Pogrzeb 1/14 - "Życzę sobie śmierci"

Zapomniałem znowu co miałem napisać
Znowu po krzyku nastąpiła cisza
Znowu piszę "żegnaj" do notatnika
Zapomniałem znowu co w głowie mi świta

Zagryzam wargi w gniewie
Ranię się myślami i mijającą dobą
Patrzę w lustro i nie wiem
Czy już jestem kimś, czy wciąż jestem sobą?
W sercu nie miało wiać zimą, znowu jestem na dnie
Powiedz, na imię mi Szymon, czy może plan B?

Zapomniałem znowu, że nie jest mi do śmiechu
Znowu boli mnie piękny zapach Twoich perfum
Znowu piszę "żegnaj" do notatnika
Zapomniałem znowu jak czule mrok się ze mną wita

Zaciskam pięści w amoku
Kaszlę panicznie krztusząc się własnymi łzami
W lustrze widzę wrogów
Rozsypałaś sól na moje rany swoimi czynami
Niestety, szczęście to nie mój krój, bo się we mnie nie mieści
Proszę, zadaj mi ostateczny ból, bo życzę sobie tylko śmierci

Rtęć

Wpadłam w rozpaczy czarne czeluści.
Nie sądziłam, że spokój mnie kiedyś opuści.
Straciłam do życia wszelkie chęci.
Postanowiłam napić się rtęci...

Nie wiele myśląc termometr złamałam,
A jego zawartość do wina przelałam.
Znając jednak rtęci paskudne działanie,
Postanowiłam dołożyć wszelkie starannie,
By zbytnio nie odczuć bólu i mdłości
I wpierw zarzyłam nasenne proszki.

Eliksir wiecznego spokoju już gotowy,
Resztę problemów wyrzucam z głowy.
Myślicie, że sens w życiu się chowa,
Prawda jest taka, że to puste słowa.
Nie ma spokoju i nie ma radości.
Ogarnia nas pustka, jesteśmy samotni.

Pijąc ze szklanej butelki o owej zawartości,
Piszę list o mojej duszy upadłości.
Przepraszam, ludzi co więcej znaczą.
Mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczą

Nie wiem, ile godzin potrwa umieranie,
Ale już czuję świadomości zanikanie.
Czas by zasnąć i się nie obudzić,
Czas by życiem się już nie trudzić.

Zasypiam pierwszy raz z lekkością.Teraz już wiem, nie panuję nad lekkomyślnością
Czy ja właśnie tego zażałowałam?
O nie, swe życie nagle przerwałam!

Co ja zrobiłam? Jak to naprawić?
"Za późno, Ciebie już nie można zbawić."

Głębia

wołam wszystkich - jestem tutaj!
czuję, widzę, spadam - słuchaj!
podrap, ugryź- nic to nie da.
zniknie, minie - durna bieda.
stoję, milknę - wszyscy biegną.
zacznę? skończ już - myśli legną.
chwytam, łapię - każda leci.
skacze, cierpie - mózg oszpeci?
pcham, odrywam - wymiociny.
pląsam, leżę - wszędzie miny.
łkam, narzekam- duszy rany
czekam, czekam - sposób marny!
wołam wszystkich - czarna chmura!!
ratuj, proś no.. - wieczna dziura?

Próba

w te popołudnie padał nudny deszcz

kolejny szary dzień w czarno-białym świecie

pozbyłem się tego dnia wszystkich łez

trzymając jesień za rękę myślałem o lecie


poddałem się, przyjąłem wtem imię: "Strach"

