Jakże zimne jest puste łoże
nie zawsze możemy być obok siebie
o brak takich nocy anioły proszę
bo wolę być obok ciebie
jak w niebie
chociaż lubisz zajmować
większą część łoża
bo spanie w poprzek
to pozycja ulubiona
mam odciski
od przyklejonego
do ściany nosa
i nikt nie popsuje snów
jak zdenerwowana
żona
to wiesz przecież
że żyć bez ciebie nie mogę
zwłaszcza
że grzejesz mnie
jak sto termoforów
samotna noc wpędza
mnie w trwogę
nie dla mnie urok
samotnych
wieczorów
Oskar Wizard
wychodzę na zawsze
ze strefy mroku
bo byłem takim
jak mnie nauczono
smutny romantyzm
ma mało uroku
zamykam bez żalu
epokę minioną
wolę blask słońca
i pogodne nastroje
lubię rozmowy
zamiast milczenia
wybacz
to życie jest tylko moje
niech się w szczęśliwsze zmienia
odrzucam regułę
złudnej wzajemności
jeśli mam czegoś nadmiar
to z tobą się podzielę
depresja jest jedną
z cech samotności
sprawdzam
którzy ze znajomych
to przyjaciele
Oskar Wizard
umiera się tylko raz
albo też razów tysiące
strach czai się w nas
lub też myśli
beztroską pachnące
nic nie pomoże umartwianie
śmierć jest naturalną koleją rzeczy
potem zaś nic
lub zmartwychwstanie
dlaczego więc smutek
wciąż skrzeczy
zasnęły miliardy
i nam się to stanie
porzuć więc troski
i ciesz się życiem
martwienie się
to życia skracanie
bo zdarza się to
co śni się
umiera się tylko raz
albo też razów miliony
pogodo ducha
bądź zawsze w nas
chcę odejść
syty życia
i całkiem spełniony
Oskar Wizard
Wydaje mi się czasem,
że jest nas dwóch...
Zupełnie jakbym był
zawodnikiem sumo.
Gdziekolwiek idę,
wpierw wkracza mój brzuch!
Ten stan trwa zdecydowanie
zbyt długo.
Wydawało się,
że będzie już zwycięstwo...
Nawet waga kłamać przestawała...
Nagle straciłem swoje męstwo!
Bo jakaś uroczysta data nastała.
Nie cierpię imienin, urodzin
a świąt bardziej jeszcze!
Tych tortów i wszelkiego
smacznego jedzenia!
Żal ubrań,
w które się potem
nie zmieszczę...
I znów kilka kilogramów
,, do odrobienia"!
Kobietom pasują okrągłe kształty...
Nie zmieni tego żaden kreator mody.
Lecz gruby mężczyzna
podobny do małpy!
Przede mną posty,
ćwiczenia,
głody...
Gdybym pił piwo,
miałbym usprawiedliwienie.
Gdybym jadł dużo,
winny byłbym całkowicie!
Lecz taki metabolizm,
już tego nie zmienię...
Ale zrzucę dwadzieścia kilo,
jeszcze zobaczycie!
Oskar Wizard
(23 sierpień 2018r.)
*- po 2 miesiącach 9 kg mniej.
Walka trwa.
;)
jeszcze do wczoraj wierzyłem
w moc uśmiechu
że magią swoją zaczaruje
nawet poniedziałek
jeśli coś udać się dziś ma
blisko jesteś grzechu
a ja
nie golę się
i niech krzywym będzie
mój przedziałek
wszędzie widzę
smutnych
zawiedzionych
rozczarowanych ludzi
dinozaur by pękł
pod naporem
ich prawdziwych czy urojonych
problemów
jako empata przesiąkam nastrojami
więc smutek się we mnie budzi
zsumujmy twoje i moje kłopoty
już starczy
proszę
więcej nie mów
i kiedy jestem tak blisko dna
/teraz już naszej wspólnej/
strasznej
rozpaczy
sięgam
do zgromadzonych
przez lata zbiorów
mojej psychologii
pozytywnego myślenia
zamiast się wieszać
na biurkowej
zbyt małej lampie
zamykam oczy
wyrzucam słowami cierpienie
i nie ma już po nim
ani śladu
ani cienia
Oskar Wizard
Schizofrenia - jest jak wąż drążący jamę w piasku
przenika w najgłębsze zakątki umysłu
pogrążony w mroku nie możesz się bronić
zrobić nawet kroku w stronę smugi światła
wyimaginowane obrazy - jak w krzywym zwierciadle
zniekształcają widok chwilami urojeń
stałeś się odbiciem tego zniekształcenia
ofiarą nocnych lęków swej nieświadomości
porażony umysł dręczony zwidami
zrywasz się spocony w środku ciemnej nocy
twoim życiem włada wytwór chorej wyobraźni
w głowie mnożą się codzienne koszmary
uwalniając na przemian złe i dobre emocje -
w rozdwojonej jaźni .
