Jesienne słońce gubi swe promyki
skacząc po palcach twoich smukłych dłoni,
kiedy klawisze zmuszasz do muzyki,
i biel za czernią, czerń za bielą goni.
Wśród złota klonów i buków czerwieni
błyska jak iskry lecące z ogniska,
melodia naszej, kochana, jesieni,
co tak daleka niby, a tak bliska.
Czasem przeleci nić babiego lata,
jak refren znanej od dawna piosenki,
co w życie nasze uparcie się wplata,
jak owe nuty zrodzone z twej ręki.
Zda się, że muskasz jedynie klawisze,
a lekki dotyk jest jak wiatru powiew,
co się w wiszącą wokół wplata ciszę,
kiedy siedzimy tak głowa przy głowie.
A z instrumentu rozbiegane dłonie
wydobywają to co czuje serce.
To co w nas jeszcze dziwnym ogniem płonie.
Tę naszą miłość. Walc na cztery ręce.
skacząc po palcach twoich smukłych dłoni,
kiedy klawisze zmuszasz do muzyki,
i biel za czernią, czerń za bielą goni.
Wśród złota klonów i buków czerwieni
błyska jak iskry lecące z ogniska,
melodia naszej, kochana, jesieni,
co tak daleka niby, a tak bliska.
Czasem przeleci nić babiego lata,
jak refren znanej od dawna piosenki,
co w życie nasze uparcie się wplata,
jak owe nuty zrodzone z twej ręki.
Zda się, że muskasz jedynie klawisze,
a lekki dotyk jest jak wiatru powiew,
co się w wiszącą wokół wplata ciszę,
kiedy siedzimy tak głowa przy głowie.
A z instrumentu rozbiegane dłonie
wydobywają to co czuje serce.
To co w nas jeszcze dziwnym ogniem płonie.
Tę naszą miłość. Walc na cztery ręce.