wody daj, miodem siej, przenieś się mnie do słonecznej Walii,
:bom głodny, -
kryształku mój, kryształku z mórz i oceanów; zagraj mi w swej dziecinie,
cymbałku twórz, cymbałku róż, przerzuć się mnie do w swej krainie;
i ciałku kobiecy, do pana do rzeczy, - czy to się tak ładnie spodoba;
olśnij mnie w swym rytuale, czasem czekaniem dowalim, - niech włosem: a grzecznym, podgrzewaj:
i pieścili się; zachciewali - ;o mewach tu śpiewaj, i Dunaj polewaj,
:leć, Gołębiu Mój proszę: nie zważaj do swego losu, bo wnoszę;
,i czystego od stu kłosów, a' lasem Sokolim, płynącym w oddali - :wschodzącym nie bolim,
:zatańcz tu swoje marzenia:
:i zaparz mi wiecznego chleba, wierzeniem od nieba:
i zaparz mi się w stokrotę, szalupie przypatrz za wojnę, -
- storczyku mój w Płotkę, bom płonę; -
:Fiołeczkami, zalatywały mi się i arbuzami, -
:szyszek spadających wprost do Eukaliptusowej się; w błyszczącej fali nadziani, -
do sadu, do sadu poproszę, żeby się nie bali, coś wniosę, przyniosę;
;czosynku coś wisiał tak sobie, byłeś pełen winy,
am był przy tobie, -
Twoich to malin i zielem naskładali tu w; cielem,-
dla Akacji i Lipy wschodzącej: biurokracji;-
I: słodkiego wina' a wiśni w: zalana kraina, - przeminie, -
:nie pryśnij się od pomarańczy:
, za wyplatana mama, wiosenka, do nana nana - tu tańczy:
spoczywaj sobie wen w dłoni Koali, którzy to byli wędrowni, a się nie tułali,
:przezorny mi tu zapisał, kto Kocha, przypisał:
,a ty se, a ty se: podlewaj:
I: Kochaj* mnie tak*
Dawid "Dejf" Motyka
i od mokrutkiego drzewa, i od zwietrzonego nieba, oh: ciebie mi trzeba*
za te wszystkie szukaniem noce ubłagane zamienia się w dołach i płacze Kaśka '
o' bezlitosnym ratunku wystarcza gdy świt dookoła w czarnym wujku;
promiennym pomarańcze, tancerz ulicznym jeżu, te wszystkie rany wylicza:
wyjedzie na kamień gdzieś i świat pomylony;
promyczek mi w Sercu tutaj wylicza|
Warkocze tu liści uzbieraj mi.
Wypryśnij czym prędzej i uciśnij, i weź to sobie do siebie, co mnie nie posłucha, a Kochałeś i byłeś i Jesteś nim | .
i biometr nieokrzesany tęczą w błękitnym w prze miłym błaganym; co sądy mamy ~
za krzywdy w słuchanym nie raz, za co zwierciadle przytrzyma i parzy się w krzyku codziennym dziecinnie prostym| zaraz...
i w nim wyjdzie się w noc i w sen uroczy; wyksztusisz się o promień co siły nabiera |
nikomu własnemu tak jak ja i po kryjomu, i rym w mym zdaniu otwieraj, i przypominaj |.
-aż ugnie się każda zakazana żona - zakażona | zmieniana na w pół i dół.. |
I tutaj goło o spływaj | skoroś pykł i łykł co wlekł i w kasze mykł, dobijaj co buczy i przyszedł se, i stygł - policzę się.
Bary za bary, te wszystkie gitary, czekające w komary za skróty, których nie ma, te które tu w czeluści dogryzają|.
Gromadki wen w statki, w podstępnych modelach meldunki i wianki w ich winach sztucznie wstawiają w bąbelki| -Wprawianych w bródkę, wyprawiają wywrotkę; i czyste szczęki;
Są bez własnej żeglugi u Matki | trajkoczą w stokrotki i maki, - a ryby biorą w różanych różańcach | kaczeńcach podróżach |
Wybiła godzina duża...
wypija błahostki z czekoladki, - i Chropy i chrostki, i chustki, i ciekawostki w zasadach najdroższych omijasz mnie | pejzażach | i wzgórzach |
z wielu dróg i wapiennych oh biorą; Cię bez przerwy;
My z troskliwiej wiosence, i naszej wisience, właściwej panience co sobie teraz zawistnie dogrywasz |
Wykwintnieś mógł | ściel się |. Boś bódł.
I wszystkie te strony, struny, gdzie świat pomylony, otulasz się w swych zapomnieniach, -
Gdy swemu posprząta, a oczy dogląda, podtrzyma w ożywczych płomieniach |
... aż wydmy poproszą, - o ciepło (niech noszą), i godło | zaplątasz;
o' takim się stajesz rycerzom błaganiem; a zdobył ten tron co mi i potrzeba;
-aż nędza wybrzydza i się dopomina, pojedziesz o piątej; dziesiąta... co mi trzeba ci | .
