bezpieczna spojrzeniami
ustami co pieszczą
palców opuszkami
snem zmorzona
w miłościwe serce
matki wtulona
a Ona patrzy zakochana
bezgranicznie oddana
Kazimierz Surzyn
bezpieczna spojrzeniami
ustami co pieszczą
palców opuszkami
snem zmorzona
w miłościwe serce
matki wtulona
a Ona patrzy zakochana
bezgranicznie oddana
Kazimierz Surzyn
Jest po ścieżkach przewodnikiem
omijania dróg krętych nauczycielem
pomocnikiem w złym padołu losie
i lekiem na każde moje zmęczenie
Wiarygodnym takim z sercem mówcą
twarzą w twarz normalnym rozmówcą
co bardziej pomaga niż tysiące znajomych
koło mnie codziennie przechodzących
Gojącą rozpierzchłe rany muzyką
na wspaniały nastrój szczepionką
tańcem który do gwiazd przenosi
a duszę na Ziemię Obiecaną zanosi
Otwartymi na oścież drzwiami
rozwiązanymi wspólnie sprawami
do dalszego działania sił ożywieniem
i dawaniem dobrych rad czarodziejem
Węzłem co łączy a nie więzi
jasnością wzroku który błądzi
nieśmiertelnikiem co nie więdnie
windą ciągnącą w górę nieustannie
Żeliwnym nad przepaścią mostem
bukowym na ukrop dnia cieniem
otwierającym pąki zbawienia kwiatem
pobudzającym do lotu aniołem
kiedy skrzydła moje opadły
a marzenia na dnie osiadły
Kazimierz Surzyn
Nie daję się zwariować
tej pogoni za wszystkim
tej cywilizacji szaleństwa
życie jest takie piękne
szkoda czasu na kłótnie
i wypominki że to że owo.
Dzisiaj patrzę w oczy
listopadowemu słońcu
ono się uroczo uśmiecha
tańcząc walca z wiatrem
który mnie lekko muska
po rozpiętych ramionach
wyciągniętych po szczęście.
Gładzę zabłąkanego pieska
i on potrzebuje miłości.
Podprowadzam staruszkę
w jej zamglonych oczach
spostrzegam wdzięczność.
Lubię bardzo się uśmiechać
więc daję uśmiech innym
jaka to radość ogromna
widząc uśmiechnięte usta.
Na Giewoncie spojrzeniem łapię
najczystszą zieleń srebro gór
i ciszę co słyszy oddech piersi
i wnętrzem przepływa jak strumyk
urzekający swym wdziękiem
które w sercu dokumentuję
by wyciągać zimą wspomnieniem.
Nacieszyć się szumem rzeki
i falami unoszącymi moje myśli
w stronę nietuzinkowych marzeń.
Siedzę w domku na konarze dęba
i piszę strofy wiersza piórem które
moczę w szafirowym niebie.
Jeszcze pójść boso na łąki pełne ziela
zapalić ognisko spleść dłonie wokół
i chodzić z ukochaną po chmurach
po deszczu księżycu po gwiazdach.
Moją pasją największą jest żyć.
Kazimierz Surzyn
Fotel stoi pusty Twój ulubiony
tęsknię mamo za rozmowami
zatrzymany czas przerwany wiersz
jesiennych liści szelestem pisany
niesie Twą duszę do wiecznej krainy
pośród łąk lasów dziś płaczliwych
Nie powiesz - Co u ciebie kochany?
milczą kamieniem pokoju ściany.
Sad bez Ciebie bezludną wyspą
strumieniem mgły szarej zalany
tatku przyjacielu mój uwielbiany
rozłożysty kasztan zamiast owoców
teraz zsyła perły łez na ziemię
Nie zagadasz - Jestem dumny z ciebie
czuję jak oddycha cierpienie.
Kazimierz Surzyn
Schwytam biały obłok
i zaniosę Tobie
w serca uniesieniu,
aby szczęściem cię napełnił.
Ześlę piorun,
by odstraszył ludzi tych,
którzy snują plany złe.
W sidła złapię morze
i zatopię smutek,
jakiś żal, rozczarowanie.
Wzniecę ogień,
aby wypalił chwasty
w człowieku XXI wieku,
byśmy razem żyli
w miłości i nadziei.
Dobrocią wielkiego,
nieskalanego serca,
zbuduję zaufanie
innych serc.
Dobrą radą,
życzliwym słowem,
przyjaźń, co nawet
skały przełamie.
Pocałunkiem miłość,
romantyczną, tkliwą,
rodzącą wciąż nowe,
ale zawsze dojrzałe
owoce szczęścia.
W bezdechu
szaleńczym muśnięciem,
rozkocham Twoje ciało,
co rozpłynie się we mnie
mdlejącymi uniesieniami.
