Casanova

Casanova tak mówili koledzy 

o nim od podstawówki

bo kiedy urok zawodził

pomagały  z portfelu złotówki

Podrywaczy takich nie znajdziesz

wyjątek jakich mało

wystarczy zamienił dwa słowa

i że tak powiem  się działo

Pewnego razu wyperfumowany

fryzura nienaganna święcące zęby

wyszczerzył wsiadając do przedziału

w pociągu do Szklarskiej Poręby

Czy miejsce jest tu wolne

jadę odwiedzić rodzinkę

kłopotu żadnego nie sprawię

zagadnął zgrabną blondynkę

Proszę niech pon siada

nikogo więcej nie było 

zmieści się pan i bagaż

uśmiechnęła się dziewczyna miło

Ja tylko podręczny

przycupnął i ... zapiszczał ojej

oczy czerwienią podeszły i łzami

bo usiadł na torbie swojej

Co takiego się stało psze pana

że tak pan się dziwnie wzdryga

cały jest pan spocony to grypa?

wydukał ... alergia chyba

Tak wygadany elokwentny casanova

z bólu zaciskając zęby

wypadł z przedziału jak strzała

gdy dojechał do Szklarskiej Poręby

Do taksówki wskoczył

gdzie przygoda nowa pana wiedzie

znajomy taksówkarz zapytał

do przychodni niech jedzie

Nie będę przedłużał wierszyka

że z poczekalnią się zapoznał

po paru godzinach bólu

do chirurga w końcu się dostał

Lekarz obejrzał wypadek

coś zaczął pod nosem nucić

co będzie panie doktorze

nic , worek trzeba skrócić

Wyciągnął się za bardzo

bez powodu i bez gracji

niestety wiek przychodzi

to wina grawitacji

Proszę podpisać papiery

tak owszem lecz zrób pan powoli

i dokładnie ten zabieg chirurgiczny

i niech mnie już nie boli

Leżąc na stole pytanie zadał głupie

nie żebym się na tym znał

czy zabiegi udają się zawsze

nie ,odpowiedział lekarz

pacjent nie usłyszał bo już spał

A że kłopotów nie koniec

powiedział bym początek

nastąpił tego dnia niestety

trzynasty na dodatek był w piątek

I wierzcie lub nie wierzcie

może to jest i bajka

kiedy przecinał chirurg worek

wypadły oba jaka

Chcąc złapać je niezgrabnie

goryczy przelał czarkę

skalpelem niefortunnie

wziął obciął i fujarkę

Pomyślał sobie doktor

zszywając nici pod skosem

przy wypisie kolego zaśpiewasz

cienkim głosem

A morał z tego taki

niektórzy ciągle się chłoszczą

bo chcieli by czegoś więcej

i nadmiaru  zazdroszczą

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dopłynąć do marzeń

Chciałbym porzucić już

to ciągłe wzdychanie!

Z rozwianym włosem

popłynąć w dal...

Poświęcić resztę życia

na marzeń zdobywanie.

(Chociaż poezji będzie mi żal)...

 

Poczuć sztormowe wichry

i bezkresne przestrzenie!

Nasycić się życiem,

zanim zegary się zatrzymają...

Pokonać siebie,

bo może się zmienię?

(Tylko nieco żal,

że wiersze

zapomniane zostaną)...

 

Bądź więc mi Muzą,

Osobistą Syreną i Afrodytą...

Wiedź mnie

(dobrym kursem)

na zmysłów pokuszenie.

Doświadczając przygód,

będę Twoim skrybą.

Osiągnę wszystko,

jeśli będziesz

moim natchnieniem!

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. Autor)

Idole naszych czasów

Królują na czołówkach gazet

i wielu portali.

Bohaterowie naszych czasów.

Przez chwilę

bywają nawet zakochani.

Potem na czele skandalów.

 

Patrzysz z zachwytem,

zazdrościsz im powodzenia.

Pławią się w deszczu

wielkich pieniędzy.

A może to oni

mają nam

coś do pozazdroszczenia?

Bo małymi radościami

cieszymy się goręcej?

 

Może nie tak głośno

i nie tak kolorowo?

