Prostota kolorów

 

ludzie

wszystko lubią

komplikować

bo przecież

nic w życiu

nie może być proste

każdą rzecz

nakazami

chcą obwarować

a moja frustracja

przy tym rośnie

 

zrób po swojemu

zaufaj intuicji

kochaj kogo pragniesz

czułości nie żałuj

dąż

zdobywaj cele

a nie mądre myśli

bo tylko wtedy

dobre wspomnienia

pozostaną

 

buduj jak tęczę

proste plany

delektuj się życiem

jak kwiatów zapachem

niech każdy dzień

będzie prostotą opisany

niech każde zdarzenie

kończy się śmiechem

 

 

Oskar Wizard

 

 

Wiesz za czym tęsknię?

 

Wiesz za czym tęsknię?

Za leśnym strumieniem.

Łąką, gdzie kwiaty piękne.

Twoim westchnieniem.

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Cicho sza...

Jesteśmy kim jesteśmy postaciami powieści
napisanymi przez codzienne tykanie zegarka
stworzeni z jednej nici życia wyselekcjonowani
milionami lat doświadczeń i niepowodzeń
oceanem w głębi nieodgadnionym jak krople
będące nierozłączną całością stworzenia
iskrą co rozbłysła na nieba błękicie
ożywiając martwą naturę bez ducha
impulsem bijącego serca i ustami
które gdy się rodzą łapią pierwszy
haust powietrza
Jesteśmy jedną myślą stworzeni
jednym potencjałem twórczym a żeby
nudno nie było o zróżnicowanych możliwościach
wszyscy czerpiemy z nieograniczonej przestrzeni
duchowych uniesień i mądrości stwórczych
czas nie istnieje dla wnętrza istoty
bo tu to chwila mrugnięcie oka
dla wieczności wszech ogarniającego
wszechświata
Problemy rozpuszczają się a nawet nie są istotne
to tylko taka gra dla wzbogacania duszy
ale o tym cicho sza ...

Wielkie dusze

Problemy rozpuszczają się a nawet nie są istotne
to tylko taka gra dla wzbogacania duszy
ale o tym cicho sza ... bo w ciszy usłyszysz

miłości westchnienie mruczącego kota

ćwiergolenie za oknem gdy poranek wita

szum wiatru zaczesujący  liście grzebieniem powiewu

komara natrętnego łowcę słodkiej kropli życia

tętno wyczuwalne wszelkiego stworzenia

i moje jedyne zrozumienie istnienia

życie w matriksie nauczyło słuchać

oddzielając fałsz od prawdy jedynej

że wszystko przeminie nieuchwytny potok

słów tworzących rzeczywistość z papieru

którego iskra świadomości zamienia w popiół

niczego nie jestem winien nawet kiedy winę czuję

scenariusz napisało życie na które przychodząc tu

zgodziłem się by je odegrać

bogactwo i szczęście beztroskę swawole doświadczają

słabe dusze opatrzność chroni by nie wpadły w tarapaty

dla nich problem wielki to sparzony język

od gorącej herbaty

gładko miękko przechodzą nie ich są katusze 

jak wcześniej wspomniałem są to słabe dusze

po drugiej stronie tysiąc spraw zawiłych

podchody upadki ciągłe maratony

kiedy widać prostą czy to koniec wierzysz

tak blisko do mety kamień no i leżysz

ciągła łezka w oku zdarte znów  kolana

cierpiącego mistrza pecha nocka nieprzespana

ułożony na plecach cóż mądrego powiem

jeszcze raz się pie...olnę to coś sobie zrobię

ale sza to taka gra

wielkie dusze nie bawią się w drobiazgi

rzadko patrzą w gwiazdy chcą tu ostrej jazdy

bo jaki by nie był ustalony plan

ile cierpienia żalu bólu rozdartych serc co krwawią

zawsze wstają z kolan

 

 

 

 

