Gdzie rozkwitają wiersze?

Rozkwitają wiersze
jak kwiaty wiosenne...
Skąd biorą się
ich gęste kobierce?
Utwory poważne,
wesołe, promienne...
Kolebką ich było
poety serce.

To serce
niejeden cud świata
widziało.
Zna smutek, radość,
uczucia płomienne...
Esencją duszy
będzie wciąż pisało!
Uwieczni szczęście
i nadzieje daremne.

Nawet w raju opisywać
emocje i uczucia
nie przestanie!
Pożyczy w tym celu
pióro od Świętego Piotra...
A jeśli przez przypadek
do piekła się dostanie...
Ukradnie pióro
od rogatego łotra!

Oskar Wizard

Z pamiętnika Agnostyka

W czwartek
zjadłem ostatnią wieczerzę.
Wystarczy już tego
się obżerania!
Sprawdzam swą wiarę
zupełnie szczerze.
Jutro jest czas umierania.

Nie chcę w coś wierzyć,
bo tak wypada...
W piątek chcę dotknąć
najgłębszej depresji.
Co będzie,
gdy życie
z ciała odpada?
Proszę, już nie mów
o jakiejś herezji!

W końcu jest to interes życia.
A ja chcę
się dobrze
do niego przygotować...
Gdzie pójdę
gdy serce
przestanie tykać?
Żyć będę na chmurkach
czy w kotle gotować?

Gdyby to wszystko
było jasne i czytelne...
Z pewnością
jedna religia
by tylko istniała.
Przyznaj, że rozważam
głęboko i dzielnie!
Wiedza ludzkości
jest wciąż zbyt mała!

W sobotę pewnie
wszystko mi się zapętli...
Bo stamtąd
żaden świadek
jeszcze nie powrócił.
Kazania są piękne
lecz fakty mętne!
Najchętniej
bym te rozważania
porzucił!

Katolik swoje,
buddysta wręcz przeciwnie...
Protestant
korektę wierzeń
dorzuci...
Przy Świadkach Jehowy
rozum też więdnie...
Kto w końcu
prawdę
do serca wrzuci?!

Nie wiem
czy brać jakąś wiarę
jak towar ze straganu?
Jedna się błyszczy,
tamta mądra lub miła...
Logika szepcze,
masz czas
więc się zastanów!
Na szczęście
w Wielkanoc
rodzina przybyła.

Bo jeśli wierzyć,
to z pełnym przekonaniem.
Oddzielić prawdę
od pięknych baśni...
Na razie cieszmy się
rodzinnym spotkaniem!
Ponadreligijna wiaro,
proszę we mnie
nie zgaśnij!

Oskar Wizard

Wielkanoc 2

Płyńmy pogodnie
przez ocean życia
a każdy rejs
ma początek i koniec
na końcu jest nowy
ląd do odkrycia
dajmy się rytmowi
życia ponieść

pisanki tęczowo
dziś pomalujemy
z zachwytem
wypatrujemy też zająca
bo przecież wiecznie
żyć chcemy
najlepiej w krainie
pełnej słońca

i wszystko to będzie
jeśli uwierzymy
ciało się zmienia
lecz nieśmiertelną
jest dusza
w tej chwili
z życzeniami
się przytulimy
w tych świętach
jest radość
i to co nas wzrusza

Oskar Wizard

Bajka

W internecie moje dzieci...
Diabeł siedzi!
On to właśnie
stateczne domowe gospodynie
zamienia w boginie miłości
w których rozkosz płynie
właśnie on spokojnych
choć nieco starych
chłopaków ze wsi
przemienia w idoli
śpiewających poetyckie
choć odrobinę sprośne pieśni
jest to z pewnością
najgorsze miejsce dla poetów
ile tu podniet
pułapek zmysłów
dwuznacznych epitetów
czasem gdy ambitny
bo nie o tyłku Maryni
wiersz popełni
nikt nie zrozumie
usmażą treść
i jego
na patelni
do tego wszystkich
kręcą namiętne fotki
gdzie liże i przytula się
kotek do kotki
lecz nie do końca
bo kotek musi być
zdradzony i porzucony
gdyż atrakcyjnym
być przestaje
bo zabiera nadzieję
na sen spełniony
w tym szaleństwie
jak w kasynie
Diabeł zabiera całą pulę
zanim Ci duszę zabierze
pozwól że Cię Aniele
serdecznie przytulę...

