dwudziestu pisarzy doglądała w racuchy posypały
stu dygnitarzy studzić chce
i piętnastu słabeuszy nie w brzuszy zasysanych wzgórzem
choć co uszy z kuszy w pudło wkładać papirusem
Louis a on uczy w kameleonem widmo oświecić w delfino, tak świątecznie, pożytecznie "de Funès " pozwalać płyń po przytulić się
i tak się rodzi gwóźdź rodzeństwu poukładanemu w harmonijki do cyrkla w cierpcu
boleć bolec za w nic, więc puść Armagedonu kosmosy, w chruść
gwóźdź do Kuty koń trojański a abstynent dopływa do w czaszki w czekoladach ni brązowemu ale twemu oleju rzeczowemu - pikł w rozsypanym po orzechu serum do bez grzechów
mi w złocie wyśnię szerszenia z ust wyciągniesz, i w stawach chrupkich co w ustawach w swym gońcu pociągniesz
zakrapianemu w słońce, puścisz w zgliszcz, i ani rusz! Moi Mistrzem!! Wróć!!! Afrodyzjakiem orientalnie coś ze smakiem
Dawid „Dejf” Motyka
rodzisz się nie po to, byś padł w zwierzęce uderzenie
nie musisz też być rzucony w kamienie
lecz szpeci jedwabny szlak
tak znak na niebie w cieleśnie wkroczy
za rozstąpione morze, rozmnoży się w zaszpecenie
za każdą złą historię i urąganie świętem od złej woli, skazany ze zbroi schorzenie
swobodnie dopompuje sztuczki hierarchii w Pompeje, co w szyi kłuje z włóczni, bez uczniów odnowione cierpieniem, gdy błędy są sądni w rzeczywistości
To ukoronowanie, stanie za dostygłe w uwłaszczanie
Rzymskie zwały rajskim zwiedzionym złodziejem, i ten strach co wpadł dzikim koniem, w oczy boczy konaniem Ruskim uwielbieniem | szach mat usmaży się w szopy, w popiele
i widzisz płomienie, w ciszy kocy, od pochodni zanurzanych w pychy roni krwiste strumienie
Dawid „Dejf” Motyka