Moje miasto

Nigdy nie było idealne.
Brakuje tu palm
i gorącego słońca.
A jednak jest
przeze mnie
bardzo kochane.
Lubię spacerować
jego ulicami
bez końca.

Morskie fale
szumią na nutę romantyczną.
Tu nawet kawa
smacznie
niż gdzieś indziej
smakuje.
Gdynia
jest po prostu
śliczną.
Czasem podróżuję
lecz tu najlepiej
się czuję.

Ludzie gonią wciąż
za pieniędzmi
i dla kariery...
Dumni też
ze zdobywania świata
bywają...
Mnie wystarczy
twój przyjazny uśmiech,
tak szczery...
Ci którzy potrafią kochać,
serce tu zostawiają.

Oskar Wizard

Co w sercu chowamy?

Skąd pewność,
że to prawdziwa fotka?
W końcu sam ściągam
z sieci wiele…
Gdybyśmy tylko mogli
spotkać się…
Oczywiście przy kawie
jak przyjaciele...

Skąd pewność,
że szczerze dajesz
te miłe słowa?
(Moje serce jest na nie
łase zbyt bardzo…)
Dziś życie w sieci
to doby połowa…
Chciałbym poznać cię
spoza reklamy czarów!

Może myśli te
są już bez znaczenia?
Skąd pewność,
że kiedykolwiek
się spotkamy?
Internet chociaż w części
nasze marzenia spełnia...
A nasze jest to,
co w sercu schowamy.

Oskar Wizard

Intencje

Myślę, że mam moc
By zbawiać świat
I choć brakuje mi 
anielskich skrzydeł, 
a na głowie widnieją rogi 
To potrafię czynić dobro 
I nie są to żadne ludzkie wymogi
To moje dobre wole 
I choć zło też czynić potrafię, 
a do nieba na pewno nie trafię, 
od dobrych uczynków nie stronię
 
I gdy przyjdzie mi stanąć przed sądem
I gdy przejdę na czyśćca błonie
Zapewnię sobie byt wieczny
Dobry i zasłużony
Bo choć byt mój niegrzeczny
To ktoś kiedyś doceni
Trud moich intencji

Prawda w ogrodzie rzeczywistości

W ogrodzie rzeczywistości kryją się rosną i umierają przeróżne rzeczy
sny i kruche ogrody betonowe dżungle złudzenia tłumów marzenia dziewic
i grymasy umierających niemowląt
Kołyszą się u podstaw myśli Pana wszystkie prototypy uczuć, a młode mężatki
cofając się ku dzieciństwu odkrywają przygodny seks
I tak wszystko wraca w stare łożysko rozkoszy zabawy uciętych myśli
opalizujących strumieni

Jeże i chomiki są kruche, a owady płoną
Zarośla czesze wiatr, który upodabnia się do myśli
Kolce jeżozwierza wnikają w sen księżyca w oknie splądrowanej willi
Rąbek sukni Maryi i krew z kolców róży poniewierają się w starym przedpokoju
Zgiełk uliczny i szum deszczu dyskutują o drganiu strumienia
Strumień się mieni strumień wyśnił siebie i mnie i ją i dzieci na łące

Głód tam jest i ciepło i zapach macierzanki, stary chrabąszcz
I uraz i ręka odłamana posągu
Kurz, beton, wspomnienia, kolory, myśli, myśli równoczesne Nawet ta myśl
o swej samotności i usychaniu
Zgiełkliwe żądze, ponure oskarżenia, ale i nagłe zrywy imperatywy
nadchodzący koniec

Wiśnia i mówiący pies a także liczby..

Absurd - Ciało czuje ból, duch powinien czuć zachwyt

Żelazne ogrodzenia i wszy miażdżą ciało i ból przenika świadomość
Czucia „ja” każą uciekać i atakować i pragnąć
To ma sens – liczba określa stopień smutku „Realne jest to, co miażdży kości” –
praca czasu i wymykające się z karuzeli elektrony Nierealne są myśli
i to, co zasmuca, zadziwia, gdy patrzymy na odbicie księżyca w strumieniu
gdy wspominamy ból i płacz, myślimy o zaspokojeniach
To co się rozwieje pod dotknięciem dnia jest snem
a to, co się rozwieje pod dotknięciem lawy jest prawdziwe

Co dzielimy prawdziwe, co wyśnimy nasze?

