A ja wierzę

A ja wciąż wierzę, że zaświeci słońce,

Choć chmura ciemna je płaszczem okrywa.

Choć wokół pustka, pustka, tylko pustka,

Nikt mnie nie woła, nikt mnie nie przyzywa.

 

Jestem jak łódka, co w fali się błąka,

Nie znając celu, nie wie dokąd płynie.

Może ktoś z brzegu, zobaczy, zawoła?

Może wśród szumu usłyszę swe imię?

 

I ster skieruję na ten głos daleki,

Co chce by łódka do brzegu przybiła.

Czekam i słucham, czy mnie ktoś zawoła,

Może ktoś czeka, żebym powróciła?

 

Lecz chociaż wokół fala pnie się sina

I chociaż chmury na niebie złowrogie

To ja wciąż wierzę, że znajdę swą przystań

I serce czyjeś czułe, dobre, drogie.

 

 

 

Z niebiosów gwiazdy

Usiądź na łące zielonej , poczuj

ciepły wiatr letni on muska skronie

oczu twych kolor łączy się z brzaskiem

bywa zmieszany z księżyca blaskiem

jesteś , tylko tyle czy aż raczej

wypieść więc w sobie tą krótką chwilę

swą przychylnością co doprowadza

do miejsca zielonej beztroskiej łąki

nie ma w niej żalu ani miłości

złap ją w swe dłonie tak bez powodu

uchwyć za skrzydła lecące ptaki

niech one niosą w pola pachnące

nad morza nieogarnięte szumiącą baśnią

szepczące dobre słowa w przestworzach

że jesteś tą  iskrą prawdziwą , godną

zapominając o dróg trudnych rozdrożach

Bycie szczęśliwym gdy jesteś z sobą

tak naturalne dla duszy związki

ty no i  ona na kocu  łąki

patrząc na spadające z niebiosów gwiazdy

 

 

 

Kiedy Nadejdzie Koniec

Powiedz mi, kiedy nadejdzie koniec?
Czekam wciąż w środku morza i tonę
Ciągle w głowie mam myśli młode,
Żadna z nich nie proponuje mi zgodę
Stoję w środku Nowego Świata
Ludzie tu mają mnie za wariata
Szeptam krzycząc na duszę kata
W psychice wciąż ta stalowa krata

Przed ich oszczerstwami sie nawet nie bronię
Pewnego dnia załaduję stalowe naboje
Strzał w głowę zakończy wszelkie poboje
Pomimo, że w wciąż w cieniu stoję
Światła na mnie, ja tak nie mogę
Psychiczny amok sprawia, że płonę
W kolejnych godzinach przegapiam każdą dobę
Powiedz mi proszę kiedy nadejdzie ten koniec

Nie wstydzę się słowa depresja, chociaż wiem, że to dla was ubaw po pachy
Przeraża mnie myśl, że ta presja, zabija mi wejścia na Wasze dachy
Czuję jak latam, gdy jestem na dnie, ciekawi mnie jak to będzie, kiedy upadnę
Czekam na dzień gdy siebie odnajdę, bez twierdzenia że wam tlen kradnę

Nie wstydzę się faktu, że z wielkim trudem znoszę otaczającą mnie codzienność
Przeraża mnie to że z naszego paktu, została już tylko twa obojętność
Czuję podłogę gdy widzę Twój sufit, nasza córka mój pamiętnik nuci
Czekam na Ciebie z podkulonym ogonem, chociaż już i tak każdy poszedł w swoją stronę

Powiedz mi, kiedy nadejdzie koniec?
Czekam wciąż w środku morza i tonę
Ciągle w głowie mam myśli młode,
Żadna z nich nie proponuje mi zgodę
Stoję w środku Nowego Świata
Ludzie tu mają mnie za wariata
Szeptam krzycząc na duszę kata
W psychice wciąż ta stalowa krata

