Razem

Będę mówił zdaniami, nie powieścią
bo w rwącej rzece słów naszych burz nie widzisz przeszkód.
Ty zabijesz milczeniem, a ja pochowam gadaniem
magie nie zrobionych gestów - na wyciągnięcie palców.

Widziałem podium tam gdzie już nie zobaczę mety ?
I choć o sobie wole mówić tchórz a nie kretyn,
choćbym wbił w siebie nóż i patrzył jak się męczysz
to wiem, że jak nie ja to już nic się tu nie zmieni.

Chcemy słuchać braw, gdy jesteśmy siebie pewni
i zatykać uszy kiedy wszystko nam się pieprzy.
Samotnie znosić ból, by nie przestawać wierzyć,
by co stworzyliśmy razem było nieskazitelnym.

O ile głośniej mam płakać?

Choć wkoło wszyscy smutni - ja inna będę.
Resztkami sił swój uśmiech wydobędę.
Nie pokażę nigdy jak jest mi źle.
Nie zrobię tego bo kocham Cię.

Każesz mi dziś kłamać w imię miłości.
Płaczę w duszy by uniknąć Twojej wściekłości.
Me uczucia są bez znaczenia
Zatrzymam w sobie to co mam do powiedzenia!

Widocznie na tym miłość polega,
że jedno złości drugiego się lęka.
Lepiej spełniać cudze zachcianki
niż grać rolę marnej kochanki.

Nie będę dziś krzyczeć - to nie pomaga.
Każdy związek jakichś wyrzeczeń wymaga.
Wyrzekam się siebie i swojej godności.
Robię to wszystko w imię miłości!

Filtr

Jad się sączy powoli,
wypływa z ich ust.

Jestem produktem.
Jestem przedmiotem.
Jestem przekaźnikiem.
Jestem filtrem.

Powiedz...! Powiedz...! Powiedz...!
Idź! Idź! Idź!
Idź powiedz! Idź powiedz!

Stoję, słucham.
Mówię nie mówiąc.
Przekaźnik działa.
Nie wydaje głosu, lecz mówi.

Nie muszę iść,
idź powiedz.
Nie muszę mówić,
idź powiedz.

Stoją obok siebie, na wprost.
Oddzielenie murem przekleństw.
Jadem, nienawiścią którą się żywią.
Wypluwają go na siebie.

Nie, nie na siebie.
Na przekaźnik.
Na produkt.
Na przedmiot.
Na filtr.

Filtr dobrze spełnia swoją rolę.
Dobrze chłonie ten jad.
Od tego jest filtr.

Musi być chłonny.
Musi być wytrzymały.
Musi jeszcze długo działać.

Na dziś przestali.
Muszą zaczekać jakiś czas,
aż jad się naprodukuje.
Będzie, będzie go dużo.

Jestem filtrem.
Jestem przedmiotem.
Żyję, nie żyję. Czuję, nie czuję.
Czy to ważne?

Przecież przedmioty nie czują.
Filtr ma działać.
Nie ważne czy coś czuje.
Przecież nie czuje.

Chcę żeby to się skończyło.
Chcę umrzeć, zniknąć, przestać czuć.

Może jak nie będzie przekaźnika, filtra
nie będzie - Idź powiedz! Idź!
Może nie będzie jadu?

Zły filtr. Niedobry!
Ty jesteś tylko przedmiotem.
Ciebie nie ma.

Kiedy kłamstwo i mam Ją w marzeniach

Kiedy przytulamy się to
Tętno mi zwalnia i przyspiesza
Moją duszę wypełniasz tylko ty
Zamykam oczy i czas się zatrzymał
Ach brak mi tchu brak
Bardzo smutno mi 
Gdy Ciebie nie ma przy Mnie 
I czuję pustkę w sobie 
Ale kiedy pojawiasz się
To czuję że mam siłę w sobie 
A nasze oddechy złączą się w jedność

Żyjemy w kłamstwie 
Ludzie ciągle kłamią 
Nie ufam nikomu
Nie umiemy żyć w prawdzie 
Lubimy kłamać ponieważ bronimy się 
I jesteśmy chciwi zazdrośni naiwni
Czy już ufać komuś ?
Czy warto jeszcze komuś zaufać ?
Dość kłamstwa
Lecz gdzie ty jesteś jedyna prawdo ? 
Powiedz co jest prawdą ? 

