no no

mi się wydaje że 
że kij ma dwa końce 
tak jak życie 
co
nie 

koniec jeden 
to w dłoni
a co drugi
no  mądry bądź 

drugi odmierza 
godziny tego co pierwszy
kij nie dosięgnął

i chodź jest miłosierny 
każe na kolana klęknąć 

katedry miłe ołtarze 
one patrzą z wysoka
kiedy widzę miłości witraże 
łzy nie wycisnę z  oka 

łza jest moją nadzieją
jutro 
z du,,,,dy powietrzem 
ale wiem że jutro 
będzie wypełniać 
mą przestrzeń

trójkąt

trzy słowny i zmówiony
zabrało ciało
 
trzy
 
za tył, zatkało
 
magia która doskwiera w strachu emancypacji i abdykacji
nie wielu zostało
 
kolorem tęczy uruchomiono przestrzeń ziemi
 
tyle onieśmielało
 
wydostane fragmenty czach w spokój zostawiam w dach
 
są niczym pamięć o deszcz uderzająco podobne
 
wydech
 
wklęsa wydęta podle za
nie moc niczemu nie może sfolgować
a jedyny pomorze temu, który zna co to wybierać
 
idąc płonącą ścieżką zaczynasz pojmować
czy ten naród mógłby choć raz sfolgować
 
idąc za flagą zaczynasz nabierać
obierać,
mocna jest zawsze taka właściwsza forma wymowna
na dźwięku nie warto wygrywać
pomocna to żywa
 
i rzucam te brzydkie kaczeńce
zanoszę swe chłodne dolinę
i pykam w obłudne zwierzęce
nie minę
 
filetu mi tu daj,
zamykaj swe błędne spojrzenia
miłości swemu tkaj
owczymi zabieraj
 
krew spływa od czoła i zdziera złoto dookoła
błaga
 
dźwięk syren zatacza swój smród
schludnie zmywają swój ród
nie boty o wota i roztocza
zapadła się własna z moca
 
nikt nie spojrzałby mi w mój róg
ten
 
kasztanów moc to moc zaprzyjaźniona
drakoński on ta woń nie zwyciężona
w złoto zasługa w peleryna
nie widzę się w słowie słów swych zapomina
 
ból - dotyka cały stół.
 
Gdy położyłem się spać, tak wolniej
swawolniej już kły zapodziały
gdy swoje dłonie położyłem na twe pościele
się zapomniały
 
i bito ! złoty Raj
przepito !
 
Ty nie nasz !
 
Ty nie ćpasz !
 
a ty, dawasz
 
i przyszło przęsło, co koło zatyka
zapyta pan czy bita
 
ani bit coin
ani ty !
 
dokąd to zmierzasz
 
pytaj nie stąd
 
i wiara wróciła
 
Moc aniołów umywa twe serca
pospieszaj na ratunek, gdzie moje
przeklinam przeto za wszeszm w weto
co cóżo łożnica zakarmiła
 
dała mi jeść, i siedem córek
dała mi cześć i kichem w maturę
dała co mogłam
 
podnieść się !
przygarnij mniej
 
potem zapodli się w bucha
 
niby ubyło, aby za było
 
a czemu pięść jest na uchach
 
ten dziki dzicz zawsze musi stawiać pierwszy ruch
 
a kto stracił
 
ten nowy duch?
 
Nie Ty i Ja
 
pierwszy wschód, nie umiem, potrafić
abym mógł
 
drugi schód, za naród - obym mógł
 
idę po schodach, lecz nie chce zgoda
jakbym nachodził na jeden schód
trzymam się w palec
za nic zakalec
czemu to zwierzę, za powiek mógł
 
siąść już trzeba do przemyślenia z nieba
kto mi dopomóż Bóg
 
Mój Bóg, wie ile trzeba
do dzieła!
 
trzy schody dalej idę w malej
jakim to cudem, zapomniał mnie brudem
zapach nie dogrzewał, a ciepło owiewał
 
trzy winogrona zawsze w zdjęciu dokona
a masz !!!
 
