SYBIRACKA DROGA KRZYŻOWA

STACJA I – Jezus na śmierć skazany

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 
2000 lat temu Ciebie niewinnego Jezu skazano na ukrzyżowanie.

Podobnie ponad 80 lat temu bez winy i sądu i umycia rąk

Skazywano na Sybir tysiące naszych rodaków.

Skazani tylko za to, że byli Polakami.

Ciebie Jezu skazano na śmierć a ich na wygnanie na Nieludzką Ziemię,

Gdzie również czekała ich śmierć.

 

STACJA II – Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Posłusznie wziąłeś Jezu swój krzyż i zaczęto prowadzić Cię wzgórze Golgoty.

Zesłańcy również nie mogli się sprzeciwić,.

Upchani w bydlęce wagony pod lufami karabinów

Rozpoczynają swoją drogę ku spotkaniu z Bogiem.

 

STACJA III – Jezus upada po raz pierwszy pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

To ciężar grzechów ludzkości sprawia że upadasz Jezu.

To okrutni okupanci sprawiają, że Kresowianie również upadają.

Upadają w syberyjskiej tajdze i w stepach Kazachstanu.

Upadają z braku sił ale nie braku silnej wiary.

 

STACJA IV – Jezus spotyka swoją Matkę

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

To właśnie Twoja matka Jezu będzie świadkiem Twojej męki.

I tam właśnie na zesłaniu polskie matki sybiraczki

Były świadkami jak ich dzieci puchły z głodu,

A potem gasły i zamykały oczka na wieczny sen.

 

STACJA V – Szymon z Cyreny pomaga nieść Krzyż Jezusowi

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Straże widząc Twoją słabość nakazują Szymonowi pomoc.

Teraz to  współzesłańcy i ludność miejscowa

Pomagała naszym rodakom nieść ten krzyż,

Dzieląc się z nimi chlebem, ziemniakami i mlekiem.

 

STACJA VI – Weronika ociera twarz Jezusowi

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Będąca świadkiem Twej męki Weronika ociera Twoją twarz.

I wtedy też znalazły się dobre dusze

Co przygarnęły osierocone dzieci do swoich.

Co potrafiły znaleźć im schronienie w domach dziecka.

 

STACJA VII – Jezus po raz drugi upada pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Upadłeś po raz drugi a wszyscy patrzą i nie mogą nic zrobić.

Wtedy również ludzkość nisko upadła.

Człowiek człowiekowi zgotował syberyjskie piekło.

Silna wiara jednak sprawiła, że tak jak Ty ponieśli się

I dalej godnie znosili przeznaczony im los.

 

STACJA VIII – Jezus pociesza płaczące niewiasty

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Mimo, że Twój los był przesądzony znajdujesz siłę na pocieszenie innych.

Pocieszeniem zesłańców była głęboka wiara w Twoją mękę na krzyżu.

Pocieszeniem była codzienna modlitwa do Matki Twojej

I nadzieja na powrót do ukochanej Polski.

 

STACJA IX – Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Upadłeś.

Upadać w swoim życiu to nie grzech.

Grzechem jest nie próbować powstać, naprawić swoje winy.

Zesłańcy też upadali. Żyjąc bez księdza i sakramentów na wygnaniu

Przeklinali swój los. Lecz zawierzyli Tobie Jezu, że pomożesz im

Skończyć tą Golgotę, którą muszą przechodzić. I tak się stało.

 

STACJA X – Jezus zostaje odarty z szat

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Odarto Cię Jezu z szat. I Was Sybiracy odarto z majątków i godności.

Próbowano Wam odebrać polskie obywatelstwo,

By w ten sposób zmusić do pozostania na zawsze

W tej krainie wiecznej zmarzliny.

 

STACJA XI – Jezus zostaje przybity do krzyża

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Tak jak ostre gwoździe przebijały Twoje ciało Jezu,

Tak ostry drut kolczasty okalający obozy

Strażnicy na wieżyczkach i groźne psy

Przypominały Wam o baznadziejnym Waszym położeniu.

 

STACJA XII – Jezus umiera na krzyżu

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Eli, Eli, lama sabachthani ? I oddałeś ducha swego.

Oddałeś go za nasze winy, za winy naszych przodków.

Wy również drodzy Sybiracy oddawaliście ducha

W bydlęcych wagonach, w stepie i w tajdze.

