Coś mi się stało

Coś mi się stało, coś jest nie tak,
Czegoś mi szkoda, czegoś mi brak.
I choć pozory normalności tworzę,
Powiedz, jak długo wytrzymam tak, Boże?


Nie wiem co rzec i nie wiem co robić,
Jak z uczuciami mam się pogodzić?
W nocy nie sypiam, w dzień słońce praży,
Czy jeszcze w mym życiu, szczęście się zdarzy?


Tyś zapomniała, tak myślę przynajmniej,
A mi na duszy, coraz jest marniej,
Choć rozdzieleni, przez losu koleje,
Nie wiem co w moim sercu się dzieje.


Coś mi się stało, coś jest nie tak,
Czegoś mi szkoda, czegoś mi brak.
I choć pozory normalności tworzę,
Powiedz, jak długo wytrzymam tak, Boże?


Od smutku gniję, samotny umieram,
Ostatnie słowa na kartce rozpościeram,
I dręczy mnie to uczucie tęsknoty,
Mój obraz - nie rycerza, a zwykłej miernoty.


To nierealne i nietypowe,
Czar to? Zaklęcie? Mikstury godowe?
Że Cię z pamięci nie mogę wywalić,
Zamiast to na kartce muszę się żalić.


Coś mi się stało, coś jest nie tak,
Czegoś mi szkoda, czegoś mi brak.
I choć pozory normalności tworzę,
Powiedz, jak długo wytrzymam tak, Boże?...

Ciemność

Na samym początku jasność była, 
Wówczas nikomu się ciemność nie śniła,
Latarnie, świece, czy słońca blask,
A w tle brzmiał radosny poklask.

Pewnego dnia jednak rzecz się zdarzyła,
Jedna ze świec się wypaliła,
Ciemność wnet fragment świata okryła,
A to co weń, powłoka zgładziła.

Z dniem każdym kolejnym świece znikały,
Latarnie również się wypalały,
A ciemność okryła mnie z każdej już strony,
Powoli zatapiając w mej czaszce swe szpony,

Krzyczę - "Przepadnij, odejdź! Ja nie chcę!",
A ona wciąż po głowie mnie łechce,
I z tych świec, co zostało już raptem kilka,
Zapewne zgasną wszystkie - lada chwilka.

O ścianę

Stoję sam na wietrze

i rzucam grochem o ścianę

wyrzucam piękne chwile

co dawno już zapomniane

szare chmury płyną

odleciały ptaki jesieni

więc rzucam grochem o ścianę

bo wiem że nic się nie zmieni

wtedy gdy świeca gaśnie

spalając knot po troszku

nie roznieci go żaden ogień

bez prawdziwej miłości wosku

jestem samotną skałą

opieram się słonym folom

takie wzburzone to może

w serce tak mocno walą

Biją tłuką smagają och

życie zmieniają w proch

kiedy stoję przed ścianą

a na ziemi leży groch

Spóźniony żal

Swego czasu miłość była nam orężem,

Bliskość i wierność chroniły nas przed wężem,

Słońce przyświecało - radość wielka była,

Szkoda, że ta chwila szybko się skończyła...

Słowa twoje jasny przekaz mi dały,

Że z zachowania żem był zbyt zuchwały,

Więc rychło za ścianą izolacji się skryłem,

I chłopca co kochał - w sobie stłumiłem.

I tej historii koniec, byłby to taki,

Gdyby nie fakt, iż chłopiec daje się we znaki,

Dusić nie zduszę - nie mam serca i siły,

Zwłaszcza że jego cel i mnie jest dość miły.

Z drugiej strony - uwolnić nie mogę chłopca,

Wszystko już w gruzach - tyś już mi obca,

Zapewne myślisz - że tak właśnie chciałem,

A ja po prostu - ucieczkę wybrałem.

Teraz żałuję - lecz żal to spóźniony,

Każdy już dawno jest rozliczony,

Temat zamknięty i wszyscy szczęśliwi,

Tylko ten chłopiec wciąż kwili i kwili...

Tylko ogień

Ktokolwiek był przyjacielem,
Zawsze tylko udawał.
Serce me spalał powoli,
Więc bardzo boleśnie.

 

Nienawidzę tego uczucia, gdy wołam i nic mi nie odpowiada,
Gdy mój żal odbija się echem od łąk, pól, stepów i lasów.
Wstręt mnie ogarnia, gdy płaczem tylko podlewam ziemię,
A później widzę drwinę i śmiech i radość z mojego nieszczęścia.

 

Paliło mi wielu serce,
Zdradzając mnie.
Myśleli sobie,
Że nie mam uczuć.