Mina gminna.
Ten balkon' tu szczekał, płonąca czekał, aż los zadrwił nogami poobrywał -
... i stokroć się prosi aż pedał spękał się; w złoty pył wykosił, i dość! I Już... toś mi pomógł!!!.
Rzekomo nikomu, łakomo o czekolad a w Romach, o wiadukt wychacza o rogich wrogach;
i Zakrywał w kołderkach, i naglił w pasterkach i bombonierkach, w bezchmurnych zadymach, których zna;
I już ci otwiera się; czym prędzej do mego ramienia, i zmieniaj się w mój kraj- co nie wyciera - aj! - Wybieraj...
*** przy tobie moje myśli zatracają sensu wodospadów ~~
o blado mi, gdym ciebie wiódł w srogi rytm kochanie ***
Dawid "Dejf" Motyka
bałem się każdego zakrętu
a moim największym błędem
była niechęć do popełniania błędów
Nigdy nie goniłem za szczytem
W ciemnym kącie fałszywa miłość mnie trzymała
nie wyhodowałbym też skrzydeł
gdybym pewnego dnia nie zaczął spadać
Nieważne było, jak wiele opieki
od przyjaciół w życiu mnie dotknie
Najważniejsze przejścia w życiorysie
będę musiał spędzić samotnie
Nie mów, że cokolwiek komuś zawdzięczam
a w moich czynach Bóg dał mi pasję
Ale uwierz proszę jak na to odpowiem
że chciałbym szczerze, byś miał rację
czuję, widzę, spadam - słuchaj!
podrap, ugryź- nic to nie da.
zniknie, minie - durna bieda.
stoję, milknę - wszyscy biegną.
zacznę? skończ już - myśli legną.
chwytam, łapię - każda leci.
skacze, cierpie - mózg oszpeci?
pcham, odrywam - wymiociny.
pląsam, leżę - wszędzie miny.
łkam, narzekam- duszy rany
czekam, czekam - sposób marny!
wołam wszystkich - czarna chmura!!
ratuj, proś no.. - wieczna dziura?
Mijasz zakręt za zakrętem
na prostej, nieskończonej drodze
W towarzystwie pustej głowy
i nie wartym zachodu wschodzie
porannego słońca
Dokąd to niesie duszę
Której nikt dźwigać nie chce?
Wspomniała, że jej podróż
zawiera schowane przejście
w ścianie końca
W tym nieustannym horyzoncie
zdarzeń i przygód zatrzymanych
zgubiłaś cel potrzebny
Pretekst wiatrem podszywany
Pomijasz milczeniem.
Dawno… ? Tak, dawno temu
Gdy liczyć czas w nanosekund
Cyklicznym rytmie wspak
A wczoraj nie zdołał zamknąć sen
Na świecie żyła dzieweczka
Co miała macochę oj, złą
Codziennie słysząc z ust jej wrzaski
Z menu przekleństwa i upokorzeń ton
„O, jak beztroskim jest dzieciństwo”
Orzekli zaocznie przechodnie traktu
Oślepli na fiolet siniaków duszy
Taksowali lila taflę
Ale…
Nie była wcale jej macochą
To tylko ludowa zwrotka
Powtarza jak głuchy telefon
To była jej rodzona matka
W przeszłości ponurej zmierzchu
Nie czytaj przecież – zamierzchłej
Rycerz – śmiałek mężny aż do utarty tchu
Księżniczki szukał niestrudzenie
Pojmanej z domu bezprawnie
Rumakiem gnał z wioski do wioski
I pędził z grodu do miasta
Pytając w gospodach i chatach
Na rynkach i na rogatkach
Czy żywa, gdzie i jak się miewa
Tylko, że…
Jego uparcie do bólu NIE MA
Brak tego, kto by się o nią zająknął
Gdy tęskną sagę snuje przez okno
Wplatając w złoty warkocz pustkę
I lula do snu marzenia skryte w ścianach
Bryły, co domem zwą prawnie
Niepoprawnie
W konarach dumnego dębu
Na skarpie w mistycznej puszczy
Dwa cud ptaki uwiły gniazdo przytulne
By siedzieć niezłomnie na jajach bezcennych
A młody chłopiec zbliżał się do szczytu
By ujrzeć, co biło magicznym blaskiem
Na wskroś jasnym jak aureola świętych
Lecz…
W lot poznał tępy dźwięk kroków na klatce
I znowu zaschło mu w sercu
Silna ręka zmięła ilustrowaną kartę
„Nie bujaj w obłokach!”
Tam tylko piła motorowa
Powala martwe drzewa
Nokautem
Życie czyta tłustym drukiem elementarz
Nie baśnie!
