Pisałam kiedyś dużo wierszy,
chowałam je w zeszycie,
a każdy z nich był jakby pierwszy
i niby przepis na życie.
Czytałam kiedyś dużo wierszy,
chowałam je w swej głowie.
I każdy był jak oddech pierwszy
i najważniejsza podpowiedź.
Ktoś ukradł mój zeszyt wierszy,
a z nimi kawałek mej duszy.
I wiem już, że w miejscu pewniejszym
odtąd już chować je muszę.
Więc moje kolejne wiersze
z szufladki, którą mam w głowie
wyjmuję i chowam w "szufladzie wierszy"
i... nic już więcej nie powiem.
A jeśli mam mieć piękne sny...
to bądź w nich proszę zawsze ty
wrażliwy, czuły i mój
niech będzie taki genotyp twój;)
całuj mnie delikatnie w tych snach...
pokaż mi jak pokonać strach
przed nami na jawie
na wydmach i w trawie
przypominajmy sobie siebie,
a poczujemy się jak w niebie.
Rozumu jeszcze nie straciłam,
lecz niepotrzebny mi taki mąż...
i sama nie wiem co zrobiłam,
żeby dziękować jemu wciąż.
Ja nie soszła jeszczio iz uma,
no mnie nie nużnyj takoj muż...
szto ja zdjełała sztoby wsjegda,
błagodarnostju eto było uż.
(nie mam klawiatury w cyrylicy;)
odszedłeś...
słychać twoje kroki w pustym korytarzu,
pobiegnę, zawołam- może cię zatrzymam...
co? już mnie nie chcesz?
i chcesz być z nią...
więc idź!
ona też kiedyś zauważy,
że słychać twoje kroki w pustym korytarzu.
Bóg zsyła na nas cierpienie
po to, żeby łatwiej było nam
rozstać się z życiem,
bo kto chciałby
opuszczać raj wiadomy
dla niewiadomego...