Zamknąłem okno życia,
Gdy usłyszałem kostuchy wycia,
Brzeg Styksu, podmył mi nogi,
Mój umysł obumarł z trwogi,
W otoczce smutku Ją widziałem,
dostrzegła śmierć w mym życiu całym,
Rozkład pożycia i radości,
zdradę, oszustwo, szczyptę chciwości.
Trucizna w moich żyłach,
Wlecze się jak otyła,
Do serca dochodzi już,
Cyjanek, z zapachem róż.
Zaryglowałem drzwi do Boga,
Nie postanie tu jego noga,
Nie chciałem zrzucić z głowy korony,
A teraz On zsyła mi wrony,
Znów krzyk, i głuchy wrzask,
Oślepiający kościsty blask,
Śmierć epitafium już śpiewa,
Nie chce mej duszy? bo już jej nie mam.
W mych ustach gorzki smak wina,
czerwień mych win po policzkach spływa,
łza krwawa w oku się kręci,
gdy teatr życia widzę w pamięci.
Trucizna, dosięga serca,
uśmiech kochanej serce przewierca,
z sylwetką śmierci zlewa się ona,
Cyjanku kieliszek podała żona?
A wokół róże?