wyglądałem jak straszydło, miałem wielkie oczy

a w snach nawiedzał mnie krajobraz i dach

"Będę świetnym orłem" mówiłem każdej nocy


lecz do towarzystwa deszczu dołączyła burza

mózgów; a wiatry nadal zachęcająco w dół wieją

ale psychiczna rana nigdy nie będzie tak duża

by w głowie pomieszać poplątanie ze straconą nadzieją


i wtem obudziłem się we własnym łożu zapłakany

ucieszony, że Abraham swoim nie zadręcza

Złapałem lato za rękę, chociaż z jesienią utkany

w czarno-białym sercu kolorować zaczęła tęcza

Walka z wygranym

Każdego ranka zanurzam się w nicość pustej egzystencji; otaczającej mnie subtelnym brakiem możliwości i chęci.
Nie czuje wolności, a w tym co mam widzę jedynie brak jakiejkolwiek miłości.
Błękitny Księżyc w swej uczciwej zadości; może odebrać wszystkie sentymenty moich wnętrzności.
Ostrze wbite głęboko, penetrujące ciało z litości, widzi gdy na świecie wylęgują się co nowe zuchwałości.
Brak dumy, zrozumienia, niestety nie wspomnienia;
Lecz momenty zachowane na widniejącej ścianie, sugerować mogą nienawiści zmartwychwstanie.
Ślady zostaną, tu nic nie ugram, w skład wchodzi jedynie to co wskóram.
Łapię oddech łapczywie, jeden za drugim, lecz po co jeśli zamieni się w dym długim;
Wylatujący w powietrze daleko, za siebie, patrzący z oddali:
"Jeszcze mam nadzieję."

Gorycz życia

Świat wciąż na m​nie nie gotowy,
Choć ja robić ch​ciałem gody,
Nie ma miejsca t​u dla błazna,
Dzisiaj szczęści​a ten nie zazna.​


Głowa ciągle zwi​sa smutnie,
Czarne łzy na bi​ałym płótnie,
Jestem nagi, bra​k okrycia,
Mam już dość moj​ego życia.


Niby tylko kochać chciałem,
Niby starać się musiałem,
Lecz ze starań łokcie zdarte,
A ja mus mam iść w zaparte.

Głowa ciągle zwi​sa smutnie,
Czarne łzy na bi​ałym płótnie,
Jestem nagi, bra​k okrycia,
Mam już dość moj​ego życia.


Nici mam ze starań swoich,
Utraciłem bliskich moich,
Zmysły moje oszalały,
A ja nadal nie mam damy.

Głowa boli, płaczę smutnie,
Bieli nie ma już na płótnie,
Ciało martwe bez okrycia,
Ah... Mam dość mojego życia.

 

 

 

 

Żyły

Mimo, iż krew, to płyn do życia niezbędny,
Pozbyć się jej chcę, nim dojdę do obłędu,
Bowiem jej nadmiar jest mi niepotrzebny,
Wierzę, że robiąc to nie popełniam błędu.

Krwawię z ran, które chciałaś bym miał,
Choć osobiście mi tego nie powiedziałaś,
Odmówić Ja Tobie, jakże bym śmiał,
Mimo, iż o efekcie swych słów nawet nie myślałaś...

Trudno, zdarza się, "Życie" jak to mówią,
Nie ma co się martwić jednym rannym człekiem,
W końcu śmierć i diabli krwiste mięso lubią,
A jego cena zmniejsza się wraz z wiekiem...

A zresztą i tak potrzeby nie mam - niech to diabli,
Życia bez zgody, której nie chcesz mi zapewnić,
Czas co prawda do trumny mnie nie nagli,
Ale chciałbym wreszcie coś w życiu odmienić...

Jeżeli tęż zmianę stanowić ma śmierć,
Niechaj tak będzie i wiedz droga o tym,
Że jeżeli czegoś chcę - będę mieć,
Choćbym myślał o pakcie grobowym.

 

 

Znowu Mi się Śniłaś - Czar Jesiennej Depresji

Budzę się po kolejnym koszmarze
Byłem w nim w innym wymiarze
Znów obok Ciebie
Atakują mnie natłoki myśli
Niech mnie miłość oczyści
Lecz nie ta od Ciebie

 

Spoglądam ze smutkiem w lustro i blednę
Doszło mi lat, a uśmiech już więdnie
Te same oczy, a inne spojrzenie
To samo życie, a inne marzenie
Za prawdę i świadomość zapłaciłem najwyższą cenę
Dostałem wolność, straciłem szczęście i wenę
Widzę wczorajszy dzień, a serce me ginie
Co miałbym zrobić żebyś została wtedy choćby na chwilę?

 

Spoglądam ze smutkiem na ten obraz we śnie
Marzeniom wczorajszym dziś zapalam świeczkę
Słyszę wczorajsze życzenie, a serce me ginie
Chciałbym umrzeć byś pokochała na pogrzebie mnie choćby na chwilę

 

Budzę się po kolejnym koszmarze
Byłem w nim w innym wymiarze
Znowu mam łzy w oczach
Atakują mnie natłoki myśli
Niech mnie miłość oczyści
Znowu źle sypiam po nocach

Nie chce mi się już...