Oskar Wizard

Wiewiórka

Roślin szum, szelest trawy
dźwięk ten skoczny, pełen wprawy,
Reakcją przechodnia - na bok spojrzenie
ruch ściółki widoczny, a sprawca? - pobożne życzenie,
Lecz nagle w pośpiechu zjawia się ona
już pędzi ku górze, z korą w ramionach,
Ostrymi pazurkami, ruchem okrężnym wokół drzewa
raz widoczna, potem zniknie, to wiewiórka - tłumaczyć nie trzeba,
Ale gdy brak zagrożenia poczuć tylko zdoła
spojrzy na świat, obejrzy się dookoła,
Ujrzy uśmiech na twarzach, pomacha więc zebranym
by zaraz pobiec w kierunku sobie tylko znanym.

Impreza na Szmulkach

Hania się wyżali
i pójdzie do domu
- zacznie się zabawa.

Pocieszy nas przecież
nie dowcip Cygana
- lecz mocna gorzała.

Impreza się kręci,
ferajna się bawi
- świat do nas należy.

Niebieskie koguty
zewsząd już zjeżdżają
- też chcą się zabawić ?

Była informacja,
coś się stało Krysi,
bo tak zapiszczała.

Pomylił się sąsiad,
Krysia mieszka przecież
o dwie klatki dalej.

A tak naprawdę,
minęło pięć minut,
jak wyszła z Cyganem.

Kochaniutka władzo,
przepraszamy szczerze
- zwijamy imprezę.

*   *   *
"Praskie klimaty"  -  z zasobów archiwalnych

Niezastąpiony

Kasia ciągle na zwolnieniu,
Rysiek znowu na urlopie,
szef przyjeżdża i wyjeżdża.

A ja, pracuję za ich troje
- chyba dłużej nie wydolę.


Kasia ładną jest blondynką,
Rysiek, dobre tylko ma pomysły,
szef, nie zna się na niczym.

A firma, dzięki mej pracowitości
- ma wyniki i produkt dobrej jakości.


* imiona są zupełnie przypadkowe

Zebra

Do zebry rzekła zebra przegryzając trawę.
Poczekaj kochaniutka, mam do ciebie sprawę.
Pominę świeżą wodę i smaczne jedzenie.
Zastanawia mnie, jakie mamy umaszczenie.

Ja widzisz kochaniutka, kiedy wstaję rano,
i mam znowu dylemat, trawa albo siano,
w międzyczasie w domysłach swych gubię się cała.
Bo nie wiem czy ja czarna jestem, czy też biała.

Gdy czarne paski widzę budząc się o świcie,
to myślę czarna jestem i czarne me życie.
Lecz kiedy licząc paski zacznę od białego,
uważam żem jest biała, i dość mam już tego

ciągłego dylematu, ciągłej niepewności.
Chciałabym żyć w spokoju do późnej starości.
Wychować swoje dzieci na porządne zebry
i dać im wykształcenie, nie posłać na żebry.

Wiele zwierząt pytałam o jakąś opinię.
Pytałam nosorożce i słonie i świnie,
guźce, głuszce, barany, sarny i jelenie.
Ale każdy mi rzucał zajęty jedzeniem,

że to nie jego „broszka” i że „robię wiochę”,
a jestem trochę czarna i też biała trochę.
I tylko jeden stary gołąb daltonista,
powiedział „Jesteś żółta, sprawa oczywista”.

Bardzo śmieszną opinię miałam od bociana,
że moje umaszczenie to „popaskowana”.
Ale tak może o mnie i o moich dzieciach
mówić ktoś niepoważny, kto z Polski przyleciał.

Tu druga zebra rzekła grzejąc plecy w słońcu.
Może lwa zapytajmy. Jest tu królem w końcu.
I rzekł lew, co w pobliżu dziwnie się wałęsał.
„Dla mnie kolor nieważny, ważna świeżość mięsa.”