Koło obłędu

jestem więźniem świata, zagubiony
spadam w siebie, zaglądam w świat przedmiotów gwałcących
mówią i szepczą - to nie ja nadaje im imiona
to one nadają mi imiona
chrzest od urodzenia do śmierci

ludzie nauczają się świata, bo samodzielne odkrycie go grozi -
zatonięciem i utratą postaci zmysłów
rozrostem drzew poza obszar wiatru
w ciszę wiecznego snu i zimno na krańcach
niczyją rozmową duszy z mozaiką na kamieniu z gwiazd
widzeniem widmowym, loterią, walką z Bogami i stryczkiem
intymnością bez żadnych granic

Demonowi nie ufa nie-ja (osobowość wyłoniona z matrycy),
które staje się z czasem mną, aż wsiadam do górskiej kolejki
i załączam gaz -
odtąd uważam się za pana stworzenia i wymyślam Boga
wymyślam naturę bez właściwości
pozwalam ginąć połączeniom, mostom, tunelom
już nie słucham swego Demona

boję się że to nie ja i mam rację, że chcę się odnaleźć -
w przepaści
w locie znów określać wszystko od początku
po raz pierwszy podróż po świecie, po sobie
spotkania i rozmowy ze swoimi sprzymierzeńcami
ludźmi ptakami

Ogrom

kwiatki skrzydeł motylków
zapisane tak
by się zmieścić w rysunku dziecka

nowe życie to jest deszcz
słońce z za chmur
poeci to dzieci
ptaki wróżebne
samotna czystość
wielokrotna odpowiedź wychwycona podskórnie
i przekazana dalej
bez większego zrozumienia

nałogi pasje alkohole
nurkowania w piękno
ciężar zwłok samotność ruiny
na wiatry smoki

myśli gniją
wieczorne słońca
stare albumy
pamiętnik

czyjś uśmiech studiowany
wzruszający, rzeki nurt
koniczyny, ona, ta zielona ręka
głaskała stal i noc

Ogrom to niebo
spacer po lekcjach
wszystkie dźwięki, kolory
biel końca
czerń głębokości
czerwienie - nuty ryby ryty
i ruiny
i błękity
one zostaną po nas

czułem, że wszystko gdzieś jest
nawet jak nie patrzę i że cząstka mnie
zostanie tam na zawsze
wchłonie mnie komnata ogromu
i sam albo może z innymi będę
zamknięty lub wolny
rozszarpywany w błękicie
potem wracałem
do szkoły do domu do życia

dziś na spacerze
słońce odbijało się od pióropuszy władców, było cesarzem
powitanie i kultura słońca w narzędziach
wojny, architektury - czyli przebywania w świecie
i miłości
się rozpraszało i skupiało
byłem w tłumie gapiów przejętych szczęściem
i pomyślałem o nielicznych co potrafią
błyszczeć uszczęśliwiając innych

potem były fajerwerki, niektórzy nie mogą patrzeć
światło oślepia słabe oczy
ale czują błyszczący pot
to spływająca rzeka, ręka odwiecznego
mistrza bez imienia

Szukam Cię

Szukam Cię w każdej czytanej książce,
szukam Cię spacerując z psami,
Gdy Cię czasami znajduję,
pytam -co będzie z nami ?

Co będzie gdy przyjdzie zima,
i chłodny wiatr zawieje ?
Ty mówisz , że mnie miłością ogrzejesz,
a ja ..... ja mam taką nadzieję,

Powroty

W otchłani mroku
Tuż pod pokrywą deszczu
Usiadłam
Zapomniana przez własne pismo droczę się z pustą kartką
Wymówki dnia codziennego
Toczą walkę z piórem
Gdzie są te wszystkie słowa?
Kurz jak rysy na twarzy przecieram
Brzegami strony układam
Co będzie ze mną?
Znajdź we mnie odpowiedź
Między sercem, a żebrem
Pomasuj
I czekaj
Spokój jak krwotok przelewaj
Czas w miejscu nie stoi
To nie film przez palce ucieka
To życie.