autor: Helena Szymko/
Zagubieni w labiryncie życia -
błąkamy się krętymi ścieżkami
szukając drogi powrotu
która ukrywa się przed nami -
zawikłani w lepką umysłu pajęczynę
poddajemy się - idąc jak skazańcy
na ostrą losu gilotynę
zwalniając przestajemy się spieszyć
brniemy - coraz bardziej w nieznane
niech los który nas na nią skazał
naszą zgubą się cieszy .
autor: Helena Szymko/
Żarze, co płonąłeś w mojej klatce, gdzie się podziewasz?
Pokochałem Twoje ciepło, zatopiłem się w Tobie
Lecz już nie ma Cię na barce, w chłodzie umierasz
Rozpoczęte piekło, i co ja bez Ciebie zrobię?
Twój urok zatruty już od korzeni, podejrzliwe spojrzenia
Którymi świat Cię badał, na moje przyjęcie w siebie
Lecz to mnie nie zmieni, ani mojego istnienia
Dobro któreś mi dawał, oh było mi jak w niebie
Byłaś mi tak bliska, potrzebna tylko iskra
Teraz idzie sam każdy z nas
Dziś nie pokocham jeszcze raz
Miłość płynęła, pokonała każdą górę
Ale zgineła, rozdarła moją skórę
Bo nie wystarczyły na mnie sztormy
Ani nienawiści bomby
Potrzebne były tylko małe skały...
Dziś nie pokocham jeszcze raz !
Żarze, co rzuciłeś na mnie czar, dlaczego to zrobiłeś?
Oddałem sie cała duszą, wierzyłem w każde Twoje słowa
Traktowałem Cię jak dar, a Ty o zdradzie śniłeś
Marzenia me się kruszą, z echem przegrywa moja głowa
Twoje oczy znalazły ofiarę, to moja naiwność !
Głucha i ślepa na złe znaki, poprostu kochałem !
Dziś znam krzywdę i jej miarę, zniszczona dziecinność
Serce kochało dobre złego smaki, poprostu kochałem...
Mój tron z chmur spadł, zrzucił go wiatr
Prawdy o Tobie którą każdy znał
Dziś nie pokocham jeszcze raz
Miłość płynęła, pokonała każdą górę
Ale zgineła, rozdarła moją skórę
Bo nie wystarczyły na mnie sztormy
Ani nienawiści bomby
Potrzebne były tylko małe skały...
Dziś nie pokocham jeszcze raz !
opowiem Ci historie
on wczoraj
zanurzał nas w wodzie
czule jak jeszcze nigdy
z troska zadbał o każdy
najmniejszy skrawek ciała
by nas pokryła woda
oczyściła nasze splamione dusze
prosił o więcej wody
błagał o więcej prawdy
byśmy w końcu byli czyści
lecz on w gorącej wodzie kąpany
był pewien że nie jest mi zimno
a ja?
ja chyba zamarzlam
bo po tej kąpieli
już nic
nie
czuję
W duszy mej deszcz pada
Wieczorami niechęć dopada
Odmawiam psalmy by odeszły smutki
Nie chce popłynąć znowu w morzu wódki
Nastąpił ten moment
Jesteś szczęśliwy
Znów czujesz że żyjesz
Znów uśmiech prawdziwy
I wszystkie twe troski
Hen uleciały
Na nowo żywot
Prowadzisz wspaniały
I czujesz ten zapach
Wiśnie kwitnące
Pachną jak kwiatki
Wieczorem na łące
Gdy z kolegami
Latem biegałeś
Bo wtedy beztrosko
Problemów nie miałeś
I tak odpoczywasz
-Szczęśliwy
Wygrałeś w boju
I słyszysz głos księdza
- nad sobą
"Spoczywaj w spokoju"
Amen.