Nie chce mi się już...
Nie chce mi się żyć.
Ktoś wbił w serce nóż,
Nie chcę sam tak być.

Wokół ludzie-pajace,
Wstyd mi za was ma raso,
Bo choć łyse wasze glace,
Cały ten krzyk - na co?

Ale was więcej jest w świecie,
Czymże jestem? Pchłą...
Jednakże - cóż o nim wiecie?
Tyle co pchła - pstro.

Jedyne co was raduje,
To ciągłe tańce, śpiewy,
Owszem - ja to szanuję,
Ale ta przemoc... Te gniewy...

A wśród was żadnego
Krzewu nie znajdę urodziwego,
Co dla problemu mojego
Byłby wreszcie omegą.

Ucieczka Z Mroku

Ile razy muszę jeszcze zginąć, by docenić jedno życie?

Jak mam pozwolić odejść temu, co nigdy nie przyszło?

Jak zatrzymać mam swój wrzask, skoro nawet nie krzyczę?

Ile razy jeszcze ucieknę z mroku, chociaż światło nigdy nie prysło?

 

Tak bardzo cierpię

 

Nie radziłem sobie

Grudniowe fajerwerki, Gdańsk, morze
Ballada narkotykowa w ustnym otworze
Szare serce, smutek, zawód
Samobójstwo wisi na skraju
Świat zewnętrzny wiruje w czwartym wymiarze
Czuję cudze usta, a widzę zamazane twarze
Tak bardzo chciałbym teraz nie pisać o autorze
Byłem na skraju ze świadomością
Że nikt mi nie pomoże

 

Styczniowy śnieg, Bydgoszcz, poranek
Czuję ciągłe zmęczenie i rozczarowanie
Obojętne czyny, łzy, marazm
W tamtym stanie nikt mnie nie odnalazł
Nie wiem co robiłem wczoraj
(Napisałem "Schody Do Nieba")
Odrobinę radości mi podaj
Tak mi wstyd, że tak nisko upadłem
(Konsekwencje Twojej zdrady)
Tak mi wstyd, że tak nisko upadłem...

Piszę wiersz by wyrzucić to z siebie - Gniew

Chcę krzyczeć, zagłuszyć wszystkich, a jednak Cię słyszeć!

Milczenie oznacza zgodę, rozpoczętą nową przygodę

Spala się moja ikona, zamykam oczy, upadam i konam!

Na pomoc Cię wołam:

- Halo, czy jeszcze mnie słyszysz?

W ciszy szumi mi głowa, a wiatr się w niepokoju kołyszy

Mam się za doktora - chodź, wyleczę te Twoje zatrute serce

I pomoc nie wołaj, bo niepotrzebnie Ci dziurę wykręcę!

 

GODZINY

NISZCZĄ

ICH

ETERNALNĄ

WSPANIAŁOŚĆ

 

ZABIJĘ

JEŚLI NIE CIEBIE, TO SIEBIE

KRZYCZĘ W POTRZEBIE BO KREW SIĘ POLEJE

ZNISZCZĘ NADZIEJE, UŚMIECHNĘ SIĘ W GNIEWIE

A ZMYSŁY ZADZIEJE

DAM CI PUSTKĘ JAKO WIECZNĄ PRZEPUSTKĘ

ZAKRWAWIĘ TWĄ BLUZKĘ I RZUCĘ W TĘ BUŹKĘ

SWÓJ JAD, ZNOW BLUŹNIE

NA BOGA, NA DIABŁA POZA SKALĄ

ALKOMAT, SIŁA NAGŁA ROZPIERA

JESTEM W ROLI WERTERA, A UCZUCIE UMIERA

 

proszę bądź... BO CIEBIE TU NIE MA

proszę chodź... WCIĄŻ CIEBIE WYBIERAM

 

GWIAZDY

NIECH

ITERACYJNIE

EKSPLODUJĄ

...Wasze

 

