Zabiłem To!

Jestem Bogiem, jestem zemstą
Odpowiedzią na Twoje pytania!
Strachem na wróble pod Twoim oknem
krzyczący "zabić drania!"
Duchem w lustrze zatrzymując
wskazówke zegara na "trzy"
Potworem spod łózka, w ciemności
ukazuje swoje kły
Upadłym Aniołem, Piekielnym Demonem,
Zapomniałem o Niebie !
Twoich strachem, Twoją karmą
Głosem wewnątrz Ciebie !
 
(Zabiłem To!)
Ciężka walka ze sobą
Pytając,
Jaką jestem osobą?
Zabiłem uczucie,
Tworzące we mnie zło
Lecz wtem,
Ujrzałem Twoją dłoń!
 
Jestem Predatorem, jestem bólem
Odpowiedzią na Twoje modły !
Nieznanym dźwiękiem z piwnicy
Pokaże Ci świat podły !
Prześladowcą, sprawiam że sie boisz
Wypełniam Cię niepewnością!
Najgorszym koszmarem, paraliżem w śnie !
Serce ładuje mroczną złością!
Dzikim zwierzęciem, wilczym instynktem,
Zwątpisz w samego siebie!
Twoim Dominatorem, Twoim Nemezis
Głosem wewnątrz Ciebie !!
 
(Zabiłem To!)
Ciężka walka ze sobą
Pytając
Jaką jestem osobą?
Zabiłem uczucie
Tworzące we mnie zło
Lecz wtem
Ujrzałem Twoją dłoń!
 
...jestem...
Tylko chłopcem
...zabiłem...
Ten śmietnik
w mej głowie !
.............
A wszystko 
co kocham
  Ucieka
 
(Zabiłem To!)
 
...jestem...
Mordercą myśli
...które...
Sam stworzyłem
w mej głowie!
..............
A wszystko 
co kocham
Jest obok.
 
Zabiłem To!
(walka ze sobą)
Zabiłem To!
(jaką jestem osobą?)
Zabiłem To!
(uczucie tworzące zło)
Zabiłem To!
(ujrzałem Twoją dłoń)
Zabiłem To!
..........
 
Zabiłem To!

Błędy niewybaczalne

A gdy ucichnie
melodia słów
na zawsze?
Gdy pojmiesz,
że tak wiele jest rozmów
niedokończonych?
Nie możesz już zrobić nic,
bo los zamknął rozdział.
Pozostało już tylko
wspominanie
chwil minionych.

Ta cisza
krzyczy dniem
wczorajszym!

Gdzie jesteś,
jeśli Cię
tu już
nie ma?
Myślałem,
że czeka nas
los wspaniały...
Jakże pustą
stała się
teraz Ziemia!

Kłóciliśmy się rano,
godzili o mroku.
Postanowiliśmy
chwilę odetchnąć
od siebie.
Chciałem powiedzieć Ci
sto kochających słów...
Nie mogę,
bo jesteś już w niebie...

Oskar Wizard

TheDiary44*

Zyłem życiem które nie umiałem opisać
Lecz gdy ujrzałem to
Zrozumialem, że zaden wiersz nie trzeba pisać...
 
Bo i ja za długo biegam ulicami
Ulice? Te które nie istnieją
Czekałem na obstawienie mnie zniczami
Ulice, które do dziś są moją nadzieją
W tamtym czasie gdy to poznałem
Nie miałem nic, a wstałem
Coś chciałem, mimo że się bałem
Być taki, wiecznie uciekałem
 
Starałem sie zawsze być dla innych
Tak ukrywałem swoją słabość
A na koniec byłem winny
Było mi ciężko, a gdzie dziecinna radość?
Sam w pokoju, sam w domu, sam ze sobą
Toczyłem bój aby robić to co inni robią
Słaby samotny, chyba nazwam to fobią
"Introwertyk"... to cholerne słowo
 
I kiedy było źle, reszta też miala sens
Sam ze sobą, sam w domu, sam w pokoju
Czekałem aż nadejdzie mój kres
Ale prosze, nie mów nic nikomu...
Rozumiałem powoli od czego te mdłości
Prosiłem, i nie dostałem tego, jakby po złości
Wszystko toczyło sie w odcieniu szarości
"biada mi, mysle ze potrzebuje milosci"
 
Popadałem w rutyne i do dzisiaj popadam
Płakałem wiele razy i przepraszałem
Jestem tylko człowiekiem, dlatego w dno wpadam
I jak głupiec prawdzie odmawiałem
Tak własnie płace, nic od nikogo
W zamian dostane tyle ile dam  wrogom
A gdy wszyscy mowią "bądź sobą!"
Odmawiam samotnie, Na drodze życia, jest tak stromo...
 
