melodia słów
na zawsze?
Gdy pojmiesz,
że tak wiele jest rozmów
niedokończonych?
Nie możesz już zrobić nic,
bo los zamknął rozdział.
Pozostało już tylko
wspominanie
chwil minionych.
Ta cisza
krzyczy dniem
wczorajszym!
Gdzie jesteś,
jeśli Cię
tu już
nie ma?
Myślałem,
że czeka nas
los wspaniały...
Jakże pustą
stała się
teraz Ziemia!
Kłóciliśmy się rano,
godzili o mroku.
Postanowiliśmy
chwilę odetchnąć
od siebie.
Chciałem powiedzieć Ci
sto kochających słów...
Nie mogę,
bo jesteś już w niebie...
Oskar Wizard
*Orginalna nazwa to " Moj Pamietniku ", wiersz na podstawie utworu "The Diary" zespołu Hollywood Undead
pomieszany z moimi przeżyciami, stary wiersz.
że znów mnie zaskoczyłaś.
Szalonych pomysłów
miałaś bez liku.
Nie ma Cię,
choć wczoraj byłaś...
Ani Cię widu,
ani słychu?
Wszystko już
w kierunku szczęścia
zmierzało...
Nie taki finał
historii tej
przewidywałem.
Przyznam,
że kawał serca
mi wyrwało.
Teraz już tylko
z wspomnieniami
zostałem!
Będzie mi brakować
tak serdecznie przyjaznej duszy.
Tonę naszych tajemnic
zabrałaś do raju.
Jak nikt inny
potrafiłaś mnie denerwować
lub wzruszyć...
Wiem, że grzechów
nie wydasz,
nie masz
takiego zwyczaju.
;)
Wielką jest kobieta,
po której
mężczyzna płacze!
Bo los ani Ciebie,
ani mnie
nie oszczędzał...
Dzięki Tobie
na życie
spojrzałem inaczej.
Będę jeszcze bardziej
bliskim czas poświęcał.
Zachowam Twój obraz
w głębi swej duszy.
I Kaśkę zachowam,
choć na telefon
szczekała...
Za kilka lat
i ja będę musiał wyruszyć...
Wierzę, że będziesz
tam na mnie
czekała.
Oskar Wizard
zjadłem ostatnią wieczerzę.
Wystarczy już tego
się obżerania!
Sprawdzam swą wiarę
zupełnie szczerze.
Jutro jest czas umierania.
Nie chcę w coś wierzyć,
bo tak wypada...
W piątek chcę dotknąć
najgłębszej depresji.
Co będzie,
gdy życie
z ciała odpada?
Proszę, już nie mów
o jakiejś herezji!
W końcu jest to interes życia.
A ja chcę
się dobrze
do niego przygotować...
Gdzie pójdę
gdy serce
przestanie tykać?
Żyć będę na chmurkach
czy w kotle gotować?
Gdyby to wszystko
było jasne i czytelne...
Z pewnością
jedna religia
by tylko istniała.
Przyznaj, że rozważam
głęboko i dzielnie!
Wiedza ludzkości
jest wciąż zbyt mała!
W sobotę pewnie
wszystko mi się zapętli...
Bo stamtąd
żaden świadek
jeszcze nie powrócił.
Kazania są piękne
lecz fakty mętne!
Najchętniej
bym te rozważania
porzucił!
Katolik swoje,
buddysta wręcz przeciwnie...
Protestant
korektę wierzeń
dorzuci...
Przy Świadkach Jehowy
rozum też więdnie...
Kto w końcu
prawdę
do serca wrzuci?!
Nie wiem
czy brać jakąś wiarę
jak towar ze straganu?
Jedna się błyszczy,
tamta mądra lub miła...
Logika szepcze,
masz czas
więc się zastanów!
Na szczęście
w Wielkanoc
rodzina przybyła.
Bo jeśli wierzyć,
to z pełnym przekonaniem.
Oddzielić prawdę
od pięknych baśni...
Na razie cieszmy się
rodzinnym spotkaniem!
Ponadreligijna wiaro,
proszę we mnie
nie zgaśnij!
Oskar Wizard
I chociaż się uśmiechał, smucił się
Nie mam mu za złe brak szczerości
On też czasem gubi się w bierności
Zapytałem po co to wszystko
Lecz sam nie potrafił odpowiedzieć
Rozmawiałem dziś z Bogiem
I choć uśmiechniety, trudził się
Bo ile w uczuciach chwiejności?
A ile w miłości wierności?
Zapytałem po co to wszystko
Lecz On nic już nie chciał wiedzieć
Ja czy Ty ?
Kto niszczy nasze wcielenie?
Oni czy My?
Mnożą szczęście przez dzielenie
Rozmawiałem dziś z moim Stróżem
I ma mi za złe że jestem tchórzem
Ale nie jestem już z kamienia
Walcząc dla naszego imienia
Zapominam,
ile jeszcze do zapomnienia?
I do szczęscia wypełnienia?
Pytałem siebie, po co to wszystko?
I wciąż nie umiem odpowiedzieć.
Ja czy Ty ?
Kto niszczy nasze wcielenie?
Oni czy My?
Mnożą szczęście przez dzielenie
Ja czy Ty ?
Jakże trudne jest tu istnienie!
Radość czy łzy?
Mnożyć szczęście przez dzielenie.
Jestem sama niepotrzebna.
Nie. To nie tak.
Są moje słońca, szczęścia, radość i cel mojego życia.
To z Nich mam energię.
