Z każdym stawianym krokiem, szukając ciebie nazajutrz okiem, tak teraz pod strzechą z oddechem, i ptaka śpiewem, werwy obłokiem, szukam u Matki siebie, spełnienia moich wszystkich lat, barw odkrywanych namiętnym natchnieniem, bo jesteś mym czystym westchnieniem Tatr i Mórz wejrzeniem, na cały letni czas, i z wiosny obudzeniem stokrotki - tym co zerwie twoje mienie - ten jeszcze jeden raz, by z trawy kwiatkiem się stać, bez buta i pończoszek na boso zgrać, i trwając na czworaka, próbuje znów unieść co budzi do zmysłów młodego mężczyznę, dawnego chłopaka, i leżę - Króluje i szlocham wspomnieniem - cuduje, i ciebie Kocham, cały wielbię, lecz czegoś nie w pokarm, to jest gdy nasz ten las wariuje, i nagle staje się krach, gdy sedno buduję, a czapki bez gruszek nie widzę, bo jestem na jawie
a Ty tam
Z każdym okrzykiem od wewnętrznych burz wywołuję, Twym wycałowanym policzkiem od końca podkochuję, do ust kąta i kącików docierając, wyszeptanych zbereźnych uwolnień do ucha u kotka z Mą Mamą, a tam zmiotka, to mówi zarys Nas - co wiesz, w którym utworze jest Twój blask, przestając być dźwiękiem, a zaczynając grać wierszem poety, na ten jeden jedyny bal, spotkanych marzeń, zwieranych, co kocha się całym sobą jeden jedyny czas, i trwałym co zabiorę do siebie na zapas, i zasieję na ziemię, a później tym niebem po ślicznym uśmiechu namaluję, co pragnie w mym dzbanu ku wzruszenie, by ciągle kosztować się i dalej Kochać wiecznym zbłądzeniem, od sopranu i w barytonie, do czasu schodzenia gdzie basu brzmienie, zatrzymuje się ten jeden zegar, co bije, i przestaje mierzyć Bach, lecz rośnie dumnie jak młode drzewo, gdzie las
i jest mi żal
Z każdym nowym dotykiem fizycznych abstrakcji łykiem, zaczynam odbierać - mi sensu nadane znaczki dla koperty co śliny nie ma i wody, bo susza dla ochłody, i listu staranie, bo pióra nie utrzyma w ręku ma cierpkość, a Twój realizm nadzieniem i płaszczem był sennym natchnieniem w mej minie, na czas, to z tobą na rękach się kręcę w tym polu gdzie sad i wiszą jabłonie dostojnie, zbierałaś je i prosto z drzew jedzone, co świeci wonnie - jesteś - spłodzone
I teraz za każdym razem, gdy szukam Cię w mojej pogodzie, zabiera mi rok grad - bo jestem znów w głodzie, bez smaku zjadając co mam, pusty list i mak
ciągle obumierając tu pisz i pisz
i pisz pośród bzów i Dusz, szukam otulenia barw płatków wszystkich kolorów róż, i sprawdzam gwiazd namiastkę pozostałą żywych jak Cały Twój Świat - namalowanych w mych wszystkich snach, co trzymał pędzel, i kto pisał piórem, i był z Królem, i jeszcze z atramentem, jak młody motyl ten pierwszy raz pofrunie - do Dziecka płaczu z deszczem w podzięce glebie, by obrodziła i czeka, bo ryczy las, od nieudanych ciast, to skaczesz tu i tam jak konik polny, którego masz - bo jest wolnym
Ten pejzaż miast, co w nocy znów zgasł, tli się w mej dłoni
I jeszcze raz, na omacka o Świecie zasypanych przebiśniegów w płatkach, mieniąc się puchem od zorz polarnych Jeleniom, rzuconych sianem pejzaży, i o zachodzie zamyślonym schodzę - bo nie wiem gdzie, gdzie jestem i marzy - spokojnie, a kominek zgasł, bo nie było komu grzać, zamykam się i kocem Jelenie
i szukam niewygodnie jak pająk kąta do zbudowania własnego kącika, zamiast dłoni na pocieszenie, którym się staje, zjadając szczaw w podzięce za ukojenie i Was
i widzę jeszcze, jak ptak co frunie i pielęgnuje małe pisklę, choć nic nie oddaje i nic nie buduje, ma Matkę w podzięce Zwyciężając idzie w siłę - zbuduje mienie
i zakładając czapeczkę to ja,
który jest i mnie nie ma
jestem jak zając
w klatce zjadając - marchewkę
niczego się nie da więcej
choć mam tyle traw
i mak na łące w zieleni, szukając w fiołkach poruszeń
zaczynając ponownie siać i później zbierać
by dać
słuchając muzyki z oddali, którą przyniósł znów - uszczypliwy wiatr
z mojej fali
jak z za dawnych lat
Dawid „Dejf” Motyka
Są, są Nasze wynoszone z uchwalenia i wywyższenia
wszystkich oczekiwań, pozostawionych kłód, dla mnie,
czy dziś ich nie ma?
Są wszystkie: z pięknych ust - u prozy życia porozdawane
własnego, dostrzeżonego, u braci ssaków, z bycia - zgrane
Są wszystkie najpiękniejsze, od mojego Ukochania
Dziecięcego spostrzeżenia
i spełnienia, gdyż Mama
I wszystkie twe moje pragnienia,
tego już nie ma - a ja, czekam nadal
Dawid "Dejf" Motyka
Mama
dziesięciorga dzieci
jak pogotowie
gotowa całą dobę
ratować miłością
Uśmiechnięte
w pas się kłaniają
dobre życzliwe
pomogą jak potrzeba
szczęściem się dzielą
Dorosłe
własną gromadką otoczone
mamie posiwiała skroń
ale to radosne spojrzenie
u boku swoich dzieci
męża co o nich dba
i dwudziestu trzech wnuków
mówi samo za siebie
Kazimierz Surzyn
Wspominam swoje dzieciństwo
miłości barw cudowne lata
byłem wtedy lotny niczym ptak
chłonny życia jak wody kwiat
Zbierałem małe kamyczki
miałem album i znaczki
wierzyłem że przemówi wiewiórka
i że zaprosi mnie do tańca
biała rozleniwiona chmurka
Robiłem kolorowe latawce
i biegłem z kolegami
przez ogromny świat
Mówiłem Halo Uwaga
Jestem w Afryce już
Puszczaliśmy rzeką papierowe okręty
pokonując fal morskich ornamenty
zrobiłem indiański pióropusz
i ruszyłem w tropikalny busz
piłce byliśmy wierni
z nartami za pan brat
i ten dziadków pachnący chleb
A w domu w każdym kącie
czekała na mnie miłość
i spojrzenia dobrotliwe mamy
i pomoc nieodzowna taty
Wieczorami uśmiechałem się
do księżyca i gwiazd
podziwiałem mały wielki wóz
potem na łóżku marzyłem długo
żeby tak chociaż raz
na księżycowym rogu siąść
Kazimierz Surzyn