Wiec z tymi emocjami nadal walcze
To co pomieszało mi w głowie
Nadal tam siedzi i nie wybacze
Ze "Szczescie" musiałem pisać w cudzysłowie
Przepraszam Ciebie, przepraszam was
Z mego serca nie wiem,  nadal leci kwas
I dziekuje ze mam Ciebie, miałem was
W moich ulicach pomagał mi las
 
Usłyszałem wtem drugą część arcydzieła
łzy runeły, ktoś to pisał za mnie?
Przecież nie mowiłem "do widzenia"
Ale czyż nie umarłem marnie?
Nie ujrzycie mnie już nigdy tego samego
Więc Żegnaj kolego
Odszedłem, może dlatego?
Znajde świat, jedyny dla mnie jednego
 
Kiedys nie rozumiałem, dziś rozumiem
Zwalam to na Ciebie, Ty na mnie, nawet w milczeniu
Czy możemy nazwać to rozumem?
Te słowa po latach nabierają na znaczeniu
Choroba ! Tak to nazwijmy, wysmienicie!
Ile mysli chodzi po orbicie?!
Przecież to jest absurd, ludzie, widzicie?
Ja w tym tone, zguba moim życiem
 
 
Jestem chory... o tak
tak cholernie chory przez to wszystko,
Spalony, rozgorączkowany, porąbany,
Potykam sie raz kolejny, robiąc widowisko
W Kałuże łez którą widzi moja twarz
A gdy juz bede umierać spiewaj to razem ze mna
Jesteś rozbity, jak ja...
 
Ale nie wróce tam już nigdy
Nowe zycie, nowe drogi, rysowane na kobiercu
Ale nie wróce tam, o nie!
Jednak ZAWSZE z tą pięśnią
Przy sercu
 
Tego nie zrozumie nikt jak to sie stało
Jak to? Samo się napisało?
Ani Dziś ani jutro nie zmienimy wyniku
Zostałeś napisany...Mój pamietniku

*Orginalna nazwa to " Moj Pamietniku ", wiersz na podstawie utworu "The Diary" zespołu Hollywood Undead
pomieszany z moimi przeżyciami, stary wiersz.

Żegnaj Jolu

Przyznam,
że znów mnie zaskoczyłaś.
Szalonych pomysłów
miałaś bez liku.
Nie ma Cię,
choć wczoraj byłaś...
Ani Cię widu,
ani słychu?

Wszystko już
w kierunku szczęścia
zmierzało...
Nie taki finał
historii tej
przewidywałem.
Przyznam,
że kawał serca
mi wyrwało.
Teraz już tylko
z wspomnieniami
zostałem!

Będzie mi brakować
tak serdecznie przyjaznej duszy.
Tonę naszych tajemnic
zabrałaś do raju.
Jak nikt inny
potrafiłaś mnie denerwować
lub wzruszyć...
Wiem, że grzechów
nie wydasz,
nie masz
takiego zwyczaju.

;)

Wielką jest kobieta,
po której
mężczyzna płacze!
Bo los ani Ciebie,
ani mnie
nie oszczędzał...
Dzięki Tobie
na życie
spojrzałem inaczej.
Będę jeszcze bardziej
bliskim czas poświęcał.

Zachowam Twój obraz
w głębi swej duszy.
I Kaśkę zachowam,
choć na telefon
szczekała...
Za kilka lat
i ja będę musiał wyruszyć...
Wierzę, że będziesz
tam na mnie
czekała.

Oskar Wizard

Z pamiętnika Agnostyka

W czwartek
zjadłem ostatnią wieczerzę.
Wystarczy już tego
się obżerania!
Sprawdzam swą wiarę
zupełnie szczerze.
Jutro jest czas umierania.

Nie chcę w coś wierzyć,
bo tak wypada...
W piątek chcę dotknąć
najgłębszej depresji.
Co będzie,
gdy życie
z ciała odpada?
Proszę, już nie mów
o jakiejś herezji!

W końcu jest to interes życia.
A ja chcę
się dobrze
do niego przygotować...
Gdzie pójdę
gdy serce
przestanie tykać?
Żyć będę na chmurkach
czy w kotle gotować?