Mniej barw bywa,

gdy braknie photoshopu?

Nasza rzeczywistość

jest bardziej radosną...

Gdy żona ugotuje mężowi

ulubioną ogórkową!

 

 

Oskar Wizard

 

(fot. z Google)

Namaluję nasze szczęście

Namaluję nasze szczęście.

Wymarzone i beztroskie.

Temat lotny i ma wzięcie...

Porzucimy troskę.

 

Szczęście kryje się w uśmiechu.

Lecz on musi być najszczerszy.

Trochę żartów, nieco grzechu...

To przyjaciel najwierniejszy.

 

Jak rozśmieszyć mam cię Miła?

Chyba tym klepaniem wierszy?

Radość do nas znów wróciła.

Nastał dzień słoneczny.

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Osioł

Na osła pan zapakował bagaż
osioł mały przykurczony no
nic takiego tragarz

Przejechał kraj  wzdłuż i wszerz 
zwiedził te świata strony gdzie
mówią w nich ty o rzesz
ośle pier...lony

Krok za krokiem mijał świat
krok za krokiem płynął czas
przybywało szarych lat
płomień w oku wolno gasł

Co narzekać kiedy gnie
ciężar losu paki skrzynie
a i osioł co tam wie
o francuskim drogim winie

Koń zarżał rozbawiony
niech zostanie między nami
jak nazywa się osioł na emeryturze?
        salami

Ładne imię salami jest
jak Salomon czy coś tak
pan mój to ma szczery gest
poszanuje kiedy roboty brak

Przelatywał właśnie bąk
osioł ogonem machnął
bąk usiadł na pąk
ale zanim w tyłek go trachnoł

Podskoczył z rykiem impetu
torby skrzynie i paki
spadły z ciemiężonego grzbietu

Pędząc w tępym galopie
w kierunku dotąd nieznanym 
lekkość poczuł po kopie od losu
bąka żądłem pisanym

Stanął jęzor zawisł do
ziemi samej ból w kolanie
kto mi powie teraz co
ja tu robię na polanie

Zachłyśnięty zielenią bycia
w stanie błogości jego
wolność od ciężaru życia
    to niebo

Brat

"Idź do diabła"
powiedział Anioł do Anioła
Ten nie myśląc długo poszedł
Stanął pod drzwiami puka woła
Kto pałęta się o tej porze spać nie daje
otwiera diabeł drzwi zdziwiony
Anioł ? O mój Boże 
Co sprowadza w progi tak zacnego brata
nie ma już u was z kim pogadać
proszę czym chata bogata
Wszedł Gabryjel na imię tak mu dano
po rozbłysku wielkim
z wielu świętych imion właśnie to wybrano
Przejdź proszę usiądź wygodnie na sofie
lecz najpierw otrzep pył złoty
bo sprzątać go niewygodnie
Kawa, herbata ? Ptasiego mleka nie ma
tu w piekle głos rozciągając przewlekle
Wody napił bym się w gardle zaschło
klima tu słabo działa i światło jakoś przygasło
Z Ojca jednego jesteśmy chodź matki różne chowały
moją matką jest miłość twoją kłótnia i zwady
Do rzeczy diabeł rzecze stawiając na stole szklankę
kryształowej cieczy mów zatem i wzrokiem bada
białą Anielską firankę
No właśnie po co tu przychodzę ? Nie wiem ?
Bliski ktoś kazał odwiedzić ciebie
Diabeł podrapał się w czoło zaskoczony tymi słowy
chyba tam na górze słonko za mocno grzeje
albo palą ciągle rajskie mocne zioło
Co powiedział ów przyjaciel zacny
gdybyś powtórzył te słowa co do litery jednej
jak przebiegała rozmowa?
Gabryjel zmieszał się okropnie . A poszło o kulę ognia
com rzucił ją pochopnie
Bo kolej moja nie była  wygrać koniecznie chciałem z Michałem
Burzowe kręgle rozstawił lecz nigdy w nie nie grałem
No i...co dalej...słucham było ? zawraca mi gitarę jakąś śmieszną pierdziłą
Więc...machnął Michał ręką i zrobił dziwny gest
a "idź do diabła Gabrielu " rzekł , hop hop i Gabriel u ciebie jest