Rozkoszą zerwę kajdany
w które ubrało
mnie życie.
Choćby nie wiem
co się działo,
splataniem rąk
pojednanie na zawsze,
a wiarą - siłę, która
z niemocy wyzwoli.
Czułością sprawię,
by dla kogoś
jesień albo zima życia,
była najpiękniejszą porą.
Przytulę serce
najmocniej zranione.
Prawdą uczynię
istnienie lepszym,
powabniejszym,
co pachnie jaśminem,
zbożem, miodem.
Budować będę z werwą
DOBRO nieustannie.
Kazimierz Surzyn
Jest jedno cudne
miejsce na globie
wszystkiego sedno
bezpieczne co uspokaja
gdzie każdy syty
chlebem powszednim
tu mieszka słońce księżyc
i gwiazdy świecą z nieba
gdzie kwiaty serca
najpiękniejszą woń unoszą
a w duszy gości miłość
tu dobro tryska
z czystego źródła
ono we wspomnieniach
nawet mnie ogrzewa
rodzice co byli kwiatem
wszystkie skarby oddali
byśmy byli zdrowi
na tacy wartości podawali
a ja czerpałem
chłonąłem mądrości
czułem ich gorące dłonie
i ramiona pomocne
jest owoc tej nauki
moje dobre dzieci
Kazimierz Surzyn
wszystkim czym zechcesz jestem,
oceanem witalności, tęczą po burzy,
kwiatem, co zakwitł w Twojej duszy,
jabłonią, która rodzi pełnym owocem,
truskawką zmysłową na moc radości,
zatracenia winogronem czułości,
dla niewidomego sokolim wzrokiem,
uwalniającym zastygły język słowem,
chlebem razowym dla głodnego,
dla łaknącego wodą źródlaną,
domem dla człowieka bezdomnego,
słońcem na zziębnięte ciało,
wysuszającym łzy cierpienia wiatrem,
przywracającym płodność deszczem,
pawiego lata spacerem sierpniowym,
szafirowym gwiazdozbiorem nęcącym,
dźwiganiem z nieszczęść w światłość szczęścia,
ze słodyczy najsłodszą wolnością taką,
co pozwala być sobą naprawdę mimo,
różnic jakie posiadamy w swych wnętrzach,
bezgranicznie otwartym serca biciem
z Twojego powodu, na chandrę lekiem,
dodawanym do wszystkiego przysmakiem,
każdej chwili życia uszlachetnieniem.
Kazimierz Surzyn
Twarze zranione
przyodziać uśmiechem
słońcem zbawienia
zgasić cierpienie
osuszyć łzy
płomieniem miłości
rozgrzać zimne serca
Przywrócić brzmienie słowom
i wydobyć z nich treści puentę
Z dna podnieść myśli
i ocalić ich znaczenie
Uratować drugiego
człowieka nie bacząc
że sam możesz zginąć
Powrócić z daleka
by przytulić
wycałować
starą matkę
starego ojca
Posprzątać mieszkanie
zrobić zakupy
skosić trawę
w ogrodzie
wygrabić liście
porozmawiać
pocieszyć
przy herbacie
dać siebie..
każdemu kto takiej
oczekuje pomocy
Poświęcić się
tak całym sobą
bezinteresownie
Kazimierz Surzyn
Idą górami
dolinami
polami
borami
w odwiedziny
do mnie idą
zmarli
kochani
zamyśleni
Dziadzio uwielbiany
miał cukierki pod ręką
i mądrości życiowe
kupił mi Azorka
zmarł latem
na zawał
Wuj Józef
biegaliśmy razem
niosąc przyrodę na plecach
podarował mi skuter
i nauczył na nim jeździć
umarł wiosną
miał wylew
Babcia Marianna
karmiła mnie owocami sadu
częstowała nalewkami zdrowia
pamiętam zapach i smak chleba
który pieczołowicie piekła
zmarła zimą
miała raka jelit
Edek mój rówieśnik
strzelił tysiące bramek
zawodnik stulecia
zmarł jesienią zadumą
miał atak serca
Jasiu przyjaciel
rozweselał serce
celnym dowcipem
aż skaczący brzuch
sięgał mi gardła
utonął w rzece
Sąsiad szlachetny
zafundował mi przejażdżkę
brązowym koniem
z czarną szatańską grzywą
zmarł na raka żołądka
Idą górami
dolinami
polami
borami
w odwiedziny
do mnie idą
zmarli
kochani
zamyśleni
A mnie
serce boli
dusza w żałości
goryczą dławi
i łzy wypełniają
źrenice
Smutno mi
bo to spotkanie
tak krótko trwało
Kazimierz Surzyn
Obudzone dziecko w środku życia
bezbronne stoi na polu bitwy
przestraszone wczorajszą niepogodą
walczy o okruszki pańskiego stołu
Żebrak miłości otulony starym kocem
strzępami szczęścia zamglonymi
kiedyś dostawał ciepłe mleko z miodem
i z marchewki sok w słoiku ,witaminy
By dorosnąć mógł w zdrowiu fizycznym
lecz skrzydło dziurawe anioła
nie zasłoniło deszczu i piorunów
one serce raniły skutecznie , zwapnienie aorty
Wsiadam do starego grata z nadzieją
niech wiezie w łąki zielonej łagodności
ledwo co perkoce zbieżność kół niezbieżna
wywożą na manowce rozczulania się nad sobą
Kto zrobi to jak nie ja sam
kto otuli miłością w chłodny wieczór
herbatę z cytryną zrobi i posłodzi
kto strzepie mole rozstania
Wykasłuję bakterie wirusy złości
w ręcznik papierowy z łzą zabłąkaną
wycieram nos tak oczyszczam organizm
z wielu zadr i zapomnianych trosk
Dziecko patrzące w gwiazdy zdziwione
z grymasem niewygodnego przebudzenia
liść pożółknięciem zraniony
odczuwam , ciszy ukojenia we mnie nie ma ?
