Umieram z miłości

Kocham Cię najmocniej - zwykłaś mawiać mi
Przyznam teraz, że nie raniło bardziej nic..

Jak wiele można stracić w ciągu jednej chwili załamania
Dążąc do bram wiecznego skazania
"Chciałaś tego? Teraz cierp , nie uwolnię przed tym Cię"
Śmiało zataczam się...
Uciekam jak najdalej, wiem że coraz silniej czujesz ból
Przecież rozumiem Cię, rozmawiamy ze sobą bez słów
Nie chcę być tu, gdzie kiedyś Cię poznałam
Już zbyt wiele za Ciebie oddałam...

Tam nie ma dni, ani nocy
Strach sparaliżuje Twoje ciało
Uważaj bo On już za Tobą kroczy
Zabiera mi znów Ciebie całą....

To nie banał

Słodkowodne rozstania
Mokre od swej przynależności
Tak czyste, niewinne
Częstokroć zgubione
Przez lata wędrówek
Z sercem na dłoni
Szukają szansy
Przepyszna twórczość
Wygiętych ramion
Serce jak radio nuci audycję
Synteza ciał, symbioza myśli
Nie jesteś banałem
Jesteś miłością.

Taniec

Taniec, to miłość piękno i gracja ten kto go lubi ma rację,
ten kto kocha taniec jest wyzwolony i tańczy jak szalony.
Czy to oberek, polka ,
walc nogi niosą same w dal,
a jeśli z melodią ruchy są zgodne,
wirujesz jak wichry wschodnie.
To w prawo ,to w lewo, w tył,
na boki byleby były zgodne i elastyczne kroki.
W tańcu wyzwala się styl wolny i zwarty,
dlatego świat dla niego jest otwarty i można poznać kto i ile jest warty.
Nie trzymaj ciała w napięciu,
przezwyciężysz lęk,
który masz we wnętrzu ,
nie stresuj się , weź odwagę za dłoń i lekko posuwiście suń.
Spójrz - ona laskę ma i pokazuje co i jak.
Jeśli utrzymasz odpowiedni rytm i formę ,
to nie zatańczysz w uniformie ,
a fala lęku minie jak wiatr goniący po połoninie.
Potencjał i energia , to podstawa dla tańca ,
jak panna do różańca , a czaru i uroku dodaje ,
gdy na ognistym rydwanie bawią się panowie i panie. La , la , la ,
tańcem można zmienić świat.

Bezwzajemna i nieszczęśliwa

Jestem rozbitkiem na małej wysepce,
na której rośnie roślina.
Jest piękna i kusząca,
a ja strasznie głodny.
Ciężko się do niej dobrać,
obrośnięta kolcami rani mnie. Postanowiłem,
że zacznę o nią dbać tkwiąc w nadziei,
że kiedyś uda mi się skosztować jej owoców.

Podlewam ją codziennie, karmię pochlebstwami,
a ona w zamian daje mi nieopisane spełnienie i przygnębiająca nadzieję.
Minął jakiś czas, roślinka urosła.
Teraz jest wielkości baobabu,
boski owoc znajduje się na jej szczycie,
a pień pokryty kolcami sprawia,
że trudniej jest mi osiągnąć cel.

Czuję słabość do niej i ogólnie.
Na wysepce pojawił się nowy gość - drapieżny ptak.
Od razu go znienawidziłem,
gdyż zaczął latać koło mojej rośliny!
Wyżarł owoce i odleciał zostawiając ją w opłakanym stanie, zniszczoną.
Ja jednak nadal jestem opiekunem,
a te złe ptaszyska przylatują
co jakiś czas niszcząc niewinne serce mojej ukochanej.

Bądź

Hej!!
Jestem tutaj, obok Ciebie
Czemu mnie nie widzisz
Popatrz na mnie choć chwilę
Czemu tak mnie ranisz
Ja tu jestem, od zawsze
Tak blisko Ciebie
a zarazem tak daeko
Z dala od Twojego serca
dlaczego??
Przyjdź do mnie
Przutyl mnie
Proszę
Bądź
 
Jestem dla Ciebie zawsze
I tak jest od zawsze
Oddałam Ci swe serce
Tylko Ty masz do niego klucz
Szkoda, że go nie chcesz
Ale i tak będę czekać
Poczekam na Ciebie
Może kiedyś mnie zechcesz
Moja małe serduszko
Pełne miłości
W sumie to boli
To że mnie nie chcesz
Ale rozumiem
Naprawdę to rozumiem
Nie kochasz mnie
Nawet nie wiesz, że istnieję
Smutne
Ale dam radę
będę czekać
Na Ciebie
Tylko na Ciebie
Będę tu cały czas
Przyjdź do mnie
Przutyl mnie
Proszę
Bądź

Pokochała

Popatrzyła tak zwyczajnie,
bez emocji,
naturalnie.