Gdyby to wszystko
było jasne i czytelne...
Z pewnością
jedna religia
by tylko istniała.
Przyznaj, że rozważam
głęboko i dzielnie!
Wiedza ludzkości
jest wciąż zbyt mała!

W sobotę pewnie
wszystko mi się zapętli...
Bo stamtąd
żaden świadek
jeszcze nie powrócił.
Kazania są piękne
lecz fakty mętne!
Najchętniej
bym te rozważania
porzucił!

Katolik swoje,
buddysta wręcz przeciwnie...
Protestant
korektę wierzeń
dorzuci...
Przy Świadkach Jehowy
rozum też więdnie...
Kto w końcu
prawdę
do serca wrzuci?!

Nie wiem
czy brać jakąś wiarę
jak towar ze straganu?
Jedna się błyszczy,
tamta mądra lub miła...
Logika szepcze,
masz czas
więc się zastanów!
Na szczęście
w Wielkanoc
rodzina przybyła.

Bo jeśli wierzyć,
to z pełnym przekonaniem.
Oddzielić prawdę
od pięknych baśni...
Na razie cieszmy się
rodzinnym spotkaniem!
Ponadreligijna wiaro,
proszę we mnie
nie zgaśnij!

Oskar Wizard

Niepodzielne Szczęście

Rozmawiałem dziś z diabłem
I chociaż się uśmiechał, smucił się
Nie mam mu za złe brak szczerości
On też czasem gubi się w bierności
Zapytałem po co to wszystko
Lecz sam nie potrafił odpowiedzieć
 
Rozmawiałem dziś z Bogiem
I choć uśmiechniety, trudził się
Bo ile w uczuciach chwiejności?
A ile w miłości wierności?
Zapytałem po co to wszystko
Lecz On nic już nie chciał wiedzieć
 
Ja czy Ty ?
Kto niszczy nasze wcielenie?
Oni czy My?
Mnożą szczęście przez dzielenie
 
Rozmawiałem dziś z moim Stróżem
I ma mi za złe że jestem tchórzem
Ale nie jestem już z kamienia
Walcząc dla naszego imienia
Zapominam,
ile jeszcze do zapomnienia?
I do szczęscia wypełnienia?
Pytałem siebie, po co to wszystko?
I wciąż nie umiem odpowiedzieć.
 
Ja czy Ty ?
Kto niszczy nasze wcielenie?
Oni czy My?
Mnożą szczęście przez dzielenie
Ja czy Ty ?
Jakże trudne jest tu istnienie!
Radość czy łzy?
Mnożyć szczęście przez dzielenie.

Moje dzieci

Ciemno, pusto, zimno.
Jestem sama niepotrzebna.

Nie. To nie tak.
Są moje słońca, szczęścia, radość i cel mojego życia.

To z Nich mam energię.
To Oni mnie wspierają, kochają.
Podnoszą gdy upadam. Przytulają.

W Ich oczach jest cały świat.
Bez Nich nie byłoby mnie.
Bo po co żyć żyć jak nie ma dla kogo.

Ja mam.

Interpunkcja

Nie słyszę
czego nie chcę
powiedzieć nie mogę.

Gdybym miał
życie mógłbym stracić
wszystko czego nie dostałem.

Kolejny dzień
odbiera rozsądku resztki
pozostałe gniją owoce cierpkie.

Moje dzieci

Ciemno, pusto, zimno.
Jestem sama niepotrzebna.

Nie. To nie tak.
Są moje słońca, szczęścia, radość i cel mojego życia.

To z Nich mam energię.
To Oni mnie wspierają, kochają.
Podnoszą gdy upadam. Przytulają.

W Ich oczach jest cały świat.
Bez Nich nie byłoby mnie.
Bo po co żyć żyć jak nie ma dla kogo.

Ja mam.

Sam

Kto nauczy księżyc kochać
Kto go wyrwie z trwogi posad
Sam jest smutny
Sam jest szary
Brak w nim życia
Resztki wiary
Głaz w nicości
I życia opary
Tylko w słońcu
W jego blasku
Jest szczęśliwy
Czuje czary
Z nim się bratam
To nas łączy
On bez blasku
Ja w potrzasku
Wydajemy
Puste tchnienie
Nie karz mnie już
Daj nadzieję
Bądź porankiem mego życia
Tym czym słońce dla księżyca

Jesień

Krople szarości
niby tak samo
a jednak inaczej
zły świecie
dlaczego
dlaczego troszczysz się jedynie
o pięknych i umierających

Ostatnie chwile

Odchodzę, zamykam oczy powoli,
Odchodzę, me ciało zastyga bez ruchu,
Odchodzę, zabrakło mi silnej woli,
Odchodzę, znikła siła życia w mym duchu.
Bez Ciebie, na tym świecie bez sensu istnieje,
Lecz nie długo już stąpam po ziemi,
Odchodzę, trucizna już toczy w mym ciele,
Odchodzę, żegnaj miłości, witaj panie podziemi.