Znów płaczę jak dziecko

Znów oddycham ciężko

Myśli się w głowie nie mieszczą

Diabły na spacer mnie wezmą

ZNÓW--ZNÓW

KROCZĘ TĄ ŚCIEŻKĄ

JESTEM GRANATEM - TY JESTEŚ ZAWLECZKĄ

MYŚLI ZA TĘSKNOTĄ BIEGNĄ

ANIOŁY OZNACZYŁY MNIE KRESKĄ

 

ja cierpię

                ja tutaj cierpię

                                               GNIEW

Kiedy Nadejdzie Koniec

Powiedz mi, kiedy nadejdzie koniec?
Czekam wciąż w środku morza i tonę
Ciągle w głowie mam myśli młode,
Żadna z nich nie proponuje mi zgodę
Stoję w środku Nowego Świata
Ludzie tu mają mnie za wariata
Szeptam krzycząc na duszę kata
W psychice wciąż ta stalowa krata

Przed ich oszczerstwami sie nawet nie bronię
Pewnego dnia załaduję stalowe naboje
Strzał w głowę zakończy wszelkie poboje
Pomimo, że w wciąż w cieniu stoję
Światła na mnie, ja tak nie mogę
Psychiczny amok sprawia, że płonę
W kolejnych godzinach przegapiam każdą dobę
Powiedz mi proszę kiedy nadejdzie ten koniec

Nie wstydzę się słowa depresja, chociaż wiem, że to dla was ubaw po pachy
Przeraża mnie myśl, że ta presja, zabija mi wejścia na Wasze dachy
Czuję jak latam, gdy jestem na dnie, ciekawi mnie jak to będzie, kiedy upadnę
Czekam na dzień gdy siebie odnajdę, bez twierdzenia że wam tlen kradnę

Nie wstydzę się faktu, że z wielkim trudem znoszę otaczającą mnie codzienność
Przeraża mnie to że z naszego paktu, została już tylko twa obojętność
Czuję podłogę gdy widzę Twój sufit, nasza córka mój pamiętnik nuci
Czekam na Ciebie z podkulonym ogonem, chociaż już i tak każdy poszedł w swoją stronę

Powiedz mi, kiedy nadejdzie koniec?
Czekam wciąż w środku morza i tonę
Ciągle w głowie mam myśli młode,
Żadna z nich nie proponuje mi zgodę
Stoję w środku Nowego Świata
Ludzie tu mają mnie za wariata
Szeptam krzycząc na duszę kata
W psychice wciąż ta stalowa krata

Przed ich oszczerstwami sie nawet nie bronię
Pewnego dnia załaduję stalowe naboje
Strzał w głowę zakończy wszelkie poboje
Pomimo, że w wciąż w cieniu stoję
Światła na mnie, ja tak nie mogę
Psychiczny amok sprawia, że płonę
W kolejnych godzinach przegapiam każdą dobę
Powiedz mi proszę kiedy nadejdzie ten koniec

 

 

 

//wiersz rapowany; kiedyś z pewnością dostanie wersję audio :)

Nie Mów Mi

Nie mów mi, że mnie rozumiesz, bo ja nie rozumiem sam siebie
Nie mów mi, że jutro będzie lepiej, jutro mogę być w niebie
Nie mów mi, że nienawiść z serca wyjdzie, bo nadal rośnie w siłe
Nie mów mi, że możesz mi pomóc, bo rozumiem tylko zdania zawiłe

 

Nie mogę wstać z łóżka a przyjacielem mi zapłakana poduszka
Jestem wciąż w żałobie a śmierć siedzi mi tylko w głowie
Nie mogę uśmiechać się szczerze, nie wiem skąd smutek się bierze
Jestem wciąż na dnie a pomimo szczytu wciąż wpadam w matnie

 

Zabij mnie proszę || zabij mnie proszę

Ona szczęśliwa, uśmiechnięta mina, mój smutek, a jej wina
Ja w łzach, Jej serce to głaz, nie spojrzy mi w twarz
Łykam tabletki, wchodzę do karetki, świat wiruje, mam mętlik
Najszczersze kłamstwo, tak, znam to, psychiczne bagno

 

Zabij mnie proszę || zabij mnie proszę

Nie mogę biec do przodu, bo z tyłu mam nadzieje zza młodu
Jestem wciąż nieśmiertelny, bo swojej wierze jestem wierny
Nie mogę ujrzeć Anioła, bo Diabeł w mym sercu to kłoda
Jestem wciąż na szczycie, ale w innym życiu, w innym bycie

 

Nie mów mi, że mnie rozumiesz, bo ja nie rozumiem sam siebie
Nie mów mi, że jutro będzie lepiej, jutro mogę być w niebie
Nie mów mi, że nienawiść z serca wyjdzie, bo nadal rośnie w siłe
Nie mów mi, że możesz mi pomóc, bo rozumiem tylko zdania zawiłe

Kto pirwszy ten lepszy ?

