Ból

Wracam do mroku do 
Mojego smutnego świata
Tam czas się nie liczy
Nie ma czasu
Tylko tam jest
Złota miłość 
Trwa jak ogień i woda
Dwa serca które biją
Przeciw światu tylko te
Dwie dusze razem na zawsze
W zakochaniu na wieczność 
To nie jest zwykły świat
To jest inny świat w którym
Jest smutek szarość moja szarość
Mam zamiar tu zostać 
A miłość do tajemniczej dziewczynie 
Uratuje mnie może myśli chore
Ale serce zdrowe bo oddaje w jej delikatne dłonie
Me serce coraz bardziej boli
Czekam w mroku na Nią lecz w to nie wierzę 
Powoli oddycham że by czuć że żyję
Moja wrażliwość będzie potęgą do końca
Spadnę na dno tyle słów a brak odwagi 
Tchu czasu żeby opisać tęsknota boli
Nieodwzajemnione uczucia bolą 
Umrę smutno i godnie
Że życie które kocham jest w duszy smutek
Nienawiść z popiołu i z prochu pochłonie dym smutku
czy to już koniec ?

My

Żyję ponieważ me serce bije dla Ciebie
Oddycham szukając tej jedynej
W snach w nocy spotkałem Ją 
Siedziałem Sama z łzami
Zobaczyła Mnie patrzeliśmy się długo
Jej oczy były przezroczyste jak woda źródlana
A zamiast łez opadały diamenty 
Chciałem dotknąć Jej delikatną dłoń lecz nie mogłem
Ściana nas odgradzała Ona płacząc
Że nie mogliśmy się dotknąć...
Moje serce przepełniła nienawiść 
Która zniszczyła ścianę 
Lecz potem zacząłem zamykać oczy
Ostatni raz Mnie pocałowała swoimi delikatnymi ustami 
A ja zobaczyłem Ją ostatni raz na zawsze
Będziesz w moim sercu Ona przy Mnie leżała do końca...
I zniknęliśmy z tego świata na zawsze Ona umarła z tęsknoty.

Sam

Już nic nie ma
I nie ma nikogo wszystko znika
Rzeczywistość staje się jak czysta biała kartka
A serce takie zimnie nie ma Mnie już
Nie ma nikogo czuję w sobie nienawiść
Wszystko znika a czas już nie tyka
Pusto puste serce puste słowa pusty Ja
Koniec słów moje serce już się wyłącza
A smutek jest ze Mną spadam na dno mroku
Jedynie co może mnie uratować to Jej serce
Ale Jej serce znika zostałem sam
Bez księżyca który świecił 
Bez gwiazd które wskazywały mi drogę
To już koniec to mój koniec brak wszystkiego
Opadam mam siłę lecz nie daje rady
Nie ma muzyki wszystko to kłamstwo
A ludzie są fałszywi i tacy sami 
Nic nie mam już zostałem sam
Idę przed siebie myśląc:
Idź twardo
Dziękuję tylko tym którzy byli przy Mnie 
A teraz moj obraz życia się kończy
Zostaliśmy sami Ja i samotność w sercu.

Niegojąca się rana

Wypłaczesz wszystkie łzy
wylejesz cały żal
wyśnisz do końca sny
co pozostanie?

Wyczytasz mądre księgi
zanucisz każdą pieśń
przetniesz sukcesów wstęgi
co pozostanie?

Oplujesz swoich bliskich
głupcami przecież są
zagrasz po strunach niskich
co pozostanie?

Wydasz ostatnie sto
z portfela bez wartości
spojrzysz na kufla dno
co pozostanie?

Kłunie i żal do Boga
niesprawiedliwość okrutna
kiedy ucięta noga
co pozostanie?

Poczujesz w końcu starość
czas zmarszczek nie prasuje
rozpoznasz twarzy szarość
co pozostanie?

Każdy film się zakończy
litery płyną w górę
projektor pstryk wyłączy
co pozostanie?

Miękkie kapcie bez pana
kubek co kawa z rana
wieczny głuchy telefon
zakurzony patefon
zdjęcia z lata zeszłego
kaktusa zasuszonego
ulotne wspomnienie ludzi
nagrobek znicz zabrudzi

W najczarniejszej czarności
dochodzisz dalej ściana
bez światła i miłości
co pozostanie?
 