Nawiązała się rozmowa,
bardzo krótka,
proste słowa.

Jego uśmiech- doskonały,
Jego oczy
i On cały.

Wtedy sprawę sobie zdała-
- po raz pierwszy
pokochała.

I nieszczęście spadło na nią-
- On już kocha
inną panią.

Chce zatopić swoje smutki,
więcej piwa,
więcej wódki.

Nie chce już pamiętać tego
jedynego,
wyśnionego.

Nagle sprawę sobie zdaje:
„Co ja robię?
Kim się staję?”

Chce pamiętać, chce Go kochać,
choćby miała
nocą szlochać.

Mówią: „Walcz, to tego warte!”
I jej serce
jest rozdarte.

Walczyć ma o swoją miłość?
Jego serce?
Serc zażyłość?

Zniszczyć to, co zbudowali?
Zrobić coś
by się rozstali?

Nie jest już do tego zdolna.
Choć łzy płyną
z oczu z wolna

będzie kochać Go z ukrycia,
bardzo mocno
po kres życia.

Pragnie tylko szczęścia Jego,
choćby nawet
kosztem swego.

Jego uśmiech i spojrzenie
jej wystarczą.
Choć marzenie

pozostanie niespełnione,
serce ma
rozpromienione.

„To wariatka!”- pomyślicie.
„Zrujnowała
sobie życie.”

Niekoniecznie, gdyż czasami
coś ważniejsze
niż my sami.

Nie, ona nie zwariowała,
lecz prawdziwie
pokochała.

Brzask

Widziałem Cię o brzasku...
Poranną rosą stopy otulone,
Skąpane w słońcu włosy.
Jak niebo błękitne jaśniały Twe oczy,
I palce jak zboża kłosy.

Widziałem Cię o brzasku...
Wśród łąk złocistych i kwiatów polnych,
Błyszczałaś niczym diament,
A dzień budzący się do życia,
Próbował zmyć nocy atrament.

Widziałem Cię o brzasku...
Blaskiem się skrzyło twe aksamitne ciało,
W tym tańcu porannym, kuszącym.
Falujące piersi, niczym w morskich toniach,
Rzucone na pomoc tonącym.

Widziałem Cię o brzasku...
Zbliżyłaś się do mnie, delikatnie niczym łania,
Objąłem Cię wtedy najczulej jak mogłem.
Nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku,
A serca zapłonęły pożądania ogniem.

Widziałem Cię o brzasku...
I tak zrodziła się nasza miłość,
I trwać wciąż będzie po ostatnie tchnienie.
Delikatna lecz pasją osnuta,
Wypełniać będzie nasze przeznaczenie.

Widziałem Cię o brzasku...

Dotyk

Czy czujesz to co ja
gdy spotykam Cie we śnie?
Czy zadrżysz gdy ja
dotknąć zapragnę Cię?

Gdy o pierwszym brzasku marzę
by moc oglądać Ciebie,
byś wyszeptała prawdziwie
"Kochany ja uwielbiam Ciebie".

Zaglądając w głąb Twej duszy
Dostrzegłem tylko tęsknotę.
Lecz w Twym sercu dziś słyszę
pragnienie miłosnej rozkoszy.

Czy znajdziesz w swym życiu
czas i miejsce dla mnie.
Wszak w czułym objęciu
kiedyś ofiarowałaś mi je.

Dlaczego wiec cierpię,
dlaczego mnie ranisz?
Jak mam ci uwierzyć,
Czy znów mnie okłamiesz?

Dlaczego gdy zbliżam
ku Tobie me dłonie,
Ty stanowczo odpychasz
mnie, i się bronisz.

Dlaczego przy każdym
naszym spotkaniu
myśl okrutna mnie straszy
o rychłym rozstaniu.

Przecież wiesz ze ja
szaleję za Toba kochana ...
nie opuszczaj mnie nigdy i
Zostań na zawsze, wybraną.

Misternie wsuwam serce

Misternie wsuwam serce
na jego dawne miejsce
tak bardzo mi ono potrzebne
by rzucać miłosne zaklęcia

operacja zakończona zwycięstwem
serce jest teraz niezbędne
bo kochać pragnę
wszystkich wrażliwych

pokocham
a serce nie będzie
komorą zbyt małą

tak wiele miłości
możemy światu dać.

- M.J.

Do Pani Diany

Jak szybko spłynęły te dni i godziny.
Żegnamy się teraz z gościnnym Lublinem.
To miasto zostanie mą gwiazdą poranną.
Bo tu zapoznałem się z Panią Dianą.

Lublin w swych myślach zachowam pociechą,
Jak pamięć o pięknym twoim uśmiechu.
Wiem, że nie został tu czas zmarnowany.
Będę wspominał o tobie Diano.