Mam dość.
A dość ma mnie.
Czuję je w całym ciele ,
Wgryzło mi się w każdą kość.
Nie znam się na medycynie,
Nie chce sam znów sobie przeczyć,
Że jest dobrze.
Nie wiem,
Powiedz,
Czym i jak to mam wyleczyć?
Po co liczyć znów na ciebie?
Sam receptę znajdę sobie!
Może będę z tobą w niebie,
Kiedy już to w końcu zrobię.
Już znalazłem!
Weź do dłoni!
i mi przyłóż,
Wprost.
Do skroni.
Spójrz
im w oczy
Stań przed lustrem
Poczuj umysł swój w niewoli
Wejdź
w głąb myśli
Stocz tam walkę
I ją przegraj znów powoli
Chwyć
za duszę
Już nie swoją
I bez swojej też już woli
Usłysz
strzały
Zobacz wnętrze
Niech już więcej cię nie boli
Stoisz nad przepaścią
Liczysz wdechy
Liczysz czas
Liczysz na siebie
Stoisz nad przepaścią
Na głowie masz koronę
Ciężka, żeliwną
Która ciąży
Stoisz nad przepaścią
Czekasz na powiew
Aby się unieść
Lub spaść
Stoisz nad przepaścią
W głowie same najlepsze decyzje
Ale nie są Twoje
Nie możesz się zdecydować
Stoisz nad przepaścią
Liczysz że ktoś Ci poda linę
Do dłoni,
Na szyję.
Siedzę na tronie
Insygnia władzy
A w ręku broń
Muszę się jakoś obronić
jak mam strzelić w głowę
Sobie.
Czy mogę się zrzec tronu?
I korony?
Oddam im wszystko,
moje stroje
I nakrycie
Nastroje instrument
Gotowy do gry
Gry o życie.
Zły dotyk twój
Wzburzył niepokój
Zabić mnie chciałeś
Czemu mnie zmuszałeś?
Płakałam po nocach
Brakowała siły na śmiech
Mimo to się uśmiechałam
Powoli, powolutku usychałam
Nie wiem czemu się zakochałam
Ty nie znałeś miłości
Nikt nie okazywał Tobie czułości
Byłeś niczym trucizna
Pozostała krwawiąca blizna
W zen markotnego uśmiechu
Ucicha radosna błyskotka
Odciąga wicher przyjemności
Zabija pełen kłos żyta potężnej górskiej nadziei
A ja patrzę na to, A ja w tym uczestniczę
Jak sparaliżowany trąbą powietrzną uderzeniową
Modlę się przez ledwo wychodzące kamienne łzy
które boją się wyjść i pokazać się światu.
Goreje i wzbija się powód kłujących zwątpień.
Otwórzcie drzwi bo utopię się w swych ciężkich myślach.
Dziękuję.
No i powiedz serduszko, co tam u Ciebie?
Czy na Twoje złamanie spadło olśnienie?
A może jakaś cudowna odnowa - zbawienie?
A może nadal czujesz raniące złamanie?
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Zatrzymać jesienne deszcze
Wrogości w sobie nie mieszcze
Na słowo "zaufać" - dreszcze
No i powiedz serduszko, jak się czujesz?
Czy przez to złamanie się psujesz?
A może poprostu bez sensu cudujesz?
A może blizna nadal rośnie?
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Bez blizny chodzić po mieście
I to życie poczuć wreszcie
Oczyścić się i serce - nareszcie
Słońce nad mój dom przynosi świt
Przeżyć upadek to żaden wstyd
Muszę w sobie przełączyć tryb
I poprawić swój własny byt
Często traktuję to jak mit
Często czuję się jak nikt
Czas wstać i wreszcie żyć
Ale złamanie mam przez całe ciało...
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Zatrzymać jesienne deszcze
Wrogości w sobie nie mieszcze
Na słowo "zaufać" - dreszcze
No i powiedz serduszko, co tam u Ciebie?
Nie czuje ciała w łóżku leżąc
W nocy modły śpiewam o dobro prosząc
Chce zamknąć oczy
Wielka walka się tu toczy
Odrzucam znajomych, brak chęci
Nic mnie na razie nie zachęci
Czuję kule u nogi
Nadeszły mroki