Dla żony
Słonecznikiem zakwitłaś w mojej głowie,
Bezszelestnie, półszeptem, bez słów prawie.
Tak prosto i zwyczajnie,
Wzięłaś moje serce w posiadanie.
I ciągle na nowo, bez ustanku,
Rozwijasz pąki swojej miłości.
Czyniąc mój ogród kolorowym,
Jakby ze snu wyrwanym.
Piękny kwiat, nie wiem dlaczego,
Na glebę tak marną się zasiał.
I wzrasta ku szczytom dążąc,
Czyniąc mnie żyźniejszym.
Rozkwitaj wciąż na nowo,
I nie trać nadziei.
Że kiedyś wydasz owoc,
Po stokroć piękniejszy.
Bądź w mym ogrodzie,
Pełnym wad i chwastów.
Wznoś się ponad wszystko,
I pięknym swym blaskiem,
Spraw bym wznosił oczy ku górze,
Brzydkie zostawiając w dole.
Bezszelestnie, półszeptem, bez słów prawie.
Tak prosto i zwyczajnie,
Wzięłaś moje serce w posiadanie.
I ciągle na nowo, bez ustanku,
Rozwijasz pąki swojej miłości.
Czyniąc mój ogród kolorowym,
Jakby ze snu wyrwanym.
Piękny kwiat, nie wiem dlaczego,
Na glebę tak marną się zasiał.
I wzrasta ku szczytom dążąc,
Czyniąc mnie żyźniejszym.
Rozkwitaj wciąż na nowo,
I nie trać nadziei.
Że kiedyś wydasz owoc,
Po stokroć piękniejszy.
Bądź w mym ogrodzie,
Pełnym wad i chwastów.
Wznoś się ponad wszystko,
I pięknym swym blaskiem,
Spraw bym wznosił oczy ku górze,
Brzydkie zostawiając w dole.
Komentarze