Nie piszę już
pięknych wierszy
O moim okropnym losie
W ciemności smutku
stałem się bielszy
brakuje rozpaczy w głosie
Nie piszę już
trenów miłosnych
gdy wokół potłuczone lustra
Więc pozwól mi tworzyć
grono dziwot złych
ze szczerym uśmiechem na ustach
I widzisz
Nikt nie pyta
Nikt nie płacze
Nikt nie mówi
Nikt nie słyszy
Nikt nie widzi
Cisza
Tylko głucha cisza
I odłamki szkła
Po których stąpa
Dusza
Głupia dusza
Nic nie czuje
Nic nie słyszy
Nic nie widzi
Jest
Ona tylko jest
Na chwilę
Krótką chwilę,
Która już
Minęła
Jeżeli myślisz, jak jest trwać w miłości,
Zawróć! To niebezpieczna droga.
Przyczyną bowiem Twej ciekawości,
Może być boleść i trwoga.
Ja kiedyś kochałem - i kocham dalej,
Choć teraz to miłość parszywa.
Dawniej w mym sercu uczucie było dla niej,
Teraz mi serce rozrywa.
Zapytasz - "A jak to, ale jak tak można?"
Odpowiem Ci mój padawanie,
Że miłość to wojna bolesna i trwożna,
A nie po łące hasanie.
Bo kiedy kochasz - cały świat się zmienia,
Stary w niepamięć odchodzi,
A gdy tylko poruszy się spod stóp twych ziemia,
Pustka z udręką przychodzi.
Tak więc, zastanów się dobrze dwa razy,
Nim powiesz: "Ja już chcę kochać!",
Bo jeśli do miłości nabierzesz urazy,
Zostanie Ci tylko - szlochać...
Noszę żal w sobie
Bo wytykany miałem nawet uśmiech na twarzy
Wolność schowała się grobie
Tam nie będziesz oceniany, gdy się okazja nadarzy
Lecz taki jest świat
Nie zostało nic innego jak się przystosować
Więc dziś jestem rad
Otoczony równowagą, nie muszę się z myślami mordować
Pozwól więc, że
Spiszę ten cały ból czytany przez Ciebie na papier
I chwilę poklęczę
W potrzebnej modlitwie odnajdę szukany ulgi spacer
To jest moje życie
Ode mnie tylko zależy jak się ono jutro potoczy
Chcę być na szczycie
Jeśli szczyt to moment, gdy wraz ze szczęściem się kroczy
Osamotniony w świadomości noszenia agresywnych genów
Bezradny ponownie nie mogę zmrużyć przez to powiek
Cóż zrobić z fantami, z którymi rodzi się człowiek?
Nie mogę własnej krwi odebrać życiodajnego tlenu
Więc...
Przepraszam, że krzyczę
Nawet tego nie słyszę
Przepraszam, że ranię
Wciąż trzymając za ramie
Nie chcę być tym, czym jestem, któraś próba kiedyś się uda
Bezradnie patrzę na własnoręcznie wyrządzone szkody
I słucham, jaki to we mnie własny ojciec żyje młody
Lecz jak długo z tym walczę, tak długo nie czeka mnie zguba
Wstyd, wstyd
Znowu ranię bliskich
Wstyd, wstyd
Noszę winnego odciski
Przepraszam, że krzyczę
Nawet tego nie słyszę
Przepraszam, że ranię
Wciąż trzymając za ramie
Nie mam ojca, chociaż nigdy nie umarł
i nigdy nie odszedł
Nie wie co robią synowie, bo tonie
w morzu alkoholowych potrzeb
Nie mam kolegów, bo ceniłem miłość
nad ulotną młodością
Nie rozróżniali uczucia od seksu,
nie wiedzieli co nazywam miłością
Nie mam szacunku, bo nie łamałem prawa
gdy byłem młody
Więc rówieśnicy wyżywali się na mnie
rzucając kłody
Nie wierzy we mnie matka, bo do dzisiaj mam
bałagan w pokoju
Po za nim nie widzi niczego, nawet smutku,
nie dającego mi spokoju
Nie mam wiele, a i tak zawsze wokół mnie
mnóstwo szumu
Brat na moje sukcesy stwierdził, że to więcej
szczęścia niż rozumu
Mam za to depresję, bo wspomniana miłość
mnie wystawiła na próbę
Jeśli wczoraj miałbym lufę przy głowie
nie wiedziałbym, czy spudłuję
Mam za to niewypowiedzianych wrogów, chociaż
nigdy ich nie szukałem
Trzymam w sobie ogrom smutku, chociaż
przed chwilą się śmiałem
Mam za to wyśmiane ambicje i tłumaczenia
dlaczego mi się udaje
Mimo to codziennie do słońca od nowa
uśmiechnięty wstaję
Mam za to głowę pełną przemyśleń,
planów i marzeń
Biegnę za nimi w pośpiechu
przed horyzontem zdarzeń
Przelewam w wiersze mą głowę
Zawsze gdy we własnych myślach tonę
Przelewam w wiersze moją codzienność
Zawsze gdy Ona pokazuje mi obojętność
I nieważne, ile smutku wyrzucę
Ile rymów napiszę, ile przespanych nocy porzucę
I nieważne, czy do grona szczęśliwych powrócę
Czy się raduję, czy płaczę, czy smucę
Przelewam w wiersze moje potrzeby
Zawsze gdy widzę własne pogrzeby
Przelewam w wiersze świat wokół
Zawsze gdy kręgi obok zatacza sokół
...