A olać to

Kręcić ogonkiem jak ratlerek

łasić się i przymrużyć oczki

może jak płaszczka spłaszczyć

swoją dumę i wylać naleśnik na patelnię

Ile można prosić o przebaczenie

w kanionie rozległym do granic możliwości

gdzie ani szept ani krzyk echa nie usłyszą

klęczeć w deszczu do nitki pierwszej przemoknąć

móc tylko czekać na decyzje niewiadomą

by dostać zapalenia płuc

ze spuszczoną głową pełną kłębiących myśli

widzę zabłocone buty wędrówki stop

nadzieja nigdy nie gaśnie tylko

jest już gdzie indziej dwa kroki stąd 

na pięcie zwrot

a olać to

 

 

 

Pióro

Wystrzeloną jesteś strzałą z łuku Boskiego "widzimisię"

rozpruwasz swym pędem przestrzeń i czas

słychać gwizd lecącego pocisku unoszącego się w stronę chmur

wzlatujesz nad najwyższą gałąź muskając liść

list którego nigdy nie przeczytałeś że cię kochała

że tęskniła że wypłakała może goryczy że zawsze była

kierunek nie pozwala się zatrzymać wybrany na wprost

cięciwa łuku jest nieubłagana lot zmieni tylko wiatr  nadziei

więc modlisz się o jego podmuch który nie nadchodzi

mijasz ptaki podniebne sterowce strącając jedno z piór

ono lekko opada wiruje by delikatnie wylądować

obok twojego wymiętego zeszytu bo czym to wszystko opiszesz

widzisz chmury obłoki kłębiaste w ich konturach

rozpoznajesz twarze bliskich , nieznajomych , odległych

żeglarzy którzy odcumowali od brzegu i płyną na fali

lekkiego zapomnienia pamiętasz ich głosy rozmowy westchnienia

tylko coraz mniejszy sens zdań wypowiedzianych

zaciera się pamięć o uczuciach nierozpoznanych

wyciągasz rękę chciałbyś złapać tę chmurę

i wtedy czujesz że nie lecisz już w górę

zły rzeźbią porysowaną twarz kanionu wspomnień

bo miałeś w nich pozostać w białej pościeli złożyć

obolałe gnaty i nie martwić się jutrem że nie spłacisz raty

rachunku danego przez okrutny los nie jest zawsze słodko , bywa pusty trzos

opadasz pikując pęd wyciska pot zdajesz sobie sprawę

że będzie głośny trzask huk i łomot

są wzloty i upadki taka kolej rzeczy

gdy wzlatujesz skrzydła nie wyrosną same

spadając nic nie zabezpieczy  miękkiego lądowania

nosem jak kot witałem się z chmurą

spadłem przy wymiętym zeszycie w kratkę

obok leży pióro ...

Dobrze że jesteś

Wiersz jest jak muzyka

płynąca z serca wnętrza

ballady muskają struny

smyczki  na uczuć wezwanie

trąbki jak bębny burzy

i gitarowe ostre granie

Płynie ta muza z wolna

nieraz potokiem rwąca

szumiący ciężko w uszach

kropla cicho kapiąca

leci w bezkresy świata

gdzie nikogo nie było

do mgły co otchłań zasłania

w ciepłym promieniu jest miło

zanurzyć swoje wnętrze

wygrzać wiekowe gnaty

by tam wejść zbędny bilet

nie musisz być bogaty

otwórz się na te granie

bywa że struna pęknie

akord zabrzmi fałszywy

od muzy płynącej z serca

każdemu serce mięknie

oszukasz samego siebie ?

wrażliwość jest w nas wpisana

z góry spływa rozbłyskiem

iskra słowa wysłana

ty co drapiesz się w czoło

czytając te bazgroły

ze  mną nie zawsze wesoło

ale dobrze że jesteś

 

 