Nowa bajka o Wawelskim Smoku

Jeden smok, który mieszkał w pobliżu Krakowa
Któregoś dnia jeść przestał i w jamie się schował,
A wieść obiegła Rynek oraz Sukiennice
Że ze wstrętem spogląda na młode dziewice
I chociaż jeszcze wczoraj łykane jak „Krówki”
Mdłości mu wywołują dzisiaj ciepłe wdówki.
Wysłany na przeszpiegi młody szewc Bochnianin
Po trzech dniach wrócił mówiąc – to wegetarianin.
Radujcie się dziewczyny, cieszcie się chłopaki
Bo wasz smok siedzi w dziurze i wcina ziemniaki,
A na ścianie jaskini sentencja widnieje
„Po dłuższym czasie każda baba ci się przeje”

Jest fajnie

Piecze słonko na dworze,
uciekam więc w cień,
i udaję, że jestem
głucha jak pień.
A gdy warkot samochodu
do mnie dociera,
zamykam przestrzeń wokół
i już mnie dla nikogo nie ma.
Gdy słyszę sygnał telefonu :
Odwracam się i myślę, jak to dobrze być
 we własnym domu.
Żadne wołanie i wron krakanie,
nie obudzą we mnie tęsknoty,
bo gorzkie rozczarowanie,
zostawiłam dla miernoty.
I chociaż stół zastawiony na mnie czeka.
Odsuwam te potrawy !
Co się uśmiechają z daleka.
Nie wszystko można zjeść z suto zastawionego stołu,
trzeba pamiętać o tym:
żeby nie zatruć się rosołem.
Bo oczek jest w nim tak bardzo dużo,
niestety nie wszystkie każdemu służą.
ŻARTY  ŻARTAMI  MOŻNA  SIĘ NIMI POBAWIĆ
TAK, JAK  I PRAWDĄ  SIĘ  NAKARMIĆ
I dlatego warto tu żyć, bo żartując można
           BEZPIECZNYM  BYĆ.

Ogrodnik

Zasadził dziadek konopi krzaczek.
Bardzo się przy tym trudził biedaczek.
Sadzonki kiedyś przywiózł wnuk Zdzichu.
- Zasadź to dziadku, tylko po cichu
I żeby nigdzie nie było znaku.
To opłacalne bardziej od maku.
Będziemy żyli sielsko, anielsko,
Kiedy się sprzeda to całe zielsko.
Dziadek zasadził, pielił, nawoził,
Ogrzewał, aby mróz nie zamroził.
A to-to rosło jak ciasto w dzieży,
Bo miało wszystko co się należy.
Wkrótce nadeszła pora na żniwo.
Przyjechał wnuczek, postawił piwo,
I wtedy dziadek zapytał Zdzicha.
Co z tego będzie? Dziadku, Marycha.
A dziadek, że miał pojęcie słabe
Rzekł „Bogu dzięki. W końcu masz babę”.

Nagrobek zmarłego z miłości

Tutaj leżą tego kości
co to pławił się w miłości.
Nagle weszła jego żona.
On zobaczył ją i skonał.

Stówa

Wypadła panu stówa 
kiedy stał na przystanku
gość co kupował bilet 
podmiejski o poranku
 
To moja ? pan żartuje
ja pieniędzy nie gubię 
haruję ciężko pół dnia
nic nie wiem o tej stówie
 
Babcia się odezwała 
szła rano po swą prasę
kolorową ze zdjęciem 
jak na tanią kiełbasę 
 
Widziałam dobrze wszystko
chodź pamięć już nie tęga
mam oko ciągle bystre
po stówę wzięła sięga
 
Piniądze  takie same
czy pana czy tam kogo
Zus da mi takich parę
i żyć trzeba ubogo
 
Chłopak podszedł bo widział
tę sprawę całkiem z bliska
przecież to jest podróba 
zwyczajny kawał świstka
 
Jak to podróba młody
oj ludzie to potrafią
zagadnął gość z walizką 
co z chińską kaligrafią
 
Zobacz pan nówka sztuka
pisało ładnie gucci
czarna niby skórzana
ślepym to yama guchi
 
Debata trwała długo 
pieniążków nie znajduje
się od tak bez powodu
sensację wywołuje 
 
Ta stówa jest bezpańska ?
 ktoś pyta kogo stówa?
rozstąpta się ludziska
rano boli makówa
 
Ja sprawdzę jej oryginał
gorzelnią zajechało 
od gościa zżulonego
któremu zawsze mało
 
Poczekajcie chwileczkę 
wezmę i wracam zara
dla mnie to wybawienie
ta stówa dla was kara
odwrócił się na pięcie
wytarł swój nos w chusteczkę 
i żeby było mało
 zajumał chińską teczkę.

Sklep cynamonowy

Spotkałam kiedyś sklep cynamonowy,
i pewien pomysł przyszedł mi do głowy.