Tak chciałbym zatrzymać ten czas, te godziny...
Ty jutro odlecisz do swej Argentyny.
A dzisiaj żegnamy już kraj ukochany.
Wspominaj ten wieczór, miła Diano.


Lublin, lipiec 1990 r.

Szary, barwny świat

Zobacz jak zachodzi Słońce,
Zachodzi pięknie za domem.
Noc - cisza.
Ciemne cienie wypijają,
Światło dzisiejszego dnia.
Kiedy wymieniamy się spojrzeniami,

Słuchamy rzeki szumu.
Chwila nieuwagi, ból.
Przepadamy w ciemną przepaść,
Wyrządzoną przez miłość ? Nas samych ?
Noce, które rozdzielamy,
Są już pozbawione ciemności.

Czas za sobą gubi strach,
A moje ludzkie serce,
bije coraz mocniej.
Daruje Tobie jedną szansę,
Chociaż jeszcze jedna noc,
I jeden krótki ranek,

Bierz do serca co Ci daję,
Nie mów już w mą stronę nic.
Przemierzając długie trasy,
Zależne od naszego istnienia.
Czy brak w tym sensu? Co robić?

Tak wiele pytań jest bez odpowiedzi,
Dziś na nie, nie odpowie nikt.
Przeskakując pomiędzy datami,
Tymi dobrymi dniami i nocami.
Pamiętam dobrze, gdy byliśmy,

Sami - w blasku Księżyca i gwiazd.
Teraz trudząc się zwyciężamy ze strachem i śmiercią.
Rzuć na mnie światło,
Tak wprost na mnie,

Ach, wieczność pozostaje nam,
Chcę na zawszę, byś
Przy mnie była.
Księżyc już zachodzi za chmurami,
Jego światło spada tuż na mnie,
Idziemy nowo odkrytymi drogami,
bez powrotu.

Nasz świat

Zagubiłem się w otchłani czasu
zaplątałem w drodze swej
upadłem wstałem by iść dalej
odeszłaś… pobiegłem
 
stałaś w obliczu gwiazd
niczym ta kropla rosy
zanikająca w promieniach słońca
byłaś blisko tak
wyciągnąłem dłoń
podałaś by iść razem
 
powiązani światłem księżyca
szliśmy plażą a fale oblewały nasze…
poczułem żądzę twego ciała
usłyszałem bicie serca
łza po twarzy spływała
otarłem przytuliłem
czułem drżałaś cała
 
powiedziałaś zostań
zostałem na wieczność
 
każdej nocy będę okrywał
byś nie zmarzła swym ciałem
każdego ranka będę szeptał słowa miłości
do serca twojego
obsypię płatkami róż
splecionych z promieni słonecznych
ukołyszę twój ból
i strach
oczy twoje łez nigdy nie zaznają
serce twoje nigdy nie zakrwawi
 
dla ciebie rzucę pod nogi bukiet płatków róż
utkany promieniami słońca
przepłynę morza oceany
uwiodę serce twe
a potem będziemy
do rana tańczyli pieśń miłości
 
uniosę na rękach
w największe zakamarki chwil zapomnienia
rzeknij…. a oddam duszę swą
wyrwę serce dam tobie
 
tylko w mych objęciach
zaznasz największe chwile rozkoszy swojego ciała
oczy twoje ranka nie będą chciały ujrzeć
z twego pucharu najdroższe trunki świata skosztuję
usta stopy ucałuję
nigdy nie przestanę
dnia będzie za mało
 
piękne są twoje usta czerwone
piękne są twoje oczy zielone gdy nie ma w nich łez
piękno jest wszędzie w każdym calu ciała
 
każdego ranka spoglądam w okno
widzę ciebie każdego wieczoru
wsłuchując się w ciszę
oczekując głosu krzyku serca
 
gdyby pióro było szybsze od myśli
rzuciłbym pod nogi
bukiet wierszy splecionych promieniem księżyca
 
oczy twoje zielone
otrzeć łzę…przytulić ucałować
i…umrzeć dla nich chcę
odnaleźć pomogę drogę pokażę
przez życie twe serce poprowadzę
 
bo czym jest świat
gdzie nie ma miejsca
dla nas dwojga.

Zmieszani

W złocie zachodzącego słońca
Ślepych myśli szept
Złe ziarno zasiane... zasiane
Kolczastej Miłości krzak...

W blasku złowieszczego księżyca
Z naczynia smutku i tęsknoty
Kipiącą krwią podlane... podlane
Kolczastej Miłości krzak...

W pajęczynie uczuć
Bezradnie wplątani
Z pod powiek kiełkuje....kiełkuje
Kolczastej Miłości krzak...