Przed ich oszczerstwami sie nawet nie bronię
Pewnego dnia załaduję stalowe naboje
Strzał w głowę zakończy wszelkie poboje
Pomimo, że w wciąż w cieniu stoję
Światła na mnie, ja tak nie mogę
Psychiczny amok sprawia, że płonę
W kolejnych godzinach przegapiam każdą dobę
Powiedz mi proszę kiedy nadejdzie ten koniec

 

 

 

//wiersz rapowany; kiedyś z pewnością dostanie wersję audio :)

Nie Mów Mi

Nie mów mi, że mnie rozumiesz, bo ja nie rozumiem sam siebie
Nie mów mi, że jutro będzie lepiej, jutro mogę być w niebie
Nie mów mi, że nienawiść z serca wyjdzie, bo nadal rośnie w siłe
Nie mów mi, że możesz mi pomóc, bo rozumiem tylko zdania zawiłe

 

Nie mogę wstać z łóżka a przyjacielem mi zapłakana poduszka
Jestem wciąż w żałobie a śmierć siedzi mi tylko w głowie
Nie mogę uśmiechać się szczerze, nie wiem skąd smutek się bierze
Jestem wciąż na dnie a pomimo szczytu wciąż wpadam w matnie

 

Zabij mnie proszę || zabij mnie proszę

Ona szczęśliwa, uśmiechnięta mina, mój smutek, a jej wina
Ja w łzach, Jej serce to głaz, nie spojrzy mi w twarz
Łykam tabletki, wchodzę do karetki, świat wiruje, mam mętlik
Najszczersze kłamstwo, tak, znam to, psychiczne bagno

 

Zabij mnie proszę || zabij mnie proszę

Nie mogę biec do przodu, bo z tyłu mam nadzieje zza młodu
Jestem wciąż nieśmiertelny, bo swojej wierze jestem wierny
Nie mogę ujrzeć Anioła, bo Diabeł w mym sercu to kłoda
Jestem wciąż na szczycie, ale w innym życiu, w innym bycie

 

Nie mów mi, że mnie rozumiesz, bo ja nie rozumiem sam siebie
Nie mów mi, że jutro będzie lepiej, jutro mogę być w niebie
Nie mów mi, że nienawiść z serca wyjdzie, bo nadal rośnie w siłe
Nie mów mi, że możesz mi pomóc, bo rozumiem tylko zdania zawiłe

Pragnienia nocy świętojańskiej

 

 

kiedy najkrótsza ze wszystkich nocy

bezszelestnie spowije ziemię

całunem powabnej tajemnicy

i kiedy olimpijskie muzy -

Kalliope

   Klio

      Erato

         Euterpe

           Melpomene

           Polihymnia

         Talia

      Terpsychora

   Urania

zaczną krążyć mi nad głową

jak kruche nocne motyle

pozwólcie mi wtedy wysłuchać

pieśni dwunastu panien

o mojej dalekiej Arkadii

którą dawno temu opuścilem

by zmierzyć się z wyzwaniem losu...

a potem niech światełka latarnii

świetlików świętojańskich

rozświetlą przede mną zagubioną ścieżkę

do miodosytni młodzieńczych marzeń

abym mógł zanurzyć usta

gorzkie jak zioło piołunu

od realizmu codzienności

w nektarze kojącej poezji

 

 

 

Autor: Don Adalberto

 

    

Pokusy lata

To już lato,

pieszczące zmysły

zachłannie.

Czas, w którym pokusy

górują nad rozumem.

Bo chociaż

ma wiele zalet

kąpiel w wannie...

W jeziorze bardziej

gorąco twojego ciała

czuję.

 

Uwielbiam podziwiać cię,

gdy się opalasz...

Gdy kropelki potu

płyną po zarumienionym ciele.

Wtedy też w pełni

nad zmysłami moimi

władasz.

Tak bardzo cię pragnę

mój piękny aniele!

 

Niech urok lata

nigdy się nie kończy!

Na plaży milsze są

nasze przytulenia.

Niech blask słoneczny

nasze usta połączy.

Niech wymarzony sen

wreszcie się spełnia.

 

 

Oskar Wizard

 

(fot. z Google)

Kto pirwszy ten lepszy ?