Mam Ją w marzeniach
Chcę o Niej marzyć 
Ta jedyna 
Samotność dobija 
Czy to zakochanie ? 
Tak delikatne jej dłonie 
Czuję twój lodowaty oddech
Czuję twe tętna jak pulsują
Tylko ty i ja 
Umrzemy na śmierć
Choć jestem taki sam i samotny
Choć nie widzę 
Choć nie słyszę
Tak to smutne 
Bo trudno mi żyć w wyobraźni 
I Ciebie wyobrazić czekam
Na tą jedyną 
Taj delikatny głos 
Niech zegar przestanie tykać
I czuję pustkę w sobie
Bo mam Cię tylko w marzeniach 
 

Krzyk

Żal który wypala gardło , krtań i oczy
Rozpacz która krzykiem niebo w pół rozdziera
Myśli nie pozwolą zasnąć więcej w nocy
Straciłeś swe serce , serce przyjaciela

Tyle było wspomnień , cały wachlarz zdarzeń
Minuty , sekundy , iskry naszych spojrzeń
Teraz na me usta , spada słowo błazen
Który gdy coś stracił , dopiero to dostrzegł

Siedząc w samotności , płacząc , cierpiąc , krzycząc
Zabijam sam siebie , wskrzeszam by znów zabić
Chciałbym móc czas cofnąć , żeby Tobie przysiąc
Niczego tak nie chce jak wszystko naprawić

Wiem , to niemożliwe. Rozpadam się znowu
Chciałbym zamknąć oczy i już nie otwierać
Chciałbym spaść w czeluści , nieznane nikomu
Sam za swą głupotę , pokute dobierać

Skończyć z nożem w piersi , płonąc jak pochodnia
Spadając bez końca na samo dno piekła
Za to co zrobiłem , zniknąć w świetle ognia
By twa pamięć o mnie , na zawsze uciekła.

Biała karta

Rzadkością jest by
nią była jakaś dusza
śmiertelna. Gdyż w
boleści serca przykłada
ją do rany.
Czasem już zmęczona
swoją innością, swoją
niewinnością.
Otoczona stadem kozłów.

W teatrze lalek

Wypchana niewiedzą
Pozszywana nicią strachu
Jak pacynka w cudzych rękach
Wykonuję kolejny ruch
To dopiero początek przedstawienia
Patrzą na mnie setki oczu
Śmieją się
Płaczą
Lecz to nie ja jestem artystą
Tylko ten co pociąga za sznurki.

Wyrwani z obcej rzeczywistości

A dlaczego nie widać tego,
co mijam obojętnie?
Czemu ludzie, których nie
kocham stoją po stronie boskiego
złota? Zobaczyłam po raz pierwszy.
Moja prawdziwa szkoła.
Moja kula życia.

Nie umiem kochać.
Dlatego wszystko we mnie
rozmyte. Jak fantom bezwładu.
Jak stworzenie bez uczuć.
Nienauczone obserwowania
rzeczywistości.

Chcę i czar

Chcę zatrzymać te chwile 
Chcę żyć wspomnieniach naszych
Ile ja bym dał żeby
Sytuacja była miła 
Proszę przytul Mnie 
Niech nasze sny 
Złączą się
Jak dwie krople wody 
Stańmy się jednością ducha
Proszę żyjmy tylko dla Siebie 
Tylko ty i ja 
I ci mówię kocham Ciebie 

Zaczarowałaś mnie swoim urokiem
A gdy widzę Ciebie 
Nie mogę wytrzymać 
Już wzrokiem
Sparaliżowałaś Mnie 
Jestem bezsilny lecz 
Ciebie nie obchodzi że 
Nawet jestem
Uciekam od Ciebie
Sam osiągnę cel lecz jesteś w moim sercu
To będę walczył
Do ostatniego tchu
Nie rań nigdy więcej
Nie zobaczysz już mnie 
I już niedługo zobaczysz Mnie.

Zakochanie i samobójstwo

Myślisz i rozglądasz się na świat
Ukrywasz swoje uczucia
Czujesz pustkę w sobie że jesteś inny
Tęsknisz za tą osobą 
I czujesz w sercu tęsknotę
Masz łzy w oczach i nie masz odwagi by podejść
Po prostu zakochanie.
 
Skoczył w morze ciemnie i mordercze
Miał serce dobre i wrażliwe
A sekundy się zatrzymywały
Brakowało tchu
Zimny wiatr powiał
A Jego łzy były gorące a świat zamilkł
Ale miłość Jego była przeogromna
I spadł do morza w smutku i miłości.
 

Ból

Wracam do mroku do 
Mojego smutnego świata
Tam czas się nie liczy
Nie ma czasu
Tylko tam jest
Złota miłość 
Trwa jak ogień i woda
Dwa serca które biją
Przeciw światu tylko te
Dwie dusze razem na zawsze
W zakochaniu na wieczność 
To nie jest zwykły świat
To jest inny świat w którym
Jest smutek szarość moja szarość
Mam zamiar tu zostać 
A miłość do tajemniczej dziewczynie 
Uratuje mnie może myśli chore
Ale serce zdrowe bo oddaje w jej delikatne dłonie
Me serce coraz bardziej boli
Czekam w mroku na Nią lecz w to nie wierzę 
Powoli oddycham że by czuć że żyję
Moja wrażliwość będzie potęgą do końca
Spadnę na dno tyle słów a brak odwagi 
Tchu czasu żeby opisać tęsknota boli
Nieodwzajemnione uczucia bolą 
Umrę smutno i godnie
Że życie które kocham jest w duszy smutek
Nienawiść z popiołu i z prochu pochłonie dym smutku
czy to już koniec ?

