Jestem lecz czy mnie ktoś widzi
Kto zapłacze jak odejdę i czemu
Sam na sam ze wszystkim
Słuchając muzyki którą mi ktoś wyjął z serca
Czekam na litość której chcę i nie
Jak długo wytrzymam.
Zapadła cisza
i zapadł zmrok
ciężki tak ze moje powieki
ani wargi
nie są w stanie
udźwignąć lub złamać
słowo kocham
nie przechodzi mi przez usta
uszy nie chcą tego słyszeć
więc tkwię w ciszy
nie chcę widzieć Twoich oczu
nie chce wiedzieć że patrzysz na mnie
zaciskam powieki
i tkwię w mroku
boli mnie miłość
to że nosisz mnie w sercu
to że ja świat poza Tobą widzę
szept mój krzyczy
lecz nikt usłyszeć go się nie stara
nikt nie dostrzega
w zwierciadle mej duszy wypisanego smutku
przyjaciele mówią
"wy to jesteście szczęśliwi"
a mi z przygryzionego języka
sączy się krew
by nie powiedzieć nic "głupiego".
Siedzę sama, zegarek nie tyka
W ciszy słyszę jak papieros się pali
Zaciągając się jak powietrzem jego dymem
myślę o tym, co mi kiedyś dawałeś
Myśląc o tym myślę w dwójnasób
nasłuchując jednocześnie twoich kroków
Dusza z ciałem łączy się tępym bólem
kiedy chowam się w kuchennym półmroku
Wpół spalony jest papieros kiedy słyszę
jęk podłogi która skrzypi pod stopami
(czy to twoje stopy depczą ją do bólu?)
Ja bezgłośnie jej wtóruję mięśniami
Dźwięk ustaje i zamarza w chłodzie ciszy
co przenika każdy skrawek mego ciała
Jak papieros kończy się wspólne życie
co dzielone mnożyło doznania.
Trochę w prawo, trochę w lewo
ale dokąd? iść czy zatrzymać się chociaż na chwilę
szukać czy znaleźć?.
Zatrzymać dzień, godzinę, minutę, sekundę
Niech nie nadchodzi jutro
Lepiej ciemność tulić
Niż ujrzeć w blasku dnia
Wszystkie drogi
Którymi można pójść.
Nocą pytają moje kości stare
Maj to czy marzec bo zimno i wieje.
Ktoś z tą pogodą dawno przebrał miarę,
Już tydzień pada i zwyczajnie leje.
Lecz tydzień kończy cudowna przemiana
I słońce przepraszając znów grzeje za darmo.
Więc chęć do życia szturcha mnie od rana,
Wesołych planów rozsiewając ziarno.
Bogatszy jestem i znów najmądrzejszy,
Znam się na wszystkim, zdrów jestem jak ryba.
Stary garnitur stał się najmodniejszy.
I nawet moja żona odmłodniała chyba.
Kielce 10 maja 2010 r
Już Sokrates tańczący przekonuje nas o tym,
Że nieważne są wady lecz rozumu przymioty.
Lecz dla Ksypci, przebiegłej kobiety
Był śmierdzącym opojem niestety.
Napoleon od wieków już dla Franków jest chlubą,
On kodeksy stanowił i dla wrogów był zgubą.
Lecz dla Józi, przepięknej kobiety
Był niemytym kurduplem niestety.
Katarzyna - caryca, prawda w oczy aż bije,
Nie swędzącą vaginą zbudowała Rassiję.
Lecz dla pań, tych kustoszy moralu
Była dziwką! I to w każdym calu.
A Gałczyński, kochani? Miał kochanek ze cztery,
Syna spłodził na boku i nie zawsze był szczery.
Lecz miał talent co wieki przetrzyma!
Dobrą żonę! Lecz takich już nie ma!
I dlatego najmilsi, wraz z dzbanuszkiem konwalii,
Miejsce ma w każdym sercu obraz Srebrnej Natalii.
"Nie rób ze siebie pawia. Szanuj męża i kwita.
W tym sęk! Jak mawiał ojciec Piotr - karmelita".
Kielce 15 grudnia 2009 r
Lubię te chwile
Tuz przed zaśnięciem
Kiedy plączą się
Myśli słowa ludzie
Ciekawe jak się ułoży
Joli z tym nowym facetem
Nawet jest dość przystojny
Czy nie za bardzo?
Nie, szara bluzka
To nie jest dobry pomysł
Będzie myszowato
A może by tak
Przestawić meble w stołowym?
Piękna była muzyka
Z wczorajszego filmu
Lubię te chwile
Kiedy żadna myśl nie jest
Ważniejsza od innych
Żadna sprawa pilniejsza
Morfeusz zaciera kontury
Miesza barwy
Wycisza myśli
A może jednak ta szara
Będzie bardziej ele...
Chyba pomyślę o tym jutro.
Niekiedy
Słowa
Są posłuszne
Dobrze ułożone.
Ledwo pomyślisz
Już stają w szyku
Równają do lewej
Stukają końcówkami
Do rytmu
Zwinne i szybkie
Jak małe kocięta.
Lecz częściej
Niesforne
Leniwe
Chowają się
Za książkami
Albo w koszu
Pod stertą
Pogniecionych kartek
A przywołane wreszcie
Skrzeczą, że brak im
Natchnienia.
Tworzyła się łąka bezkresna
i źródełko w niej bije swym życiem
Otworzyła szeroko ramiona
drży w nadziei - czekając na dotyk
Rzuca ciałem - konwulsyjnie się toczy
I wybucha źródełko falując
Coraz większe zataczając łuki
Ciepło Gorąco i Czeka ...
Czekać dłużej nie może
Wysycha.