Dotknąłem palcem nosa z zamkniętymi oczami
myślałem że nie sprawi to żadnego problemu
ustać na jednej nodze zamknąć powieki i dotknąć czubka nosa
trzymając w drugiej dłoni kufel naważonego piwa
wstrzymując oddech by nie zachłysnąć się odmętami życia
Boczny wiatr zmienia równowagę w rozdygotaną galaretę
pokropioną szczypiącym octem doświadczania burzy
z kufla wylewa się piana złocistego nektaru ogłupienia
płuca rozrywa bezdech wyimaginowanej czystości
palec do nosa ? w oko palec łzawi los
Przyciąganie ma moc odwieczną to leżę
na bruku w kałuży wypocin burzy
Patrzę na nieba błękitne pola
chmury jak statki w tafli jeziora
i jestem sam z błękitem tym
błękit jest mną ja jestem nim
jestem jestem jestem jestem
pod powieką miłości nieskończoną rzeką
kto kazał stać na jednej nodze
wyznaczył cel nieznaczący więcej wiele
niż pusty kufel na mojej drodze
bezdech krzyczący w moim ciele
Z rynsztoka widać prawdę niezmienną
upadam po zrozumienie że niebo jest nade mną
Lato odeszło z mego serca
będzie ze dwa lata temu
zwyczajnie jak odjeżdża pociąg
opóźniony z peronu
Mgła rozpuszczona porankiem
w promieniach słońca paruje
miłość rozpływa się cicho
a serce tego nie czuje
gdy znika za rogiem codziennych
zwyczajnych niepozornych spraw
wśród słów niedopowiedzianych
bez fanfar wrzawy i braw
Miłość a raczej jej brak
zapuka strasznie zdziwiona
biegnąc otworzysz jej drzwi
ale tam nie stoi ona
której w pamięci masz zdjęcie
zastygłe z przed wielu lat
do niego ciągle powracasz
wiedząc że to już nie wróci
Lato wróciło na wiosnę
chodź jesieni chłodnej to było
do duszy zakutej mrozem
czasy złych wspomnień stopiło
Od siebie dodam malutką
radę tej późnej jesieni
zimę przeczekaj przy piecu
wiosna wszystko odmieni.
Zanurzam się z chęcią
w internetu głębinę.
Słowa płyną liter
barwną ławicą.
Przez chwilę czuję,
że obok ciebie płynę?
Wystukuję na klawiaturze
rozmowę liryczną.
Wszystko to w półmroku
i wszystko w ciszy...
A jednak nastąpiło
połączenie naszych jaźni...
Cieszę się,
że wyobraźnią
serce usłyszysz.
Będzie wirtualny pocałunek,
zanim nie zaśniesz.
Jakże mi twoich rąk
teraz brakuje!
Mogę tylko opisywać
ich ucałowanie.
Wiesz dobrze,
co moje serce czuje.
Czy tylko takie
nas czeka
kochanie?
Oskar Wizard
(fot. Autor)
Tak...to dzieje się znowu
...
...
...
Poszedłem do grobu i wracam zza grobu
Poznałem parę demonów, lecz nie mów nikomu
Szukałem spokoju, psychiczna wojna wciąż trwa
Biegnę do boju, wojna odwiedza nawet w snach
Zepsułem się, więc odnowiłem
By potem znów upaść, z myślami się biłem
Dlaczego? Za co? Kogo oszukuje?
Wina, zdrajco - jeszcze ją poczujesz...
Jestem czysty jak łza, lecz dualny jak strumień
Moja wola ożywiła mnie w środku marszu trumien
Pobiegłem w samotność, tylko po to, by naprawdę z niej uciec
Psycho-Renesans - po raz drugi
Opłacam wszystkie przeszłości długi
Od początku zacząć, rozsądek drogi nie gubi
Odnowa Druga, niech potęga przemówi
Zbudowałaś mi serce, złamałaś mi serce
Przyszło twe cięcie, lecz walczę zawzięcie
Chciałem się zabić, to był ostatni styczeń
Nie mam czym krwawić, krwawiłem bez ograniczeń
Tabletki w potrójnej dawce
Codzienna poranna rutyna uspokaja czaszkę
Już lepiej? Już przeszło? Po co mnie pytasz?
