Jesienna kołysanka

Kruchopiękna jesień. Tak nietrwałe i bezbronne gałązki zastygnięte w bezruchu,
niby na czarno-białej fotografii.
Ziemia zasypią pod złocistą, na wpół satynową jednak wciąż szorstką pościelą.
Oleiste smugi słońca nucą jej kołysankę,
aby mogła wyspać się przed nieuchronnie zbliżającym się,
mroźnym podmuchem rzeczywistości.
A ona ,balansując na granicy rzeczywistości i snu,
próbuje odnaleźć siebie w słowach cieplejszych niż lato.
Ciężkie powietrze, przesączone niespełnionymi obietnicami,
rzuconymi na wiatr przez ludzi bez twarzy,
zalega jej w płucach, uniemożliwiając oddychanie.
Blokowany oddech powoduje deszcz łez, nie słonych, lecz gorzko-kwaśnych.
Zapada zmrok, który tylko potęguje uwięziony w powietrzu patos.
Nagle, w tej sypialni Ziemi, spotyka się para zakochanych dusz.
Ona i on.
Nie wiadomo kim byli za życia, ani czym się stali po śmierci.
Czy są częścią dostrzegalnego świata, czy wyczuć ich obecność mogą jedynie zmysły ?
A może wcale nie wiedzą, że umarli ?
Pamiętają świat, takim jakim chcieli go widzieć.
On pochyla się nad nią i składa czuły pocałunek na jej skroniach.
W rewanżu dostając jedynie, a może aż prawie niedostrzegalny uśmiech.
Nie potrzebują słów, obietnic, pieniędzy, szczęścia, a nawet życia. Potrzebują siebie.
Żyją sobą pełniej niż żyli życiem.
Trzymając się za ręce odchodzą, wraz ze wschodzącym słońcem.
Na ich twarzach maluje się przerażenie pomieszane z ulgą,
jak gdyby świt był dla nich zagrożeniem, jednocześnie wybawiającym ich od wieczności.
A ja siedząc w oknie, otulona na wpół satynową jednak wciąż szorstką pościelą,
patrzę na parę tańczących na wietrze liści, słuchając kołysanki śpiewanej dla Ziemi.
Zamykającymi się oczyma duszy, widzę Ciebie i mnie, stojących w pewnej sypialni,
żyjących pełniej we śnie niż na Ziemi, na której było nam dane się spotkać.

Czytaj wiersz
  1621 odsłon