Co z tego że kradł
co z tego że pił
w karty przegrał wszystko co miał
co z tego że jak chciał tak żył

Perspektywa rynsztoka
nie jest widokiem na świat
z za krat wolność jest wspomnieniem
nawet kiedy w mordę dostał brat

Co z tego że pogańskie rytuały odprawiał
awantury norma w domu
unurzany w cwaniactwa bagnie
co do tego komu

Dzielił jak umiał
jak umiał kochał
wierny w granicach możliwości
twardziel a w milczeniu szlochał

Wie pan drań jakich mało
takiego to do gnoju
by odkupił winy
na klatce nigdy nie było spokoju

Osądzony za życia wyrokiem
zaocznym przez znajomych bliskich
przez babcię z parteru radiotelegrafistkę
wszystkowiedzącą o wszystkich

Stracił wszystko
żona odeszła dzieci
ostatnia kropla z butli
w kieszeniach same śmieci

Stanął zmęczony w bramie
bo tutaj jestem królem
królem czego ? usiadł
pod oszczanym murem

W deliryczny zapadł trans
upiorny sen i dzieło swoje
poranek rześki zerwał na nogi
wyprostował plecy dwa oddechy złapał
myśl
O Jezu ja się cienia boję

Dym ostatniej fajki łzę wycisnął z oka
wyszedł na podwórze z zaciemnionej bramy
być człowieka cieniem ?
w blasku słońca uniósł ręce na wprost okien
głos wydobył a szyby zadrżały
kto tu jest bez winy niech żuci pierwszy
               kamieniem

Konać?

Zanurzam dłonie w nurcie wody
przysuwam do ust łyk dla ochłody
przemywam oczy skrapiam swą głowę
ciało dzielone na pół na połowę
przez czas który wciąż  biegnie dogoni
noga na brzegu druga do toni
nieznanej wiary w siebie samego
życia wbrew wszystkim nie wiem dla czego
chcę w te odmęty zanurzyć całą
duszę wymoczyć niedoskonałą
prawda ma jedna w sercu jest ona
w źródle miłości uczyć pływać się wolę niż
na ciepłej plaży zakłamania powoli konać

Marzyć

Płynę przed siebie w drgawkach niemocy
z trwogą jutrzejszej bury codziennej
nie zasnę znowu dzisiejszej nocy
patrzę w pasjansa karty niezmienne 

Liczę barany z obłoków wełna
jasność księżyca ściemniają one
w szklance herbata w połowie pełna
wpadają słodząc lecz ja nie słodzę

Liście jesieni zagrabił wiatr
Listy pożółkłe wysyłam gdzie mieszka
szczęście stąd drogi szmat
a  może nie a może nie

Dlaczego nie dla czego tam
od jutra miłości szukam
na wyciągnięcie ręki ją mam
w szybę do księżyca pukam

W ciemności nie ja jedyny
z ciemności można wysmażyć
przecudne Boskie krainy
wystarczy zamknąć  oczy i
        marzyć.

Skupienie

Rozstanie wcale nie musi być na zawsze
rozstają się ptaki kiedy czują zimy znaki

Liść swoją gałąź opuszcza użyźnić ziemię
w korzenie sok jego wypłynie na wiosnę
pąk się urodzi witając słońca promienie

Sam wietrzny dmuchawiec wędrowny
gdy przestrzeń z losem unosi
do krain dotąd nie znanych jest siewcą
lecz ziemie o przychylność prosi

Gdy łąka paruje o świcie do nieba
w stanie skupień wolnych
zanosi  nowe życie deszczem gdzieś ,gdzie ?
czeka po suszy garść kwiatów polnych

Odchodzisz do zmarszczek jesieni
zbierasz swoje wspomnienia
układając w serca szafie
ale dla duszy nic się nie zmienia

Pojemność mierzona stanem
Twojego
Boskiego skupienia

Piec

Lato odeszło z mego serca
będzie ze dwa lata temu
zwyczajnie jak odjeżdża pociąg
opóźniony z peronu