Różne przyprawy tutaj sprzedają,
no to zapytam czy miłość mają.

Szczyptę miłości kupię sobie,
i wyszukane danie zrobię.

Niestety w sklepie miłości nie było
i trochę głupio mi się zrobiło.

Bo z kwitkiem zostałam odprawiona
a jeszcze do tego pouczona.

Że miłości nie można kupować ,
trzeba na nią po prostu zapracować.

Przeciek

Szósta lecę do porannej toalety
ogarniam żeby zdążyć do pracy
dzień tak jak co dzień ale niestety
spóźniasz się nie ma kołaczy

Czajnik w pół pełny szumi na gazie
późno już było czasu mi szkoda
patrzę na siebie w szklanym obrazie
łazienki lustrze pod nogą woda

Skąd tutaj woda ten sąsiad z góry
pewnie mi zalał łazienki wnętrze
po chwili jednak świadomość wraca
ja mieszkam  na ostatnim piętrze

Cholera jasna same problemy
ludzie pode mną także mieszkają
wytarłem szmatą mokrą zagadkę
jak ich zaleje to mnie nie znają

Dzwonie do szefa taka tam sprawa
nie dość że człowiek jest bez gotówki
z wolnym na dzisiaj problemów nie ma
szkoda mi tylko całej mej dniówki

To skąd ta woda schylam się pod
zlew co mi kapał przez cały rok
wszystko w porządku no oprócz tego
że jak wstawałem zabolał bok

w krzywym grymasie oglądam kibel
rozkręcam spłuczkę raczej się znam
mechanizm prosty wielkie mi co
złożyłem w ręku dwie śrubki mam

Wchodzę pod wannę głowa tam już
drzwiczki rewizji wstawić nie chciało
się trochę większych latarka w zębach
sucho no ale na głowie guz

A więc to pralka ciężkie dziadostwo
ktoś w nią nasypał tonę kamienia
ten co nie mieszka na czwartym piętrze
wymyślił takie jej obciążenia

Ok. nic nie ma nic nie przecieka
pralka na miejscu aż mokra pacha
w pocie i znoju walczę z przeciekiem
krew z palca kapie przebrzydła blacha

Z boku mnie boli na głowie guz
nie jestem przecież aż taki gruby
a i łazienka za duża nie jest
krew z palca pot z czoła a
w ręku śruby

Po lekkim szoku usiadłem widzę
nowy nabytek to zwyczaj miejski
w  łazience ON i doniczkowy
kartka że fiołek to jest alpejski

Patrzę na kwiatek patrzę na spodek
więc taka była wielka zagadka
martyrologię pełną poświęceń
wycisnęła ze mnie woda z
przelanego kwiatka

Jednak gdy w życiu zjawi się ON
fiołek zalotny fircyk natrętny
co mąci wodę ze wszystkich stron
nie patrz na przeciek tylko
        wal w zęby

Bociek

Radość wzbiera w moim sercu,
że nie znajdę się już na kobiercu.
Z korowodem nie będę szła,
jak ta owca ,gęś czy bociek,
co czerwonym dziobem klekoce
i prosi o swe dary :
Chodźcie do mnie wy ofiary,
ja na swoich nogach was wyniosę
na wyżyny , a potem wniosę
do swego dziobka długiego ,jak
Nos słonia Trąbalskiego i nie zostawię
nic ,co w was jest wartościowego.
     Tak myślał bociek-
dopóki nie wsadzono mu w dziobek klocek
I wszystkie żaby ,co je zjadł,
musiał z powrotem wrzucić w staw.
      Morał z tej bajki wynika :
Idź sobie szukaj dla siebie strawy,
koło swego matecznika ,
a nie właź z buciorami do czyjegoś chlewika.