i idę dalej, swemu pomalej
pogadam coś tam pośpiewam
 
ptaszku mój, którego słucham, a ciągle nie mam
czy byłbyś Mój
 
Tak ciepło zwiewam, twój?
 
i schodek cztery, zawsze w litery, złożę je
a ja tylko płaczę i bzu wypaczę
Kocham Cię - Ty Mój !
 
dopiero startuję
 
dopiero wędruję
 
ja tylko stoję - to stój
 
ja tylko powiem,
 
patrzę się i chyba cię znam
 
boczę się, ej wolniej w maj
 
zaraz pozbieram
ten trójkąt jest mój
 
zaraz pościeram
ten wujek to gnuj
 
znam te sytuacje bez wyjścia
co z liścia panna w wiśniach
 
nie warto polemizować
od cholery można zlitować
 
i rafa przestała pana słuchać
stała się mniej niebieska i zielona
przestała szlochać i sercu pajać
nawet w gitary dodawać
 
co teraz ! ?
 
będziemy kichać - a macie?
swoje swemu dodacie
 
ja tylko płakać.
 
Do Mego Domu, - tak niedaleko widać
czy pływać i skakać
zawsze pokiwać
 
ja tylko macham, zawsze patrzałem
miło dodać to jak siebie Kochałem
 
gdy bzy zaczną pachnieć mocniej jak łzy
zaczarowane od Miłego swemu
a Pannie ku Memu
dostaj mnie
wydaj i polej
 
ku Mojemu
 
ku własnemu
 
co pościel zanosi w dni
 
przezorni nieśli ręce
zagniotli w nędzę
i zaorali
a tak się bali
przezorni w słoje
a w podłe moje
czym prędzej zostań mym mistrzem
 
damy Mu:
 
w jednym jedynym swemu dniu
 
przy drodze zawsze widać tylko jedno
to co zostaje tu w sedno
 
Dawid "Dejf" Motyka

Tajemnice wszechświata

Tajemnice wszechświata -
fascynują umysły
zadziwiają w bezkresie
zdarzeniami
czy wszechświat się rozszerza 
cóż oznaczają
tajemnicze zjawiska
dotąd nieznanej ciemnej materii 

która zamiast
przyciągać siłą grawitacji
całe galaktyki
spycha w ciemności 

a czarne dziury w czasoprzestrzeni 
czyżby inne światy
przez nie przepływały 
cała mleczna droga
iskrząca się gwiazdami
jest jak kosmiczny brylant 
tryskający spalających się
gwiazd promieniami 
czy wszechświat wygaśnie
zapanuje ciemność
pytania pozostają -
wciąż bez odpowiedzi .

autor: Helena Szymko/

 

Senne wędrówki

Miłym dotykiem są twoje dłonie-
bliskością wypełniasz
każdą nocy chwilę
plejada gwiazd niebo rozjaśniła
zapach dusznej nocy
unosi się na milę
nasze serca się złocą
na ścieżce miłości

tam gwiezdne drogi
przemierzamy sami
wędrujemy wśród gwiazd
księżyc wskazuje nam drogę
w przestrzeni niebios
błyszczysz srebrnym pyłem
kolorami snu wypełnisz
poduszki przytulenie

w moich snach się jawisz
drogocennym klejnotem nocy
jak spełniające się marzenie
a gdy będzie już w nas
dość magicznej mocy
i sen opuści snem spowite oczy
bukiet róż na poduszce Ci położę
by ich wonią powiało
Miła - nad twoim łożem .

autor: Helena Szymko/
foto z Google/

Znalezione obrazy dla zapytania tapety na pulpit bukiety róż

 

czołem bohaterom

widzę wasze twarze spełnione
niczym moje marzenie
zamiast czuć co się w niebie
jestem sobie całkowicie zmienione
ciało i moja mowa, serca zmowa

kochliwym zastanawianiem nie chciwym
pamiętników nie spisałbym w zapamiętanie
tylko twe czucie, i sen błogo sprawiedliwy
zapomni mi, to co zabijaniem
przywołam wen ciebie nie pierwszy raz

zawsze moje oko patrzało na wczas
pożądliwości wam nie grzeszyłem
nie wrzeszczałem, bo byłem Miłem
tak mocno chciałem was spierać
i ubierać słowami zakrytych lat