Co z tego że kradł
co z tego że pił
w karty przegrał wszystko co miał
co z tego że jak chciał tak żył

Perspektywa rynsztoka
nie jest widokiem na świat
z za krat wolność jest wspomnieniem
nawet kiedy w mordę dostał brat

Co z tego że pogańskie rytuały odprawiał
awantury norma w domu
unurzany w cwaniactwa bagnie
co do tego komu

Dzielił jak umiał
jak umiał kochał
wierny w granicach możliwości
twardziel a w milczeniu szlochał

Wie pan drań jakich mało
takiego to do gnoju
by odkupił winy
na klatce nigdy nie było spokoju

Osądzony za życia wyrokiem
zaocznym przez znajomych bliskich
przez babcię z parteru radiotelegrafistkę
wszystkowiedzącą o wszystkich

Stracił wszystko
żona odeszła dzieci
ostatnia kropla z butli
w kieszeniach same śmieci

Stanął zmęczony w bramie
bo tutaj jestem królem
królem czego ? usiadł
pod oszczanym murem

W deliryczny zapadł trans
upiorny sen i dzieło swoje
poranek rześki zerwał na nogi
wyprostował plecy dwa oddechy złapał
myśl
O Jezu ja się cienia boję

Dym ostatniej fajki łzę wycisnął z oka
wyszedł na podwórze z zaciemnionej bramy
być człowieka cieniem ?
w blasku słońca uniósł ręce na wprost okien
głos wydobył a szyby zadrżały
kto tu jest bez winy niech żuci pierwszy
               kamieniem

Pijani rodzice (wspomnienie DDA)

Jak dobrze i bezpiecznie zamknąć się w domu.

Czytać książki, dużo jeść, słuchać gramofonu.

Wieczorem pijany ojciec z pracy wróci.

Straszliwy lęk do domu wrzuci.

 

Jak dobrze jest na tą chwilę zachorować.

Zapomnieć o szkole, wzbudzić zainteresowanie.

Nie będą ,,innemu" dziś dzieci dokuczać.

Może choć na chwilę wzbudzę w rodzicach kochanie?

 

Jak dobrze i bezpiecznie zamknąć się w domu.

O tym, że matka też pije nie mówię nikomu.

Bo ona chce, żeby ojcu wódka się skończyła.

A tak naprawdę moją nadzieję wykończyła.

 

Pijani rodzice i ciągłe dantejskie sceny.

Czy wasz los nie mógł mieć większej ceny?

Nie wy, lecz wierna samotność była za moimi plecami.

Lecz już na trzeźwo udawaliście jacy jesteście wspaniali.

 

Jak dobrze i bezpiecznie zamknąć się w domu.

Gdy nie ma rodziców, nie czuć pijackiego smrodu.

Mogliście chociaż nie udawać wszechmogących.

Nie widzieliście oczu dziecka smutkiem gasnących.

 

 

Oskar Wizard

Sam na sam

Noc zaczyna mnie prześladować

Próbuje uciec, chcę się schować

Więc zamykam oczy na łóżku

Łzy spływają po łańcuszku, puk puk

Kto tam? Chyba się cofam, po ziemi się miotam

Stukanie do głowy, urazy urządzają łowy

Płacz odejmuje mowy, zbędne są mi te sowy

Co mądre prawią morały, zawsze pomoc sprawiały

Otuchy dawały, kazały być wytrwały, puk puk

Wciąż pukanie słyszę, ledwo dyszę

Chcę tylko cisze, a widzę przeszłości kliszę

Psychiczne nisze, w próżni wiszę

 

Noc atakuje, jestem sam na sam

Umysł panikuje, tyle na nim ran

Obrazy maluje, moje myśli złam

Noc rujnuje, nie chcę być sam na sam...