My

Żyję ponieważ me serce bije dla Ciebie
Oddycham szukając tej jedynej
W snach w nocy spotkałem Ją 
Siedziałem Sama z łzami
Zobaczyła Mnie patrzeliśmy się długo
Jej oczy były przezroczyste jak woda źródlana
A zamiast łez opadały diamenty 
Chciałem dotknąć Jej delikatną dłoń lecz nie mogłem
Ściana nas odgradzała Ona płacząc
Że nie mogliśmy się dotknąć...
Moje serce przepełniła nienawiść 
Która zniszczyła ścianę 
Lecz potem zacząłem zamykać oczy
Ostatni raz Mnie pocałowała swoimi delikatnymi ustami 
A ja zobaczyłem Ją ostatni raz na zawsze
Będziesz w moim sercu Ona przy Mnie leżała do końca...
I zniknęliśmy z tego świata na zawsze Ona umarła z tęsknoty.

Sam

Już nic nie ma
I nie ma nikogo wszystko znika
Rzeczywistość staje się jak czysta biała kartka
A serce takie zimnie nie ma Mnie już
Nie ma nikogo czuję w sobie nienawiść
Wszystko znika a czas już nie tyka
Pusto puste serce puste słowa pusty Ja
Koniec słów moje serce już się wyłącza
A smutek jest ze Mną spadam na dno mroku
Jedynie co może mnie uratować to Jej serce
Ale Jej serce znika zostałem sam
Bez księżyca który świecił 
Bez gwiazd które wskazywały mi drogę
To już koniec to mój koniec brak wszystkiego
Opadam mam siłę lecz nie daje rady
Nie ma muzyki wszystko to kłamstwo
A ludzie są fałszywi i tacy sami 
Nic nie mam już zostałem sam
Idę przed siebie myśląc:
Idź twardo
Dziękuję tylko tym którzy byli przy Mnie 
A teraz moj obraz życia się kończy
Zostaliśmy sami Ja i samotność w sercu.

Niegojąca się rana

Wypłaczesz wszystkie łzy
wylejesz cały żal
wyśnisz do końca sny
co pozostanie?

Wyczytasz mądre księgi
zanucisz każdą pieśń
przetniesz sukcesów wstęgi
co pozostanie?

Oplujesz swoich bliskich
głupcami przecież są
zagrasz po strunach niskich
co pozostanie?

Wydasz ostatnie sto
z portfela bez wartości
spojrzysz na kufla dno
co pozostanie?

Kłunie i żal do Boga
niesprawiedliwość okrutna
kiedy ucięta noga
co pozostanie?

Poczujesz w końcu starość
czas zmarszczek nie prasuje
rozpoznasz twarzy szarość
co pozostanie?

Każdy film się zakończy
litery płyną w górę
projektor pstryk wyłączy
co pozostanie?

Miękkie kapcie bez pana
kubek co kawa z rana
wieczny głuchy telefon
zakurzony patefon
zdjęcia z lata zeszłego
kaktusa zasuszonego
ulotne wspomnienie ludzi
nagrobek znicz zabrudzi

W najczarniejszej czarności
dochodzisz dalej ściana
bez światła i miłości
co pozostanie?
 
Niegojąca się rana

Z życia kwiateczka

Tam w ogrodku pod płoteczkiem
ogrodniczki prośby głos:
Rośnij mój kwiateczku
rośnij do słoneczka
Rośnij różowiutki
rośnij mój piękniutki
Ach ja pięknyś mój słodziutki
Twa woń życie przyciąga
Twój blas sensu nadaję
w ogrodzie gdzieś niewidoczny
Oczy nie widziały cudu kwiateczka
Ach piękny kwaiateczku co zimy nie doczekasz
Barwne liście nie skryją Ciebie
Czerwone słońce nie ogrzeję
bo kiedy ach tak pięky będziesz
zerwiemy Ciebie
bo na cóż nam Twój blask
jeśli nie dla siebie?
Zimną wodą oblejemy
w mroku położymy
zapomnimy
Minie blask
Przyjdzie wrzask
i do gnoju Cie wrzucimy

Miraż

Bosy
Na Pustyni Stłuczonego Szkła
Wędruję jak Cień
Podróżuje Nocą
Pozostawiając za sobą
Krwawy Szlak
Mglistej Przeszłości

Popędzany
Przez Surowy
Pejcz Rezygnacji
Brnę przed siebie
Pełen Gniewu
Przez Toksyczny Świat
Absolutnej Ciemności

W oddali
Niewyraźne Kontury
Kładą się ponuro
Biczując mój Umysł
Smagają  Wyczerpane Ciało
To Kres mej Tułaczki
Oaza Cierpienia...
Jedyne Ukojenie,
Jakie ??
Jakie w tym Parszywym Świecie mi pozostało ...