Zapytaj sumienia wspominając jak za gardło mnie chwytasz
Jestem karawaną, więc psy zawsze się znajdą
Przeżywam renesans, Twoje macki nareszcie odpadną
Ze skrajności w skrajność - tak odnajduję balans
Psycho-Renesans - po raz drugi
Opłacam wszystkie przeszłości długi
Od początku zacząć, rozsądek drogi nie gubi
Odnowa Druga, niech potęga przemówi
...
...
I nigdy nie zaakceptuję życiorysu młodości
I nigdy nie przestanę kochać szalenie
I nigdy nie pokocham wymuszonej wolności
Przeżywam odnowę, by nie rzucać kamieniem
Spacer po łące w cieple słońca
Przyjemny wiatr wieje bez końca
Radość leniwego obcowania z naturą
Bogactwo spokoju obdarowało fortuną
Delikatny motyl uderza skrzydłami na wietrze
Z gąsienicy zmienił swoje życie na lepsze
Nieświadomy nie wie, jak łatwo odebrać mu życie
A wiedza zatrzymałaby go przed radością o świcie
Oh, chciałbym nie dążyć do prawdy
Nie wiedzieć, że spokoju zaznam tylko jako martwy
Nie wiedzieć, że ze strachem patrzę na drugiego człowieka
Nie wiedzieć, że wiele pułapek tu na mnie wciąż czeka
Jak motyl chce swobodnie upiększać naturę
Tak serce nie chce chować się za murem
Urazów, przeżyć, skomplikowanych lęków
I uśmiechać się, pomimo wszystkich błędów
Bo jestem wolny, skrzydła pozwalają latać
Lecz nie wiem gdzie lecieć, nie chcę do domu wracać
Prawda mnie nie wyzwoliła, lecz wykluła mnie z kokonu
A ciężar świadomości to skrzydła, dorastały już zza młodu
Spójrz w swoje oczy
zajrzyj głęboko do wnętrza
zrozumiesz wtedy czym jest
przestrzeń twojego serca
w lustrze odbija się Twoje
nieskończone istnienie
stworzony po to Jesteś
by pokochać to spojrzenie
Niezrozumiałe dla świata
jedyne niepowtarzalne
jesteś tym na którego czekasz
przez całe życie "marne "
I żeby to zrozumieć
też mędrca nie potrzeba
możesz mieć góry złota
jeść kromkę suchego chleba
Oczy zwierciadłem duszy
widać jak w kalejdoskopie
czyj los się właśnie kruszy
czy ktoś stąpa roztropnie
Po krze codziennej niepewnej
wpadając do zimnej wody
myśl niech wyciągnie w górę
do serca ciepłej pogody
Jeżeli na kogoś czekasz
a tęsknota wyciska łzy
wiedz że najważniejszym gościem
w twoim życiu jesteś właśnie
Ty
urządzenie to piekielne
bezlitosne jak terminator
na nic nadzieje daremne
powoduje snów zator
tak mało czasu jest na sen
zwłaszcza gdy pracę kończę nad ranem
napisać krótki wiersz chcę
bo tylko wtedy mam czas dla mnie
bo potem żona dzieci i pies
bo potem pranie i sprzątanie
sen blisko myśli wciąż jest
a zamiast jest spraw załatwianie
chcę chwilę zdrzemnąć się po południu
lecz sen złośliwie nie przychodzi
bezsenne oczy wręcz puchną
może wieczór im dogodzi
lecz nie ma wieczorem zmiłowania
znów pragnę kulturę nadrobić
trochę czytania i chwila oglądania
nad ranem tylko mnie dobić
gdy pieją na wsi pierwsze koguty
odzywa się budzik w smartfonie
przewracam się przez psa i wciągam buty
od adrenaliny serce płonie
więc najpierw jest spacer z psem o poranku
tradycją niedopity kubek gorącej kawy
