Namiętne pragnienia

Kiedy jesteś obok,
przesłaniasz cały świat.
To dobrze, gdyż największą
radość w tobie odnajduję.
Czym byłby bez dziewczyny
najpiękniejszy nawet kwiat?
Namiętną pasję znów
w sercu czuję.

Zachwycasz swym pięknem,
ciała urokiem.
Gdy mówisz, miód doznań
z warg spijam.
Czarujesz zgrabnych nóg
ponętnym urokiem.
Słoneczna każda spędzona
wspólnie chwila.

W myślach mam zamęt,
a serce ogniem płonie.
Poezja milknie
i w ustach mam sucho...
Marzę, by połączyły się
wargi i dłonie...
Czy ja od życia
chcę zbyt dużo?

Oskar Wizard

Puściłem wodze fantazji

puściłem wodze fantazji
poniosła mnie ona daleko
wyrosły dookoła przedziwne
kształty co pieszczą oko

poczułem niesamowite drżenie
gdzieś tam poniżej mostka
dotknęły mnie ramiona
poczułem skurcz żołądka

objąłem oczami w zachwycie
kształty obfite i piękne
natura je wyposażyła sowicie
serce z rozkoszy pęknie

gdy spojrzałem
w jej dużych oczu głębię
wessała mnie całkowicie
i znowu jestem w podróży


***
Dział: Erotyki
***
Zbigniew Małecki

Lamparcica

a skądże
myślisz niemądrze
nie igraj z lamparcicą

wiesz
co się stanie
z moją chcicą

poruszasz
we mnie
wszystkie żądze

więc
uważaj
i stąpaj mądrze

jestem kotką
a ty bądź
moim pogromcą

zmuś mnie
rządź
dyryguj i bądź

nie zapomijnaj
że ze mnie
dzika kotka

jeśli zapomnisz
to będzie
uczta z ciebie słodka

miauuuuu . . .

***
Dział: Erotyki
***
Zbigniew Małecki

Oddech równy mojemu

Na poduszce z Twoich piersi
wysoko unoszę głowę
Czołem sięgam nieba
W błękitach toną oczy

W krwiobiegu pulsuje oczekiwanie

Oplata mnie Twoje ramię
Przyciągam je zachłannie
Jest tak zimno!

Jak ciepły szal
przytulam je do brzucha
Do łona
Układam pomiędzy udami

Teraz to moje ramie

Uśmiechasz się i rośniesz
Karmię Cię
I wciąż jesteś nienasycony
Głodny

Ja też jestem

Pamiętam oddech równy mojemu

Meksykańska kochanka, żar toksycznej namiętności

Przyzwyczajono mnie, że pochwy stawiają opór
twoja przeciwnie - wciąga, wsysa
ale znak drogowy ostrzegał:
nakaz jazdy tunelem!
żadnej obwodnicy, żadnych drzew,
tunel pod łysą górą,
pustynia obłędu,
santa krocze?
piazza del campo?
święta katarzyna na ołtarzu al-kaaba?
nakaz jazdy bez bocznych lusterek!
jednym i tak już zahaczyłem o minaret,
drugie odryzł oszalały od krwi azteka
tak tu szeroko, tak obszernie
ale pęd wsysania wyciska ze mnie życie
wszystko się zwęża bez stawiania oporu.

Przy tobie czuję się jakby trzecia rzesza
rzuciła na mnie wszystkie oddziały pancerne
nie mam żadnych szans w konfrontacji
mogę tylko przebrać się w szarozielonopierzasty
mundur quetzalcoatlfuhrera
i próbować czmychnąć nocą
narazie jednak azteckie czołgi zapędziły mnie
w stronę mojego wewnętrznego meksyku,
który wcześniej tylko mglił się i migotał w oddali.

Rodzina, szkoła, harcerstwo, wszystkie kościoły
uczą, że pochwa powinna stawiać opór
twoje wargi smakują jak karoseria samochodu
wykonana ze stopu trującego złota majów
i rynsztunku hiszpańskich konkwistadorów;
a dookoła nich - pustkowie i szorstkość serca,
piasek i kamienie,
heteroseksualne wielbłądy i antylopy lesbijki
ja potrzebuje przynajmniej kosodrzewiny,
czegoś co nakarmi mnie swym cieniem i uleczy chłodem
gdzie knieje i dąbrowy!?
kto mi przyzna przepustkę do zimna i zieleni?
dla mych ust szukam przystani ze srebra i soczystej igielnej zieleni
odejmij, ziemio, od nich szcypce skorpiona!