Uśmiechnął się Lucek pod wąsem szczęśliwy że w górze tam
mowa jego zasiana sięgnęła rajskich bram

Zatem przekaż Michałowi Gabrielu
choć schowani jesteśmy każdy za własnym światem
Ten co z aureolą chadza bywa czasem
mym bliskim
Bratem

Kapliczka

Szedł se Jan po drodze w słońcu rozpalonym
niósł worek kartofli z czołem upoconym
kartofle nielekkie ale coś jeść trzeba
w trucie znoju rosły prezent to od nieba

Konia sprzedał będzie chyba ze dwa lata
koń to już przeżytek niech hasa u brata
traktor nowiusieńki za dotacje kupił
tyle było szczęścia że się Janek upił

Za zakrętem stali prawko mu zabrali
chłopcy już się cieszą  z workiem
wraca pieszo

Pomyślał Jan co mam sobie do zarzucenia
jak nie ten parciany worek
chciało się na rynek
w ten targowy wtorek

Czerwień na policzkach ciężar wciska w ziemię
ukrzyżowan został za te chłopskie plenię
co umiaru nie ma niech to jest przestroga
pot kapie mu z czoła długa jeszcze droga...

...do domu powrotna tam jego przystanek 
cień od brzozy miły no i wody dzbanek
ludzie dajta łyczka
zaraz se odpocznę gdzie wiejska kapliczka

Zdjął worek ziemniaków kładąc go na glebie
widzisz drogi Jezu podobnym do ciebie
w mękach cały jestem zdarte mam trzewiczki
spojrzał na figurę przydrożnej kapliczki

Za jakie to grzechy jestem cały w męce
nie dość że mnie smali mam purchle na ręce
Jezus ze wzrokiem zimnym bo o wszystkim wiedział
westchnął sobie w duchu i nic nie powiedział

Jan więc ruszył z workiem szosą maszerując
Jezus milczał dalej winy mu darując
Ja ciebie rozgrzeszam na me rany kłute
jak wrócisz do domu stara da pokutę

Puf

Wyciągnąłem z kieszeni  

ogólnego użycia    

zapalniczkę pstryk  robię                                    

zaczynam czuć sens życia

                           

 Pykam sobie fajeczkę

machorkowe te ziółko

bo legalne jest przecie                  

niech poleci z ust kółko

                                   

Zaciągam haust spokoju

jest lekarstwem na stres

teraz w moim pokoju

siwo od niego jest

                                                             

Przymrużam ciężkie powieki  

żar czerwony się tli

widzę w nim szare chwile

na policzku mam łzy

                                                             

W samochodzie zapalisz

zasmrodzona maszynka

nie pomoże ze sklepu

zapachowa choinka  

                                       

 Więc balkon mym królestwem

miejsce mam tu siedzące

nie przeszkadza że pada

albo grzeje słońce  

                                                   

Tron na czterech nogach

obicie się zderło 

a  znakiem tej władzy

jest dymiące berło

 

O paleniu mógłbym

napisać tysiąc słów      

ale po co kiedy robię

zwyczajowe puf

                               

Nie jednemu nałóg

zabrał wziął na raty

zdrowie czy to mędrzec czy głupi

biedny czy bogaty

                                     

Tak niełatwo

z paleniem mi tym                      

kiedy w życiu zostaje

garść popiołu i dym

   

Wymyślam nowe puenta

po balkonie się snuje

wiecie od tego palenia to

chu-owo się czuję

 

 

Przez .... do serca

Kiedy człowiek zszedł z drzewa 

pierwsze co zobaczył niestety 

był widok klęczącej kobiety

 

Zbierała właśnie jagody

lekko miała ugięte kolana

człowiek podrapał się w czoło

o matko moja kochana

 

Niesamowite zjawiska

Te gwiazdy słońca wszechświaty

nic to 

popatrzę na nią z bliska

 

Na ziemi jest tak pięknie 

to raj muszę tu zostać

kobieta podniosła się z kolan

a tak wygląda jej postać?