O Pani

Stoi w kącie postać zamglona
mężczyzna ? kobieta ?
rozpoznać nie zdołam
kusi tańczy
szepce  i woła:
Chodź do mnie ....

Chodź do mnie  o duszo zraniona
duszo bólem zorana
zalana oceanem łez
Chodź do mnie ...
chcesz ?

Dam Ci ciszę co w uszach zakrzyczy
I spokój co duszę przygniata ....
O Pani piękna łaskawa
Ty niesiesz ukojenie ...
Skołatane serce

wyrywa się do Ciebie ....
Weź lęk niepokój
obawę i  zdradę
niekochanie i kłamstwa
a oddaj mi błagam

O Pani
tylko kawałek ....
dzieciństwa.

Forever

Ku pamięci pisze list do Ciebie, a w nim że odchodzę...
Pęka serce Twe bo w nim już nie ma mnie,
czytając list ten umieram ja i Ty.
Pragnąc z Tobą być i nie mogąc z Tobą żyć.

Wbijam sztylet w serce me, krew leje się,
czytając to łzy lecą Ci a serce przestaje bić.
Kochasz mnie a ja nic, mówiąc kocham Cię śmiejesz się,
ale w nas miłość trwa!!!

Zabiłeś mnie

Pamiętasz nasze wspólne dni, momenty prawdy
W które wierzyłam?
Gdzie na pare chwil o bólu zapomniałam
Gdzie w głębi duszy zawsze wiedziałam...

Że zżerasz mi resztki słońca z serca
Po latach nie czułam już swojego wnętrza
Zabiłeś mi myśli...
Zabiłeś moją świątynię, dla której chciałam żyć
Zostałam sama skazana na tornado w mojej głowie
Jak mogłam zaufać właśnie takiej osobie...?

Stworzyłeś labirynt ciszy w którym się gubiłam
Nie mogę tego znieść, że w Ciebie uwierzyłam!
Czy wiesz co mi zrobiłeś...że wszystko zniszczyłeś?
Czy wiesz, że doszczętnie odebrałeś mi prawde?

Odebrałeś mi niewinną wiarę w miłość
Odebrałeś mi resztki sił, całą wielką zawiłość
Jak mogłam w to wszystko uwierzyć?
Już nigdy nie będę taka jak kiedyś

Minuta

Pierwsza sekunda,
By Boga zawstydzić

Druga,
By nikczemnością wskrzesić umarłych,

Trzecia,
By tlenem upoić demony,

Czwarta,
By pętla krajobraz skradła,

Piąta,
by jutro zmarło na kolanach

Szósta,
By cnota w suknię nierządnicy ubrała,

Siódma,
By obsesja wpadła w swoje sidła,

Ósma,
By butelka ostatnią kochanką pozostała,

Dziewiąta,
By krew znalazła swego Pana,

Dziesiąta,
By Wojaczka spotkać w locie,

Jedenasta,
By deja vu ukoić pocałunkiem,

Dwunasta,
By głowa jak krater eksplodowała,

Trzynasta, czternasta, piętnasta, szesnasta
By  Nietzsche okazał się bratem Arystotelesa,

Siedemnasta, osiemnasta, dziewiętnasta,
By kiedyś marmurową skórę dotknęła,

Dwudziesta, dwudziesta pierwsza, dwudziesta druga,
By dusza namiętnie ból pokochała,

Dwudziesta trzecia, dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta,
By liczby zerwały z czasem,

Dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta,
By kogut złowrogo zapiał na wiwat,

Trzydziesta,
Jezus Maria! Skrzydła mi obiecano!,

Trzydziesta druga,
Judasza na mym sercu wygrawerowano,

Trzydziesta dziewiąta, czterdziesta,
Gubiąc ostrość na krawędzi,

Czterdziesta trzecia, czterdziesta czwarta,
„Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie”,

Pięćdziesiąta trzecia, pięćdziesiąta czwarta,
Tyranie jej wysokości obalę,

Pięćdziesiąta szósta,
Niech świeca koniec przywoła,

Pięćdziesiąta ósma, pięćdziesiąta dziewiąta,
Na stosie spocznę,

Sześćdziesiąta,
Niemiłość zastałem.