przeto moje wiosny zaczynają kwiatać
a liście splatać się w jedne motyle

Dawid "Dejf" Motyka

bogatym być

i ja chcę tak ciągle sobie brać

aż moje liście zaczną kropli ssać

i będzie w mej gitarze jaśniej i weselej

aż się zgaśnie tudzież bielej

i całkowitego rozchmurzonego Nieba

i błękitów mi więc trzeba

i tych Fiołków zakrapianych Tulipanów

pięknych lasów i tapczanów

i pościeli lukrowanych

kwietnic narzucanych nauczanych

słodkich wiśni i popiołów

Ambroziaków w zgon betonów

i harmidru mi Go trzeba

słodko winne tego chleba

i Rumcajsów i Anieli

często sobie ciepło ścieli

u Bocianów

 

Dawid "Dejf" Motyka

Jak Ja

Być Jezusem swoich czasów

w świadomości tak uczciwym

jak sklepowa w mięsnym sklepie

gdy schabowego młotkiem klepie

 

Drogą kroczyć wciąż pod górę

stopom nie dać nic wytchnienia

by na szczycie zamiast wiary

zaleźć popiół pył z kamienia

 

Który miał być  fundamentem

żeby dom postawić nowy

i zobaczyć za zakrętem

że nie ma miłości mowy

 

Cierń wbity do krwi uciska

pot zalewa oczu jasność

całe życie się wzbijałem

by jak gwiazda znowu zgasnąć

 

Pręgi pleców od miłości

która balsamem być miała 

na wysokie zmartwień progi

maścią zbolałego ducha ciała

 

Wiem że tutaj Jezu drogi

życie to jest taka gra

teraz pewnie jesteś Bogiem

lecz na ziemi takiś sam

jak JA

 

 

 

 

 

Poczekaj

Znam takie miejsce gdzie

cień nie zagląda rano

usta wypowiadają szeptem

balladę niewyspaną

O domu wysoko na skale

tam w kominku ogień płonie

ciepłem światła zaprasza

by ogrzać zmarźnięte dłonie

Układam dobre wspomnienia

na półce jak książki pożółkłe

i choć nie jest ich mało

te najcenniejsze wkładam

pod poduszkę

Niech wyśnię pejzaże gór rzeźbione

dróg krętych zawiłe rozdroża

łąk zielonych ukojenie

niech ujrzę krople słonego morza

Wstanę więc i ruszę

i westchnę Boże drogi

dokąd mnie dzisiaj zabierasz

poczekaj bo w ciepłych kapciach

mam obolałe nogi

 

Do lusterka

Można kręcić nosem

można ruszać brwiami

brzuch swój wprawić w ruch

lecz jak poruszać uszami

Stany ducha jak obraz

rysują rysy twarzy

czy w smutku ktoś wędruję

czy o miłości marzy

Mistrzowie wielcy

co głoszą prawdy prawdziwe

od wieków stają na głowie by

poznać szczęście żywe

A prawda na krok pierwszy do siebie

ni mądra jest ni wielka

poruszaj tylko uszami

zerkając do lusterka

 