...
I nieważne jak dobrze tłumaczę
Nigdy nie spróbujesz zrozumieć
Zaciskałem zęby z gniewu, który wypełniał moją czaszkę
Gubiłem się w wydarzeń biegu, pisząc kolejną fraszkę
Zapomniałem o puencie, którą ofiarował mój życiorys
Tkwiłem tak w błędzie, zabijał mnie zagubienia tygrys
Uchroń mnie z dobroci serca
Przed niepewności mgłą
Za którą stoi mój morderca
Uchroń mnie przede mną
Byłem tymże potworem, potrafiącym w nienawiści zrobić straszne rzeczy
Gardziłem własnym dworem, robiłem wszystko, czemu moja świadomość przeczy
Zapominam o puencie, którą ofiarowały mi poszarpane włosy
Tkwię tak w błędzie, chociaż nie potrzebuję już więcej pomocy
Uchroń mnie z dobroci serca
Przed niepewności mgłą
Za którą stoi mój morderca
Uchroń mnie przede mną
Najciężej jest z czymś konkretnym
ruszyć do przodu by osiągnąć cel
Mój pierwszy krok z dzieciństwa
nie należał zapewne do łatwych
Postaram się i pierwszym krokiem
przebaczę komuś albo sobie upadek
Przeproszę za popełnione błędy
Podziękuję miłym dobroci sercom
niechże ich za to los darami ozłoci
Zresetuję siebie i na nowo urodzony
sensem życia w szczęściu zauroczony
zamknę gniew w mrocznym labiryncie
Nie wyruszę w rejs na morze
wzburzone Neptuna sztormem
wprzód uspokoję miłości przypływem
Kazimierz Surzyn
Serce otwórz na oścież
zaproś tam do środka kogoś
kto będzie cię rozumiał
nie krytykował nie upominał
ale doceni twoją wartość
autentyczne człowieczeństwo
i popłynie z tobą marzeniami
w wiszących ogrodach zawieszonymi
Kazimierz Surzyn
Duże usta dużo mówią
Duże plotki dużo brudzą
Twoje mienie, Twoją wartość
Usta ganią, prędko nie zasną
Mówią, by mówić, kochają hałas
Abyś się zgubił, w tym ich wiara
Duże usta z dużymi słowami
Małe czyny z dużymi osądami
Zamilcz...
Wciąż jest
dużo, dużo, dużo
Słów, które
zburzą, zburzą, zburzą
Twe wartości
brudzą, brudzą, brudzą
Atakują gromem
wraz z burzą, z burzą, z burzą...
Duże usta dużo krzyczą
Duże słówka, dużo słyszą
Znają lepiej Twój żywot
Niż Ty sam, słowa płyną
Ta rzeka tym nurtem topi Twą wiarę
Niszczy Twój Rzym, Twój solidny fundament
Duże usta, duże oczy
Mali ludzie - potrzebują pomocy
Zamilcz!
Wciąż jest
dużo, dużo, dużo
Słów, które
zburzą, zburzą, zburzą
Twe wartości
brudzą, brudzą, brudzą
I nigdy się
nie znudzą, znudzą, znudzą...
Słucham słów tylko jednego głupca!
Krytykującego mnie chłopca sprzed lustra!
Inne usta chcą zadać ból, są jak kult zła!
Puenta ich zdań okazuje się być pusta!
Odróżniaj duże usta od szczerej krytyki
Bo znajdą się zdania, co nie szukają wtyki
Rozpoznaj kiedy należy ignorować języki
Bo balans to wskazówka jak ustawić swe szyki
od nas zależy kiedy się zagoją
głęboko wryte w przestrzenie ciała
które jak pijawki krew spijają
zatrutą cywilizacją XXI wieku
i ludźmi duchami co nie patrzą
na innych jak na żywe stworzenia
działem szturmowym atakują
burze rozsiewając nad głowami
pod strzechy nigdy nie zapraszają
jaskółczym gniazdem miłości
niech rany naszego współistnienia
przemienią słabość w siłę w mądrość
aby odważyć się urodzić po raz drugi
Kazimierz Surzyn