 

STACJA XIII – Jezus zostaje zdjęty z krzyża i oddany Matce

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Dokonało się. Zdjęto Cię z Krzyża i oddano matce.

Ile matek na zesłaniu musiało brać na ręce

Swoje martwe dziecko,

Nie mogąc godnie dokonać pochówku.

Wspomnij o nich Panie.

 

STACJA XIV – Jezus został złożony do grobu

Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i Błogosławimy Tobie.

 

Złożono Cię do grobu. Kamień zatoczono.

To był dopiero początek Twej historii Jezu.

Historia Twojej Golgoty, Golgoty Sybiraków

I wszystkich ludzi męki ciepiących

Nie może pójść w zapomnienie.

 

Módl się za nami Jezu Chryste!

*Na granicy cienia

 



Maria boi się pamiętać
po zbyt lekko rzuconym słowie - skostniała.
Ukarałeś ją miesiącem milczenia.
Ciche dni,
w których serce zachrypło od krzyku.
Musi pójść do pracy,
zatuszowała ślady na szyi.
Na palcach mija śpiących na wersalce
kompanów libacji.
Trąciła butelkę...
Soczyste przekleństwo skwitowało hałas.
Dobrze że dzieci nie ma w domu,
(syn jeszcze w szpitalu, córka u siostry)
Instynkt samozachowawczy podpowiada ODEJDŹ
a sumienie...
 
grafika z Pinteresta

samotnym psie 

kręcąc się, szedł do własnej drogi
a żyłka prysła, kulejąc bez nogi
uszedł, co kilka metrów; malej
używając wzroku, własnego węchu, po zmroku;

a wokół pustynne szlaki dookoła
na samym krańcu języka, zero się w znaki woła

i idąc tak dalej, wchodzi bez przerwy
kroczy powoli, po uszkodzonej kości, ponury w nędzy
rozerwało ją na strzępy! lecz mimo to, lęk, nie wnosi 

za nim jakby z swym panem; słońcem unosi
i komu ten pies był, co śpiewa, gdy ta na rękach ponosi

..tuli do swego ogona
nie on, nie ona, swój los, o w łono pokonam stale...

nie ma już sił, bo skamielina
brakuje ciepła, idzie i zima
nie ma żywych wśród was
asfalt, cisza i znowu jak las

zatyka węch w piersi, psie młodym - zuchwale 
każdym chciał tylko, dotrzeć do wody całym
uciszyli nawet wspomnienia
wszystko co było, nie ma!.

- nie szczeknął nawet za głód,
jedynie dotrwać, tym bódł!
- tą szczęką nie miłą, czemu wyrosłeś oh! mogiła-
ta warta, - zdradliwa hołota, czemu chłosta,
ostatnia riposta

pomsta rzuconej w Sprawiedliwości
o kości, i nici fałszywe; się pomści

Szerokie tory

Na jednej ze stacji, a było ich wiele,
Gwarno zrobiło się niczym w kościele.
I choć jest ciemno i mróz siarczysty,
Krzyki, płacz, lament i język ojczysty.

Musi być jakaś wyjątkowa pora,
Z pięćdziesiąt wagonów będzie na torach.
Wagony zwyczajne, proste, bydlęce,
Będą dziś świadczyć o ludzkiej męce.

Słychać wołania enkawudzisty,
Gdy wyczytuje rodziny z listy.
Każdy się pyta, w czym moja wina,
Że mnie dosięgła ręka Stalina.

Upchani ludzie jak w beczce śledzie,
Jeszcze nie wiedzą, gdzie los ich wiedzie.
Gdy pociąg ruszył pieśń się zaczęła,
Tak. Tu "Jeszcze Polska nie zginęła".

Po torach szerokich głównie nocami,
Jadą w nieznane wszyscy zesłani.
Głodni, zziębnięci w skrzyni stłoczeni,
Cztery tygodnie na Sybir wleczeni.

Dziura w podłodze ubikacją była,
Nikomu się taka wygoda nie śniła.
Modlą się ludzie, składają swe dłonie,
Za tych co życie skończyli w wagonie.

Szerokie tory powiedzcie szczerze,
Ile wzięliście rodaków w ofierze.
Bo mówią i kto chce niechaj w to wierzy,
Pod każdym podkładem jeden Polak leży.