Do M. III

Chcę cię zapytać
by poznać prawdę
Lecz serce zamiera
odbierając mowę
Nikczemnie depcząc
przeszłe pragnienia
Tak wątła ma postać
jak niewiele znaczy
Gdy patrzy na ciebie
na swojego pana
Czym zasłużyła
na tę niepewność?
Czy przywiązaniem?
Miłością tkliwą?
Więc powiedz
Ach! Powiedz szczerze!
Nie! Zamilcz!
Zamilcz na wieki!
O, panie mego losu
Bądź potępiony
jeśli już nie…
Bądź błogosławion
gdy wciąż tak bardzo.

Droga kawo!

Dziękuję, że mnie budzisz z rana,
bo wiesz,
z rana jestem często sama.
A Ty,
towarzyszko porannej niedoli,
Ty wiesz jak bardzo to boli.
Jak boli cisza
i druga strona łóżka
pusta
też boli.
Jak jedna brudna filiżanka rani.
Pamiętasz przecież,
jego kubek i jej filiżanka,
przecież zawsze tacy byli zgrani!
I jakoś tak smutno,
że zawsze starczy mleka,
i że nikt,

n i k t

już nie czeka.

Motyl

Piękna istota
jak motyl wolna
kolorowym życiem
obdarzyła mnię.
Ona wiedziala
czego potrzeba
by wypelnić pustkę
niewyczuwalnym dotykiem
swych skrzydeł
utuliła mnie do snu
rozpaliła me serce
czułem jej zapach
przy każdym oddechu
slyszałem jej smiech
przy każdej myśli
czułem jej pocałunki
przy kazdym dotyku
jak w rajskiej krainie
na trawiasym dywanie
plywałem wsród kwiatów
by wzlecieć wyżej
ku obłokom szmaragdowym
rozmytym w marzeniach
dryfujacym wsród fantazji
rozmyslając o niej
jak motyl lecialem
by spotkać swe przeznaczenie
by ujrzeć obraz żywy
mych marzeń skrytych
lecz gdy dotarłem
jej juz nie bylo
odleciała ...

... czy wroci?

Imię Rutyna

Wymyśliłem nierzeczową rzecz, by abstrakcja zaistnieć mogła
włożyłem do niej ogień i lód, by obojętnością nie przesiąkła
po czym nadałem jej ton, dla głuchego słyszalny
oraz kształt, pozbawiony granic mentalnych
z Twoją pomocą do życia ją powołałem
by nie rządzona żadnym prawem, na granicy absurdu istnieć mogła
i gdy już artystą wielkim mianować się chciałem
pusty czas przez zawistną rzeczywistość zesłany
rozerwał ją na strzępy i przestała być jednym ciałem...

A ja, artysta - głupiec szukam jej kawałków po czasie
bo w barwnych jej częściach ukryta jest moc...
a Twoje ma imię, kochanie.

Szara godzina

Szary świt
o szyby
brzęczy cicho
ołowiane słońce

Czas cicho
i niezauważenie
przemyka
między jednym
mgnieniem powieki
a drugim

Na stole
kubek
ze zmarzniętym uchem
wciąż
do połowy
pusty

Posiwiałe drzewa
cicho płaczą
deszczem
po nieprzespanej nocy

A nad nimi
zimny wiatr
chmury rozwiewa

Cisza

Na drugim końcu świata
ciepły wiatr
rozwiewa mi włosy
dłonie rozgrzane od słońca
i róże wciąż pachną

Gdzieś tam
na drugim brzegu
jestem
a dusza gra mi
tysiącem skowronków
i drzew

Właśnie tam
gdzie słowa
przestają być potrzebne
a okna
są ciągle otwarte

Tam
gdzie kończy się
mgła
a każda burza
jest brzemienną w spokój

A tutaj
cisza
jestem
jeszcze wypatruję łodzi
co przeprawi mnie
na tamten brzeg

 

Gniew

W potoku zamieszkała złość
Z każdą sekundą zyskiwała wielkość
I spływała tak bezkreśnie
W wodospadzie słów
Z każdym spadem rosła w siłe
I ginęła tak w jeziorze bez dna
Rozpływała się, ale wciąż
Powracała razem z potokiem
Jak głaz z nieba
Niszczyła siłę rzeki słów
By potem się ulotnić
Czy wyparować, ale wrócić znów.