 

Jestem Adam zszedłem z drzewa

a pani godność spytam

 

Ewa

 

Z pierwotnych czasów przywara została

patrzysz w oczy się uśmiechasz

a interesuje tylko jedna część

jej ciała 

 

Widzisz zgrabną jej pupę

czy na jawie czy we śnie 

i czujesz że brał byś ją

jak szpak czereśnie

albo na tacę ksiądz 

ta pupa to jedna z męskich 

największych żądz 

 

myślisz tylko o niej

cieszy cię  pupa sama 

reszta jest dodatkiem

a wszystko przez Adama

 

Wielu straciło przez nią

zdrowie majątek życie

i drogie samochody

i wieloletnie picie

 

Ile byś w nią nie włożył 

od wieków tak to trwa

skarby oddał największe

ta studnia jest bez dna

 

Napisz se maczkiem drobnym

i noś ze sobą lupę

do serca nie przez żołądek

tylko (wszystko) przez Ewy dupę 

 

 

 

 

 

 

Bukiet dla żony

Idź po pietruszkę Heniu

do zupy mi potrzebna

bez smaku będzie rosół

 prosi żona wylewna

 

Na grządce ją znajdziesz

obok selera, jego też

zerwać możesz jednego

bez włoszczyzny zupa niesmaczna wiesz

 

I pora przynieś ukrytego

za sałatą ona  również

będzie do śniadania porannego

 na kanapki czy wszystko rozumiesz ?

 

Henio założył buty

pomyślał lata nie służą

powoli zawiązał sznurówki

na kokardkę całkiem dużą

 

Wychodząc z domu usłyszał

na progu tam gdzie marchewki szereg

zerwij mi mój drogi jeszcze

pachnący naciowy koperek

 

Więc w ogród wyruszył

w południa pięknej porze

czasu człek nie zatrzyma

i lekką ma sklerozę

 

Przez sad pachnący przechodząc

lata młodości wspomniał

zapatrzony w dostojność przyrody

co przynieść miał zapomniał

 

Stanął pośrodku grządki

otarł pot bo mokre czoło

słońce czerwcowe paliło

miałem coś zerwać do rosołu

 

Nie pamiętam co to dokładnie było

takie zadania to nie

dla prawdziwego mężczyzny

więc schylił się i zerwał garść najbliżej

rosnącej włoszczyzny

 

Stanął w drzwiach szczęśliwy

tak z siebie zadowolony

wziął przyniósł bukiet dorodnych

marchewek dla swojej

najukochańszej żony

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To już prawie lato kochanie

To już prawie lato,

kochanie ...

Skwary nastały

wręcz saharyjskie.

Czas już

na radosne

plażowanie!

Bo słońce

stało się nam

bliskie.

 

Rzucą się ciała

na łąki i plaże.

My wybierzemy

ustronniejsze miejsce.

Każde jest dobre,

aby na brąz się smażyć.

Taki wypoczynek,

to właśnie szczęście.

 

Niech inni prężą

wątłe muskuły,

wątpliwe wdzięki...

Nam wystarczy,

że sobie się podobamy.

Niech żyje morze,

jeziora i rzeki!

Wśród przyrody

o naszą radość

zadbamy!

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Dziś chcę wyruszyć

Dziś chcę wyruszyć

na spacer

po słonecznym promieniu.

Na tęczy rozrzucić

wszystkie marzenia.

Skakać po chmurach

w dziecinnym natchnieniu.

Na strugach deszczu

na łąkę zjeżdżać.

 

Zapomnieć pragnę

o tym,

co wczoraj było.

Beztrosko podrzeć

jutrzejsze plany.

Popatrzeć

co się w lesie

zmieniło?

Stanąć przed Tobą,

jako zakochany.

 

 

Oskar Wizard

 

 (fot. z Google)

SUSKI JARMARK

W każdy wtorek

wczesnym rankiem

u skrzyżowania ulic

jarmark suski

tętnić życiem zaczyna.

Tłum ludzi

stragany oblega

po brzegi wypełnione

różnymi towarami.

