W i N

A jednak wiara jest
i nadzieja
z małej litery pisane
lecz
wprost od Boga więc

niezłamane
i  wieczne są
na tak
na nie
nie zgubią się.

O chorobę

O chorobę się modlę
o krople na zawał
nie przeciw

o brzozowa strzałę
gdzie czerwień
wydaje się bielsza

o wstrzymany oddech
zaczerpnięty na nowo.

M

Pomalowałeś mój świat
jak jesień każdy dzień
nowy liść nowy kolor ma

oddech twój
twoich ust pocałunków gra
dotyk twój
deszczu łza do obmycia ran
każdy szept
tak plastycznie zmienia kształt
i spojrzenie
niech trwa.

A

Kiedyś czas mnie gonił
teraz mi ucieka
na chwilę tylko
wyrywam się z klatki
czasoprzestrzeni
by spotkać ciebie
wenus z milo
w męskim wydaniu

podaj mi dłoń.

Utracona kropla

Utracona kropla deszczu
susza
pory deszczowej nie nadszedł czas
katamaran odpłynął
i pozostał sam wiatr

każdy dzień kolejna łza
by zmyć kurz
oczyścić twarz.

Tak pójść

Tak pójść przed siebie
hen
daleko gdzieś
w manowce
i spojrzeć gdzieś
na dno
mulistej rzeki
krew
i w nozdrza wciągnąć woń
zapachu rosy
sennej
i kochać się
ze słońcem
do nocy ciemnej.

Słońce i księżyc

Słońce i księżyc
jak paciorki różańca
w nich jest wielka tajemnica
cud
i rozmowa tam
w alei gwiazd
czas spotkania
od godziny do godziny
czas poznania
od radości aż po ból
nów i pełnia
świadek łez.

Col?re

Tyle jest słów
słodkich,
lepkich,
ciężkich
od miłości.
Zwykłych,
codziennych,
gęstych.
Ty znów
wybierasz
te cierpkie...
Dziś pękło
dla nas
wczoraj.

Patetyk

Z niczego
w coś
z wielkim hukiem
wpadłam
jak śliwka
w kompot
prosto
pod Twoje stopy.
Nie zdeptałaś.
I tak trwamy
w czymś...
Byle nie do
niczego.

Składasz litery

Składasz litery
w wyrazy
zdania
wzniosłe
épopées.
Szkoda, że
nie potrafisz
mówić wprost.
O miłości.

Fifetyk S-II

Wypiłam herbatę
poparzyłam język
umyłam zęby
sterylnie czysto

miałam ochotę na
coś dobrego
rozkoszny sok
z dojrzałego miąższu
chciałam ugasić pragnienie i
przyszedłeś ty
zakazany owoc.

Księżyc

Księżyc tnie na pół
osamotnione serce jest
czekaniem
wznosi się chaosu
budzi stan
apokalipsy zmierzch
martwego ptaka krew
ciężarem tobie jest
antycząsteczki lęk.

Fifetyk W-I

Patrzyłam przed siebie
widziałam wszystko to
czego ty nie
odbite
czarne tulipany
całun z twarzą Chrystusa
i nade wszystkim
Warkocz Bereniki.

Nieuchwytny

Przemknął mi twój uśmiech między palca­mi pun­ktualnie jak łza
pow­stał rozhulał się uniósł
i jak meteor
zgasł.

Ślepy traf

Daj mi spokój
nie musi być święty
niech zapadnie cisza
głucha lecz nie martwa
i spotkajmy się przypadkiem
nie całkiem ślepym
w nie czarnej godzinie
podniosę na ciebie maślane oczy
a ty poczujesz splątany język
albo w ogóle zapomnisz go w gębie
i uczcimy to spotkanie minutą ciszy.

Nic takiego

Pod powiekami zamkniętych szeroko oczu
mam swój świat niedostępny dla ciebie,
prowadzę tam moje życie nocne
i we własnym poruszam się niebie.

Wiesz, że jestem nieco dziwna
- odkryłam to niedawno...
Wbrew rozsądkowi naiwna,
gotowa wejść w każde bagno.

Odkładam sprawy na jutro
miast zająć się nimi teraz,
a jutro- wiadomo- futro...
z pragnienia ciebie umieram...

Może mówię bez składu,
słowa składam bez ładu,
ale kaprys mam dzisiaj taki:
ze snów odczytywać znaki

i nie twierdzę, że
to udaje mi się,
chociaż nie jest tak źle...
ble ble ble- ble ble ble ;)

Ranne ptaszki

Nad ranem przychodzą
do mnie Słowa,
ale nie chce mi się wstać
by złapać je
w sidła kartek
i ulatują wraz z otwarciem okna.
Krzyżując palce przyrzekam,
że nie będę już tak leniwa...

Zbiór wierszy

H O M O   S A P I E N S

Coraz głębiej i wyżej
sięga żądło złowieszcze,
coraz więcej wciąż niszczy,
lecz za mało mu jeszcze

Gaśnie słońce na niebie
ginie również przyroda
On wpatrzony w głąb siebie
innym reki nie poda

Rządzi żądłem niezgody
siejąc pustkę dokoła
Nic ginącej przyrody
uratować nie zdoła

Gdzie jest koniec? - pytamy
jego rządów bezdennych
czy ustąpią TYRANI
jak w marzeniach BEZSENNYCH?