To Oni mnie wspierają, kochają.
Podnoszą gdy upadam. Przytulają.
W Ich oczach jest cały świat.
Bez Nich nie byłoby mnie.
Bo po co żyć żyć jak nie ma dla kogo.
Ja mam.
Gdybym miał
Jestem sama niepotrzebna.
Nie. To nie tak.
Są moje słońca, szczęścia, radość i cel mojego życia.
To z Nich mam energię.
To Oni mnie wspierają, kochają.
Podnoszą gdy upadam. Przytulają.
W Ich oczach jest cały świat.
Bez Nich nie byłoby mnie.
Bo po co żyć żyć jak nie ma dla kogo.
Ja mam.
Kto go wyrwie z trwogi posad
Sam jest smutny
Sam jest szary
Brak w nim życia
Resztki wiary
Głaz w nicości
I życia opary
Tylko w słońcu
W jego blasku
Jest szczęśliwy
Czuje czary
Z nim się bratam
To nas łączy
On bez blasku
Ja w potrzasku
Wydajemy
Puste tchnienie
Nie karz mnie już
Daj nadzieję
Bądź porankiem mego życia
Tym czym słońce dla księżyca
Krople szarości
niby tak samo
a jednak inaczej
zły świecie
dlaczego
dlaczego troszczysz się jedynie
o pięknych i umierających
Odchodzę, me ciało zastyga bez ruchu,
Odchodzę, zabrakło mi silnej woli,
Odchodzę, znikła siła życia w mym duchu.
Bez Ciebie, na tym świecie bez sensu istnieje,
Lecz nie długo już stąpam po ziemi,
Odchodzę, trucizna już toczy w mym ciele,
Odchodzę, żegnaj miłości, witaj panie podziemi.
Na moje zawołanie,
Szlachta hołotą obrasta,
Diabeł w kącie płacze,
Nawałnicą go uraczę,
Ściana płaczu wyrasta,
A mnie pokora przerasta,
Siła i honor,
To już samobójcy,
Spuchłe rzeki, drogie chmury,
Bawią się w kalambury,
„Dlaczego” do języka przyrasta,
Cyjankiem duszę każąc,
Ćma z molem tango odprawia,
Stary kosmonauta ich pozdrawia,
Dwa aniołki w niebie,
Namiętnie pochłaniają herę,
Noc wlewa się nachalnie,
Dlaczego tak nachalnie?
Morderstwo w niemym kinie,
Łapczywy denat obserwuje,
Piórka stroszy, balast zwalnia,
Niewidocznie krocząc na dno spada,
Tłumy godzin przepędza,
Tęsknotą knebluje swe usta,
Tłusta kora słabości jej wysokości,
Głębokie ostrze pozostawia,
Tchórze w gonitwie zgładza,
Gdy nędzą mara się objawia,
Wichrem sroży niedole,
By verso Police,
Zawisło z rana.
Przez wieczne lato,
Błogie sny w męce,
Rozpaczy goreją,
Magią złorzeczy,
Skrzeczy ze stożka,
Kruk cielisty,
W oparach postępku,
Migocze zawstydzone tchnienie,
W kołysce ogień Hadesu,
diabelskie dzieło,
w liczbach zawarte,
Matką noc,
Powierniczka niechcianych gwiazd,
Żądzy ladacznica,
Ojcem wilczy zew,
Z dzikość krwi skąpanej w Styksie,
Ze źródeł Acheronu,
W paszczy przekleństwa,
Z dala od bram Piotrowych,
Wydany ci w piekło,
Upadły aniele,
Na poczet pasji,
Na poczet ofiary,
Synu wyklęty.
Ej patrz!
Ktoś mi znowu
czaszkę rozwalił...
hehe
jakie to fajne
Nawet płakać
mi się nie chce...
Nie...
Jeden krok w przód
Pięć kroków w tył
Tam gdzie był grunt
Jest tylko pył
Przepaści sidła
Chwytają mni
Ruchome piaski
Na samym dnie
Lot głową w dół
Rozmyty świat
Wstrzymany czas
Mój krzyk i strach
Paniczny puls
Serca modlitwa
Głośny trzask, huk
Już jestem w sidłach.
Kolejny raz los spycha mnie
Do tego samego punktu
Od którego stroniłam
I uciekałam zaciekle
Znów rzuca bezczelnie rękawice
I na kolanach
Karze pokornie do siebie iść
By sponiewierać i zbesztać niemiłosiernie
I by przed nosem zatrzasnąć mi drzwi
Najwyższa pora zdjąć z ocz
Zakurzone kotary
Odsłonić parszywy lecz realny świat
Spojrzeć przed siebie
Znów nie dać wiary
Że wszystko omotał
Bladych uczuć szkwał
Twarze dokoła
Okute kamienną maską
Pod którą moralność
Zatarła swój szlak
A sprawiedliwość
I jakakolwiek wartość
W sidłach przeszłości
Dławi w sobie płacz.
Głośny szelest
cicho gra
to znów cisza
a w niej ja
a w niej ja
Huczy spokój głosem swym
to tylko on
a przecież nic
a przecież nic
Jakież milczenie
otacza mnie
wpadam w trans
prawie śnię
prawie śnię
I znów rozlega się
wielki blask
a potem cisza
a w niej ja
a w niej ja
wciąż tylko ja...
Nadzieja stała się kłodą
Miłość-nienawiścią
Słońce-mrokiem
Ulica-pustynią
Śmierć jedynym wybawieniem.