Odpowie cisza

Trwanie w milczeniu

niewzruszony na szyderstwa

pomówienia krzyki

jak stal zastygła z węglikiem

spieczonym twarda

w postanowieniu zwykła

cisza eter wypełnia w przestworzach

tam gdzie nie sięga

umysłu mowa codzienna

strawa dla uszu w pluszu owinięty

miękkim kokonem przezroczystym

dla serca skupienia

zapalam w nim płomień światła

boskiego milczenia

źródła szmer usłyszę wtedy

gdy ciało nieposłuszne

w nielogicznej wibracji ustanie

mojego zwątpienia

wysiadł bym na pierwszej lepszej

 stacji lecz wiem

nie czas wysiadać bo ciągle goni

pędzący stukot kół

ściskam w dłoni bilet choć końcowej

stacji nie znam

i kiedy zagrzmi moje wołanie dokąd

jadę odpowie mi cisza

na moje pytanie

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

MOJA KOCHANA

Kocham Cię blaskiem słońca,

co grzeje dwoma stronami,

gwiazdami które rozpalają

źrenice, usta i policzki do różu,

kocham dlatego że jesteś,

kocham prawdziwą miłością,

co nas mile budzi, w świetle

poranka do życia, rozmów,

pracy, zachwytów, marzeń

choć nie mam skrzydeł,

to jak ptak wysoko latam,

twoja wolność jest moją,

a moja wolność jest twoją

i chociaż się wydaje

to niemożliwe, kwiaty

rosną na pustyni i te

wokół spiętrzonych skał,

bo ta miłość szlachetna

znosi zmiany, nieszczęścia,

choroby, bóle, żale, wady,

życie i śmierć przetrwa,

dotykam Ciebie wszystkimi

zmysłami, ciało w ciele

przytulone, niedobry los

poczłapał daleko za miedzę,

te dwie obrączki na palcach,

dowodzą że nasza miłość,

jest jak one okrągła szczęściem,

złotą nicią zszyta na wieczność,

nie ma początku, ani końca,

z dnia na dzień, z nocy na noc,

z minuty na sekundę i krócej,

jest coraz piękniejsza, potężnieje,

trwa poemat tej wielkiej miłości

 

Kazimierz Surzyn

 

 

 

NIEBO

Ma kolor bieluśkiej lilii,

przybrane w szatę błękitu,

malowane tęczą po burzy,

perłowymi bukietami

chmur, cudnie usłane,

pachnie żółtawą lipiną,

lśni słońca wschodem,

wzorzyste o zachodzie,

błyszczy srebrnymi gwiazdami

i zabawnym rożkiem księżyca,

wydaje się takie odległe,

ale możliwe do osiągnięcia

dla każdego z nas, czuję,

że jest otwarte i gościnne.

 

Ojciec Święty Jan Paweł II

chodzi po rajskich ogrodach

i duchem nas wspiera,

nasi dziadowie śpiewają

tam nabożne pieśni,

z chórem aniołów,

w podzięce Bogu,

za stworzenie świata

i niebios przestworzy,

Stefania Kapłanowa pisze

wiersze o ukochaniu

ziemi i człowieka,

szacunek chleba,

ze zbóż głosi Sekułowa,

poezję o pięknie przyrody,

co tryska z duszy jak,

źródełko w górach tworzy 

poetka Gawronowa,

ja tu na ziemi czerpię

z ich myśli, czynów,

nauk, poezji i tak 

jak Oni wierszem, 

swoim przekazem

dobroci, miłości,

staram się dotrzeć

najpiękniej, jak umiem,

do serc ludzi.

 

Kazimierz Surzyn

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Requiem dla Papieża

cały świat

pochylił się nisko

a Wieczne Miasto

padło na kolana

przed trumną

ze znakiem wierności

aż do końca

- Totus Tuus

 

a na trumnie

wiatr wertuje

Ewangeliarz

i poszumem

 z Wieczernika

przenika tłumy

obolałe chwile

natchnione słowa

rozwiewa flagi

biało-czerwone

łzy ociera

żałobnym kirem

 

aż wreszcie

boskim znakiem

zamknął Księgę

i przemówił

głosem ludu

 

- Święty

           Natychmiast

                             Święty!