Trudno wstrzymać machinę
nienawiści, głupoty
Nikt nie wstrzyma ZAGŁADY
wszystko zginie-do joty.


S O S

Wiele miesięcy już pływa
maleńki statek po morzach
Z daleka porty opływa
Codziennie wita Go zorza

Targany przez morskie fale
Gnany przez silny wiatr
odpływa dalej i dalej
W nieznany nikomu świat

pragnie on z całej siły
dotrzeć do Portu nadzieja
czasem mu gwiazdy świeciły
a portu nadal, wciąż nie ma

Pamięta, że kiedyś były
Piękne chwile w przystani
Po wantach wiatry nie wyły
Nie było czarnej otchłani

Na próżno woła z oddali
na pomoc we wszystkie strony
ledwie się trzyma na fali
Przez sztormy ciągle trapiony

Nie świeci żadna latarnia,
Droga do portu daleka
czasem Go rozpacz ogarnia
że nigdy nie ujrzy CZŁOWIEKA


C I S Z A

Myśli walczą ze sobą
Mknąc ciągle jak błyskawice
Ile rozpaczy minęło
Nigdy ich nie policzę

Dreszcze sercem targają
Napięcie sięga zenitu
Z marzeń okruchy zostają
bezsenność czeka do świtu

Ciężko samotnym w tłumie
Gdy ciemne chmury nadchodzą
Samotnych nikt nie rozumie
gdy od nas w CISZY odchodzą

Często bije się z myślą
szukając wzrokiem w przestrzeni
co jeszcze losy mi ześlą?
co jeszcze w życiu się zmieni?

Idę noga za nogą
Przez życie ku wieczności
Z żalu wytrzymać nie mogę
bo ŚWIAT zatracił wartości

Nowym płynie korytem
rzeka mojego życia
Z nowa idę więc wiarą
choć KOSZMAR wyszedł z ukrycia

Ł Z Y

Błękit jasnego nieba
Chmury wnet zasłoniły
spojrzały na Ziemię z nieba
i krople łez uroniły

Łzy deszczu spadają wszędzie
Kąpią się we łzach drzewa
Smutna przyroda będzie
bo ptak we łzach deszczu nie śpiewa

Nie świeci juz słońce wysoko
lecz kropla łzy deszczu z chmury
winkla w me serce głęboko
nastał czas życia ponury

Znikła nadzieja na słońce
gdyż ponad 100 dni chmury płaczą
Czy były dni kiedyś gorące?
Czy kiedyś znów słońce zobaczą?

Smuci się cala przyroda
I łza deszczu spokój zmąca
W sercu i w oczach leź woda
Nie można żyć przecież bez słońca

Nie ma po burzy słońca
Choć tak przysłowie powiada
I tylko nadzieja gasnąca
radości nie zapowiada


B E Z   G R A N I C

Burza, huragan i trwoga
za serce ludzi chwyta
Mówią, że nie ma Boga
Więc kto jest? z żalu pytam

Kto Wam pozwolił istoty
nad losem pastwić się innych?
czy tylko z własnej głupoty
myślicie żeście niewinni?

Bezsilność jak wąż owija
wciąż mocniej i mocniej człowieka
bezsilność jak ostrze zabija
lecz wiara każe czekać.

W tym gąszczu zła, brutalności
DOBRO schowało się z trwogą
Na Ziemi nie miało radości
lecz nadal ma wiarę w Boga.

Dobro jak każda prawda
Trwa lata i wielki cale
Lecz by zwyciężyć krzywdę
jest teraz trochę za małe

czas zawsze goi rany
a wiara każe mu czekać
aż zniknie zło, huragany
i znajdzie PRAWEGO człowieka


W  O  Ł  A N  I  E

Nie zamknij tego, coś otworzyła
Nie znikaj w głębi swej duszy
Choć łza twą drogę nieraz znaczyła
Dobrem, nienawiść rozkruszysz

Wciąż siebie pytaj jak pomóc mogę,
Jak ulżyć cierpieniom dzieci
Wciąż siebie pytaj i ruszaj w drogę
Niech serce jak słońce świeci

Przypomnij sobie JEGO marzenia
Jak gniótł Go ciężar niedoli
Odszedł, zostawił rwące wspomnienia
A krzywda, bezsilność wciąż boli

Nie stawaj nigdy bo dzieci płaczą
czekając na pomoc człowieka
Niech ich serduszka z radości skaczą
Choć nikt już na nie,  nie czeka.

hmm

Czy można sprzedawać wiersze?
To tak jakby chcieć sprzedać
Burczenie w brzuchu nad ranem,
Miauczenie kota,
Drętwienie lewej stopy,
Patrzenie przez palce na słońce
Czy rzucanie słów na wiatr...
Lecz jeśli ktoś potrafi...
- Ludzie kupią wszystko.

Daj mi siłę

Daj mi siłę
A przełamię barykady
Daj mi nadzieję
Abym uwierzył w lepsze jutro
Daj mi skrzydła
Niechaj wzniosę się choć raz
Daj mi swój ogień
A wypalę pustkę w sobie
Daj mi świeże spojrzenie
W końcu trzeźwo spojrzę otwartymi oczyma
Daj mi bytu ostrzę
To zabiję samotność
Daj mi smak
Wtedy poczuję wolność
Daj mi siebie
A dostaniesz mnie
Lecz ja niestety
Nie mam nic...