Białe szkielety

Bezkresnym stepem Kazachstanu
Mknie karawana załadowanych sań.
A na nich Polacy, nasi rodacy
Wiezieni w nieznaną im otchłań.

Siarczysty mróz, droga daleka,
Nie wszyscy przeżyją podróż niestety.
Ciała ich zdejmą, położą na śniegu,
Nie ważne czy dziecka, czy kobiety.

Nie było czasu na grobu kopanie,
Ziemia zmarznięta, rzecz niemożliwa.
Nie było nawet modlitwy żałobnej,
Był tylko płacz i prośba żarliwa.

By się skończyła wreszcie ta straszna droga,
By ciała ich sercu bliskiego człowieka
Nie były pokarmem dla wilków stada
I czy się jeszcze jutra doczeka.

W końcu dotarli na miejsce swej męki,
Niektórzy wypili kirpicznyj czaj.
Głodni, zziębnięci stłoczeni w lepiance,
Taki ich czekał sowiecki raj.

Nie zmogły ich głód i częste choroby.
Nie zmogła ich w stepie sowiecka władza,
Dzięki swym modłom niesionym do Boga,
Wrócą do Polski, tak serce doradza.

Bezkresnym stepem Kazachstanu,
Wracają do kraju, niczym chabety.
Z pociągu widzą tylko w oddali,
lśniące na słońcu białe szkielety.

Prawdy nie można zamknąć na klucz,
Tak jak policzyć przelanych łez.
Pamiętać o Was zawsze będziemy,
Posadzimy dęby, zerwiemy bez.

Rys. Sybiraka Eugeniusza Grabskiego

SYBERIA

Syberia - ziemia skuta wiecznym lodem,
Gdzie w noc i dzień powiewa chłodem.
Kraina można powiedzieć jak z bajki,
Pokryta tysiącem kilometrów tajgi.

Syberia to także więzienie bez krat,
Gdzie plecy zesłańców ranił stalinowy bat.
Umęczone razami biedne polskie ciało,
Tylko we śnie i modlitwie ukojenie znajdowało.

Syberio – kraino wroga i dzika zarazem,
Królestwo dzikich zwierząt z niejednym okazem.
Pochłonęłaś tysiące ludzi niewinnych,
Jeszcze niedawno sprawnych, bardzo silnych.

Syberio przecina cię długi kolejowy szlak,
Tymi torami wieziono Polaków w inny świat.
Wzdłuż torów w paszczę śmierci wiodących,
Układano ciała rodaków konających.

Syberio – ziemio nieludzka, ziemio przeklęta,
Zabrałaś nam ojce, matki, dziecięta.
Kto znalazł się w twych objęciach blisko,
Co dzień pokłaniał się Panu Bogu nisko.

Wszobojnia

Kiepski ze mnie jest poeta,
Lata już mam, głowa nie ta.
Lecz gdy mróz i śnieżek prószy,
Łatwiej zerknąć w głąb swej duszy.

Dziś oczami wyobraźni
jestem w starej, ruskiej łaźni.
Myślę co ja tutaj robię,
i po ciele wciąż się skrobię.

Czy to chlew jest czy ubojnia,
Nie, to tylko jest wszobojnia.
Odzież moją już zabrali,
I kawałek mydła dali.

Pierwszy raz od dwóch tygodni,
Zmywam brudy ludzkiej zbrodni.
I choć ciało mam już czyste,
Jaki los mój Jezu Chryste.

Koniec mycia Kresowianie
Wkładać swe odwszone wdzianie.
Pół podróży jest za nami,
A Syberia ... wciąż przed wami.

Pamięci wszystkim zesłańcom,
którym nie dane było wrócić do ojczyzny.

 

Mijają lata ...

Mijają lata, miesiące i dni,
A mi się Sybir ciągle śni.
Jakże niewiele człowiekowi trzeba,
Byle choć we śnie dotknąć kromki chleba.

Mijają dni, miesiące i lata,
Czas mój opuścić padół tego świata.
Gryzły mnie pluskwy, komary i wszy,
A lat przeżyłam osiemdziesiąt trzy.

Mijają lata, dni i miesiące,
I dla mnie kiedyś świeciło Słońce.
Ale już zgasło, gdy go zabrali
I w lesie katyńskim rozstrzelali.

Mijają lata, miesiące i dni
Nad moim łóżkiem jego portret lśni.
Muszę tu wspomnieć jeszcze brata,
Wstąpił do Armii tamtego lata.