 

 

Autor: Don Adalberto 

Dzwon epilogu

kiedy zakończył

ziemskie pielgrzymowanie

Sługa Sług Chrystusowych

Jan Paweł II Wielki

cały świat

od Wschodu do Zachodu

od Północy do Południa

zatrzymał się w miejscu

jakby dotykiem piorunu rażony

a strugi łez otwierały

twarde skorupy sumień

płakały też żałobne dzwony

na wszystkich kontynentach

lecz najgłośniej płakał 

Dzwon Zygmunta na Wawelu

płakał i śpiewał

dziękczynne Magnificat

bo nigdy dotąd

nie powstał Syn

tak wielki w Narodzie

i nigdy już więcej

nie powstanie

 

 

Autor: Don Adalberto

SPEŁNIONE MARZENIE

Jak dobrze marzyć

pod gołym niebem,

gdy słońca promykiem

dzień wstaje nowy

Gdy ptaków świergot

w pełnym brzmieniu

Gdy pod stopą

strumyk mi spływa,

kalecząc wody

o wielki kamień

Gdy serce lasu 

doń mnie wzywa

i odbija swe znamię,

na moim ciele

Gdy mnie otacza

ściana zielona,

wciąż nieuchwytnych dali

Chcę je pokonać 

w swoich marzeniach

W głębi duszy, 

słyszę szept wierzbiny

wierzę i czekam

marzę...

Wtem widzę Ciebie

na ścieżce polnej,

całą w wiośnie,

pierwsze spojrzenie

rozmowa, o tym

jak pięknie wokoło,

pocałunek niewinny,

a potem miłość

już na całego

w pogodzie, w deszczu

we mgle, w burzy

i tak patrzymy 

na siebie do dziś,

jakby to było dalej

pierwsze spojrzenie.

 

Kazimierz Surzyn

 

 

 

Nadeszła wiosna

 

Już czuć

powietrza

ożywcze tchnienie.

Już kwiaty rozkwitają

barwnymi kobiercami.

W przyrodzie

nastało

urocze ożywienie.

Coś tajemniczego

budzi się

między nami.

 

Chciałoby się pobiec

na łąki i w lasy...

Trzymać się mocno

za rękę drżącą...

Najcudowniejsze

wśród pór roku

czasy...

Poczuć cię

w objęciach

rozkosznie

omdlewającą.

 

 

Oskar Wizard

 

 

NIE ZAPOMNIJ O MNIE

O Boże Mój Kochany

ze stoków Giewontu

modlitwy wznoszę

o łaski proszę

 

Krzyż obejmuję

całuję rany

gwoździe wyciągam

i opatruję czule 

 

Obmyj moje ciało

we Krwi Najświętszej

i w Chlebie Żywym

daj mi ukojenie

 

Tyś podjął cierpienie

z Krzyżem na ramionach

ja prosty biedak cóż

mogę Tobie dać

 

To wszystko co mam

na tym nędznym świecie

nie jest Ciebie godne

Boże Mój Kochany

 

Ty wiesz co to znaczą

upadki życia ciernie

lamenty w żałości

i bóle nieprzytomne

 

Wobec Twojej Męki

me żale niepotrzebne

jedynie błagam Boże

o mnie nie zapomnij

 

Kazimierz Surzyn

 

KOGO CHCĘ KOCHAĆ

Człowieka pokornego, mądrego, zgoła wesołego,

dobrego, prawdomównego, rozkosznie czułego,

wzruszonego śpiewem radosnego skowronka,

i promiennymi witrażami ukochanego słonka.

 

Tego co umie pogłaskać pieska, kotka

i zachwyca go na łące cudna stokrotka,

potrafi liczyć lata, gdy kukułka kuka

i umie słuchać, kiedy o buka dzięcioł stuka.

 

Człowieka, którego księżyc olśniewa,

co srebrne promienie po ziemi rozsiewa,

tego, co umie przytulać serca rękami

i w strapieniu siedzieć ze mną godzinami.