 

Noc mnie goni, śledzi, coś do głowy bredzi

Stawiam się tej rzezi, uraz w głowie świeży

Taka cena prawdy - świadomość tej larwy

Boli, niby Bóg pomoże, niby to ukoi, zmaże,

Z mojej dłoni wspomnienie o  zbrodni i broni

Prześwietlenie mojej zbroi, aby dostać oświadczenie

Że nie żyje w niej słabe brzemie

To po prostu wiara, miłości miara, przez życie wyśmiana

Ciągłe zadręczenie, widzę Boga - fata morgana

Ciągła ściana, psychiczne zaprzepaszczenie

Smutek i rana - Ona to Zbrodnia, ja jestem Kara

Masz chłopcze temperament, gdy popadasz w lament

Sam na sam ze sobą, zrzucony miłości kamień

Tyś jest kłodą, do rozpoczęcia wolności, poczucia radości zdolności

Boże, w głaz zamień serce, amen

 

 

Dobrze że jesteś

Wiersz jest jak muzyka

płynąca z serca wnętrza

ballady muskają struny

smyczki  na uczuć wezwanie

trąbki jak bębny burzy

i gitarowe ostre granie

Płynie ta muza z wolna

nieraz potokiem rwąca

szumiący ciężko w uszach

kropla cicho kapiąca

leci w bezkresy świata

gdzie nikogo nie było

do mgły co otchłań zasłania

w ciepłym promieniu jest miło

zanurzyć swoje wnętrze

wygrzać wiekowe gnaty

by tam wejść zbędny bilet

nie musisz być bogaty

otwórz się na te granie

bywa że struna pęknie

akord zabrzmi fałszywy

od muzy płynącej z serca

każdemu serce mięknie

oszukasz samego siebie ?

wrażliwość jest w nas wpisana

z góry spływa rozbłyskiem

iskra słowa wysłana

ty co drapiesz się w czoło

czytając te bazgroły

ze  mną nie zawsze wesoło

ale dobrze że jesteś

 

 

Impuls

Dotknij mnie swoim żarem
Który rozpali mnie i da nadzieję
Niech jeszcze raz będzie mi dane
Zrozumieć dlaczego Cię tak wielbię

 

Powiedz mi że mnie kochasz
Że te brzydkie słowa cofasz
Pocałuj mnie na dobranoc
Powiedz że w nas wciąż trwa moc
Zanim zapanuje Tobą najlepszy w życiu...

 

Wspomnij w szczegółach o naszej przyszłości
Pozwól się objąć, gdy obiecam,  że dla Ciebie zrobię wszystko
Razem pragniemy żyć w tej odległej dorosłości
Baw się moimi włosami, mówiąc że chcesz mnie mieć blisko

 

Powiedz mi, że mnie kochasz
Że te brzydkie słowa cofasz
Pocałuj mnie na dobranoc
Powiedz, że w nas wciąż trwa moc
Zanim zapanuje Tobą najlepszy w życiu...

 

I zostawisz mnie z marzeniami
Bańka snu pękła
Zostawiłaś moje serce z cierniami
A róża miłości zwiędła

 

Przytul mnie ostatni raz
Zanim zapanuje nad Tobą...


Impuls.

Życie - Ostatnie Pożegnanie

Zmierzam już tylko ku światłu
Nie ma dla mnie tutaj miejsca
W moich skrzydłach już nie ma wiatru
Przyszedł czas mojego odejścia
Wygrałem z każdym, ale nie ze sobą
Marzenia wszystkie puszczam z dymem
Przegrałem tylko z niewinną chorobą
Przepraszam Mamo, że jestem Twoim synem

Zmierzam już prosto w ostatni dzień
Nie ma dla mnie tutaj miejsca
Od słońca pada ze mnie blady cień
Choroba w głowie choć to choroba serca
Wierzyłem, że karma się nareszcie ziści
Biegłem do przodu, to nie był wyścig
Zabiły mnie moje własne myśli
Ktoś zawiódł mnie, teraz ja zawiodę wszystkich

Nie napiszę więcej "dzień dobry"
Nie napiszę więcej "dobranoc"
Nie spełnię snów
Bo cierpię znów

Zmierzam już na cel
Nie ma dla mnie tutaj miejsca
Próbowałem czerń zamienić w biel
To tylko ostatnia korekcja
Zabieram teraz swoje torby
Pokonała mnie Jej zła moc
Nie napiszę więcej "dzień dobry"
Nie napiszę więcej "dobranoc"

Jestem tchórz, postaw bukiet róż
Nie cierpię już, do trumny je włóż
Uciekłem - teraz będę latać