gdzie wszystko olśniewa od krańców brata
zabierz mnie wyżej gdzie koniec ziemi
tam spojrzę wysoko już od jesieni
zabierz mnie stąd gdzie ktoś zuchwały
nie prędko się wyrwie Bolesław Śmiały
to zabierz mnie do kołysania
taka to moja wieczna mania
temu deszczem mnie zaniesiesz
niosąc bulwarowy gaj, spadających bibek
dokąd tworzyć śpiące w cieście belwederu
wokół warzysz zostawiając wątłych kiść
zatrzymanych mrozem czuł prism
czemu stawiasz blask ich w oczy
lewym młotem spajasz otępiałą długopisem
w prawym oku, żegnasz z kapelusza chat
czekających w tramwajowy walc | od baletnicy afiszem
o podobnym korytarzem ulewanych konew
chowasz cały rytm i świt - bez łez z kropelek
dotykasz, całym w nas
w kim chcesz iść na wietrze - w zielnicy podkowy,
pomyślny chody,
parasoli z głowy? niech porwie, niech wypowie,
i proszę - niech płynie w ciągły głębinowy Czesław; kaw
nostalgicznie przesiąkanych, do cna morza – wstaw
1.
Graj muzyko ma
Graj
jak jabłuszko unoś ten rytm
z konikiem polnym wznoś
piosnki dwie
od mowy ukołysz
obrót na raz
potem na dwa
ukołysz
Ref.
Graj
niech niesie się wszem
odbija od ucha gdy sen wesoły
Ukochaj
Graj
niech niesie się w pociechy rytm
odbija od ucha gdy sen goły
unieś ten dzień
2.
w krawacie jest
i pnie się do wszystkich łąk
pagórków i lasów
przy lesie u zbóż
uradował cię sam mistrz
chce tutaj spróbować u Róż
na całym podwórku
zwiódł i bódź
3.
I noś ten statek dookoła
Uśmiechaj się w przyjaźni
to trampolina z wysokich drzew
muzyka się w sercu chce próbować
obrócić do wszystkich głów
.
Ślady bosych małych stóp
Na gorącym morskim piasku
I horyzont na twej głowie
To nasz cudny mały świat
Radość życia dzięki Tobie
*
Dedykuję znajomym,
którzy poza wnuczką
"świata nie widzą"
*
= (?)
Droga Apolonio, drogi Sybiraku,
Umęczona zesłaniem, drogi rodaku.
Wyruszyłaś zimą, wędrowałaś latem,
Oto jak zostałaś Pol-obieżyświatem.
Polska ojczyzna Twoja i rodziny,
Wybucha wojna, giną polskie syny.
Mnożą się ofiary żołnierzy Katynia,
I jeszcze więcej ludności z Wołynia.
Zabrano Cię siłą z Antosi, z Kresów Wschodnich,
Z żyznych ziem pszenicznych, sadów dorodnych.
Wieziono miesiąc z Wisią w bydlęcym wagonie,
Do tajgi przed Ural w europejskiej stronie.
Rosja jest miejscem Twojej deportacji,
Tylko dlatego żeś jest polskiej nacji.
Od Komi aż po półwysep Kamczatki,
Uwięzieni w łagrach ojcowie i matki.
Kazachstan i jego bezkresne stepy,
Też nie zapomną dzieci i kobiety.
Tysiące na stepie malutkich cmentarzy,
Mogił bez krzyży, zniczy i ołtarzy.
Potem przystanek w Uzbekistanie,
I podróż statkiem na ląd w Iranie.
Z obozu w Pahlavi do teherańskiego szpitala,
A ziemia ojczysta coraz bardziej się oddala.
Wędrówka Twoja dalej nie ma końca,
Płyniesz do Karaczi bliżej wschodu słońca.
Gościnne Indie dają Ci schronienie,
Tu ślub i dziecko – twoje marzenie.
Południowa Rodezja Was dalej przyjmuje,
I afrykańskie klimaty, jedzenie serwuje.
Tutaj się dowiesz, że wojna skończona,
Ty schorowana, biedna, zmęczona.
I chociaż w Polsce jeszcze zgliszcza płoną,
Pragniesz powrócić na ojczyzny łono.
Zostawiasz Afrykę z przystankiem w Mombasie,
I oglądasz Etnę w całej swojej krasie.
Przyjmuje Was Wałbrzych na Ziemiach Odzyskanych,
Po siedmiu latach z życia Twojego wyrwanych.
Wyruszyłaś zimą, wędrowałaś latem,
Oto jak zostałaś Pol-obieżyświatem.
Wiersz z życzeniami zdrowia dedykuję Apolonii Migas,
bohaterce książki „Dopóty życia dopóty nadziei” Marii Judejko.
Kolejna mocna kawa, mocniejsza niż sen,
na wiele przemyśleń, nie wystarcza dzień.
W labiryncie życia, jeden zgubny krok,
tak niewiele trzeba, by popełnić błąd.
A może by nocny spacer, aleją wśród drzew,
spoglądam przez okno, ciągle pada deszcz.
Serce bije coraz mocniej i kłębią się myśli,
dla trzeźwości myślenia, biorę zimny prysznic.
.
Natłok złych myśli
Wszystko się na tobie ziści
Wieczorami obmyślam plan
Ile twoje ciało ma mieć krwi plam
Za każde z twoich kłamstw
Wbije nóż w twoja krtań
Za każdą twoją zdradę
Wbije w twoje serce szpadę
Paznokcie ci powyrywam
Poczujesz jak cię przeszywam
Jesteś dumną z siebie szmatą
Sprawie że poczujesz się szkaradą
Skórę z ciebie zedre
Z brakiem zdziwienia zerknę
Jaki masz pod nią syf
Jeśli to cię nie przeraża
Spokojnie, mi to nie przeszkadza
Sama wpadniesz w moje ręce
Mam planów wiele wiecej
Codziennie mi pokazujesz
I wyboru dokonujesz
Co dla ciebie większą bedzie męką
Psychika czy cierpienie moją ręką
Wiesz co jest jednak najgorsze ?
Że w twoim życiu wogóle nie goszcze
Jeszcze nie wiesz o moim istneiniu
Ale będziesz miała go dosyć w oka mgnieniu
Pomyśl jakim musisz byc bagnem
Jeśli to ja ci oczy zamknę
A jestem tylko nieznajomą
Która stanie się twoją zmorą
Tak blada już twa cera
Umierasz ze zmęczenia
Paznokcie powyrywane
Kończyny powyginane
Krzyczeć już nie masz siły
Widok to bardzo miły
Pokazałabym ci jak piękny
Ale oczy to był etap męki
Przyznam że chetnie sie ich pozbyłam
Nawet lekko sie nie skrzywiłam
Twoja pochwa pełna szkła
Chyba ci to nie przeszkadza?
W końcu wielu miała gości
Nawet gdy byłaś w miłości
Byłaś taką szmatą..
A to jest twoją karą
Jeszcze tylko chwila
Śmierć sie do ciebie juz przymila
Jestem jednak dobrą duszą
Pobawie sie jeszcze z twoją tuszą
Myślałaś że przeprosiny mnie ruszą?
Kochana twoje krzyki tak mnie kuszą..
Zaraz zajmę się ząbkami
Później owinę sie flakami
Serce ci wyciągnę
Moje szczury są już głodne
One lubią gówna zapach
Dlatego ty będziesz w ich łapach
Tyle krzywdy wyrządziłaś
Tak bardzo go zraniłaś
Zemsta cię dotknęła
I boleśnie oczy zamknęła