Tutaj nikt 

nie odejdzie z niczym.

Są owoce, warzywa -

marka witalności,

zdrowia, wytrwałości,

uśmiechają się kwiaty -

do sadzenia gotowe.

Swetry, bluzki

kurtki i płaszcze

modne garnitury

na wszelakie imprezy,

młoda pani

suknię ślubną 

jak zechce wybierze.

Spodnie, buty

kapcie na domowe ciepło.

Proszę co podać?

do wyboru

do koloru -

zachęcają klientów  

przekupki.

Są meblościanki 

kuchenne, do salonu

leżanki, fotele

perskie dywany

na drążkach rozłożone. 

Zegary z kukułką

całkiem zapomniane.

Tu stoisko z płytami -

roztańczona muzyka

wszystkim się udziela,

tam biżuteria

srebrem złotem

oczy kusi.

Za rogiem pan

krzyczy - obwarzanki! -

pyszne obwarzanki!

Dalej serwują gofry

i kiełbaski z rożna.

Tutaj kalosze kolorowe

na smutki deszczowe.

Stoją cyfrowe ekrany

jak z reklamy,

komórki nowe, używane

zegarki czasu - nieubłagane.

Zwierciadła, kremy, szminki -

do pań zwłaszcza szepcą

weź mnie - moja droga, 

wyboru pełna swoboda.

Tu kupisz kijki

na chody po zdrowie,

z przerzutkami rower,

a nawet skuter. 

Gdzieś w oddali

kwiczą prosiaki,

gęgają gęsi,

kury gdaczą,

nad głowami 

srebrne gołębie latają.

Ktoś chce sprzedać

rasowe pieski.

Ktoś inny szuka

plastikowych taczek

dla dziecka,

wiaderek, łopatek

do piaskowych zabaw

i anielskich lalek.

Kto policzy,

ile jeszcze innych 

jest drobiazgów

na targu.

I warto wiedzieć

że królowi

Augustowi III

i cesarzom

Leopoldowi II

i Franciszkowi II

zawdzięczamy początek

wspaniałych jarmarków,

które do dziś 

przetrwały

i cieszą się 

powodzeniem ogromnym. 

 

Kazimierz Surzyn 

 

 

140 lat życzę

Nic się nie stało

ja to czterdziestkę

parę lat ćwiczę i nie 100

ale 140 lat życzę

Niech cię prowadzi droga prawdziwa

rób tak by żona była szczęśliwa

Rób niech miłości struna w niej zagra

a jak za mało pomoże wiagra

Dla ducha dobra jet i melisa

kiedy powiedzą że jesteś ramol

nic się nie przejmuj na ciało działa

 z apteki prostamol

Będziesz się zmagał bił się z myślami

to tylko taki mały egzamin

Zachowaj zatem swoją energię

czas nieustanie chociaż byś wyjął

z zegarka małą podłużną baterię

A kiedy ciśnie ze wszystkich stron

ty masz pierwszeństwo w walce o tron

To po czterdziestce siadaj na desce

czy to z wieczora czy może z rana

to i tak deska będzie osikana

i chociaż ptaszek dobrze strząśniony

ostatnia kropla i tak w kalesony

Nikt po czterdziestce nie jest za stary

lecz do czytania kup okulary

Bywa dopadnie życiowa próżnia

więc zapamiętaj czas to tylko iluzja

Więc czasu nie licz wiedzą to w niebie

licz na rodzinę i licz na siebie

Niech każda wiosna wesoło mija

składam życzenia całuję ryja

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sztuka Uśmiechu

Ćwiczyłem usta

w uśmiechu

marszczenie.

Uczyłem się

jak uśmiechać się

sympatycznie.

W poradnikach

próbowałem

odnaleźć natchnienie...

A jednak twarz

nadal

wyglądała sztucznie.

 

Wszystko zmieniło się,

gdy ciebie poznałem.

Uśmiech rozkwitł sam

i nie chciał mnie opuścić.

Mądre książki

więc molom oddałem.

Proszę, nie próbuj

mojego uśmiechu

porzucić!

 

 

Oskar Wizard

 

Poproszę o kawę

Poproszę o kawę.