Niegojąca się rana

Z życia kwiateczka

Tam w ogrodku pod płoteczkiem
ogrodniczki prośby głos:
Rośnij mój kwiateczku
rośnij do słoneczka
Rośnij różowiutki
rośnij mój piękniutki
Ach ja pięknyś mój słodziutki
Twa woń życie przyciąga
Twój blas sensu nadaję
w ogrodzie gdzieś niewidoczny
Oczy nie widziały cudu kwiateczka
Ach piękny kwaiateczku co zimy nie doczekasz
Barwne liście nie skryją Ciebie
Czerwone słońce nie ogrzeję
bo kiedy ach tak pięky będziesz
zerwiemy Ciebie
bo na cóż nam Twój blask
jeśli nie dla siebie?
Zimną wodą oblejemy
w mroku położymy
zapomnimy
Minie blask
Przyjdzie wrzask
i do gnoju Cie wrzucimy

Miraż

Bosy
Na Pustyni Stłuczonego Szkła
Wędruję jak Cień
Podróżuje Nocą
Pozostawiając za sobą
Krwawy Szlak
Mglistej Przeszłości

Popędzany
Przez Surowy
Pejcz Rezygnacji
Brnę przed siebie
Pełen Gniewu
Przez Toksyczny Świat
Absolutnej Ciemności

W oddali
Niewyraźne Kontury
Kładą się ponuro
Biczując mój Umysł
Smagają  Wyczerpane Ciało
To Kres mej Tułaczki
Oaza Cierpienia...
Jedyne Ukojenie,
Jakie ??
Jakie w tym Parszywym Świecie mi pozostało ...

O Pani

Stoi w kącie postać zamglona
mężczyzna ? kobieta ?
rozpoznać nie zdołam
kusi tańczy
szepce  i woła:
Chodź do mnie ....

Chodź do mnie  o duszo zraniona
duszo bólem zorana
zalana oceanem łez
Chodź do mnie ...
chcesz ?

Dam Ci ciszę co w uszach zakrzyczy
I spokój co duszę przygniata ....
O Pani piękna łaskawa
Ty niesiesz ukojenie ...
Skołatane serce

wyrywa się do Ciebie ....
Weź lęk niepokój
obawę i  zdradę
niekochanie i kłamstwa
a oddaj mi błagam

O Pani
tylko kawałek ....
dzieciństwa.

Forever

Ku pamięci pisze list do Ciebie, a w nim że odchodzę...
Pęka serce Twe bo w nim już nie ma mnie,
czytając list ten umieram ja i Ty.
Pragnąc z Tobą być i nie mogąc z Tobą żyć.

Wbijam sztylet w serce me, krew leje się,
czytając to łzy lecą Ci a serce przestaje bić.
Kochasz mnie a ja nic, mówiąc kocham Cię śmiejesz się,
ale w nas miłość trwa!!!

Zabiłeś mnie

Pamiętasz nasze wspólne dni, momenty prawdy
W które wierzyłam?
Gdzie na pare chwil o bólu zapomniałam
Gdzie w głębi duszy zawsze wiedziałam...

Że zżerasz mi resztki słońca z serca
Po latach nie czułam już swojego wnętrza
Zabiłeś mi myśli...
Zabiłeś moją świątynię, dla której chciałam żyć
Zostałam sama skazana na tornado w mojej głowie
Jak mogłam zaufać właśnie takiej osobie...?

Stworzyłeś labirynt ciszy w którym się gubiłam
Nie mogę tego znieść, że w Ciebie uwierzyłam!
Czy wiesz co mi zrobiłeś...że wszystko zniszczyłeś?
Czy wiesz, że doszczętnie odebrałeś mi prawde?