Piórko

Żal który nosisz w sercu

uwolnij ze swego wnętrza

otwórz dłonie i wypuść gołębicę

pokoju , na znak czystego powietrza

Ulecą pióra w przestworza

ciepły puch zapomnienia złego

rozdarta senna poduszka

rozsieje je zamiast zimnego śniegu

Gdzieś w głębi pragniesz tego

otuchy wybaczenia

by stać się lekkim jak piórko

porzucić stan kamienia

Na słońce patrzeć nie można lecz

ogrzać się jego promieniem

samotna wierzba przydrożna

gdy za gorąco otuli cieniem

Jak matka zaprosi serdecznie

choć życie toczy się kołem

ty gołąb na gałęzi jej siadasz

i wiesz już że jest twym aniołem

Gdzie wierzby szukać przydrożnej

czas do zadumy przymusza

ile z wiatrem mam się siłować by

zrozumieć

że wierzba ta , to moja dusza

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na jednej nodze

Skacze na jednej nodze

omijam deszczu kałuże

zabłocone dziecko beztroski

chlapaniem nieba rozchmurzam

Choć w kaloszach woda

gil wisi do samej brody

wycieram rękawem rozterki

wskakuje do lepszej pogody

Żaba spogląda krzywo

jak to jest o mój Boże

ja na czterech łapach skaczę

a ten na jednej nodze

Pewnie wyglebi się zaraz 

ni ziębi mnie ni grzeje

ale jak będzie leżał

przynajmniej się pośmieję

Gdy tracę równowagę

bo trwa to już za długo

żeby nie wdeptać w gów..no

dostawiam nogę drugą

Stanąć twardo na ziemi

z trosk człowiek się wygrzebie

stopy niech w błocie grzęzną

ale nos trzeba mieć w niebie

 

 

Fasolka

zaglądam do radości przez lornetkę

i widzę tam niepodlaną fasolkę

zaschnięte ziarenko co grucha

kiedy głową poruszam

od ucha do ucha

 

myśli zamieniają się w białą kartkę

niezapisanej jeszcze przyszłością

przeszłość z zeszytu wyrwana 

usta zakleiłem grubą taśmą

 

niech słów miłości nie wypowiadają 

a nienawiści gromy ulecą jak

z czajnika para stroną sobie znaną

 

skałę kropla kruszy lub młot

pneumatyczny robi to skutecznie

hałasu codzienność skruszyła dom

na skale miał stać wiecznie

 

małym jestem trybikiem świata

w niezrozumiałym pośpiechu , do czego ?

i kiedy czegoś nie trybię

to nie odróżniam dobra od złego

 

lecz kiedy fasolkę podleję

łzą z serca mojego

wyrośnie wielkie piękne drzewo

do nieba samego

Skała

Skalna grań nad obłoki wyrosła

czas wypiętrzył twardy pień

z ziemi wnętrza zrodzony

w niej zakorzeniam rdzeń

splotu mojego serca

jak soki wyciągam ku górze

żyzną ciszę w niej będę siał

ziarno ostatnie na skalnym murze

podlewał codziennie będę i dbał

kiełki ostatniej nadziei

uczuć zostało tak mało

lecz kiedy zwiędnie nadzieja

sam w końcu stanę się skałą

 

 

Rusz w końcu dups..ko

Bo nie o słowa chodzi

co pchają się na moje usta

potrzeba przypomnienia

życie to nie jest pustka

 

Wiec kim jestem naprawdę

bywa szczęście toczy się kołem

lecz czemu zapomniałem o tym że

jestem wielkim i pięknym Aniołem

 

Moja moc , którą teraz poniewieram

aż serce zaczyna się psuć

krok po kroku łyżeczką małą dodam

by zacząć znowu ją czuć

 

Zacznę czuć od nowa

nie chcę nauczać i strofować

tyle lat narzekania więc

przestaję lamentować

 

To życie moje przecież

mistrzem jestem tego

co wokół sam stworzyłem

nie ucieknę od niego

 

Zapomniałem o sobie niestety

lęki te same w nich się spalam

trzymają mnie w ryzach

a ja im na to pozwalam

 

Mistrz który o sobie zapomniał

Usiąść pod drzewem w głuszy

wykopać  spod ziem odkurzyć

diamenty uśpionej duszy

 

Drzwi zatrzymują z napisem wyjście

mocować będę się z następnymi

lecz krok do przodu zrobić muszę 

by życia nie spędzić przed pierwszymi

 

Na planetę przyszedłem 

los nie zawsze sprzyja

lecz po to tu jestem

bo tylko zmiana rozwija 

 

Jeśli nie umiesz czegoś zmienić

zadawaj sobie ciągle  pytanie

jak ?

tak długo aż przyjdzie

w z prawdy rozwiązanie

 

Przyjaciółka wszystkie powiedział te słowa

"rusz w końcu dupsko

przestań już lamentować

bo wspieram cię bardzo chłopie"