Zwykłą,

czarną jak moje sumienie,

aromatyczną jak zapach

Twoich włosów!

Niech krew rozgrzeje się

w rytmie oszalałego pulsu.

Serce próbuje wyskoczyć

ponad chmury!

Poproszę o kawę.

Niezwykłą

jak uczucie,

które nas

połączyło.

 

 

Oskar Wizard

 

Pierwszy promień słońca

chciałbym

aby już pierwszy

promień słońca

rozgrzał rytm dnia

na przyjemne wstawanie

rozjaśnił zaspane jeszcze myśli

zapachniała kawa

rozkoszą pachnąca

tworząc nastroje

wspaniałe

 

bo takim dzień będzie

jak poranne nastroje

wstawaj więc

lepiej z łóżka

prawą nogą

jeśli jest blisko

przytul kochanie swoje

jeśli daleko

wyrusz do niego

życia drogą

 

 

Oskar Wizard

 

Budzikomania

urządzenie to piekielne

bezlitosne jak terminator

na nic nadzieje daremne

powoduje snów zator

 

tak mało czasu jest na sen

zwłaszcza gdy pracę kończę nad ranem

napisać krótki wiersz chcę

bo tylko wtedy mam czas dla mnie

 

bo potem żona dzieci i pies

bo potem pranie i sprzątanie

sen blisko myśli wciąż jest

a zamiast jest spraw załatwianie

 

chcę chwilę zdrzemnąć się po południu

lecz sen złośliwie nie przychodzi

bezsenne oczy wręcz puchną

może wieczór im dogodzi

 

lecz nie ma wieczorem zmiłowania

znów pragnę kulturę nadrobić

trochę czytania i chwila oglądania

nad ranem tylko mnie dobić

 

gdy pieją na wsi pierwsze koguty

odzywa się budzik w smartfonie

przewracam się przez psa i wciągam buty

od adrenaliny serce płonie

 

więc najpierw jest spacer z psem o poranku

tradycją niedopity kubek gorącej kawy

biegnę jak szalony do przystanku

i do pracy dla niewielkiej wypłaty

 

morał z tej opowiastki niewielki

życie w galopie zdrowiu nie służy

kiedy więc dojrzeją mirabelki

wezmę urlop i pośpię nieco dłużej

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Miej serce i patrz w serce

Miej serce i patrz w serce,

a mnie się wydaje...

Chociaż duszę mam bardzo

poetycką...

Pod tą bluzką jakieś krągłości

poznaję.

Sprawiają, że figurę masz

jeszcze bardziej śliczną.

 

Nie patrz na nogi,

a w głębię

piękna duszy!

Tak mówią ci,

co czarować słowem

potrafią...

Mnie zawsze

widok kształtnych nóg

wzruszy!

Obie w czeluście serca

wpadają.

 

Mówią też słuchaj sercem

co powiedzą jej słowa...

Cóż zrobić,

skoro na ustach twych

przykleiło się moje spojrzenie?

Mógłbym bez końca

spojrzeniem

mowę kosztować...

Choć marzy mi się (nie serc),

a warg połączenie.

 

;)

 

Oskar Wizard

 

Potencjał

Mówili mi często,

nie wiem co w nim drzemie

lecz ma jakiś potencjał.

Ja też do końca tego nie wiem,

byłbym zupełnie inny

gdybym wiedział.

 

Gdy wciśniesz mnie już

w ramki i schematy

ludzkich charakterów...

Gdy będę przez Ciebie

do końca

sklasyfikowany...

Może wśród cwaniaków,

a może frajerów?

Będziesz

przeze mnie

wciąż zaskakiwany.

 

Nie lubię stać w miejscu

więc biegnę do przodu.

Każdego dnia

troszkę się zmieniam.

Ciekawość życia

i odrobina wiedzy głodu...

Kolejne etapy doświadczeń

zdobywam.

 

Trwałymi są wiara,

nadzieja i miłość.

Niech to

na zawsze

już pozostanie.

No i tego potencjału

bliżej nieokreślona ilość...

A jaki jestem?

To wie tylko

moje Kochanie.

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)