Mgła rozpuszczona porankiem
w promieniach słońca paruje
miłość rozpływa się cicho
a serce tego nie czuje

gdy znika za rogiem codziennych
zwyczajnych niepozornych spraw
wśród słów niedopowiedzianych
bez fanfar wrzawy i braw

Miłość a raczej jej brak
zapuka strasznie zdziwiona
biegnąc otworzysz jej drzwi
ale tam nie stoi ona

której  w pamięci masz zdjęcie
zastygłe z przed wielu lat
do niego ciągle powracasz
 wiedząc że to już nie wróci 

Lato wróciło na wiosnę
chodź jesieni chłodnej to było
do duszy zakutej mrozem
czasy złych wspomnień stopiło

Od siebie dodam malutką
radę tej późnej jesieni
zimę przeczekaj przy piecu
wiosna wszystko odmieni.

Koncert ciszy

Zatrzymane strumienie dźwięku.

Cisza otula przestrzeń

jedwabnymi ramionami.

Światło buduje nastrój

tęczowym milczeniem.

Słoneczny promień

zastąpił tysiąc słów.

 

To tylko chwila

upragnionego wytchnienia.

Wymarzony wypoczynek

od wieloznacznej konwersacji.

Zamarły zegary,

zamilkła przedawkowana muzyka.

Pojawiła się szansa

aby zrozumieć siebie.

 

 

Oskar Wizard

 

(fot. z Google)

To już prawie lato kochanie

To już prawie lato,

kochanie ...

Skwary nastały

wręcz saharyjskie.

Czas już

na radosne

plażowanie!

Bo słońce

stało się nam

bliskie.

 

Rzucą się ciała

na łąki i plaże.

My wybierzemy

ustronniejsze miejsce.

Każde jest dobre,

aby na brąz się smażyć.

Taki wypoczynek,

to właśnie szczęście.

 

Niech inni prężą

wątłe muskuły,

wątpliwe wdzięki...

Nam wystarczy,

że sobie się podobamy.

Niech żyje morze,

jeziora i rzeki!

Wśród przyrody

o naszą radość

zadbamy!

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Serce

Serce to nie tylko

włókna ścięgna rozkurczający się mięsień

serce jest wibracją

zaginającą czasoprzestrzeń

 

Wibracją jest wszechświata

w rytm bije herców jego

możesz nie wierzyć w nic lecz

stworzony(ś) z cząstek Jego

 

W rzeczywistości obecnej

czas zamienia w życie

pompując krew komórkom

by zbudziły się o świcie

 

To centrum naszego Bytu

jest środkiem środka wszystkiego

co związane z moją osobą

nie połączę się bez niego

 

Z duszy ulotną naturą

która wchodzi do domu

istoty ze światła stworzonej

nie mówiąc nic nikomu

 

Jest portalem myśli i uczuć

z Boskiego eteru płynącej

z jaźni nieogarniętej przez umysł

z wolności rzeki rwącej

 

Nie ma w nim żalu ni smutku

doktryn nakazów wierzeń

braków niezgody rozterek

bo nieograniczona to przestrzeń

 

Miłości też tam nie ma

szczęścia wielkiego rozkwitu

błogości ani zbawienia

to łącznik tych dwóch bliźniaczych bytów

 

Którymi jestem bez wątpienia

ulotnym i realnym

zamienia to na przemian

duchowy świat w materialny

 

I spytasz w wielkiej niemocy

zdziwiony wielce dlaczego

ten świat tak w uczuciach zakręcony

lecz serce nie ma z tym nic wspólnego

 

 

 

 

 

Do Ducha Świętego

 

 

spłyń na mnie

rzeką ognia

i wypal wszystko

co nas oddziela

 

ogarnij mnie

ramionami wichru

i oczyść duszę

z ziemskiego błota

 

Duchu Boży

         Duchu Prawdy

                  Duchu Słowa

 

 

 

 

Autor: Don Adalberto

Podaruj chwilę

Podaruj proszę, małą czasu chwilkę,

Skrawek twych myśli, cichy dotyk ręki

I wiatru bezruch, kiedy wiersze czytasz

I deszczu krople, te z tamtej piosenki.