Pielgrzym

Jak ziarno, plewu przeklętego posiane na skale,
Jak zabite w czeluści grzechu i chamstwa morale,
jak kurestwo, wśród złota i srebra szerzone,
jak przykre słowa, po łzawy widok bez sensu rzucone,
jak szyta gruba nicią kłamstwa szmata,
jak zdrady sztylet, skalany krwią brata przez brata,
jak sto gram nienawiści, w miłości garze skrzętnie ukryte,
jak przekleństwo złowrogie na zimnym sercu wyryte...
tak ja, nie człowiek wśród ludzi,
we własnym koszmarze, z którego nikt mnie nie zbudzi
trwam, bo trwać mi zostało jedynie
i wiem, że życie me marne już niczym nie zasłynie,
choć dotknąłem dna, odbić sie nie mogę,
bo przykuta mam doń jedną, jak i drugą nogę,
wiec wybacz uśmiechu brak na kamiennej twarzy
i przytul, bo Cię ostatnią ze szczęściem kojarzę.

Wild child

Grzeczna dziewczynka siedząca w kącie pokoju, żyjąca wyobrażeniami Innych.
W jej życiu nie ma miejsca na marzenia, nawet myśli ma cudze.
Podąża ścieżką wytartą przez miliony, ważne że Inni tego chcą.
Boi się spać, bo wtedy grzeszy myślami nieakceptowanymi przez Innych.
Sama ponosi konsekwencję, jednak Inni przypisują sobie zasługi.
Nie pyta siebie czego chce, aby nie myśleć o tym jak bardzo została ograniczona.
Żyje Ich życiem, podejmuje Ich decyzje,
jednak Swoje smutki przeżywa bez Ich obecności.
Jest tak grzeczna, że ktokolwiek mógłby jej wmówić wszystko.
Ona potulnie by to przyjęła.
Nie walczy o Siebie, bo Ona oznacza Ich.
Wmawiają jej, że Ich wizja Jej przyszłości, to najlepsze błogosławieństwo jakie mogło ją spotkać.
Nie ma swojego miejsca, nie znajduje również miejsca na samodzielność.
Nie znajduje Siebie bo nieustannie szuka Ich.
Przełamanie, grzeczność zmienia się w egoizm.
Lekką odmianę egoizmu, którą posiada każdy dążący do marzeń.
I nagle , w tej pogoni Ich już nie ma.
Zniknęli ot tak.
Na ogół ludzie kochają grzeczne dziewczynki,
a raczej Ich własne wyobrażenie o nich.
I wcale nie chcą poznawać ich naprawdę.
Nie warto zabiegać o te wyobrażenia.
Nie chcą nas ? Trudno. Najwyraźniej nigdy nie chcieli nas tak naprawdę.

A więc jesteś... mój?

Kiedy jesteś w moich snach- jesteś w mej duszy,
Kiedy jesteś w moich wierszach- jesteś w mym sercu,
Kiedy jesteś w moich listach- jesteś w mej głowie.

Kiedy jesteś w moich snach- jesteś w mym sercu,
Kiedy jesteś w moich wierszach- jesteś w mej głowie,
Kiedy jesteś w moich listach- jesteś w mej duszy.

Kiedy jesteś w moich snach- jesteś w mej głowie,
Kiedy jesteś w moich wierszach- jesteś w mej duszy,
Kiedy jesteś w moich listach- jesteś w mym sercu.

Więc kiedy jesteś w moich snach, wierszach, listach-
- jesteś cały we mnie...

Wszsytko się kiedyś kończy

Wszystko się kiedyś kończy,
kończy bezpowrotnie.
Ja milczę sama w cieniu,
Ty leżysz w świetle samotnie.

Wszystko się kiedyś kończy,
już nie ma znaczenia.
Wszystkie miłe chwile
są złudnym cieniem marzenia.

Wszystko się kiedyś kończy,
miłość szalona, zauroczenie.
Zostaje pustka i niechęć
przemoknięta ciemnym zwątpieniem.

Smutek i żal pozostaje
jak igła w drżącym sercu,
o którą modlisz się, by nie kłuła
tak mocno, goręcej.

Wszystko się kiedyś kończy
I skończy się koniec wszystkiego,
zostanie pustka i nicość
na nowy początek wszystkiego.

Złuda

Moje,czy twoje myśli poplątane
Odpowiadam na pytania nie zadane nigdy
Rozmowa,której nie było nie ma końca

Mrozi chłód...
I nadzieja na ciepło -
- odpowie wzruszeniem ramion
I nagły poryw...

Gorzkie słowa zamykają usta,
żadnych pragnień z minionych lat.