Zastygając w bezruchu
Słonych trucizn wspomnień
Cień płonie, maluje...maluje
Kolczastej Miłości smak...

W narodzinach świtu...
Drzazgi wspomnień krwawe
Włosu traw...podlane...podlane
Kolczastej Miłości krzak...

Zakwita...

Konsumpcjonistyczna miłość

Kup trochę miłości,
przecież cię stać.
Kup trochę miłości,
nie musisz się starać.

Produkt,
hedonistyczny materializm.
Nie zostaniesz odrzucony,
produkt nie wybiera.

Ma kochana

Ilekroć słyszę Twój głos promienieje,
Bo przynosi mojej duszy ukojenie,
Ilekroć widzę Twoje czerwone usta,
Tylekroć znowu czuję ich smak,
Ilekroć spojrzę w Twe oczy osłupieje,

Gdyż zobaczę w nich swe odkupienie,
Lecz nie dla mnie Twoje serce,
Bo wybrałaś już przede mną,
Porządnego, uczciwego, kochającego,

Po sto kroć ode mnie lepszego,
Dlatego żyje na przekór wszystkiemu,
Mimo to jednak prę ku niczemu,
Bo me życie zakończyło się już dawno temu.

Nie chciana miłość

Oddać chciałaś mi się dziś,
Mimo że innego kochasz nie od dziś,

Chciałaś dać mi rozkosz,
Lecz nie potrafiłem doznać jej,

Czemu zrobić chciałaś to,
Skoro kochasz tylko go,

Nie rozumiem po co to,
Skoro teraz nie odzywasz się,

Czy to zile że powstrzymałem się,
Bo nie chciałem byś zdradziła go,

Czy chciałaś być pierwszą mą,
Bo całe życie byłem sam,

I tak zostanie przez ten czyn,
Bo nie zapomnę o tym już,

Gdyż ja kocham Cię,
A nie mogę tak już żyć…

Niebo z Tobą

Jestem z Tobą i tęsknie jednoczenie do Ciebie
Twój portret mam sobie malowany ogniem
Który grzeje mą duszę wystudzoną
Widzę Cię i znów oczu Twoich szukam

By ukraść Cię na chwilę z tego świata szarego
I żar w kolorowy płomień zamienić

Tańczący tylko dla nas
Każdym oddechem, każdym dotknięciem
Każdym spojrzeniem i pocałunkiem
By razem odpłynąć daleko

W pustkę naszymi barwami pokolorowaną
Gdzie nikt wstępu nie ma
Dotknij mnie i nie przestawiaj już
Całuj pieść i tul
Ze wszystkich Twoich sił

Razem splećmy się w jedność
Usta do ust i ciało do ciała
By nasz pot we wspólną się rzekę zmienił
Płynącą nieprzerwanie

Ballada grobowa

Do godności nasienia moich słabości,
W pieśniach służebnego Graala wychwalam,
Oto cierń!
Oto niemoc!

Więc złote runo aniele ci nie dane,
Do godności księżycowej wysokości,
Oświecony głos sumienia śpiewa,
O melodię się potyka,

Śliną bluzgi składa,
Bezbożną katedrę krzykiem zakłada,
Do godności malowniczej Harpii,
Prędka w locie bo szatana zdradza,

Zmierzch ze snów wygania,
Bo w mrozie szybko spada,
Do godności niewiasty z łaski Maryi obrzezana,
Ogniem podniety napiętnowana,

Niemierzalną boleść zakłada,
Chrystusowy krzemień połyka,
I o świcie ze mną zdycha.

O niej

O niej kilka słów napiszę,
Cyrograf krwią podpiszę,
Zatrute pióro wyciągnę,
Literową litanię okraszę,
Rossą zwątpienia a jakże,

Nędzę z głowy wypędzę,
Wychwalę bólem tę jędzę,
Biel z grymasem rozdziewiczę,
Obłąkaną modlitwę wypiszę,
Labirynt myśli przemierzę,

Zatrute światło złapię,
Rany na kartce odbiję,
A niech gnije!
Lawinę wyrzutów sprowokuje,
Oazę świętości zatruje,

Przekreślone brednie ocalę,
Ale o niej kilka słów pozostawię,
Pióro jak pielgrzym,
Domu nie znajdzie,

Boom! Hucznie rozbrzmiało,
Jego wnętrze wstydzie odleciało.

Dwa słowa

Stłumione myśli w ciszy przeklęte
niczym dwa cienie wędrują za nami
małe okręty na duszy oceanie
każdy z nich szuka swojej przystani

niesione przez fale skrywanych pragnień
dryfują dalej niezatopione
zrodziły słowa przez nas niechciane
z obawy przed nowym lądem- nieznanym

trudno jest kochać i być kochanym.