Flaszeczka

ŚWIĘTA ! ŚWIĘTA !  ŚWIĘTA !
     cudownie ,że są.
A ja mam przed sobą,
flaszeczkę pustą !
     Trzeba iść do sklepu,
      i zrobić zakupy,
nie zapomnieć o NIEJ,
chociaż mam dziurawe buty.
     Ile mam ich kupić :
jedną czy dwie ?
     Postawię przed sobą,
     popatrzę się ?
Zrobię znak krzyża :
i jednym haustem wleję,
do gardziołka i znowu będzie,
     flaszeczka stała pusta.
Ale sobie w ŚWIĘTA
nie odpuszczę tej słodyczy,
bo mój rozum sobie tego życzy.
Głowa będzie się cieszyć,
żołądeczek też , a ja swym
rozanielonym wzrokiem oglądać,
będę ,co tylko chcę ,a że język
będzie się plątał i zwijał w trąbkę,
        to nic nie szkodzi,
jak będę miał zadowoloną główkę-
       makówkę.i minkę.
Co to kogo obchodzi ,że będę pływał,
jak ta ryba w źródlanej wodzie,
tralala ,tralala  ,la ,la ,no nie ?
       Ja myślę o swobodzie,
       bo dobrze mi tak jest,
       i nikt mnie nie ubodzie.
Tak to jest ,tak to jest ,tak to jest.

Gaweł

Że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie,
o tym wiedział Gaweł ,co siedział na drzewie,
i drzemał czyli rozmyślał o swej biedzie,
jaka Go dosięgła ,że zamiast swojego domku,
pozostał mu policzek po przyjacielu Tomku.
       Cóżem mu takiego uczynił,
że jemu szczerze i w dobrej wierze,
opowiedzialem o spichlerzu pełnym,
różnych wiadomości na spacerze , a On
o łapownictwo mnie posądził ,doniesienie zrobił
i tak mnie osądził sąd sprawiedliwy,zastraszył,
zaznaczył ?
że teraz moje miejsce jest na tym oto drzewie,
i gdy będę w potrzebie ,to pomoże,
żebym się znalazł w niebie.
        A moja rada jest taka !
Nie papl paplo o swych sprawach
i o tajemniczych zjawach nikomu,bo mogą cię,
pozbawić nie tylko twojego domu,
        ale także tronu,
bo z chciwości mogą cię wilki, doprowadzić,
         do nicości.

TAK CHCĘ

Czy mnie ,to co kosztuje , że ja sobie tak ,a nie inaczej rymuję. Dobieram takie , a nie inne słówka , bo w tym jest teraz moja rozrywka. Stołek ,talerzyk ,szklanka , placek ,marchewka ,sałata , to dopiero mieszanka dla wariata. Tunel , most ,wieża ,katedra , to jest trasa dla orła. Ogień ,ziemia ,powietrze ,woda , taka jest tej planety uroda. Ryby , zwierzęta ,gady ,ptaki , czerwone rosną na łące maki. Okręty , samoloty , wahadłowce , samochody ,ludzie , a my nadal brniemy po grudzie. Godziny ,minuty ,sekundy , jedziemy w niedzielę do ciotki Kundy. I tak można sobie czas wypełniać dowoli , czy go coś boli , słuchać uważnie , co jęzor obcy przyniesie dotąd , dokąd umysł go zniesie.

Zakochany Filon

Już widzi ją Filon, oczami za nią wodzi,
Już widzi ją Filon, nic mu nie przeszkodzi.
Zerwał się pędem, wszystko na szali postawił,
Zerwał się pędem, tułów z tyłu zostawił.

Nie może jej zgubić, smutek zbyt wielki
Rozszarpałby mu serce niczym najstraszliwsze męki.
Już widzi ją z daleka, już widzi swoje dziecię,
Wtem wózek go potrącił, tak jest w supermarkecie.

Lecz on waleczny, przeciwnościom czoło stawi,
Zbyt twardy, taki ból go nie strawi.
Wstaje i dalej biegnie, przez masła, przez sery,
Za nabiałami w prawo, mija już selery.
Myśli sobie ?Warzywa, niedaleko jestem
Od mej ukochanej, więc przyspieszę jeszcze?.

Tak zamyślony biegł co mu było sił w nogach,
Szybko niczym jeleń o dwóch lśniących rogach.
Na drodze swej jednak napotkał przeszkodę,
Nie ma przejścia, wielkim koszem zastawione.

Lecz on jest silny i męski, co to dla niego,
W Iraku przetrwał, takie coś to nic wielkiego.
I niczym polscy żołnierze w bitwie pod Wizną,
Przeskoczył nad wielkim koszem z bielizną.

Już stoi przed nią, oczu nie może oderwać,
Serce szybciej bije, do gardła chce się poderwać.
Podbiega do niej, chwyta, ściska ją w ramionach.
Takiej miłości nic w świecie nie pokona.

I nie wyjaśnią tego chemicy, nie wyjaśni zakon pijarów,
Właśnie tak wielką siłę ma zgrzewka browarów.