Zadumana stoję nad grobem rodziców, Pełno kwiatów leży na płycie, i palą się znicze. Jak to dawno było, ile dni, nocy lat przeminęło, jak się wspólnie przeżyło. Ile razy zegar wybijał swe tony, aż stanął zniecierpliwiony. Trudno jest zliczyć, bo to niemożliwe. Czy umysł mi stanął ? Czy mam pustkę w głowie. Patrzę i stoję.... Pochylone postacie zapalają znicze cicho szepczą................... Ten dzień - ŚWIĘTEM DLA ZMARŁYCH JEST. Błądzą moje myśli, to tam jestem, to tu. Chodzę między rzędami i zapalam znicze. Me serce pamięta tych co śpią i zadrży. Lecz Ci, co tu leżą, spokojni już są, Bo ich domu nie zakłóci nikt, nawet wróg.
Kto wpatruje się w twój obraz, czy to oczy bestii, czy bazyliszka ? Nie to zwykła modliszka, co wygląda jak zepsuta kiszka.
Byłeś w okowach lęku, czy namawiano cię do klęku, czy do jęku. Czy siadał ci na kolana, śmiał się i mówił : " witam szanownego pana" Czym cię chciał zauroczyć, czy miał świdrowate oczy ? Czy może, nie zauważył, że ty już nie jesteś, jak te CZERWONE MAKI , które niegdyś wyglądały jak pokraki. A teraz stoją DUMNIE I PEWNIE, bo mają swe ramiona mocne jak te ptaki podniebne i nie dadzą się wsadzić do tej paki, w której nie ma wyjścia, a nadają się na raki. Teraz ja ty groźny typie, utopię cię i wrzucę do zsypu, tam będzie ci wygodnie, gdy rój much latać będzie wokoło i będziesz wyglądał pięknie w tej topieli, a ci co darzyli cię szacunkiem wyrzucą razem z podarunkiem, jaki miałeś przygotowany, gdy wstępowałeś w cudze bramy A deficyt jaki był wyleciał jak z komina dym, rozniósł się w różne strony tam, gdzie siedziały znane wrony, które budowały z elementów, takie struktury, aby zapchać swoje dziury.
I nie będziesz groził mi szubiennicą , jak byś miał źródło z mennicą.
A ci, co w tym pomagali i teatr budowali chwały się nie doczekali, bo z tej chciwości rozum postradali. A krzywdzić się Ja NIE POZWOLĘ, i nie oddam w niczyją niewolę. Złe wspomnienia będą zawsze szły za tobą, a ostatnie tchnienie, będzie dla cię wygodą.
"Idź do diabła" powiedział Anioł do Anioła Ten nie myśląc długo poszedł Stanął pod drzwiami puka woła Kto pałęta się o tej porze spać nie daje otwiera diabeł drzwi zdziwiony Anioł ? O mój Boże Co sprowadza w progi tak zacnego brata nie ma już u was z kim pogadać proszę czym chata bogata Wszedł Gabryjel na imię tak mu dano po rozbłysku wielkim z wielu świętych imion właśnie to wybrano Przejdź proszę usiądź wygodnie na sofie lecz najpierw otrzep pył złoty bo sprzątać go niewygodnie Kawa, herbata ? Ptasiego mleka nie ma tu w piekle głos rozciągając przewlekle Wody napił bym się w gardle zaschło klima tu słabo działa i światło jakoś przygasło Z Ojca jednego jesteśmy chodź matki różne chowały moją matką jest miłość twoją kłótnia i zwady Do rzeczy diabeł rzecze stawiając na stole szklankę kryształowej cieczy mów zatem i wzrokiem bada białą Anielską firankę No właśnie po co tu przychodzę ? Nie wiem ? Bliski ktoś kazał odwiedzić ciebie Diabeł podrapał się w czoło zaskoczony tymi słowy chyba tam na górze słonko za mocno grzeje albo palą ciągle rajskie mocne zioło Co powiedział ów przyjaciel zacny gdybyś powtórzył te słowa co do litery jednej jak przebiegała rozmowa? Gabryjel zmieszał się okropnie . A poszło o kulę ognia com rzucił ją pochopnie Bo kolej moja nie była wygrać koniecznie chciałem z Michałem Burzowe kręgle rozstawił lecz nigdy w nie nie grałem No i...co dalej...słucham było ? zawraca mi gitarę jakąś śmieszną pierdziłą Więc...machnął Michał ręką i zrobił dziwny gest a "idź do diabła Gabrielu " rzekł , hop hop i Gabriel u ciebie jest