I co z tego

I co z tego że tak patrzysz
dotknij mnie
nie spojrzeniem
ale dłonią chcę poczuć Cię
można marzyć
z wyobraźni pierś wypręża się
pocałuję ciebie mocno
tak jak lubisz
wiesz
i wybuchniesz
eksplodujesz
i rozkoszy wydasz dźwięk
i co z tego że tak patrzysz
chodź
połączmy się.

Budowanie Domu

Kiedy mi dom budować będziesz
nie zapomnij gór
w ogródku zasiać

Buk po Buku
Bóg po Bogu
do niebios w niebiosach wymuruj

I belloniki rozwiej dmuchawca
I wiatr przez uchylone
jak mrugnięcie szybki
wiosenną won niesie dziurawca

A dach bezchmurny
choć baniaste tam już ponoć nie modne
zbuduj mi sklepiony

Pod takim dachem na raz
-Ha! raz rymowanie
prośbą - modlitwą się staje

I gdy wyglądam z niedaleka
-dom tam gotowy już czeka.

Do M

Kiedy stanę się tylko rzęsą w oku pawia,
Wspomnieniem raczej zbyt krótkim

Kiedy czerwone kurtyny
spłyną po milimetrach mojego ciała
gwałtownie, bezszelestnie

Kiedy ustanie rzeki ruch,
bym mogła do niej
po raz drugi wejść
 
Kiedy stanę w pustym już
ogrodzie z mych snów,
Tak boleśnie zamkniętym na klucz

Kiedy nie usłyszę już
krzyku jednego z mych serc

Kiedy stanę się ciszą,
nieznającą już powrotów,
ciszą raczej znośną

Oddaj mi na sekund pięć
błękitny twój głos
Wykrzycz im, że nie zrozumiałam,
tak samo jak ty...

Haiku

Zgasło znów światło
A kogo to obchodzi
Znów się zapali...

Czekanie

Nie czytałem Cycerona nie znam Platona
Ani tych wszystkich filozofii
Mam życie, które mnie uczy
Doświadcza boleśnie
Na jawie i we śnie
Lepiej gdy miłość przyjdzie za późno,
Niż nienawiść za wcześnie.

Jesteś!

Do pracy krawat wiążąc ciasno pod szyją,
przez przypadek niewygodny bardzo z początku
- widzisz,
że w lustrze mimo zasłaniającej niemal cały obraz jakiejś sztywnej monomasy
jest ktoś,
na kogo możesz popatrzeć.

Wzdrygając się od tego przedziwnego przecież całego wzdrygu,
wzdryga się i obiekt spojrzenia,
ale zdumiewasz się przez to świetniej spojrzanemu cudowi.

Bo cudem już jest, wątpliwości być nie może,
- masą zasłaniającą siebie jesteś... byłeś!!!
I jesteś
-mimo, że już zasłona ta jest najpiękniejszym
punktem skupiającym i wszystko zasłania - jesteś!

Taki to cud, że dostrzegasz nie siebie-człowieka
tam gdzieś jedwabną wstążką duszącego się,
ale spojrzenie tego tam na swoje Siebie.

Nie do przodu spójrz, nie do tyłu, nie na,
nie z powrotem, nie z góry, nie z dołu,
a z tronu, z trzonu, z czworonu, pionu i gromu.

Drugą stroną się stałeś, z
martwychsięwstałeś i jesteś gotów w radości bezsłownej takiej
już bezzwłocznie radośnie powlec swe ciało na koniec świata!

Wilk i Kapturek

Szumią drzewa pachną kwiaty
w lesie mieszka wilk kudłaty!
myśli ,czeka ,obserwuje
dziwnie wilk się zachowuje!
we łbie ma pomysłów kilka
co dziś czeka złego wilka!?
czy kapturek przyjdzie znowu
da zaciągnąć się do rowu?!
czas pokaże, dzień jest długi
użyjemy dziś maczugi!