Nie uwierzycie

Nie uwierzycie co się dziś stało

kiedy pierdnąłem

poczułem

że

życie we mnie się odezwało

choć w oczy szczypie

z tym się nie kryję

to zrozumiałem

że znowu żyję

Poranny promień

Opadł kurz wczorajszej nocy

zaskakujący ciepły dotyk

promienia porannego

przez wpół zasłoniętą firankę

się zakradł i mówi szeptem wstawaj

 

Jak to wstawaj o tej porze

kury śpią jeszcze na grzędzie

ja oka nie otworzę

cicho i głucho wszędzie

 

Ledwo zgramolić się mogę

matko moja kochana

ten nie miał kiedy mi tu wpaść

obudził człowieka z rana

 

Przez ciebie przymrużam oczy

lecz wstanę zęby umyję

do łazienki umysł zaspany zawlokę

a przez te kafelki śliskie to kiedyś się zabiję

 

Tu też spokoju nie dasz

gdy budzisz mnie o świcie

o co chodzi ci że odbijasz się od lustra

 

-Ja chcę ci  powiedzieć że piękne jest Życie

Do ciszy wpadłem

Wchodzę do ciszy w samych skarpetkach

i choć wystaje z dziury mi palec

chcę jej skosztować rajskiego jabłka

udając żem w niej stały bywalec

 

Czy w niebie cisza jest tą melodią

nie wiem lecz pewnie jasna cholerka

coś tam do siebie chyba gadają

a Stwórca na to w milczeniu zerka

 

Rozłożę kocyk się tak umoszczę

jak kot co z nocnej tułaczki wrócił

i będę mruczał sobie pod nosem

z myszką nie będę więcej się kłócił

 

Zabrał bym chętnie do ciszy radio

no i telefon bytu ostoja

stron kilka fajnych też z internetu

więc tak wygląda ta cisza moja

 

Lecz wiem do siebie przychodzę wtedy

kiedy umysłu zamykam bramę

to co jest niech jest ale nie teraz

melodii duszy poznaję gamę

 

Serce to przestrzeń do świata mego

że człowiek ulepiony jest z gliny

ciało to ciało po ciszę wpadłem

do duszy wielkiej rodziny

 

https://www.youtube.com/watch?v=qew5Y_di1_M

 

 

 

 

To dla ciebie

To dla ciebie,

twarz uśmiechem

ozdabiam.

Chociaż wcale

nie jest mi

do śmiechu.

Uważnie

każde słowo słucham...

Wstrzymuję myśli,

które rwą się

do biegu.

 

To dla ciebie

wciąż się zatrzymuję.

Potem biegiem nadrobię

tą miłą chwilę.

Wiersze w zapale

wciąż rymuję...

Chociaż kradną

mi z życia

czasu tyle...

 

To dla ciebie

chcę być oazą

spokoju i radości.

Wróżbą dobrego dnia,

wieczoru osłoną.

Nadzieją szczęścia,

zdrowia i pomyślności...

Bo jesteś mojego życia

pasją i osłodą.

 

 

Oskar Wizard

MGLISTOŚĆ

MGLISTOŚĆ

Odpływam w sen, powoli zanurzam w stan pomiędzy
mglistość kontury zamazuje, jeszcze niepewnie dotyka
myśli się plączą, światy na siebie zachodzą
budzą senne marzenia, jawa z niebytem styka.

Za ciężką bramą zamkniętych powiek
chaos z porządkiem w tańcu szalonym wiruje,
łapię się skrawków rzeczywistości,
jeszcze tu jestem i jeszcze ciało swe czuję.

Wiem że jak co dzień to mglistość wygra
i w nieświadomość mnie wchłonie,
będzie kształtować niepodobieństwa,
to w nich mój świat zatonie.

Więc śpijmy, może nie warto się budzić.

Autor W M

Skarb najcenniejszy

 

To takie piękne,

gdy dwoje się kocha.

Tak jakby słońce

rozkwitło pośrodku zimy.

Historia cudowna,

choć nie zawsze słodka.

W zamieci losów,

bezpiecznie się tulimy.

 

Wiesz, że w potrzebie

drugie cię nie porzuci.

A wręcz przeciwnie,

poświęci wszystko.

W sercu wciąż brzmią

ogniste nutki...

Bo skarb najcenniejszy

jest bardzo blisko.

 

Oskar Wizard