Mijają lata, dni i miesiące,
Na wzgórzach Cassino maki pachnące.
Tam też spoczywa mój brat kochany,
Do Polski tylko w sercu zabrany.

Mijają miesiące dni i lata,
Lecz zanim odejdę z tego świata.
Wierzę, że nigdy człowiek człowiekowi
Takich okropnych rzeczy nie zrobi.

Wiersz dedykowany wszystkim Sybirakom.
Tym żyjącym i tym, których już nie ma wśród nas.

Obcy

Przebrał się Jezus w odzienie uchodźcy,
Nikt Go nie pozna, wygląda jak obcy.
Stanął dziś właśnie na polskiej granicy
I na kawałek chleba wciąż liczy.

Przyszedłem do Was kochani Polacy,
Bo u mnie wojna, głód i brak pracy.
Tak, jestem brudny i mam zarazki,
Wierzę, że doznam waszej łaski.

Już zapomnieliście, a uczyłem tego,
Kochać bliźniego jak siebie samego.
Wciąż czekam na Was w tym lesie iglastym,
Szczelnie grodzony drutem kolczastym.

Nie było miejsca dla Ciebie w gospodzie,
Nie znajdzie się również w polskim narodzie.
Wciąż puste miejsce przy wigilijnym stole,
Trzymam, choć już zwątpiłem w dobrą ludzką wolę.

Pamięci wszystkich ofiar na granicy i wszystkim tam cierpiącym z zimna i głodu i braku lekarza.

pomacaj o troszka

Gdy noc nastała pierwsza
Jestem Stworzycielem
początków nie widać
i słychać i czuć
Zaprawdę Moja
 
Gdy Światłem się nocem w zieleni
spójrz do Moich
początkiem zmienisz
 
bardziej się wychłostałem
niż ciebie bałem
o moje:
przeto warczy znaczy wróg
po twe
wre stu
 
Gdy pociech narasta pół Mój wzrasta
poczekaj aż wyjdą me sandały
przegrały, wygrając, był przecież mniejszy
 
bardzo głęboka nie wzruszy, po kuszy, bo uszy tu widzę wystaje:
po pierwszych naradach w zły duch wydajesz
po drugich o kocach nie wypominasz procach
zawsze tak samo, o licho o mamo,
 
litościwszym napomnij po mnie
bardziej zadłużonym wspomnij o mnie
najwyżej schłostam z wywrotki
panie słodki:
 
pół Mój: poproszę cię drogi
zapomnij od drogi, czcij - baranek Mój, -
 
gdy wszem obecnie i dookoła
grzecznie, wydostań mnie z dna proszę
na chwilę unoszę,... lecz ciągle mnie boli
boli, oh boli, to jak grzecznie są wszyscy grzesznie
powoli... umarło pół miasta, za kilo jedyne ciasta
umarli po troszkę, za włosy unoszę
uniośli i ci pomarli
wszem dookoła, za piwo obdarci
obdarci są brzuchem, obdartym mułem
za wyło się w wyżej i bliżej, i bliżej
za bydło owiane, i słonko wybrane
za kochaj mnie proszę i słodko wynoszę
 
wyniosłem co ci wydaje się mi:
i piło się po to by biło za ci...
 
ostrzeżeniem, wynocha
zaostrzenie, paprocha
za grożenie, za łajza
za gniota i kupę łajna
za capa i panie rucha
za lito i serce słucha
za prosię i wracaj do siana
za procę i kilo z banana
za ciało co nigdy nie brało
za chłosty, królewny z wyrosty
za kazirodztwo i wino olane
za pomsty chłostą i często gnane
za miło i mało, co tobie za dużo
za wracaj i spadaj, po wycieruchom
zacne są twe wszystkie ubrane
każdą niosą zawsze w mamę
i pij i... i słodziej mi: śpij:
i Kochaj na zawsze
Moja - ta Twa urodzona za dnia
i Moja już była i będzie
na zawsze i Wszędzie.
 
