Kiedy stanę się tylko rzęsą w oku pawia,
Wspomnieniem raczej zbyt krótkim
Kiedy czerwone kurtyny
spłyną po milimetrach mojego ciała
gwałtownie, bezszelestnie
Kiedy ustanie rzeki ruch,
bym mogła do niej
po raz drugi wejść
Kiedy stanę w pustym już
ogrodzie z mych snów,
Tak boleśnie zamkniętym na klucz
Kiedy nie usłyszę już
krzyku jednego z mych serc
Kiedy stanę się ciszą,
nieznającą już powrotów,
ciszą raczej znośną
Oddaj mi na sekund pięć
błękitny twój głos
Wykrzycz im, że nie zrozumiałam,
tak samo jak ty...
Dziś jesteś ciszą
Bolesnym śpiewem zegara
Minutą trwającą
siedem wieczności
Znów jesteś ciszą,
lecz łez już brak
w mej pustej duszy
Nie odsłaniaj więc
dziecięcej swej twarzy,
gdy demony poślą cię
w me ramiona nocą
Dziś jesteś ciszą,
godziną wilka.
Lecz, gdy powrócić zechcesz wiosną,
schowaj obawy w zaciśniętej pięści.
Nie będzie już przecież słów.
Zabrałeś je wszystkie
do swej samotni
Zamkniętej na klucz.
Puste serce kocha bardziej
od kiedy jego skrzydła
mają kolor lazurowy
Puste serce nie jest złym sercem
Waleczne jest i nienawistne,
ale puste serce kocha mocniej.
Nie jest przecież złe.
Od kiedy pływa tęczą
wraz z delfinami,
zabiło melancholię
Kocha mocniej
od kiedy wykradło bogom
nóż,
Ale nie jest przecież złem.
Dostrzegam wciąż
w oczach twych kraty
tak, te krwisto zielone
Dostrzegam wciąż setki idiotów,
budujących ci serce z cegieł,
tak, z tych czerwonych jak las
Dostrzegam wciąż nas
wypełnionych życiem
Tak bestialsko kpimy z czasu,
Choć dusze nasze zamknięto w ZOO
Wiem, że przyjdzie po nas wolność,
niepewnego pięknego dnia.
Dostrzegam ją,
jej oddech i twarz.
Nie szukaj jej.
Przybiegnie sama,
przegryzie kraty, uśmierci czas.
Byłam tak bliska,
już podałam światu na zgodę dłoń.
Wtedy ona znów odwiedziła mnie nocą.
Swą delikatną, bladą dłonią
otworzyła mokrą mą powiekę,
całkiem niewinnie skradła
ostatni prawdziwy sen
Uśmiechnęła się jak ptak,
położyła palec
na mych sinych ustach,
Zanim zdążyłam pomyśleć
'nie bądź głupia'
Spojrzała w me oczy głęboko,
aż zabolało.
Oddała mi się tej nocy,
znieruchomiałam.
Wąchając jej mokre włosy,
czułam szczęście,
za którym jeszcze łkam.
Zaraz odleci...
Jednak pozostanie,
gdzieś na dnie mego
naiwnego serduszka.
Gdy pozbędę się jej
po siedmiu latach łez
znów wkradnie się do brudnej komnaty
mych kłamstw
i zauroczy mnie swym pięknem,
którego nigdy nie miała.