Jedyne moje przedstawienie.
Teatr ogromny i widzów tłum, to lśniący, to szarobury,
Już trzeci dzwonek i cichnie szum, kurtyna idzie do góry.
Już reflektory rozdarły mrok, jaśnieje miejsce na scenie,
Tam każdy z widzów kieruje wzrok. Zaczyna się przedstawienie.
Lecz scena pusta już długo dość i katastrofy czuć smrodek,
Wtedy reżyser wpadając w złość - MNIE! - każe wypchnąć na środek.
I główną rolę każe mi grać, bez tekstu i bez suflera!
I mam pokazać na co mnie stać, że umiem być większy od zera!
Coś mówię i słyszę na sali śmiech, coś robię - śmiech znowu gości.
Chwilami znika mi w piersi dech, jak trafić do publiczności?!
Choć się starałem ze wszystkich sił, pomidor zgniły mnie trafił.
A widz niezadowolony był i wrzeszczał, żem nic nie potrafił.
Ze sceny schodzę, łeb trzymam nisko, w oczy nie patrzę nikomu.
Bo zmarnowałem szanse na wszystko i wstyd tak wracać do domu.
Ale reżyser czekał w kulisach i kazał się kłaniać na scenie.
"Nie martw się chłopie, zagrałeś nieźle - jedyne swe przedstawienie."
Kielce 18 czerwca 2010 r.