Gorączka

Na moje zawołanie,
Szlachta hołotą obrasta,
Diabeł w kącie płacze,
Nawałnicą go uraczę,

Ściana płaczu wyrasta,
A mnie pokora przerasta,
Siła i honor,
To już samobójcy,

Spuchłe rzeki, drogie chmury,
Bawią się w kalambury,
„Dlaczego” do języka przyrasta,
Cyjankiem duszę każąc,
Ćma z molem tango odprawia,

Stary kosmonauta ich pozdrawia,
Dwa aniołki w niebie,
Namiętnie pochłaniają herę,
Noc wlewa się nachalnie,
Dlaczego tak nachalnie?

Boskie igrzyska

Morderstwo w niemym kinie,
Łapczywy denat obserwuje,
Piórka stroszy, balast zwalnia,
Niewidocznie krocząc na dno spada,
Tłumy godzin przepędza,

Tęsknotą knebluje swe usta,
Tłusta kora słabości jej wysokości,
Głębokie ostrze pozostawia,
Tchórze w gonitwie zgładza,

Gdy nędzą mara się objawia,
Wichrem sroży niedole,
By verso Police,
Zawisło z rana.

Syn marnotrawny

Przez wieczne lato,
Błogie sny w męce,
Rozpaczy goreją,
Magią złorzeczy,

Skrzeczy ze stożka,
Kruk cielisty,
W oparach postępku,
Migocze zawstydzone tchnienie,

W kołysce ogień Hadesu,
diabelskie dzieło,
w liczbach zawarte,
Matką noc,

Powierniczka niechcianych gwiazd,
Żądzy ladacznica,
Ojcem wilczy zew,
Z dzikość krwi skąpanej  w Styksie,

Ze źródeł Acheronu,
W paszczy przekleństwa,
Z dala od bram Piotrowych,
Wydany ci w piekło,

Upadły aniele,
Na poczet pasji,
Na poczet ofiary,
Synu wyklęty.

Look

Ej patrz!
Ktoś mi znowu
czaszkę rozwalił...
hehe
jakie to fajne
Nawet płakać
mi się nie chce...
Nie...

Lot niekontrolowany

Jeden krok w przód
Pięć kroków w tył
Tam gdzie był grunt
Jest tylko pył
Przepaści sidła
Chwytają mni
Ruchome piaski
Na samym dnie
Lot głową w dół
Rozmyty świat
Wstrzymany czas
Mój krzyk i strach
Paniczny puls
Serca modlitwa
Głośny trzask, huk
Już jestem w sidłach.

Deja Vu

Kolejny raz los spycha mnie
Do tego samego punktu
Od którego stroniłam
I uciekałam zaciekle
Znów rzuca bezczelnie rękawice
I na kolanach
Karze pokornie do siebie iść
By sponiewierać i zbesztać niemiłosiernie
I by przed nosem zatrzasnąć mi drzwi
Najwyższa pora zdjąć z ocz
Zakurzone kotary
Odsłonić parszywy lecz realny świat
Spojrzeć przed siebie
Znów nie dać wiary
Że wszystko omotał
Bladych uczuć szkwał
Twarze dokoła
Okute kamienną maską
Pod którą moralność
Zatarła swój szlak
A sprawiedliwość
I jakakolwiek wartość
W sidłach przeszłości
Dławi w sobie płacz.

Cisza

Głośny szelest
cicho gra
to znów cisza
a w niej ja
a w niej ja

Huczy spokój głosem swym
to tylko on
a przecież nic
a przecież nic

Jakież milczenie
otacza mnie
wpadam w trans
prawie śnię
prawie śnię

I znów rozlega się
wielki blask
a potem cisza
a w niej ja
a w niej ja
wciąż tylko ja...

Pierwszy

Nadzieja stała się kłodą
Miłość-nienawiścią
Słońce-mrokiem
Ulica-pustynią
Śmierć jedynym wybawieniem.