 

A kiedy radość przybyła, zazdrość ich serca napadła,
Nie dali mi kochać, uczucia spłonęły doszczętnie
Jak dom po pożarze. Nikogo nie obchodzi, że był piękny.
I wtedy patrząc w gwiazdy gorycz i ciemna noc mnie ogarniała,
Nie dało się przestać żalić Niebu.

 

Został tylko ogień
i strach.

Fatamorgana

Horyzont jest przed nami,

niebo pełne pragnień.

Wspólne myśli fruwają

jak urocze świetliki.

 

Odbity samolot w wodzie

- jeden ruch i znika.

 

Jesteśmy my - jesteś ty

i znikasz - jak odbicie w

wodzie, jak rwący wicher,

 

jak tornado, które zabrało dusze,

a ciało zostawiło bez opieki...

Żywy trup

Myślę, nad życiem którego nie ma już,
Czuję, choć serce me dawno przebił nóż,
Widzę, ale boję się tego widoku,
Słyszę, lecz chyba wolę zaufać już oku.

Żyję - to dziwne, bo czuję się martwy,
Planuję, choć rozkład mam cały rozdarty,
Walczę, mimo że pięści moje już sine,
Oddycham, choć w lustrze widzę zwykłą padlinę.

Jakiż sens życia, skoro pustym jest?
Czy ma jakiś cel, ten bolesny test?
Czy mam stać dalej, choć jestem złamany?
Czemuż nie oddać się śmierci w tany?

Tak sobie gnijąc spokojnie czekam,
Z ostatnią decyzją długo już zwlekam,
Ciało moje rozpada się w części,
A mimo to wciąż zaciśnięte mam pięści.

Świątynia

„Świątynia”

Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”

 

Doszliśmy do celu

Żywi i Martwi.

To ten Majestat

To ta Świątynia

Zapomniana Ruina.

 

To tu wszystko się zaczęło

Okryta drzewami

Wężowego Grodu zgliszczami.

 

Wtem huk się rozprzestrzenia

Za nami Armia Zniszczenia

Armia Aldora kroczy niczym cień

Czas zwady między nami

Czas zakończyć ten dzień.

 

Krollord  Gdynia listopad 2019

wiersz z muzyką dostępny na moim kanale youtube.pl

https://youtu.be/sLWnaYOf6kI

Serdecznie Zapraszam do Subskrypcji mojego kanału.

Pozdrawiam Krollord.

 

Zaczaruj

Wejdź do moich marzeń,

otul swoją życiową ostoją,

choć jesteś tam - a ja tu.

Zaklęte słowa, jak zły sen -

odczaruj - złap myśli,

jak nitkę i utkaj z niej

wspomnienia, bym

miała choć

namiastkę

Ciebie

w sobie.

 

Pytania

Puste pole

Na nim jedynie

Słowa

Echem niesione

 

Rozważania

Nad życiem, śmiercią

Wiarą, herezją

 

Pytania nieskończone

W martwą pustkę rzucone

Jak oskarżenie, żądanie

Samotnej duszy błaganie

 

Na odpowiedź nadal

Czekam

Zniecierpliwiona latami zwlekań

 

Nie dlaczego

Nie po co

Nie ile

Nie o co

 

Czy obejmiesz?

Zostaniesz?

Sumienie ukoisz?

Łaską obdarzysz?

 

Lecz na polu 

Cicho

Od ciszy

Głucho

 

Dusza się rwie 

Od łez w sercu sucho

Pytania powierzam

Tobie

Przechowaj je dobrze

Może kiedyś

Odpowie

 

Skała

Skalna grań nad obłoki wyrosła

czas wypiętrzył twardy pień

z ziemi wnętrza zrodzony

w niej zakorzeniam rdzeń

splotu mojego serca

jak soki wyciągam ku górze

żyzną ciszę w niej będę siał

ziarno ostatnie na skalnym murze

podlewał codziennie będę i dbał

kiełki ostatniej nadziei

uczuć zostało tak mało

lecz kiedy zwiędnie nadzieja

sam w końcu stanę się skałą

 

 

Błazen

Tańczy i skacze z uśmiechem na twarzy,
Radość na ustach, cokolwiek się zdarzy,
Głupstw czyni dużo - wręcz masę całą,
By reszcie zapewnić rozrywkę wspaniałą.

Lecz za uśmiechem, gorycz on skrywa,
Twarz swą prawdziwą za maską zakrywa,
Choć uśmiech szeroki od ucha do ucha,
Wciąż niepokoi coś jego ducha.

Nazywa on siebie błaznem piekielnym,
Co w zaufaniu, człekowi był wiernym,
Lecz wiara jego sztylet zrodziła,
I ostatecznie głupca zabiła.