Ksiądz Józef Jamróz proboszcz kanonik
cudnej ziemi zagórzańskiej męczennik
z autentyczną wiarą z naukami Ewangelii
z łukiem tryumfalnym pokoju w aureoli
Z kromką razowego chleba dla ubogich
ulubieniec dzieci i młodzieży mu drogich
z zapowiedzią wysp raju dla człowieka
dobrem uratował niejednego grzesznika
Z bystrym okiem proroczej sprawiedliwości
z sercem pełnym największej miłości
z uszami co słyszały o każdej potrzebie
z rękami co pływały w miłosierdziu oceanie
Z ramionami skorymi do wielkiej czułości
Najwyższemu Bogu dozgonnej służebności
teraz jest z laurem oliwkowym zwycięstwa
z chwalebną tarczą ponadziemskiego męstwa
Tyś radość w duszach ludziom zawsze rozdawał
piękne owocne ziarna na ziemi co dnia zasiewał
Tyś nieba z doczesności i umęczenia dumą
Tyś Edenu po wieki najprawdziwszą ozdobą
Kazimierz Surzyn
( Wiersz został nagrodzony I nagrodą na Międzynarodowym Konkursie
Poetyckim i Literackim " O autentyczną wiarę" i " O ludzkie serce człowieka"
w Mszanie Dolnej, 20 października 2019 roku).
Wiersz upamiętnia Ks. Kan. Józefa Jamroza, który poniósł śmierć męczeńską -
został zamordowany w nocy z 10/ 11 grudnia 2001 roku w Jelczu Laskowicach
w diecezji wrocławskiej na plebanii, którą okradziono i podpalono , a następnie
zbezczeszczono zwłoki zamordowanego Kapłana.
Weź mnie ze sobą w góry,
choć wysokości się boję.
Weź tam hen ponad chmury,
niech mam w Tobie ostoję.
Zabierz mnie dziś tam,
gdzie styka się niebo z ziemią.
Przecież nie chcesz być sam,
gdy kwiaty już zbledną.
Dotknij mnie całym sobą -
poczuj ciepły dreszcz słów,
dotknij swoją prostotą,
bym mogła zobaczyć cię znów.
Autentyczne życie
potrzebuje czasu
tyleż samo cierpliwości
nie chce pośpiechu
jak te chwasty
rosnące na akord
na łąkach i polach
Zwolnij odpocznij
przejrzyj na oczy
spojrzeniem obejmij
śliczną naturę
pomyśl kim jesteś
czy dobrze wybrałeś
a może coś zmienisz
raduj się drobnymi
sprawami uniesieniami
bo to twój świat
złap oddech przeżywaj
pracuj wyobraźnią
Skończ z bylejakością
nigdy nie pozwól
aby pośpiech
ciebie zniszczył
ograbił z wartości
i tak na końcu drogi
czeka nas grób
wierzę że coś więcej -
spoglądam w niebo
Kazimierz Surzyn
Oddam Ci moje serce -
nie musisz prosić wcale.
Nie wysilaj się wielce -
znieś wszystkie moje żale.
Nie mam wcale bogactwa -
tylko siebie mam całą.
Nienawidzę cwaniactwa -
lubię czarno na białym.
Jeśli chcesz się zatracić
w uczuciu tak cudnym -
pozwól mi się dziś zwabić
sposobem nawet niechlubnym.