Odebrałeś mi niewinną wiarę w miłość
Odebrałeś mi resztki sił, całą wielką zawiłość
Jak mogłam w to wszystko uwierzyć?
Już nigdy nie będę taka jak kiedyś

Minuta

Pierwsza sekunda,
By Boga zawstydzić

Druga,
By nikczemnością wskrzesić umarłych,

Trzecia,
By tlenem upoić demony,

Czwarta,
By pętla krajobraz skradła,

Piąta,
by jutro zmarło na kolanach

Szósta,
By cnota w suknię nierządnicy ubrała,

Siódma,
By obsesja wpadła w swoje sidła,

Ósma,
By butelka ostatnią kochanką pozostała,

Dziewiąta,
By krew znalazła swego Pana,

Dziesiąta,
By Wojaczka spotkać w locie,

Jedenasta,
By deja vu ukoić pocałunkiem,

Dwunasta,
By głowa jak krater eksplodowała,

Trzynasta, czternasta, piętnasta, szesnasta
By  Nietzsche okazał się bratem Arystotelesa,

Siedemnasta, osiemnasta, dziewiętnasta,
By kiedyś marmurową skórę dotknęła,

Dwudziesta, dwudziesta pierwsza, dwudziesta druga,
By dusza namiętnie ból pokochała,

Dwudziesta trzecia, dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta,
By liczby zerwały z czasem,

Dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta,
By kogut złowrogo zapiał na wiwat,

Trzydziesta,
Jezus Maria! Skrzydła mi obiecano!,

Trzydziesta druga,
Judasza na mym sercu wygrawerowano,

Trzydziesta dziewiąta, czterdziesta,
Gubiąc ostrość na krawędzi,

Czterdziesta trzecia, czterdziesta czwarta,
„Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie”,

Pięćdziesiąta trzecia, pięćdziesiąta czwarta,
Tyranie jej wysokości obalę,

Pięćdziesiąta szósta,
Niech świeca koniec przywoła,

Pięćdziesiąta ósma, pięćdziesiąta dziewiąta,
Na stosie spocznę,

Sześćdziesiąta,
Niemiłość zastałem.

Więzień

To znowu ja
Więzień własnego domu, czekający na koniec wyroku.
Osiemnaście lat, miesięcy dziewięć i pół
Skazany za synostwo i własny mózg

Człowieku, nie poddawaj się!
Straż więzienna wywyższa się nad Tobą
Biblia: kto się wywyższa,
poniżonym będzie.

Wytrzymaj cierpnienie,
per aspera ad astra.
Wiem, często przychodzi zwątpienie,
Ja również tęsknię za widokiem wolnego miasta.

Gdzie

Czym jest cierpienie?
płaczem
lub bólem
kłującym sercem
brakiem nadziei

a nic z miłośći
i nienawiści
a nic z rozpaczy
oczu bez łez

gdzie są źrenice?
gdzie jest krew?

Cierpienie

Kiedy przychodzi taki czas,
gdy jest mi źle,
mam ochotę zabić się,
zniknąć z tego świata,
lecz lecz jest coś co mnie powstrzymuje,
to wspomnienia i bliscy,
to dla nich chce mi się żyć.

To jest jak most na linach,
na którym się znajduje,
którą jedna linią są wspomnienia, a drugą bliscy,
gdy jednej linii zabraknie,
zachwieje się moja osoba,
i może zabraknąć mnie.

oB jak oBasi i badanie krwi

oB jak oBasi i badanie krwi bo ten wiersz jest żywy jak płynąca krew

Kochała, czuła ciepło drugiej osoby
Wierzyła, bo jak nie wierzyć takim słowom
Nie rozumiała że była tylko zwykłą ozdobą
I nagle zaschło w ustach, zapragnęła wody...

Topiła się w kłamstwach pomnażanych ciągle,
Krzyczała w w duszną ciemność z przerażającym piskiem,
Jakby ją ze skóry obdzierali, zrywając żółte bąble
Przypalali, szydzili, plując jej w twarz wyzwiskiem.

Dwa Katy.

Ona radosna kochała, oni zdeptali.
Ona śmiała się i niczego nie bała, oni nie kochali.
Obudziła się śliniąc na podłodze, myśląc że to jej wyobraźnia,
Najgorszemu wrogowi nie życzyłaby cierpieć w takich kaźniach.

Gdy jedynym ratunkiem rozedrzeć własnymi pazurami krtań.
Gdy dowiadujesz się, że byłaś szmatą, kolejną z jego pań.

Cierpisz.

Krzyczysz, płaczesz wyjesz...
Nikt nie słucha....
Czujesz się jak w kuli.
Zamknięta od ucha do ucha w kokonie.. z myśli, cierpień, doświadczeń....
Czekając aż ktoś go rozbije.