Dawid "Dejf" Motyka

czyszczarka pierwsza

szło sobie bydło do swego zboża,
a ziarna nie widać
 
pędzący pociąg od uszka do ucha brzucha
zapomniał szyneczek sweterka w duchowa
 
nie przedostaje się do talerzyka
taka wisienka pędząca z pacierzyska
 
pędzący rosół zawitał w literach
pomyśl, polizał co swemu teraz
 
i niemym przyznaje się dudni do wiocha
zawsze bajem dobra kokocha dudunia
 
pędzący kościół się znów nie zatrzymał
nie wypominał; leczy ciągle zapinał
 
nowe za stare się znów im wydaje;
a tu kołderką coś mi przyznaje
 
czemu się drzwi nie chcą domykać
aby zapłakać w mokrych pościelkach
 
chyba już widzę Cię; własne z okienka
taka radosna co czyści sreberka z żeberka
 
pędząco mocno mi tu podrzucają
czają; za ciągle żyją i mają
 
widełki za wiosłem o ciało Króla
nowa narada podniosła bula
 
ah trzeba tak trzeba z mego to łóżka
co często gasło i przęsło z brzuszka
 
bydło za ciało a oko za Mistrza
chyba głęboko opowiesz w zgliszcza
 
i stoję tu ciągle w świetle trabanta
cała kraina nim stała się otwarta
 
jakimż to cudem pędzić zza bani~
wód zabrakowało od Wieczystej pani:
 
i nic już nie trzeba aż wydma zagrała
pełno żonglerki sobie nabrała:
 
i krety napinał po wielkich kałużach
mocarz tu udasz w zgodach budach;-
 
przyszło zdziwienie, że ktoś mi napisał:
takim to cudem siebie w mym niebie: przyklęknął
 
i przecież jest za mało za słucho bom głucho;
co im zostało, za miłość okruchom
 
czyż nie w zalotach się wlazło w złocisto rudą:
 
nagle zostało udo w gruchę
Takiej Panienki się ciągle oszukał w mi: skrucho:
 
Jam zawitał się w słodkim papaju
pociągiem pędzę do swego kraju
 
przyszła i chwila głupiego jełopa
za ciało do ciała co będzie w grocha
 
Mnie kochaj na prawdę i mi: tu wytrawiaj:
mocniej do siebie tak: zawsze zostawaj blisko:
 
czemu prędzej się musisz wydostać do kina
panie konduktorze bo lepiej 'off mamma mija
 
przecież ujrzałam ta kilo paposzka
za chwile chwasta wychlustać z gruboszka
 
przecieraj zdumieniem ze swego zająca
brudnieje kamieniem co grosza o kpiąca żryj;
 
i pykło coś nagle zastygło na wczoraj
wreszcie bez panienek gdy nowa zmowa gnoja i h...a!
 
przemowa gnuja.
 
Dawid "Dejf" Motyka

co my z tego życia mamy

złap sobie moją chwilę
twoją wreszcie załapałem
 
złap sobie motylem
sobą wreszcie okrzesałem
 
zapomnij co sobie pamiętać
niczego nie wymiękać
 
wolniejszym będę dopiero wcale
 
tak zamuliło mnie w; pale
 
złap mnie za rękę
 
i kochać i nie żegnać
postara się z wdziękiem
 
tu i teraz.

,że papierek za cukierek
nigdy się nie znamy
za pół winy po mielimy
sokół był już brany 

bez tęsknotek tych zalotek
kawalątek zapomnienia
mętnych zwątpień w tym flakonie
rośnie sobie kawał lenia

i niech śpiewa i przytupie
zacnej świeci przecie pupie
posprzątane dziś naprane
spokój, oto umie; zgrane

przemokli ręce strachliwie w pędzę

zalaną of maną za obrzezaną

za swoich z miodem swoiście z kłodem

w szczęki mamucie ssą kościotrupie

ich u padliny za wyczko plany

serduszkiem pajom kaczki skakają

i przezywamy a masz !.


Dawid "Dejf" Motyka 

W niewoli umysłu

W krzywym zwierciadle -
zniekształcone obrazy
ukazując kalectwa ślady
w niewoli umysłu
brak już sił i wiary
że życie popłynie
jasnym światła torem
odrodzi się na nowo
umysł zniewolony 
otworzą się jak w księdze
lepsze życia strony
staną się motorem
ludzkiego przetrwania
znikną mrok i ślady
trwałego kalectwa
człowiek - będzie wolny
z choroby wyzwolony .