biegnę jak szalony do przystanku
i do pracy dla niewielkiej wypłaty
morał z tej opowiastki niewielki
życie w galopie zdrowiu nie służy
kiedy więc dojrzeją mirabelki
wezmę urlop i pośpię nieco dłużej
Oskar Wizard
(fot. z Google)
lubię gdy pada deszcz
tańczę wtedy pod parasolem
nie widać łez
zwłaszcza wieczorem
nie widać naszych łez
są tylko deszczu krople
niebawem powróci śmiech
i na niebo słońce
ten deszcz oczyści nasze oczy
nie powie nikt
że smutek nas mijał
to gwiazdy płaczą w nocy
poczekamy aby poranek
uśmiechem je przywitał
Oskar Wizard
W piwnicy światło przebija się przez
małe zakurzone okno ,zbutwiałe drewno
zapachem zatrzymuje wspomnienia
niechciane co powinny być dawno zapomniane
lecz w półmroku tak ciężko dostrzec
ostrość rzeczywistości ona tu nie zagląda
tylko chowa się po kątach , pająk
rozwijający sieci przyczajony obserwator
wychwyci każdą myśl dobrą
on zawsze jest głodny cudzego szczęścia
myślałem że umarłem kiedy owinięty
w lepkiej włóczce czekałem na dobicie
wpadł promień światła złoty , od Boga ?
wiem że tchnął we mnie nowe życie
przez pęknięte okno szczelinę małą znalazł
dostrzegł mnie , bo kiedy nadzieja ginie
w ostatecznej ostateczności rozwija
warkocz bym z ciemności wspiął się
ku górze po światła miłości linie
czy moc która dotyka serca jest
Ojca wyciągniętą ręką czy
Matki jasnym warkoczem nie szukam odpowiedzi
wiem nigdy jej nie znajdę czy ma to jakieś znaczenie
to co się wyklucza uzupełnieniem jest dla siebie
jasność do ciemności schodzi lecz bez ciemności
nie istnieje , gwiazda bez czarnego tła znika
z piwnicy w dzień wychodzę otrzepując kubrak
z moli wspomnień , opadną zamienione w popiół
zagarniając ręką wsypuje do butelki pył marny
niech odpłynie z rzeką do morza zapomnienia
jeśli znajdziesz tą wiadomość niech będzie słonecznikiem
dla świadomości ludzkiego istnienia , imion tak wiele pokochasz
lecz jedno jest tylko imię miłości dla duszy wiecznego spełnienia
Nauczycielka nauki zintegrowanej
Prowadzi zajęcia z sześcioletnimi dziećmi
Jedno dziecko w sukience porwanej
Z małym guzem na głowie, rodzice chyba nędzni
Czas na zabawę na dywanie
Dzieci w pośpiechu zdejmują buty by nie zostawiać brud
Ich wolny czas płynie wspaniale
A tamto dziecko choć rasy białej - ciemność spod stóp
Opiekunka zmartwiona pyta czemu nożki nieumyte
A dziecko w uśmiechu mawia - mama nie pozwala
Ujawnia się mocno zdziwienie ukryte
"Proszę się nie martwić - mama i tak mnie nie chciała"...
W tej samej szkole, w innym roku
Dzieci mają przerwę, więc czas na śniadanie
Wspomniany nauczyciel patrzy na nie z boku
A pewien chłopczyk o dziwo trudu sobie nie zadaje
Nie wyciąga ani kanapki, ani rogalika
Zapytany, czy może nie jest teraz głodny
Uśmiech z twarzy szybko mu już znika
Jego tata mu nic nie dał - i to tego był zgodny
Dostał coś od Pani prowadząca lekcje
A on wtem przed tymi słowami sie nie cofa
"Dziękuję, ale nie chce już nic więcej
Tata mi nie daje jeść, bo powtarza że mnie nie kocha"...
