Kiedy przerzucam pustaki na budowie
pytam co cholera ja tu robię
jaki cel znoju i trudu
pot zalewa mętne oczy
ciągle wypatruję cudu
perspektywa ogólnie zerowa
toczy kamień się milowy
pod górę muszę pchać los
cherlawy heros bohater tygodnia
całego a sukcesem stan trzeźwości jego
bo z kolegą nie poszedł po robocie
na łyk chnielowego
w dymie zanurzony jestem
łzy wyciska papieros mi jedyny
pocieszyciel chwil złych
w chmurze siwego westchnienia jak
w kryształowej kuli widzę
co mam do zrobienia
ale jutro
dziś siły brak na uczucie
kłucie czuję a serce się rozsypuje
na miliny atomów one przez palce się przelewają
jak źródlana woda
szkoda
słów