Kto przeczyta

Popatrz, czy ktokolwiek ujrzy miłość?
wierni na zawsze, umierają w odmętach
Uśmiechem wykrzywiona twarz ucieka w kąt
nie mogąc uwierzyć iż będzie lepiej...
i tylko coś nie pozwala usnąć
krzyczy walcz! Możesz iść umierać
nie przepraszaj za niewinności istnienia
Popatrz, nie ujrzysz nic więcej.

Wojna myśli

Każdy dzień rodzi nowe paranoje
Z każdym dniem coraz bardziej się ich boję
Mętny sen chce prowadzić mnie donikąd
Ja już wiem, że zachłysnę się w samotni martwą ciszą
W głowie szept wydeptuje ścieżki zdarzeń
W oczach lęk buduje ślepe korytarze
A ja znów zapadam się i kruszę
Gęsty gniew stara się zapełnić moją duszę
W studni fałszu łapię każdy łyk powietrza
I już nie wiem czy zatopić się
Czy może jednak przetrwać
Krwawe boje toczą myśli moich armie
W miejscu stoję
A z umysłu złudzeń zwoje
Zacieśniają pętle pragnień.

Uciekinierka

Osaczona przez tłum wyschniętych emocji
Stara się skryć pod powierzchnią dna
Dalej już zejść nie może
Gdyż tam urywa się szlak
Zgorzkniałych kłamstw i przeterminowanych prawd
Zawiłych historii, w których uczuć już brak
Tam czujność pogrzebała zmrożone sumienie
Zasiała czułości ziarno, które szybko zmarniało
Zalane przez kwaśne deszcze zapewnień
W odległych zakamarkach siebie
Czuję znów ten sam piekący ból
Słońce gaśnie a wraz z cieniem wraca lęk
By rozwijać na nowo dawno poskręcanych
Przykrych złudzeń zwój
Mimo iż zna mapę popękanej duszy
Mimo iż cierpliwie sam posklejał ją
Teraz wszystko milknie
A w bezdennej głuszy
Słychać tylko echo
Widać wiązkę naszych poplątanych słów.

Niemy Krzyk

Wydobywam każdego dnia z siebie niemy krzyk
nikt go nie słyszy bądź nie chce usłyszeć
krzyczę głośno zagłuszam siebie wciąż
nie słyszę nawet swoich myśli
wiem ze nikt nie poda mi ręki
tylko każdy wyciąga noże
czy mam sie złapać ostrza
przecież to nie pomoże
tylko skaleczę siebie i swoje odbicie
siedzę w skorupie na dnie skrycie
świat dla mnie przykrym jest doświadczeniem
chciałbym stad uciec ręki skieniem
chciałbym odlecieć w dalekie strony
lecz nie potrafię
lecz nie umie
wymówić tego, co w sobie kryje
co we mnie siedzi od samego początku
co niszczy me wnętrze co drąży ma duszę
Powstają otwory dziury bez dna
a przez nie wychodzi krzyk niemy
co dnia...

Anioł bez skrzydeł

Można?
Pytań zawsze jest więcej
Odpowiedz na to czego pragniemy najbardziej
Nie istnieje
Gdyż zawsze pragniemy Wiecej
Miłość zabawne słowo
Pożądanie brzmi poprawniej
Zauroczenie mniej banalnie
Troska!
Troszczymy się tylko o siebie
Pustka
Dotyka nas w najgorszym momencie
Pytanie!
Co dalej będzie?
Można by zanurzyć się w śnie
Miękkim  lekkim bezimiennym
Może warto zawrócić dookoła
Może warto zapomnieć
Może warto pamietać
Czas zgasić płomień niedoskonałości
Zacznijmy żyć
Abyśmy żyć chcieli.

Wyrok

Czemu ty matko tak mnie oszukałaś
I tego światu ujrzeć nie dałaś.
Czemu ty ojcze na to pozwoliłeś
I nad moim życiem wyrok wyznaczyłeś
Była bym ja była do was dziś się śmiała
I do ciebie matko oczkami mrugała.
Była bym ja tyle szczęścia dziś zaznała
Gdybym waszego wyroku nie miała.
Jutro me serce nie będzie pukało
I ciebie matko nie będzie widziało.
Bo jutro będzie już rozszarpane
I do kanału zostanie wylane.
Lecz ja ci daruję mateczko miła
Bo to nie twoja, lecz szatana siła była.