Niedaleko szkoły mieszka chłopczyk młody
Damian go wołają, wychowany przez ulice
A mimo to serce dobre, doszedł z rodzicami do zgody
Trochę chorowity, po operacji ślad na potylice
Zawsze uśmiechnięty, pokazywał szacunek starszym
A gdy mijał moją mamę, prosił, aby mnie pozdrowić
Był kolegą mi nieco trochę dalszym
A i tak oferował by ze mną lekcje odrobić
Chętnie pomagał rodzinie i czasem spacerował szosą
W jego głowie marzenia, pewnie chciał zbudować własny zamek
Lecz nagle do dobrej duszy zapukała postać z kosą
A drzwi do wspaniałego życia okazały się być bez klamek...
Pewien kwiecień, rok dwa tysiące siedem
Za miesiąc komunia, chłopiec gra na konsoli
Choć grał w agresję, nie miał żadnych uniesień
Lecz mimo to na rozmowę o bijatykach pozwoli
Tata nie zadowolony że syn walczy w wirtualnym ringu
A dla syna to tylko zabawa, fascynacja działania sprzętu
W Ojcu ptaszek mądrej rady się wykluł
"Nie wolno, czy my Cię bijemy?" zapytał kolejny raz z rzędu
Dziecko odpowie szczerze - przecież nie raz już go bolało
Wtem w domu zawrzało, kara na zabawę i won do spania!
Nie zapomni, jak z prawej ręki w skroń otrzymało
Dostać w twarz, jako dowód że nie bije - tyle z tego starania...
to wcale nieprawda
że los wystąpił
przeciw mojej osobie
ludzie nieprzychylni
też byli niewinni
samotnym
któregoś dnia
nie zostałem
dzięki tobie
przecież długo byliśmy
tak bardzo szczęśliwi
nie usprawiedliwiam się
nie zaciskam już pięści
utraconego czasu
też nie odzyskam
lecz teraz inaczej
odnajduję szczęście
a dawny smutek
na zawsze znika
wreszcie spokój
w moim sercu gości
wszystko szczęśliwie
zmierza do radosnego
jutra
pamiętam aby o radę
wciąż prosić
największego
obrońcy i wroga
patrzącego
na mnie
z lustra
Oskar Wizard
Polacy ofiary zamachów
A wśród nich:
Łukasz Urban, Bartosz Niedzielski
Angelika i Marcin Klis
Marzena i Magdalena Chranowskie
Jacek Konieczka, Dominik Nowicki
Artur Nowosad, Monika Suchocka
Karolina Glueck, Anna Branddt
Beata Pawlak, Maria Jakubiak
Anna Debin z domu Pietkiewicz
Jan Maciejowski, Norbert Szurkowski
Łukasz Milewski, Dorota Kopiczko
i wielu innych... Pamiętamy!
Orszak ofiar wciąż potężnieje i trwa
W aureoli cierpienia, w bólu do granic
Płacze Polska, Europa i Świat
Idą ze świadectwem obrony człowieczeństwa
Z różami pokoju i sprawiedliwości
Z palmami wolności i miłości.
Nie pozostawić kamienia na kamieniu.
Jestem winny bo chcę żyć bezpiecznie cieszyć się wolnością?
Jestem winny bo moja wiara jest autentyczna?
Jestem winny bo kocham Boga mojego Zbawiciela?
Jestem winny bo Krzyż znaczy dla mnie życie?
Czy okrzyk Allach Akbar upoważnia do zabijania?
Kiedy to się wreszcie skończy?
Kazimierz Surzyn
W dzisiejszym świecie trzeba uważać
i być przygotowanym na najgorsze
bo terroryści diabelsko podstępni
chcą nas zastraszyć zniszczyć.
Wyrwać nam korzenie chrześcijańskie
zrównać za wszelką cenę niebo z piekłem
podeptać kulturę godność człowieka
zniweczyć życie najcenniejszy skarb.
Dziewczyna zapomniała torebki z klubu
tylko za powrót do niej zapłaciła śmiercią.