Uśmiechnął się Lucek pod wąsem szczęśliwy że w górze tam mowa jego zasiana sięgnęła rajskich bram
Zatem przekaż Michałowi Gabrielu choć schowani jesteśmy każdy za własnym światem Ten co z aureolą chadza bywa czasem mym bliskim Bratem
Przyszedł czerwiec, sezon na urlopy. Ciepło mamy i pogodę śliczną, no więc Czesio, tak jak inne chłopy, też wycieczkę kupił zagraniczną. Nie w Słowacji, Chorwacji czy Grecji, tak jak inni wkoło kupowali. Nie w Hiszpanii ani w chłodnej Szwecji. Dwa tygodnie wziął na wyspie Bali Gnał do domu z miłą wiadomością, marząc o tym jakże będzie ślicznie, gdy da wygrzać się swym starym kościom ekskluzywnie i ekologicznie.
Miał już w głowie te wesołe dźwięki, szczebiot papug, szum morza w oddali, oraz dziwny refren jak z piosenki „Wyspa Bali to kraj kanibali”. Przylecieli. Plaża, jasne słońce, Piękny hotel wśród palm nad zatoką, zapach kwiatów i piasek gorący i śpiew ptaków od świtu do zmroku.
Najpierw ich prowadzą na śniadanie, przy kwiatami przybranym stoliku, a wieczorem będzie powitanie w tradycyjnym stylu Balijczyków. Będzie wielkie ognisko na plaży, tańce wkoło i różne zabawy, a specjalna ekipa kucharzy przygotuje miejscowe potrawy.
Kiedy tylko słońce purpurowe nad zatoką schyliło się nisko, Towarzystwo do zabaw gotowe zwartą grupą obsiadło ognisko. W bębny bili miejscowi dobosze, w rytm tańczyły półnagie tancerki, a na koniec, niosąc wielkie kosze weszły młode prześliczne kelnerki.
Wśród zapachu soczystej pieczeni rozdawano szaszłyki, filety, sztuki mięsa na kiściach zieleni i przepyszne mielone kotlety. A do picia mocną wódkę z ryżu, oranżadę i palmowe wino. Sok z marchewki z dodatkiem anyżu oraz kozie mleko z kofeiną.
Nikt nie tłumił ogólnej radości. W oczach błyski, uśmiechnięte miny. I tak w szczęściu, wspólnej wesołości upłynęło trzy i pół godziny. Tylko Czesio w miejscowych piosenkach, które wszyscy chórem już śpiewali słyszał refren co tak zapamiętał „Wyspa Bali to kraj kanibali”.
Więc się przesiadł tuż koło tłumaczy rozgarniając obgryzione kości, by zapytać co to wszystko znaczy, aby rozwiać swoje wątpliwości. I zapytał „Są tu kanibale” kiedy wszyscy wśród tańców przysiedli. Oni na to „Coś ty, nie ma wcale. Ostatniegośmy przed chwilą zjedli”.
Jak Cię nie kochać jesieni? Tak pięknie malujesz mój ogród, tyle w nim barw i odcieni. W pogodne dni wszystko przeplatasz babiego lata srebrnymi nitkami. Jak Cię nie kochać jesieni ? Jak nie chcieć byś była z nami. Choć bywasz zmienna, kapryśna, chłodna a czasami mroźna, masz w sobie tyle uroku, że wszystko wybaczyć Ci można. Jak Cię nie kochać jesieni, nawet w chłodne i deszczowe dni, jesteś przecież ta sama cudowna, tylko może smutno Ci.