autor: Helena Szymko/

Kolec róży

Życie - jak bezmyślnie zerwana na rabacie róża 
zaledwie kilkanaście wiosen tylko 
choroba trawiąca zbolałe ciało
a gdzie radość doznań cudownych przeżyć 
gdy lic przerażająca bladość 
czekanie na tą która czyha w ciemności
pachnąca do niedawna młodością Róża 
pęka u nasady rozkwitającego kwiatu 
zamiast doczekać lat dojrzałości 

cieszyć się darem młodego istnienia 
dobiega kresu już w połowie drogi 
zabrakło swobody ruchu wolności ciała 
żeby uciec - przed tą 
która osaczyć słaby oddech by chciała 
każde ukłucie ból potęguje 
kropelką czerwieni znaczy 
ślad istnienia i kres młodej Róży - 
która gubi płatki 
chociaż - tak bardzo życie miłuje .

autor: Helena Szymko/

 

Tornado


Zadrżało wokół - huk odbił się echem
rozbłysło na niebie od huku pioruna
z ogromną siłą wiało - wsysało
pozrywało dachy powaliło drzewa
tragedii ludzkiej wciąż nie ma końca
a przecież, zaledwie kilka sekund to trwało

cały dobytek to już tylko gruzy
cóż teraz począć bez swego domu
jak się podźwignąć, rozwinąć skrzydła
nawet poskarżyć się nie ma komu
gdy brak środków zdrowie nie służy
bezradność i łzy, tak wielkie straty -
znów musisz stąpać po kolcach róży

autor: Helena Szymko/

W niewoli umysłu

W krzywym zwierciadle -
zniekształcone obrazy
ukazują kalectwa ślady
w niewoli umysłu
brak już sił i wiary
że życie popłynie
jasnym światła torem

odrodzi się na nowo
umysł zniewolony
otworzą się jak w księdze
lepsze życia strony
staną się motorem
ludzkiego przetrwania
znikną mrok i ślady
trwałego kalectwa
człowiek - będzie wolny
z choroby wyzwolony

autor: Helena Szymko/

księżycowe branie

Orchidee szlakami morskimi zbudowani
zapalczywie przesiąkły swe wszystkie skruszone wołania
od pastucha postury pokory, zaduchy i kury
kary poniewierania
 
we wszem wrzosowiska przecierom
i moje mogiły mogły sprostać w ręce swoje nagrania
w zeszycie umywać pomsty pogrywać, - zapisywać co nie chcę
czule powietrze
 
i Brzezinami życie ciche chichrocze
te lenie, proce
stara wywłoka włochata moknina
i zielenina parzysta pajęczyna
 
i nici się już wplótł do schoweczka
sztorm miotełką zza młotka wcina
w lipcowym kalendarzu
Czorsztyńska zmiotka Akacyja
 
włóczykija pogania Jarmoszka
stopień tragarza żadna zza płotka ptak
pchlim targu dostatkiem udaje
ta co kotletów uwija że daje
 
odcedził się wolno za tydzień Kajfasza
Natasza, stado Judasza
kokoszka zza błotka stułami
pani kija, miodzio pijar ów
 
Dawid "Dejf" Motyka

Pogrzeb 8/14 - "↑↓"

Przepełniony moment pustymi chwilami
W którym krzykliwym żalem wsłuchuję się w ciszę
Objęty mrokiem, wolałbym Twoimi ramionami
W których trwale we wczorajszych dniach wiszę
Dlatego dziś widzę przyszłość
Daleka jest bliskość


Góra, dół, mam nic, mam wszystko


Puste mieszkanie pełne wspomnień
W którym przebiega wojna w kamiennym spokoju
Przeplatam myśli z tych złych w radosne
Które trwale zostawiają bliznę z każdego boju
Dlatego dziś noszę nowe, psychiczne ślady
Wczoraj mówiłem, że nie dam sobie rady
Jutro pewnie to ja będę komuś dawać rady


Góra, dół, i się mijamy, i się mijamy

piaseczek a kamień | i Kawka się woła

za te wszystkie szukaniem noce ubłagane zamienia się w dołach i płacze Kaśka '

o' bezlitosnym ratunku wystarcza gdy świt dookoła w czarnym wujku;

promiennym pomarańcze, tancerz ulicznym jeżu, te wszystkie rany wylicza:

wyjedzie na kamień gdzieś i świat pomylony;

promyczek mi w Sercu tutaj wylicza|

 

Warkocze tu liści uzbieraj mi.