Chłopak odjeżdżał skuterem spod sklepu
bomba wybuchła nieopodal.Śmierć.
Staruszka jak co dzień o siódmej rano
siedziała tuż przy ołtarzu w świątyni
zastrzelili księdza parę innych osób
i tę staruszkę rozmodloną różańcem.
Polak kierowca ciężarówki nasz bohater
przed męczeńskim haniebnym zgonem
zdążył jeszcze skręcić kierownicą
ratując wielu od bezsensownej śmierci.
Nasz rodak z grupą znajomych
odcięli terroryście drogę do pubu
ocalało bardzo dużo zacnych osób
niestety sam mocno raniony zmarł.
Jest siedemnasta. Na dworcu normalka.
Pasażerowie sprawdzają odjazdy. Kupują bilety.
Pięć minut później ogromny huk. Ruina.
Było co niemiara rannych i zabitych.
Metra budynki place wraz z ludźmi wysadzają!
W tłumy z nienawiścią ciężarówkami wjeżdżają!
Niewinne kobiety z honoru odzierają!
Wyznawców Boga Miłosiernego zabijają!
Chcę zasypać spory słońca promieniami
i serca wyścielić kwiatów ogrodami.
Najwyższy czas na pojednanie
wszystkich ze sobą bratanie.
Kazimierz Surzyn
poczułem gorzki smak
judaszowego pocałunku
i jego cierpkich owoców
za garść srebrników
rozpadł się mój świat
i życie się rozsypało
w bezsenne noce powraca
echo zdradzieckich słów
biznes to biznes – mój drogi
Autor: Don Adalberto
Idąc po dywanie wiosennych traw
myślę o tym co jest i będzie - żyję
chwilą płynących po niebie obłoków
krajobrazami zdarzeń słów i uczuć.
Gdzieś dalej w nieokreślony byt
przenoszę przeszłość na oceany,
na pustynię złowrogich piasków
wierzę że życie da mi drugą szansę.
By odbudować to co zniszczyłem
pośród burz zmarnowanych lat,
bym odniósł nad mrokiem tryumf
póki mogę zmieniać rzeczywistość.
Już mija pół roku jak nie biorę
i czuję się z tym naprawdę dobrze,
przyjaciele mnie dzielnie wspierają
i Bóg o którym teraz przypomniałem.
Kazimierz Surzyn
Skoczył z drewnianego mostu
do rzeki po wielkich ulewach
z ciężkim jak stal sercem
i z kamieniem życia u szyi
Ostatni raz ofiarował ukłon
światu którego nie rozumiał
i spoczął biedak młodo
przy śpiewie fal na dnie
Kazimierz Surzyn
Jak dobrze i bezpiecznie zamknąć się w domu.
Czytać książki, dużo jeść, słuchać gramofonu.
Wieczorem pijany ojciec z pracy wróci.
Straszliwy lęk do domu wrzuci.
Jak dobrze jest na tą chwilę zachorować.
Zapomnieć o szkole, wzbudzić zainteresowanie.
Nie będą ,,innemu" dziś dzieci dokuczać.
Może choć na chwilę wzbudzę w rodzicach kochanie?
Jak dobrze i bezpiecznie zamknąć się w domu.
O tym, że matka też pije nie mówię nikomu.
Bo ona chce, żeby ojcu wódka się skończyła.
A tak naprawdę moją nadzieję wykończyła.
Pijani rodzice i ciągłe dantejskie sceny.
Czy wasz los nie mógł mieć większej ceny?
Nie wy, lecz wierna samotność była za moimi plecami.
Lecz już na trzeźwo udawaliście jacy jesteście wspaniali.
Jak dobrze i bezpiecznie zamknąć się w domu.
Gdy nie ma rodziców, nie czuć pijackiego smrodu.
Mogliście chociaż nie udawać wszechmogących.
Nie widzieliście oczu dziecka smutkiem gasnących.
