Jestem obok

Otwarte mam serce
na Twoje wyznania,
lubię słuchać, gdy mówisz,
przed Twym smutkiem się nie wzbraniam.

Nie przestawaj opowiadać,
wtedy ulgę poczujesz,
ja postaram się Ciebie zrozumieć,
gdyż wiem, że tego potrzebujesz.

Nie ukrywaj swoich zmartwień, 
ani chwil radosnych,
bo nie jesteś sam,
pomimo, że jesteś dorosły.

Przyjdź i przytul

Przyjdź i przytul...
Przytul i mnie pocałuj...
Pocałunkiem zabij...
Ponownym przytuleniem 
Pochowaj...
A smutnym spojrzeniem
I gorzką łzą
Módl się
O przebaczenie
Za swoje czyny...

Wspólne rozstanie

a gdybym nie powiedziała że to co kiedyś wspólnie zbudowaliśmy możemy tylko wspólnie zburzyć?

co moje to twoje to nasze

a gdybym nie pozwoliła Tobie tak po prostu odejść?

co moje to twoje to nasze

a gdybyś nie wyrzucił wszystkich rzeczy i nie trzasnął drzwiami?

co twoje to moje to nasze.

a gdybyś nie powiedział ostatniego słowo, które  miałoby nas dzielić dopiero przed śmiercią?

co Twoje to moje to nasze

a gdybym nie przyznała się do swoich błędów i przykrej miłości?

co moje to twoje to nasze

nie miałoby miejsca wspólne rozstanie

i tyle

Otrzepując pióra z śnieżnej nawałnicy
wpatrywałem się w ludzi na mojej ulicy

myślą nieobecną nad ranem spętani
w puch senny wtuleni gdy dopiero świta
 pchają wózek życia w którym koło zgrzyta
w nadziei że dotrą do błogiej przystani

żyjąc tym co będzie trudniej tym co było
praca niewolnika nieudana miłość

Dzień za dniem opada jak te płatki śniegu
jak tu złapać szczęście kiedy człowiek w biegu
na wybiegu... iluzji wymęczonej teraźniejszym stanem
i nie widać końca a początek , światłem zamazany(e)m

Ja wymieniam wodę mętną z karafki usychającego bukietu
ja otwieram drzwi wyciągając rękę kiedy wchodzę do supermarketu
Ja decyduję co w spoczynku  jest a co w ciągłym pędzie
Ja ustalam jak chcę żyć i co w moim życiu kwitnąć będzie

Wystarczy stanąć obok siebie
zrobić stop klatkę na chwilę
zapytać dokąd biegnę durny
i tyle

Zmienność

Mam jedną bolesną, a miłą przypadłość
Chorobliwą zmienność, żarłoczną ponadto
Gdy stoję - przez chwilę, jak ten słup soli
Ona żre mnie, podgryza do woli
Któregoś dnia, gdy zapomnę coś zmienić
Ta cholera mnie zeżre
Bym nie zdążył skamienieć

Morskie fale

"Każdy popełnia błędy"- mówiłaś jakiś czas temu
"Każde mogą zostać wybaczone"- wierzyłem Ci, nie wiedzieć czemu
A teraz mijamy się... idziemy swoimi drogami
Ignorujemy, udajemy że się nie znamy
Idziemy przed siebie... nie myślimy już wcale
O tym, co było kiedyś dla nas "klawe"
Ale dlaczego tak się właściwie dzieje?
Dlaczego tak nagle chłodem u nas wieje?
Wszystkie te lata, wszystkie wspólne rzeczy, które pamiętam doskonale
Rozbijają się w nas, jak o skały morskie fale
Dlaczego muszę wszystko w sobie dusić?
Dlaczego nie mogę już Tobie tego wykrztusić?
Dlaczego nie otrzymuję żadnego sygnału?
Dlaczego umieram od środka pomału?
Straciłem część siebie samego
Część, która zawsze robiła coś dla mnie dobrego
Staczam się powoli, w otchłań bezradności
Nie wiem jak sobie radzić w tej nowej rzeczywistości
Kompletnie straciłem chęć swojego istnienia dalszego
Gdyż poza Tobą, nie było nic dla mnie tak ważnego...

Potop

Idąc ulicą mijamy wielu ludzi 
lecz opanowała nas znieczulica
I niewielu z nas się trudzi
By wzrok podnieść na ich lica
W potokach obowiązków i zadań 
Topimy się tracąc grunt
Idąc milczymy bo kimże jesteśmy dlań
I czy ja jeden wszczynam bunt?

Samotne życie

Gdy chciałem spotkać kogoś...
Spotykałem jedynie ból...

Gdy ból przestał być sobą
przestałem cokolwiek czuć....

Gdy budziłem się na nowo...
myślałem, że to cud 
niestety samotność okazała się jedną z moich życiowych ról