W wielkim kościele budowanym kiedyś
wysiłkiem kamiennych ludzi
budzi się dzień nowy
skrzypieniem butów klucznika,
szczękiem otwieranych zamków
Przez wielki kościół przepływają gapie,
jak rubaszne ryby, wpatrzone w migotanie gotyku
Przypłynęły na chwilę z innego świata,
nie wiedząc zbytnio, dokąd.
Czują się trochę nieswojo
i chcą już się uwolnić,
już być u siebie...
W wielkim kościele ptak zagubiony
zlękniony, bo znaleźć nie może
drogi ku upragnionej wolności
już sił nie ma by śpiewać,
biedaczysko
(gdybyś zobaczył, jak się miota usilnie
wiedziałbyś, że też ptakiem jesteś
co szuka drogi między witrażami życia)
W wielkim kościele gasną oczy
wraz ze świecami ołtarza
Spalają się pielgrzymie siły
rozdane po drodze życia
na wyboistych drogach
W wielkim kościele czas zatrzymuje się nocą
By móc zaprosić na tę wstrzymaną chwilę
niewidzialnych, niedomodlonych przez nas
Z dróg wieczności
przychodzą zapalić niewidzialne ognie
zaśpiewać bezgłośne pieśni
powspominać, jak kiedyś tłumnie tu było
i boleśnie cicho, gdy ksiądz monstrancję ukazał
ludowi.
A Piękna Maryja z uśmiechem patrzy
z gotyckiej rzeźby
Nie wiem, co myśli o mnie
ale wiem, że jest tu
od zawsze