przemianie będziemy rozumieć cień duszy?
po nastawieniu szczęki
a może to pięta Achillesa
na której spoczywa cała wieża

silni dzicy są luźni
kochankowie, dzieci niebaczne
zachowują postać głos gest świadomość
łączą wrażliwych i niewrażliwych
jak mgła plastelina japońskie drapacze chmur
są zawsze jakby zatopieni
ptaki mają powietrze
ryby wodę
krety i robaki ziemię
Oni opanowali ruch w głąb
poprzez świadomość i taniec

.. gdy się unormuje wszystko motywowani ciągle od nowa
Czytaj wiersz
  1498 odsłon

Silni są luźni

Słodkie dłonie dzieci
i mam
i zwierzęce spojrzenia ciepłe
miękkie barwy, pastele
silni dzicy są luźni
potężne garście mężczyzn zdrowych
takich kobiet jest teraz mniej
mogą łączyć dwa bieguny
miażdżyć systemy ucisku
ale tego nie robią -

To robi przeciętny Polak pijaczyna

Dzieci nie są tak silne, ale inne dzieci
dzicy i kolory nieba i motyle chronią je
wpisują w swój wielki plan -

Tylko przeciętny Polak pijaczyna je krzywdzi

- są delikatne ale na tyle silne
by się rozwijać wciąż i wciąż i uczyć życia wszystko
co wokół nich kłamie i niszczy świat

delikatne niczym sieci pająków
i wcale nie chwytają ofiar by zjeść -

Tylko zniszczone przez matrycę dzieci są inne.
Czytaj wiersz
  1589 odsłon

Czasy 2 (jedna z moich nóg)

praprababcie i prapradziadków ucztujących
w naszych snach na jawie
kartki zapisane na blacie stołu
zostaną żywym dywanem chrabąszczy wplecionych w warkocze
żywej rozmowy i głaskań przez jaszczurki rąk przodków
i ich lekkie oddechy idące z wiatrem po naszych szyjach
 
i blat stołu ofiar dla mrówek wiecznego lata
został jutro odnaleziony
przez rodzinę wywołującą popołudniowe duchy
w Grabowcu
 
nasze ciche porozumienie
słyszane odgłosy znad jezior za murami cmentarzy
delikatne pocałunki tej kobiety nieznajomej którą zna moja matka
Matka Boska Cygańska
Jak szedłem do granicy podwórka w nocy by rzucić się w otchłań dobrej pasji
to zapaliłem światło w pokoju o dwunastej
i rzesze wielkich miłośniczek mojej poezji rzuciły we mne..
kapciem - Wybaczam im bo nie wiedzą co czynią, bo sam nie wiem co czynię
 
znowu kreśli czas
w pogawędce liści puls pluszaków
doprowadza dziecko nad krawędź lustra
pobiegliśmy na złamanie karku do studni
znaleźć żabę i stolik rozpaczy
na którym lśniły szklanki i naszyjniki, Bestii wór
Muszle wyśpiewując psalmy wstydu
uratowały zachód słońca bezsensem wzruszeń
grzech wieczorny beztroski dziecka
wkradł się do ogrodu
 
rozlane łąki dzieciństwa na polach stołu stanęły szeregiem
do boju
banał nadciągał z za wzgórz niosąc za sobą udrękę
niegrzeczne łóżka zaściełane smutkiem
nerwowe sny prorocze i rezygnacje przed upadkiem
a wokół planszy stołu zebrali się wszyscy
zasiedli z mrówkami i serem do kolacji
ser zjadł wujka i ciocię
a herbatę wypił martwy pies
 
rozlane rzeki dzieciństwa przejmując lękiem zamarły
szukać sensu i księży
ale porządek został zaprowadzony przez przodków
odzyskany sens pogańskich wierzeń
te wzory łąk i smug rozkoszy przypomną się kiedyś znów
i znów
puls życia bez ruiny lecz pełnego wiosennych burz
Mama siedziała wtedy ze mną i Dagmarą której jeszcze nie było
i zostawialiśmy kartki pocztowe dla kosmitów i przodków
i dzieci dzieci
 
a potem wstaliśmy i pomknęli zostawiając wiecznie żywe mozaiki Tarkowskiego
Jak biegnące brzegiem morza Picassa w pola za płotem
korzystając z napomknień chłopów koszących żyto
żyć żyć żyć, bez wiedzy
i z powodzeniem docieramy do celu, na granicę świata bez granic
bo jak ona byliśmy grzeczni
i delikatni i pełni wdzięku zawsze
jako jej dzieci
Czytaj wiersz
  1466 odsłon