w te popołudnie padał nudny deszcz
kolejny szary dzień w czarno-białym świecie
pozbyłem się tego dnia wszystkich łez
trzymając jesień za rękę myślałem o lecie
poddałem się, przyjąłem wtem imię: "Strach"
wyglądałem jak straszydło, miałem wielkie oczy
a w snach nawiedzał mnie krajobraz i dach
"Będę świetnym orłem" mówiłem każdej nocy
lecz do towarzystwa deszczu dołączyła burza
mózgów; a wiatry nadal zachęcająco w dół wieją
ale psychiczna rana nigdy nie będzie tak duża
by w głowie pomieszać poplątanie ze straconą nadzieją
i wtem obudziłem się we własnym łożu zapłakany
ucieszony, że Abraham swoim nie zadręcza
Złapałem lato za rękę, chociaż z jesienią utkany
w czarno-białym sercu kolorować zaczęła tęcza
dziś napiszę wiersz
napiszę tam o ojcu, chorobie, i o Tobie też
że cierpliwości mu nie starczyło
i że w zasadzie, to go nigdy nie było
że mama płakała, że dzieci się bały
i że wraz z nim, koszmary wracały
Bez wiedzy jak wielki to miało na nas wpływ
i że nigdy nie będzie mu za to wstyd
i w tym wierszu napiszę
że już tabletek nie biorę, że w próżni nie wiszę
i że słońce świeci, a ja się uśmiecham
że odnalazłem siebie w codziennych pociechach
i że nigdy nie sądziłem, że wszystko się ułoży
Bez wiary, jak piękny może być świat Boży
tonąłem roześmiany
i o Tobie też powiem dwa słowa
bo do dzisiaj nie pojmuje ma głowa
że jesteś, że stoisz na moim piedestale
i że znalazłaś mnie, gdy ja szukać przestałem
że wielbię, pragnę, że kocham szalenie
i że nie prześladują przeszłości cienie
że jedno "rozumiem" z ust szczerych
Tak wiele w moim życiu zmieni
ale dzisiaj mam mdłości
napiszę jutro, wkrótce, w niedalekiej przyszłości
a może nie napiszę go wcale?
pewnie i tak go wyrzucę, spalę
jeszcze się zastanowię
Mijasz zakręt za zakrętem
na prostej, nieskończonej drodze
W towarzystwie pustej głowy
i nie wartym zachodu wschodzie
porannego słońca
Dokąd to niesie duszę
Której nikt dźwigać nie chce?
Wspomniała, że jej podróż
zawiera schowane przejście
w ścianie końca
W tym nieustannym horyzoncie
zdarzeń i przygód zatrzymanych
zgubiłaś cel potrzebny
Pretekst wiatrem podszywany
Pomijasz milczeniem.
Nie piszę już
pięknych wierszy
O moim okropnym losie
W ciemności smutku
stałem się bielszy
brakuje rozpaczy w głosie
Nie piszę już
trenów miłosnych
gdy wokół potłuczone lustra
Więc pozwól mi tworzyć
grono dziwot złych
ze szczerym uśmiechem na ustach
Powiedz publice
Jakim uczuciem się łasisz
Gdy Twój palec wskazuje
Drugiego człowieka?
Zgarbiony, w towarzystwie
Niepewnego kroku
On to nie alfa
Lecz czubek Twojego nosa
Jest omegą
Powiedz publice
Jakim wzorem jesteś
Wystawiając do dziennika
Kolejne oceny?
Ah, tak - nie powiesz