Pierwszy wyciągnij rękę
do drugiego człowieka
powstrzymaj jego mękę
Uśmiechnij się do każdego
ust tobie wcale nie ubędzie
a ujrzysz człowieka radosnego
Zrób herbatkę z różą miodem
babci mamie dziadkowi tacie
rozpal ich serca miłości słowem
Uczyń życzliwość stylem bycia
mów dziękuję proszę przepraszam
te słowa są filarem naszego życia
Powiedz kocham żonie dzieciom
zaopiekuj się nimi tak na serio
sercem najszczerzej pomóż ludziom
Niechaj się ciepło rankiem otwiera
kwiatem niechże kwitnie dobro
a wieczór niech szczęście zawiera
To tak mało dla egzystencji ludzkości
a jednak tak bardzo bardzo dużo
w naszej szarej zawiłej rzeczywistości
Kazimierz Surzyn
Twój portret
ciągle żywy
we mnie jest
tak jakbym Ciebie
widział dzisiaj
tu teraz
Czarne gęste włosy
skośne raźno
patrzące oczy
i nos lekko
uniesiony ku górze
szukający szczęścia
I Twój zachwyt
nad darem życia
Medytacja w modlitwie
skoro świt i wieczorem
Pochwała dla przyrody
w każdej porze roku
Bezcenna wartość pracy
w której się spełniłeś
Szacunek dla ludzi
i pomoc tym w potrzebie
Budowanie ciepłego domu
gdzie świeciło słońce
i mieszkały gwiazdy
znalazł schronienie motyl
i ćma zabłąkana
I ten czas dla mnie
co wypełniał ciszę
odpędzał zmartwienia
spokojem zamkniętych
powiek i otwartych
na kocu w chmurach
To Ty tatusiu
Twój portret
ciągle żywy
we mnie jest
Kazimierz Surzyn
Zmarł tak nagle
gdy wstawał świt
bardzo ruchliwy
jak pszczeli rój
lecz porwał go
szalony znój
Pracowity zaradny
dobry szlachetny
umiał pocieszyć
trafić do serca
z duszą poety
Hosanna śpiewał
dolinom górom i lasom
w poszumie wód pływał
za świergot dziękował
milusińskim ptakom
kto kocha las - mawiał
ten kocha też Polskę
Żyć uwielbiał
każdy miłował
następny dzień
Bądź pozdrowiony
Boże mój - nucił
kochałem go
ogromnie mocno
kocham nadal
I nagle widzę
choć przez mgłę
idzie dziadzio
z pieskiem
łąki podziwia
w dłoniach pieści
zboża kłos
wolno kroki stawia
przytula naturę
niknie gdzieś
za horyzontem
Już nic nie widzą
czy tam ci lepiej
nikt nie odpowiada
w głębi wnętrza
czuję gorycz żal
i tęsknotę za tobą
dziadziu kochany
Kazimierz Surzyn
Gdzie szumy zbóż i śpiewy mew,
tam jak ze snu znalazłam Cię.
Pięknych róż woń unosi się,
błogich dziś nut znów słychać zew.
Nie pytaj mnie czy wstanie dzień,
gwaździsta noc też piękna jest.
Pojedźmy tam daleko gdzieś,
poczujmy smak przygody tej.
Z miłości wszystko wypływa
ona świat człowieka zdobywa
kiedy miłowania nie ma
sensu życia też nie ma
Miłość stawia wymagania
pragnie ich spełnienia
przemienia pola egoizmu
w niebiańskie altruizmu
Chce nie ślepej namiętności
ale pięknej czystej czułości
wyrażonej w autentycznym
uczuciu gorącym i wiernym
Chce wzajemnego troszczenia
całym sobą poświęcenia
trudów i radości dzielenia
dobra ukochanych zaspokojenia
Bardziej niż dobra własnego
miłością życia najcudowniejszego
gdy już miłość taką złapiesz
z serduszka nie wypuszczaj
Bo potem żałować będziesz
pozwól miłości się porwać
chciej się nią zachwycać
szczerze i mądrze miłować
Kazimierz Surzyn
Na jedno życie
za dużo kłamstw
deszczem łez
dni spłakanych
słów niezapisanych
nieszczerych
Na jedno życie
za dużo obłudy
niekończącej się
nocy strapień
dziś nie ma nas
w słońcu ani tęczy
więc zostawmy to -
idźmy na spacer
który rozwija myśli
pobudza do czynów
najbliższych ucałujmy
płaczących przytulmy
dajmy uśmiech
na przeciw siebie
spotkanym
niech nasze ciepło
ogrzewa mocno
dobrocią i miłością
renesans na nowo -
konieczność przemiany
Kazimierz Surzyn