 

Wypryśnij czym prędzej i uciśnij, i weź to sobie do siebie, co mnie nie posłucha, a Kochałeś i byłeś i Jesteś nim | .

i biometr nieokrzesany tęczą w błękitnym w prze miłym błaganym; co sądy mamy ~

za krzywdy w słuchanym nie raz, za co zwierciadle przytrzyma i parzy się w krzyku codziennym dziecinnie prostym| zaraz...

 

i w nim wyjdzie się w noc i w sen uroczy; wyksztusisz się o promień co siły nabiera |

nikomu własnemu tak jak ja i po kryjomu, i rym w mym zdaniu otwieraj, i przypominaj |.

-aż ugnie się każda zakazana żona - zakażona | zmieniana na w pół i dół.. |

I tutaj goło o spływaj | skoroś pykł i łykł co wlekł i w kasze mykł, dobijaj co buczy i przyszedł se, i stygł - policzę się.

 

Bary za bary, te wszystkie gitary, czekające w komary za skróty, których nie ma, te które tu w czeluści dogryzają|.

Gromadki wen w statki, w podstępnych modelach meldunki i wianki w ich winach sztucznie wstawiają w bąbelki| -Wprawianych w bródkę, wyprawiają wywrotkę; i czyste szczęki;

 

Są bez własnej żeglugi u Matki | trajkoczą w stokrotki i maki, - a ryby biorą w różanych różańcach | kaczeńcach podróżach |

 

Wybiła godzina duża...

 

wypija błahostki z czekoladki, - i Chropy i chrostki, i chustki, i ciekawostki w zasadach najdroższych omijasz mnie | pejzażach | i wzgórzach |

 

z wielu dróg i wapiennych oh biorą; Cię bez przerwy;

 

My z troskliwiej wiosence, i naszej wisience, właściwej panience co sobie teraz zawistnie dogrywasz |

Wykwintnieś mógł | ściel się |. Boś bódł.

 

I wszystkie te strony, struny, gdzie świat pomylony, otulasz się w swych zapomnieniach, -

 

 

 

Gdy swemu posprząta, a oczy dogląda, podtrzyma w ożywczych płomieniach |

... aż wydmy poproszą, - o ciepło (niech noszą), i godło | zaplątasz;

 

o' takim się stajesz rycerzom błaganiem; a zdobył ten tron co mi i potrzeba;

-aż nędza wybrzydza i się dopomina, pojedziesz o piątej; dziesiąta... co mi trzeba ci | .

 

Mina gminna.

 

Ten balkon' tu szczekał, płonąca czekał, aż los zadrwił nogami poobrywał -

... i stokroć się prosi aż pedał spękał się; w złoty pył wykosił, i dość! I Już... toś mi pomógł!!!.

 

Rzekomo nikomu, łakomo o czekolad a w Romach, o wiadukt wychacza o rogich wrogach;

 

i Zakrywał w kołderkach, i naglił w pasterkach i bombonierkach, w bezchmurnych zadymach, których zna;

 

I już ci otwiera się; czym prędzej do mego ramienia, i zmieniaj się w mój kraj- co nie wyciera - aj! - Wybieraj...

 

*** przy tobie moje myśli zatracają sensu wodospadów ~~

o blado mi, gdym ciebie wiódł w srogi rytm kochanie ***

 

Dawid "Dejf" Motyka

J. Bawarska czaszeczka z laskowego orzeszeczka szczeka

fundamentalnie instrument oddechem obumiera łatwopalnym
grabieżcom strudzonym innowiercą w cholewach w za ściany
nieubłagalna histeria pożera wsadzanych w płot błahostek
używana jedynego dzbana oligarcha a Urbana używa ściera
i stek nabiera
 
bawołem płynie dom ściek wysublimowanym ominie kim zbiegł
i rombie w zaciszu Hitlera, nie ściera, nie płakał, i nie narzeka
a spotka własnego żołnierza co przemierza z wywrotka
i lecz się arbuzie ściemniany, co leczył twe wszystkie ramiona
i rany
 
lecz się w błazna karabiniera, i renifera co grząsko omdlewa
wystawiaj i idź cholera udawaj i śpij nim nalewaj
i wiotko obmywaj, kapie za własne co jasne, i widzę kij i lij...
a ciasnego nie wybieraj boś w mrowiska mułu im trzeba
w muliste okrągleli a, licho chcieli, to temu "omdlewaj"
 
Dawid "Dejf" Motyka