Stało się poległ błazen poczciwy,
Wiara - nie zawsze jest wybór właściwy,
Więc pomyśl dwa razy następnym razem,
Bo skończysz jak gnijący samotnie błazen...

Chmury

Słońce, me Słońce na niebie widziałem,
Zawsze przed sobą znajdywać je chciałem,
Lecz chmury się ciemne, burzliwe zebrały 
I ten cudny widok sprzed oczu zabrały.

Goryczy krople i srogi sztorm kłótni,
Dzieje człowieka opisał głos lutni,
I chociaż wydaje się że to chwilka,
Bohaterowie nie spali przez nocy kilka.

Tak więc i Ty doceń swe Słońce,
Bo co ma początki - ma też i końce,
A kiedy burza Twe Słońce przysłoni,
Niechaj Cię miłość przed deszczem uchroni...

Życie

Wszak wiadomo wszystkim przecie, 
Czym jest życie w naszym świecie,
Ludzkie trudy, siódme poty,
Czas nauki - do roboty.

Z czasem miłość nas zastanie,
Z cudzą myślą obcowanie,
Przyjdą również i rozterki,
Kłótnie, smutek i płacz wielki.

Wszystkim wszystko czas pokaże,
Awans, hańba, czy ołtarze,
Zaś nieznanym życia rewersem,
Że ono jest wierszem, a świat - jednym wersem.

Armia

„Armia”

Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”

 

Wzywam Was

Nadszedł już czas

Powstańcie Bracia z mogiły

Powstańcie jak ja powstałem

Macie w sobie dużo siły

Nekromantą zostałem

 

Armii nadszedł czas

Żywych i Umarłych

Dawnych i Poległych

Królowa jest wśród nas.

 

Krollord  Gdynia listopad 2019

 

Wiersz wraz z muzyką dostępny na moim kanale youtube, polecam.

link do wiersza z muzyką

https://youtu.be/PISuMVs8TFE

Pozdrawiam Serdecznie

Krollord

ps. Zapraszam do Subskrypcji :)

Miałam dom...

Miałam dom pełen miłości -

od mamy,

miałam też dom nienawiści -

od ojca.

 

Ona każdy krok chwaliła -

z zapartym tchem walczyła.

Któregoś dnia nie dała rady -

nie wybaczyła mu zdrady.

 

Zaczęła się przemoc psychiczna -

mało mu było - tępił fizycznie -

bez końca.

 

Wytrzymywała to długo -

do czasu -

kiedy 'zajął' się córką...

 

Nienawidził jej okropnie -

ona kochała go jednostronnie.

Szukała jego akceptacji -

miłość doprowadzała do frustracji.

 

Była dla niego czarną owcą -

jednak się nie poddała -

ogarnięta do niego złością,

swoją rodzinę założyła.

 

Prawdziwą miłość frajerowi pokazała

Nie złamał jej - silną kobietą się stała.

Za szybko

Nie pytałeś -

wszystko samo się stało -

usta połączył słodki pocałunek.

 

Spojrzałeś -

wszystko za szybko się działo -

nie zatrzymałam czasu.

 

Poczułam,

jak odlatujesz w powietrze -

jak wiatr -

 

wiatr, który już nigdy nie wróci.

Toksyczny

Stałeś się całym światem -

jak dla ryby woda.

Byłeś moim szlakiem -

nieważne jaka pogoda.

 

Zniknąłeś z horyzontu,

nawet nie wiem kiedy,

zaczynam dziś od początku -

naprawiam swe błędy.

 

Cały świat runął w dół,

na powierzchnię wypłynęłam -

wyłonił się cały ból,

powietrza ustami dotknęłam.

 

Trucizną poiłeś każdego dnia,

chustą miałam zakryte oczy.

Toksyczna relacja łączyła nas -

zły sen okazał się proroczy.

 

Zakręty

Kochanie zgubiłam się -

w świecie przykrych twarzy.

Kochanie pomóż mi -

nim ktoś z nich zauważy.

 

Odnajdź mnie wśród mgieł,

doprowadź do domu serc.

Chodź ze mną brzegiem -

wiem, że trudno to rzec.

 

Gardło rozpruwa ostry nóż -

nie odnajdę dobrych słów.

pytania - bez odpowiedzi,

 

dobre i złe momenty - 

trzeba przeżyć.

 

 

Skaleczona

Nie potrafię złapać motyla,

ani narysować krajobrazu -

ale wciąż próbuję na nowo.

 

Nie potrafię wymazać

wspólnych pięknych chwil -

choćbym chciała.

 

Ale potrafię kochać -

kochać całym sercem,

do utraty tchu i sił.

 

Im bardziej się staram -

tym bardziej obrywam -

życie kaleczy serce.