CV

Już w dniu narodzin zostałem zdradzony
bo bylem obcym cyckiem karmiony.
śmieszne to może ,ja wiem, rozumiem
sam tego wypadku do dziś nie pojmuję.
komunistyczna siła polska rządziła
więc dali obcego cycka mi w ryja:)
nie podnoszę jednak głośnego alarmu
zwyczajnie mamusi zabrakło pokarmu.
po dzień dzisiejszy szczuplutki chodzę
nieraz się zdarza ,na jednej nodze.
zwykły wypadek w tańcu na stole
zerwałem ścięgna ,o ja pierdziole!
zanim ja jednak tańczyć zacząłem
waliłem niemca łopatą po czole.
płacić mi nie chciał ,pieniędzy nie miał
dostał łopatą od razu sczerwieniał!
był geyem zwykłym ,starym obleśnym
liczył na miłość w zaułku leśnym.
chyba go matka ciupaga bila
myślał ze trafił na pedziofila!?
krotka kariera ma w niemczech była
organizm przejęła patrioty siła.
dzisiaj w irlandii,jak długo jeszcze?
tego nie wiedza najwięksi wieszcze.
razem my tutaj walczymy z obczyzna
tęsknimy jednak za nasza ojczyzna.
po cóż tam wracać ciągłe pytanie?
kiedy tam w kraju dobrobyt nastanie?
nikt tego nie wie i każdy wciąż czeka
wybiorą znów tuska?czy małego człowieka?
żaden z nich mocy nie ma już tyle
uciekają za praca nawet goryle.
jedynym dobrem poza ojcem rydzykiem
jest walka wspólna z korwinem mikkiem!

Do Artysty

Dlaczego, gdy patrzę na Twoje dzieła
Łza się obraca w mym niebieskim oku?
Ta niepowtarzalność "skąd się wzięła"
Bolesną jasność widzę w mroku.

Zachwyt szaleje, nienawiść umiera
Twa dłoń zespolona z dłonią boską.
Serce piękności się nie wypiera
Chodź czasem idzie drogą wąską.

Serce dłoni wylewa swą wizję
Ołówek to cudowny pośrednik.
Czas na chwilę zasuwa żaluzję
Kartka nie oddycha, biały spowiednik.

I chodź artysta artystę zrozumie
Jam artystka nie w pełni ubiorem.
Drzemie słowo, piękno nie we mnie
Zahaczam o artyzm tylko konturem

Słowo

Słowo
Potężne jak śniegowa kula
Wepchnięta do gardła

Zamarza
Nigdy nie roztopi się w
Nawałnicę bolesnych krzyków

Lub
Lawinę pytań bez odpowiedzi

Więc
Dlaczego je tam wtłoczono
Wepchnięto
Zmuszając do wymówienia
Do spłynięcia na wargi...

Różany cyjanek

Zamknąłem okno życia,
Gdy usłyszałem kostuchy wycia,
Brzeg Styksu, podmył mi nogi,
Mój umysł obumarł z trwogi,

W otoczce smutku Ją widziałem,
dostrzegła śmierć w mym życiu całym,
Rozkład pożycia i radości,
zdradę, oszustwo, szczyptę chciwości.

Trucizna w moich żyłach,
Wlecze się jak otyła,
Do serca dochodzi już,
Cyjanek, z zapachem róż.

Zaryglowałem drzwi do Boga,
Nie postanie tu jego noga,
Nie chciałem zrzucić z głowy korony,
A teraz On zsyła mi wrony,

Znów krzyk, i głuchy  wrzask,
Oślepiający kościsty blask,
Śmierć epitafium już śpiewa,
Nie chce mej duszy? bo już jej nie mam.

W mych ustach gorzki smak wina,
czerwień mych win po policzkach spływa,
łza krwawa w oku się kręci,
gdy teatr życia widzę w pamięci.

Trucizna, dosięga serca,
uśmiech kochanej serce przewierca,
z sylwetką śmierci zlewa się ona,
Cyjanku kieliszek podała żona?
A wokół róże?

Myślę, że będę sobie

Myślę, że będę sobie
jeszcze przez chwilę
oddychać pełną piersią
obciążam sumienie
zaciskam dłonie
głowę odchylam,
bo myślę, że będę
sobie skracać czas
wbijam igłę
podaję wódkę dożylnie
kolejny papieros, bo
myślę, że będę
po prostu sobie.

Kisiel

Lepka, ciepła ciecz zalewa usta Twoje,
Przelewa się rozkosznie, klejąc się do ciała.
Nie mogę się nadziwić że to jest dzieło moje,
Leżąc tak zalana wydajesz się wspaniała.
Przełykasz ją powoli, ogarnia Cię mrowienie,
Czujesz się tak słodko i niespotykanie.
Kilka moich ruchów -  dla Ciebie zapomnienie,
A dla mnie, to właśnie jest kochanie.
Miłość, gdy poświęcam Ci swój czas,
Byś mogła cieszyć się chwilami.
Kisiel robię raz po raz,
Dla Ciebie razem z truskawkami.