Oskar Wizard
Noc zaczyna mnie prześladować
Próbuje uciec, chcę się schować
Więc zamykam oczy na łóżku
Łzy spływają po łańcuszku, puk puk
Kto tam? Chyba się cofam, po ziemi się miotam
Stukanie do głowy, urazy urządzają łowy
Płacz odejmuje mowy, zbędne są mi te sowy
Co mądre prawią morały, zawsze pomoc sprawiały
Otuchy dawały, kazały być wytrwały, puk puk
Wciąż pukanie słyszę, ledwo dyszę
Chcę tylko cisze, a widzę przeszłości kliszę
Psychiczne nisze, w próżni wiszę
Noc atakuje, jestem sam na sam
Umysł panikuje, tyle na nim ran
Obrazy maluje, moje myśli złam
Noc rujnuje, nie chcę być sam na sam...
Noc mnie goni, śledzi, coś do głowy bredzi
Stawiam się tej rzezi, uraz w głowie świeży
Taka cena prawdy - świadomość tej larwy
Boli, niby Bóg pomoże, niby to ukoi, zmaże,
Z mojej dłoni wspomnienie o zbrodni i broni
Prześwietlenie mojej zbroi, aby dostać oświadczenie
Że nie żyje w niej słabe brzemie
To po prostu wiara, miłości miara, przez życie wyśmiana
Ciągłe zadręczenie, widzę Boga - fata morgana
Ciągła ściana, psychiczne zaprzepaszczenie
Smutek i rana - Ona to Zbrodnia, ja jestem Kara
Masz chłopcze temperament, gdy popadasz w lament
Sam na sam ze sobą, zrzucony miłości kamień
Tyś jest kłodą, do rozpoczęcia wolności, poczucia radości zdolności
Boże, w głaz zamień serce, amen
Na spotkaniu grupy terapeutycznej
wyznał - wódka poprawiała mój
nastrój, dawała odprężenie, radość,
traktowałem ją niemal jak lekarstwo,
a nie żadną truciznę, w kolejnej fazie,
alkohol ośmielał mnie do zachowań
niegodnych człowieka, potem nie
mogłem wyznaczyć granicy piciu
i odrzuciłem argumenty rodziny,
przyjaciół że jestem chory, piłem
dalej, w upodleniu sięgnąłem dna.
Po kilku latach wycieńczony, już
prawie umarły, spotkałem na swojej
drodze Romka - byłego alkoholika,
co założył Ośrodek Terapii, wziął
mnie na leczenie, miałem szczęście,
wierzę że w nim ujrzałem Jezusa,
który zabrał mnie z drogi i uleczył.
Dziś naprawiam wyrządzone krzywdy,
nie wiem, czy wystarczy mi na to życia,
ale się staram, wreszcie żyję godnie,
służę Bogu i pomagam ludziom.
( Wydarzenie autentyczne, imiona zmienione)
Kazimierz Surzyn
Rozmawiałeś kiedyś
kilka godzin
z samobójcą?
Prościej byłoby
połknąć drut kolczasty
lecz nieszczęśnik
dzięki temu
przeżył.
Przytuliłeś bitą
i zgwałconą?
(Mężczyźnie dużo trudniej).
Podałeś z uśmiechem rękę
mordercy po wyroku?
(Choć ręka drżała
lecz uścisk był serdeczny).
Słuchałeś opowieści schizofreników?
(Niewielu
jest w stanie wysłuchać
lecz warto).
Warto pielęgnować zdrową
część ich psychiki.
Rzuciłeś
palenie i kilogramy
naraz?
Obowiązuje przekonanie,
że to niemożliwe.
Pozbyłeś się wad
prowadzących do śmierci?
A teraz pomagasz tym,
którzy chcą tego samego?
Czy szanujesz cudze poglądy,
odmienne od twoich?
Odłóż emocje,
każdy ma prawo
do swojego wszechświata.
Jeśli tak, jesteśmy braćmi.
Płyną wciąż
strumieniem losu
nowe zlecenia...
Od Siły Wyższej,
w końcu
jest Szefem.
Oskar Wizard