 

I umie milczeć w ciemności

i uciekać daleko od złości

i potrafi miłość we mnie wzniecić

i me serce szczęściem ubogacić.

 

Kazimierz Surzyn 

 

 

Syn marnotrawny

natrętnie jestem

marnotrawnym synem

który ze skruszonym sercem

do domu powraca

a Ty - Ojcem

nieskończenie miłosiernym

który na spotkanie wybiega

i synowi wybacza

 

choć nieustannie

majątek trwonię

i szkarłatem grzechów

serce Twoje ranię

Ty - wspaniałą ucztę

przygotowujesz dla mnie

i szatę biesiadną

dajesz mi - Panie

 

 

Autor: Don Adalberto

Kotek i myszka

Cicho wszędzie ciemno wszędzie

jak makiem zasiał bym powiedział

myszka wyszła z dziury a kot

na piecu siedział

 

Na paluszkach po skrzypiących

deskach podłogi przemyka

poszukiwaczka okruchów

chroń mnie Boże drogi

 

Przed złym on w ciemności

zakrada się na niewinną mą duszę

mam dzieci w brzuchu burczy

przecież jeść ja muszę

 

Ze stołu coś pewnie spadło

pląsa się myszkuje

lecz kot stary wyga

najmniejszy ruch wyczuje

 

Ona nieświadoma jego

od leżenia grzbiet boli

moja droga nie upiecze się tym razem

z pieca zszedł powoli

 

Może jestem kotkiem

jednak swoje wiem

w środku rozpiera dzikość

zaraz będę lwem

 

Jeden skok duży sus

jakaż to podnieta

gdy ofiara schwytana

co ? to stara skarpeta

 

Myszka  chop chop i zwiała

twe zapędy sposoby głupie

nie jestem pierwsza lepsza

chichocząc po cichu wzięła serek chrupie

 

Z lwa zrobił się kociaczek mały

schował swe pazurki

grzecznie wskoczył na piec

nie dla niego dzisiaj mysie dziurki

 

Kiedy będziesz chciał zrobić skok z pieca

jak parowóz co dojeżdża na końcową stację

przypilnuj myszkę swoją co śpi obok

by zjadła na pewno do syta kolację

 

 

 

 

 

 

 

PRZEPRASZAM PANIE

Przepraszam Panie

za moje wszystkie złe

dni

za rozum co nie ogarnia Twojej

wielkości

za oczy patrzące tam gdzie 

nie powinny

za język mówiący więcej niż

potrzeba

za serce niegodne Ciebie

Boże

za ręce lepkie do czynów

nieprzyzwoitych

za ramiona które mało

przytulają

za ciało rozkoszujące się

w lenistwie

za duszę łapiącą ciemności

pokus

za powierzchowne kochanie 

bliskich

za rozzuchwalenie w świata

pysze

za niewystarczającą do wszystkiego

miłość

za czasem nieautentyczną

wiarę

za tak rzadkie chwile

wyciszenia

za mizerność i człowieczą

słabość

Przepraszam Panie

Boże Ojcze Mój

W całej swej niedoskonałości

Kocham Cię prawdziwie najmocniej jak 

umiem

 

Kazimierz Surzyn

 

ZAKOCHANI

Niebo w stawie zielonkawym tonie

szum wiatru za wzgórzem ginie

w parku arkadowym mostkiem

przebiegła wiewiórka ukradkiem

 

Skrzydła moczą barwne kaczki

po trawie chodzą biedroneczki

w fioletowych piórach pawie

a żaby rechoczą żarliwie

 

Dzika róża rozsypała płatki

urzekają niebieskie bławatki

puchate kule dymem kopcą

liście akacji o miłości szepcą

 

Nad bajecznym stawu brzegiem

siedzą oboje płonąc ogniem

nic nie mówią do siebie

anielsko zapatrzeni w sobie

 

Kazimierz Surzyn