 

I uśmiech daj mi twój, taki nieśmiały.

Bo trudniej mówić, łatwiej wiersze pisać.

I spojrzeń jasnych zagubiony błękit

I twe marzenia, te ukryte w ciszach.

 

I chcę byś został lecz ja wiem, odjedziesz

Jak ptak wciąż wracasz w swe rodzinne strony,

Więc zostaw proszę, chociaż myśli swoje

By nie uleciał mój sen wymarzony.

Wielka Miłość

Tak mało

mamy czasu

na kochanie.

Mijamy się

tracąc życiową szansę.

Miłości stracone,

uczucia niepoznane...

Los przypadkową

wyznacza nam trasę.

 

Gdy nawet

nasze drogi

się skrzyżują...

Przeszkodą nam będą

nasze nieśmiałości.

Jak sprawić

aby usta mówiły,

co serca czują?

Tak by pochłonęła nas

magia Wielkiej Miłości?

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

 

Krajobraz po nocy

Błyszczą krople tęczy

na słowików pięciolinii.

Słońce już od rana

sieje pyłem złotym.

Różnobarwny tłum

chodnikami płynie...

Uśmiechniętych spojrzeń

wyjątkowo głodny.

 

Noc zamknęła rankiem

namiętności bramy.

Świeży oddech wzmaga

eksplozja zieleni.

W swych objęciach

toną pierwsi zakochani.

Kiedy my pójdziemy

słodko przytuleni?

 

 

Oskar Wizard

 

(fot. z Google)

Odnowa II

Tak...to dzieje się znowu

...

...

...

 

Poszedłem do grobu i wracam zza grobu

Poznałem parę demonów, lecz nie mów nikomu

Szukałem spokoju, psychiczna wojna wciąż trwa

Biegnę do boju, wojna odwiedza nawet w snach

Zepsułem się, więc odnowiłem

By potem znów upaść, z myślami się biłem

Dlaczego? Za co? Kogo oszukuje?

Wina, zdrajco - jeszcze ją poczujesz...

Jestem czysty jak łza, lecz dualny jak strumień

Moja wola ożywiła mnie w środku marszu trumien

Pobiegłem w samotność, tylko po to, by naprawdę z niej uciec

 

Psycho-Renesans - po raz drugi

Opłacam wszystkie przeszłości długi

Od początku zacząć, rozsądek drogi nie gubi

Odnowa Druga, niech potęga przemówi

 

Zbudowałaś mi serce, złamałaś mi serce

Przyszło twe cięcie, lecz walczę zawzięcie

Chciałem się zabić, to był ostatni styczeń

Nie mam czym krwawić, krwawiłem bez ograniczeń

Tabletki w potrójnej dawce

Codzienna poranna rutyna uspokaja czaszkę

Już lepiej? Już przeszło? Po co mnie pytasz?

Zapytaj sumienia wspominając jak za gardło mnie chwytasz

Jestem karawaną, więc psy zawsze się znajdą

Przeżywam renesans, Twoje macki nareszcie odpadną

Ze skrajności w skrajność - tak odnajduję balans

 

Psycho-Renesans - po raz drugi

Opłacam wszystkie przeszłości długi

Od początku zacząć, rozsądek drogi nie gubi

Odnowa Druga, niech potęga przemówi

 

...

...

 

I nigdy nie zaakceptuję życiorysu młodości

I nigdy nie przestanę kochać szalenie

I nigdy nie pokocham wymuszonej wolności

Przeżywam odnowę, by nie rzucać kamieniem

 

Niezapominajki

w moich snach

pamiętam takie marzenie

było to z pewnością

w środku wiosny

moją duszę rozpierało

gwiezdne uniesienie

bo byłaś tam ty

i twój uśmiech radosny

 

płynąłem przez niebo

ognistym pragnieniem

a moje spojrzenie

uczuciem było nieprzytomne

stałaś z wspaniałym

niezapominajek bukietem

szeptałaś

nigdy cię

nie zapomnę

 

 

Oskar Wizard